Reklama

„Jeszcze raz zobaczę spuszczone głowy, to wyjdziecie dalej biegać”

redakcja

Autor:redakcja

28 listopada 2016, 09:23 • 8 min czytania 0 komentarzy

Wchodzę do szatni, widzę stłamszonych piłkarzy. Byli przekonani, że wpadnę i zacznę rzucać wszystkim, co mam pod ręką. Powiedziałem im: „Jeszcze raz zobaczę u was spuszczone głowy, to wyjdziecie z powrotem na boisko biegać. Nienawidzę czegoś takiego”. (…) Wiadomo było, że zespół trzeba scalić, zapewnić mu stabilizację. Piłkarze podkreślali w rozmowach: „Tu już było tylu trenerów, ciągle się zmieniali”. Widziałem, było to namacalne, że większość z nich przestała w siebie wierzyć. I to zaczynając z najwyższej półki – Milos Krasić, Seba Mila, Sławek Peszko – opowiada w dzisiejszym „Przeglądzie Sportowym” Piotr Nowak. 

„Jeszcze raz zobaczę spuszczone głowy, to wyjdziecie dalej biegać”

FAKT

432

W tabloidzie czytamy same sprawozdania po weekendowych meczach. Przytoczymy to z meczu Śląska z Legią.

– Musimy rozegrać prawie perfekcyjne zawody, żeby z tym rywalem zdobyć choćby punkt – mówił przed spotkaniem szkoleniowiec wrocławian Mariusz Rumak (39 l.). Już po kilku minutach gry brzmiało to jak czarny dowcip skazańca prowadzącego na szafot. Śląsk był na tle gości w pierwszych minutach gry tak bezradny, że groźniej wyglądała rozwinięta przez fanów gospodarzy sektorówka z komiksowym Hulkiem niż wrocławscy piłkarze.

Reklama

433

Robert Lewandowski przeżywa kryzys.

Ofensywa Bayernu w tym sezonie nie imponuje, ale dotychczas na Robercie Lewandowskim można było polegać. Po powrocie ze zgrupowania reprezentacji Polski napastnik też wpadł jednak w dołek. Nie strzelił gola od czterech meczów. Już od miesiąca nie trafił dla monachijczyków do siatki. Co jednak gorsze, kapitan polskiej kadry nie wyróżnia się także w grze. (…). Robertowi dostało się za sobotni mecz w niemieckich mediach. – To on w ogóle grał? No tak, przecież zmarnował fantastyczną okazję – napisał o nim dziennik „Sueddeutsche Zeitung”. W klasyfikacji strzelców ucieka Lewandowskiego Pierre-Emerick Aubameyang (26 l.), który ma na koncie już o sześć goli więcej.

GAZETA WYBORCZA

Liga wraca do normy.

Im dłużej trwa sezon, tym lepiej radzą sobie faworyci – Legia i Lech. I coraz bardziej zawodzą kluby, które latem grały w eliminacjach Ligi Europy – Piast, Zagłębie, Cracovia. Wystarczyły trzy zwycięstwa na starcie, by uznano Zagłębie za jednego z faworytów do tytułu. Jakby nie pamiętano, że co rok każdy polski uczestnik europejskich pucharów – wyjątkiem Legia – odchorowuje udział w nich, wzmożony wysiłek, inne przygotowania, ruchy kadrowe. A może najważniejsze bywa zadowolenie piłkarzy, w które wpadają po udanym sezonie. Teraz rewelacja ubiegłej edycji z Lubina (Zagłębie zajęło wówczas trzecie miejsce), ma za sobą trzy przegrane z rzędu: 0:3 z Lechem, 1:2 z Koroną, 1:2 ze Śląskiem. Plany trenera Piotra Stokowca krzyżuje kontuzja Filipa Starzyńskiego. Rozgrywający zmaga się z urazami przeciążeniowymi. Latem był na Euro 2016, ale nie wypoczął. Po raz ostatni w podstawowym składzie lubinian wystąpił pod koniec wakacji. Pod jego nieobecność trener zmienia ustawienia, wystawia dwóch napastników, wprowadza z ławki młodych piłkarzy, ale drużyna nie ma dawnej energii.

Reklama

434

Piłkarz większy niż boisko – tekst o N’Golo Kante.

Jedyny piłkarz, który panuje o każdej porze roku. Nawet latem – wtedy zakłada koszulkę reprezentacji Francji, żeby zdobyć srebro mistrzostw kontynentu. Jeśli o nadzwyczajnie ruchliwych graczach mówimy czasami, że mają dar bilokacji, to Kanté powinniśmy posądzać o zdolność do multilokacji, może wręcz panlokacji, on przecież przebywa nie tyle w dwóch miejscach naraz, on przebywa wszędzie naraz, i to wszędzie przebywa nadaktywnie, jego fenomen jest absolutnie nieprzekładalny na język prasy. Z czym nie umiał się pogodzić komentator „Le Figaro” recenzujący francuskich piłkarzy za niedawny sparing z Wybrzeżem Kości Słoniowej, podczas którego nasz nawiedzony bohater miał 122 kontakty z piłką, sześć razy ją odbierał, osiem razy przechwytywał, podawał z 95-procentową skutecznością. Biedaczysko dziennikarz obwołał go „wszechobecnym” (u nas byłby „wszędobylskim”), nie zdając sobie sprawy, że równie dobrze mógłby ogłosić, że papież Franciszek to dość ważny duchowny, Słońce jest ciepłe, a Einstein był niezły z fizyki.

SUPER EXPRESS

430

„Superak” dotarł do Michała Klukowskiego, który grał w Brugii razem z Vadisem Odjidją-Ofoe.

Zdziwił się pan, gdy Vadis Odjidja-Ofoe trafił latem do Legii?

Gdyby rok temu zaproponowano mu transfer do Polski, toby takiej opcji nawet nie brał pod uwagę. Wielką rolę w sprowadzeniu odegrała gra Legii w Lidze Mistrzów plus dobra praca Michała Żewłakowa, który na pewno zrobił swoje, żeby przekonać Vadisa do tego transferu. Bo pewnie miał też inne propozycje.

W Brugge też był liderem?

 Gdy do nas przyszedł, miał 20 lat. Wrócił wtedy po nieudanym pobycie w Hamburgu. Miał opinię chłopaka o wielkim talencie i pokazał, że te wszystkie zachwyty nad nim nie były przesadzone. Nigdy się nie chowa za plecami innych.

431

Czarodziej Bartoszek mówi o odmienionej Koronie.

Zapowiadał pan ofensywną grę, ale takiej kanonady i pięknych goli niewielu się spodziewało…

Bramki były przepiękne, więc cieszę się podwójnie ze zwycięstwa. Mieliśmy w założeniach, żeby strzelać jak najwięcej, i piłkarze próbowali to robić. W kilku sytuacjach zachowali się idealnie.

Tak ofensywny sposób gry to pana filozofia piłki czy wykorzystanie możliwości piłkarzy, których pan ma?

Obejmując Koronę, musiałem przeanalizować potencjał zawodników. Zdecydowałem się i wybrałem określony sposób gry. Dwa pierwsze mecze potwierdziły, że piłkarze dobrze się w tym czują, ale do poprawy pozostaje bardzo dużo.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Okładka:

435

„PS” także zdominowany przez pomeczówki, ale postaramy się wam ich oszczędzić. Na start – rozmówka z Miro Radoviciem po meczu we Wrocławiu. Zdradza, że wybaczył Filipe Goncalvesowi.

Wygralibyście dzisiaj 6:0 albo 7:0 gdyby to było wam do czegokolwiek potrzebne poza prestiżem?

Sami rozmawialiśmy między sobą w przerwie, że nie ma odpuszczania. Skoro stwarzamy sobie sytuacje, to stwarzajmy i wykorzystujmy kolejne. Doskonale zaczęliśmy mecz, później grało nam się łatwiej. Powiem szczerze, że dzisiaj spodziewałem się dużo więcej po Śląsku. Wyszło tak, że tylko my decydowaliśmy, jak to spotkanie ma wyglądać.

Załóżmy, że zasiada pan w Komisji Ligi i ogląda taki faul jak ten z 93. minuty: Filipe Goncalvesa na panu. Ile meczów kary dałby pan zawodnikowi za taki atak?

Po meczu było ładne zachowanie z jego strony. Przyszedł do szatni i przeprosił. Nie będę nosił do niego urazy. Nie mam już z tym problemu, choć niepotrzebnie tak się zachował. Przecież to była ostatnia akcja dawno rozstrzygniętego spotkania. Filipe zapewnił mnie, że coś takiego zdarzyło mu się po raz pierwszy. No to chyba trzeba mu wybaczyć?

436

Piotr Nowak opowiada o tym, jak trafił do piłkarzy Lechii.

Co zapamiętał pan z początków pracy w Lechii?

Mój drugi mecz, z Koroną. Przegraliśmy 2:4. Wchodzę do szatni, widzę stłamszonych piłkarzy. Byli przekonani, że wpadnę i zacznę rzucać wszystkim, co mam pod ręką. Powiedziałem im: „Jeszcze raz zobaczę u was spuszczone głowy, to wyjdziecie z powrotem na boisko biegać. Nienawidzę czegoś takiego”.

Chwycili?

Nie widzę dziś smutku w szatni Lechii.

Wchodząc do niej, a to już prawie rok, zastał pan drużynę przybitą, zimującą na dziesiątym miejscu. Pierwsza myśl?

Wiadomo było, że zespół trzeba scalić, zapewnić mu stabilizację. Piłkarze podkreślali w rozmowach: „Tu już było tylu trenerów, ciągle się zmieniali”. Widziałem, było to namacalne, że większość z nich przestała w siebie wierzyć. I to zaczynając z najwyższej półki – Milos Krasić, Seba Mila, Sławek Peszko. Nie to, że byli niedowartościowani, to złe słowo. Zapytałem ich o to, a oni mówili rzeczy poprawne, które każdy trener chciałby usłyszeć. Ale w tym biznesie jestem dłużej i pewne sprawy wyłapuję. Widziałem, że mają problem. Mówili, że czują się dobrze, a tak naprawdę nie otworzyli się na tyle, szczególnie na początku. Trzeba ich było przekonać.

437

PS rozpisuje się także o problemach Podbeskidzia.

To nie jest kolejna historia o spadkowiczu, który pozbawiony pieniędzy z tytułu praw telewizyjnych nie poradził sobie po spadku z ligi, stracił sponsorów, kibiców, popadł w długi i zaczął ściągać kiepskich piłkarzy. Przypadek Podbeskidzia jest o tyle trudniejszy do wytłumaczenia że klub nadal ma stabilne wsparcie miejskie, grono sponsorów w większości udało się utrzymać lub nawet powiększyć. Kibice przychodzili na nowo otwarty bielski stadion wyjątkowo tłumnie, a montowana kadra, wedle przedsezonowych deklaracji, miała być silniejsza niż w ekstraklasie. I można było w to wierzyć.

Rzeczywistość okazała się brutalna. Po wydłużonej rundzie jesiennej bielszczanie zajmują miejsce w środku stawki. Bliżej im do strefy spadkowej niż do miejsc premiowanych awansem. A gra, jaką zaprezentowali, absolutnie nie uprawnia do myślenia o szybkim powrocie do elity. Górale nie zaprzepaścili tego sezonu finansowo ani organizacyjnie. Oni ponieśli absolutną klęskę sportową. Chaosu w drużynie nie potrafił okiełznać ani Dariusz Dźwigała, uznany najlepszym trenerem I ligi poprzedniego sezonu, którego zwolniono w październiku. Szanowanemu nie tylko na polskim rynku Janowi Kocianowi też nie udało się z miejsca poprawić wyników. W Podbeskidziu całkowicie zawiodło planowanie kadry. Przed rokiem z klubu odszedł Wojciech Borecki, za którego czasów klub wizerunkowo i marketingowo leżał na łopatkach. Jednak jako były trener, prezes przyzwoicie radził sobie z doborem zawodników. Na jego następcę miasto (większościowy akcjonariusz klubu) wybrało Tomasza Mikołajkę, marketingowca znanego z pracy m. in. w Piaście Gliwice. Klubowy marketing zaczął od razu działać sprawniej, co daje efekty także w postaci świetnej frekwencji. Zabrakło jednak w klubie kogoś, kto poradziłby sobie ze sprowadzeniem odpowiednich piłkarzy.

438

Przemysław Rudzki pisze w swoim felietonie o zarządzaniu zasobami na przykładzie Aleksa Fergusona.

Z jakiegoś powodu Bóg dał nam parę oczu i parę uszu, a tylko jedne usta. Stąd też powinniśmy dwa razy więcej obserwować i słuchać niż mówić. A co jest w tym najlepsze? To nic nie kosztuje – to fragment książki, którą Sir Alex Ferguson napisał razem z Michaelem Moritzem. Legendarny menedżer Manchesteru United ma juz na koncie kilka biografii, natomiast pozycja „Być liderem” jest wyjątkowa. Skupia się bowiem na tym, jak do perfekcji opanować zarządzanie ludzkimi w trudnych okolicznościach – gdy na każdy twój ruch patrzą miliony oczu, a wokół ciebie unosi się zapach milionów funtów. Młodzi ludzie sądzą, że świat leży u ich stóp, a ty musisz, jako ich przełożony, zapanować nad buzującymi hormonami, gwałtownymi wzrostami ego, po prostu zmusić ich do ciężkiej pracy. Jak tego dokonać? Między innymi słuchać. Bo taka umiejętność pozwala sporo się nauczyć. Ferguson twierdzi, że najlepszym słuchaczem, jakiego poznał, był David Frost, słynny dziennikarz, który przeprowadził głośny wywiad z prezydentem USA Richardem Nixonem. „David nie czuł ciągłej potrzeby udowadniania swoim gościom, że jest bystrzejszy od nich” – pisze Szkot.

439

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Piłka nożna

Niepokonani. Dlaczego nikt nie wierzy, że najlepszy klub świata gra w Turkmenistanie?

Szymon Janczyk
0
Niepokonani. Dlaczego nikt nie wierzy, że najlepszy klub świata gra w Turkmenistanie?
1 liga

Czy TVP dalej będzie transmitowało Ekstraklasę? „Jest za wcześnie, aby mówić o szczegółach”

Bartosz Lodko
1
Czy TVP dalej będzie transmitowało Ekstraklasę? „Jest za wcześnie, aby mówić o szczegółach”
Niemcy

Mistrzowie dramaturgii. Dlaczego Bayer jest tak dobry w końcówkach?

0
Mistrzowie dramaturgii. Dlaczego Bayer jest tak dobry w końcówkach?

Komentarze

0 komentarzy

Loading...