– Trzeba być śmieszkiem, by dać na takie spotkanie pana Gila – powiedział przed kamerami Canal+ Michał Probierz tuż po meczu Cracovii z Jagiellonią. Szkoleniowiec Pasów miał uzasadnione pretensje do arbitra, ale – w kontekście całej 8. kolejki – smutniejsze jest to, że byli sędziowie, którzy zaprezentowali się jeszcze gorzej. A konkretnie panowie Raczkowski i Przybył wraz ze swoimi zespołami. Innymi słowy, nie był to najlepszy weekend dla sędziujących zawody.
W Krakowie Paweł Gil już na samym początku wypaczył dalszy przebieg spotkania. Nie zauważył tak samo głupiego, co oczywistego faulu Węglarza na Heliku w polu karnym gości. Później podjął jeszcze dwie kontrowersyjne decyzje na niekorzyść Jagiellonii i obie były z gatunku tych, gdzie werdykt równie dobrze mógł być w drugą stronę. Za faul bez piłki Burligi spokojnie można było pokazać bezpośrednią czerwoną kartkę, a przy wyrównującym golu Wlazły odgwizdać pozycję spaloną Sheridana. Tu jednak nie można mówić o błędach arbitra, bo ten będzie w stanie wybronić się z takich, a nie innych decyzji. Niepodyktowany rzut karny z początku meczu sprawia jednak, że Gil skrzywdził Cracovię i pomógł Jagiellonii, za co w niewydrukowanej tabeli dopisujemy Pasom trzy punkty.
Jeszcze gorzej zaprezentował się Jarosław Przybył wraz z asystentami w meczu Śląska z Legią. Najpierw puścili spalonego przy akcji bramkowej Legii, następnie dali Śląskowi książkowego karnego z dupy. Ostatecznie więc nie skrzywdzili żadnej ze stron i nie wpłynęli na końcowy rezultat, ale – jak to się ładnie mówi – smród pozostał.
Tak jak decyzje Przybyła nie przełożyły się na niczyją krzywdę, tak błędy Pawła Raczkowskiego w meczu Piasta z Lechią już tak. Zacznijmy od tego, że decyzja o wyrzucenia z boiska Sławczewa się broni, bo przy faulu lechisty na drugą żółtą kartkę nie liczyła się intencja, ale sam fakt popełnienia przewinienia. Bułgar opuścił plac gry w 40. minucie meczu, a już pięć minut później w jego ślady powinien pójść Rafał Wolski, który powinien wylecieć z powodu haniebnego ataku uniesioną nogą prosto w kolano przeciwnika. Dodatkowo pierwszy gol dla gości nie powinien zostać uznany, bo Krasić znajdował się na minimalnym spalonym. Innymi słowy, na przerwę Piast powinien schodzić z jednobramkowym prowadzeniem oraz w przewadze 11 na 9. To naprawdę rzadka sytuacja, ale z powodu błędów Raczkowskiego w niewydrukowanej tabeli zwycięstwo Lechii zamieniamy w zwycięstwo Piasta.
Na tym jednak nie koniec, bo nie popisał się także Daniel Stefański w meczu Korony z Sandecją. W 36. minucie gry nie dostrzegł oczywistej ręki Brzyskiego w polu karnym, która w dodatku zatrzymała piłkę lecącą do bramki. Gospodarzom należała się więc jedenastka oraz niemal godzina gry w przewadze. Szczęśliwie Korona i tak wygrała ten mecz, więc pomyłkę arbitra odnotowujemy jedynie w kolumnach “sędzia pomógł”, “sędzia zaszkodził”. Po ośmiu kolejkach ligi sytuacja w niewydrukowanej tabeli kształtuje się następująco: