Reklama

Wybiłem synowi z głowy bycie bramkarzem. Jeśli chce grać w piłkę, to tylko w polu

redakcja

Autor:redakcja

26 sierpnia 2016, 07:28 • 18 min czytania 0 komentarzy

Jaką przyczynę bankructwa Grecji można było zaobserwować w szatni Celtiku? Jak zareagował Szamo, gdy odebrał w Szkocji długo wyczekiwaną paczkę? Czy bycie bramkarzem to poważny zawód? Jakie podejście do piwa i walki i miejsce w składzie mieli w Bundeslidze? Barwny wywiad z Łukaszem Załuską, bramkarzem Wisły Kraków.

Wybiłem synowi z głowy bycie bramkarzem. Jeśli chce grać w piłkę, to tylko w polu

Dorobiłeś się już odcisków na tyłku po tylu latach?

Zawsze w wywiadach mnie o to pytacie.

Wolałbym pogadać o meczach, ale jest jak jest.

Miałem kapitalne 1,5 roku w Dundee. Grałem wszystko, zbierałem świetne recenzje, zero kontuzji. Zgłosił się po mnie Celtic, a w Szkocji takiemu klubowi się nie odmawia. Każdy katolik w tej lidze marzy o tym, by grać w tym klubie. Na swoją obronę mogę powiedzieć, że rywalizowałem z fachowcami. Najpierw Artur Boruc, potem Fraser Forster, który dostał się do reprezentacji Anglii, Craig Gordon…

Reklama

Konkurencja była spora – OK. Ale ty wciąż tam jednak tkwiłeś.

Po trzech latach dostałem ofertę przedłużenia kontraktu o kolejne trzy. Zadajesz sobie pytanie: bierzesz ofertę, którą masz na stole wiedząc, że nie znajdziesz lepszego klubu czy idziesz i ryzykujesz? W tamtym czasie nie miałem żadnej innej opcji.

Coś byś znalazł, przecież byłeś piłkarzem Celtiku, to duża marka.

Sześć lat byłem piłkarzem Celtiku i co z tego? Podpisałem kontrakt z Darmstadt dopiero pod koniec okna transferowego.

Bo wtedy byłeś większą niewiadomą, gościem, który sześć lat spędził na ławce. Po ledwie trzech latach budziłbyś większe zainteresowanie.

Łatwo jest komuś oceniać, nie będąc w mojej sytuacji. Masz rodzinę, trzydzieści lat na karku, kończy ci się kontrakt i pojawiają się w głowie myśli: “Kurde, masz trzy dychy, za chwilę trzeba będzie kończyć”. Teraz zastanawiam się: “czemu ja cztery lata temu sądziłem, że już jestem stary? Przecież fizycznie w ogóle się nie postarzałem, czuję się tak samo jak wtedy”. Za dwa lata pomyślę sobie pewnie to samo. “Kurczę, mam 36 lat, trzeba wyciągnąć z tej kariery ile się da”. A potem patrzę na takiego Arka Malarza, który w tym wieku osiąga życiową formę, a sześć lat temu powiedziałbym pewnie, że na tym etapie co on zawieszę już buty na kołku. Ja naprawdę miałem ogromny dylemat, czy przyjmować propozycję przedłużenia kontraktu, czy nie. Trafiło do mnie to, co powiedział mi kiedyś Mariusz Piekarski:

Reklama

– Załucha, w Polsce jest może 3-4 zawodników, których kibice i dziennikarze będą po latach pamiętać z tego, co zrobili na boisku. Ciebie w tej grupie nie ma. Popatrz na swoich kolegów, którzy kończą kariery i nie mają zapewnionej przyszłości. Ja uważam, że najważniejsze jest to, byś wykorzystał tę karierę finansowo. Nie myśl tylko o sobie, pomyśl o rodzinie. Zapewnij im przyszłość. Celtic ci to gwarantuje.

Gdzieś indziej zarabiałbym dużo mniejsze pieniądze. Było pytanie – iść tam i grać czy zostać i liczyć na to, że pojawi się jakaś szansa?

Dziś – wiedząc, że szans na grę jednak nie będzie, bo rywale nie będą łapali urazów – postąpiłbyś tak samo?

Wiedziałem, że wywiad z tobą nie będzie łatwy (śmiech). Nie wiem, nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Raczej nie myślę, co by było gdyby. Spędziłem dziewięć lat za granicą, sześć w świetnym klubie, mam wspaniałą rodzinę, nie mam żadnych zmartwień. Nie siedzę i nie gdybam. Ja naprawdę jestem mega szczęśliwym człowiekiem.

Nie boisz się, że dzieci zapytają cię kiedyś, byś pokazał najlepsze mecze, a ty nie bardzo będziesz miał z czego wybierać?

Dlatego między innymi wróciłem do Polski. To nie jest fajne uczucie, gdy trenujesz cały tydzień i wiesz, że nie zagrasz. Bramkarz to taka specyficzna pozycja, że albo grasz, albo nie grasz, musi czekać na kartki, transfer czy kontuzję – ale tego broń Boże nigdy nikomu nie życzyłem. Napastnik zacznie na ławce, wejdzie na kwadrans, strzeli gola, potem zacznie od początku. Jeśli nie na swojej pozycji, to może na skrzydle. Bramkarz jak zacznie jako numer dwa, to zwykle tak kończy. Dlatego wybiłem synowi z głowy, by był bramkarzem. Jeśli chce grać w piłkę, to tylko w polu.

EXCLUSIVE!!! DARMSTADT 04.09.2015 SESJA FOTOGRAFICZNA BRAMKARZA SV DARMSTADT 98 --- SV DARMSTADT 98 GOALKEEPER PHOTO SESSION LUKASZ ZALUSKA KIBICE FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Ty jakoś próbowałeś zmienić swoją sytuację? Rozmawiałeś z trenerami?

Tak, pamiętam jak wahałem się czy przedłużać kontrakt i trener przyszedł do mnie – siedzieliśmy akurat w hotelu przed jakimś meczem – i mówił:

– Łukasz, pomyśl. Puchar Szkocji, Puchar ligi, europejskie puchary, jak już w lidze będziemy mieli dużą przewagę to też pograsz.

No i co? Obiecywał i nie dotrzymywał słowa. Przypominałem mu, że miałem grać, a on:

– No tak, ale zobacz, w jakiej formie jest Fraser. Bije rekord czystych kont, nie mogę mu teraz przerwać.

Za chwilę jak już mamy mistrzostwo:

– No tak, ale trzeba pożegnać się z kibicami, musi grać najsilniejszy skład.

Zawsze coś było. A ja siedziałem. Urazu nigdy nikomu nie życzyłem i fakt faktem, że Forster nie miał żadnego urazu przez cztery lata. A jak odszedł do Southampton to – jak na złość – w pierwszym sezonie doznał kontuzji i wypadł na rok. Bywa. Celtic zaproponował mi przedłużenie kontraktu, dlatego że wiedział, iż nawet gdy nie gram w pierwszym składzie daje z siebie wszystko na treningu, mam posłuch w szatni, zawodnicy mnie szanują, zawsze naciskam na pierwszego bramkarza, przez to ten ciągle jest w super formie. Wiem, że 50 oficjalnych meczów przez sześć lat w Celtiku to nie jest dużo. Ale zwiedzenie praktycznie całego świata, bycie na praktycznie wszystkich największych stadionach w Europie, Liga Mistrzów, Liga Europy, nawet mecze towarzyskie. Lecisz do Australii, tam widzisz pełny stadion w koszulkach twojego klubu i potem masz tournee po Ameryce, zaliczasz każde duże miasto i grasz mecze przeciwko Manchesterowi czy Barcelonie. Dla mnie to też jest coś dużego. Nawet ostatnio obejrzałem sobie skrót meczu Celtiku w eliminacjach do LM. Uwierz, ta atmosfera to jest coś niesamowitego.

A ty jak reagujesz, kiedy ktoś zarzuca ci brak ambicji?

Nie wiem, nikt w twarz mi tego nie powiedział. Myślę, że większość postąpiłaby tak samo jak ja.

Dziwiłeś się, że w Szkocji odpaliłeś tak szybko? Wyjechałeś z rezerw, po przyjeździe od razu złapałeś poważną kontuzję.

Może tak miało być, wiesz? Przyznam się, że nie znałem w ogóle języka, nie miałem pojęcia, jak to będzie wyglądać. Kontuzja pozwoliła mi popatrzeć, przeanalizować, oswoić się, wyciągnąć wnioski. Odbywałem rozmowy z trenerem, przygotowywał mnie, ja obserwowałem, jak wyglądały treningi. Poznałem dobrego kolegę, dziś już przyjaciela, Szamo, który też dał mi dużo wskazówek, bo miał za sobą bogatą karierę.

Swoją drogą świetne zachowanie Szamo, który obiecał, że będzie tylko pół roku by nie blokować ci miejsca i słowa dotrzymał.

Tym bardziej, że – tak jak mi przyznawał potem – to było najlepsze pół roku w jego karierze. Nie dość, że był w świetnej formie, to miał masę farta. Nawet jak popełniał błąd to potem wyłapywał to w taki sposób, że wszyscy łapali się za głowy. Jak przyjechał do Szkocji to był jeszcze bardziej bez języka niż ja. Kaleczył strasznie. Chłopaki od razu wyczuli, że Szamo to pozytywny wariat. Raz było tak, że miała przyjść do niego paczka z Polski ze sprzętem. Zawsze jak przychodził, to od wejścia pytał:

– Jest paczka?

– Nie, jeszcze nie.

Na drugi dzień:

– Jest paczka?

– Nie, jeszcze nie.

I tak codziennie. A paczka nie przychodziła. Pięć dni – nie ma. Dziesięć – nie ma. Dopytywał się do chwilę, bo miał jakiś problem z rękawicami. W końcu wchodzimy do szatni – jest paczka. Przyjechaliśmy jako jedni z ostatnich, więc wszyscy siedzieli już w szatni i od razu pokazują na paczkę, bo wszyscy wiedzieli, że Szamo strasznie na nią czeka.

– Szamo, jest paczka! Przyszła!

Szamo podlatuje pod nią, otwiera, patrzy przez moment na zawartość i kopie ją z całej siły w sufit. Wszystko się rozleciało. A on bierze te rzeczy i rzuca po ścianach. Wziął to wszystko pod prysznic i rzucał dookoła. Na ścianę, na sufit. Zbierał z podłogi i napierdalał od nowa. Słychać tylko było:

– Kurwa! Kurwa!!!

Wszyscy jak makiem zasiał. Konsternacja. A on siedzi pod prysznicem i wali po ścianach jak jakieś zwierze.

– Łukasz, o co tu kurwa chodzi?

– Wiesz… Bo miały przyjść białe buty, a przyszły czarne.

A oni patrzą na mnie i nie oddychają, nie mają pojęcia, co się dzieje. Szamo nienawidził czarnych butów i nie wytrzymał. A już był mocno podenerwowany tym czekaniem (śmiech). Tak generalnie – Szamo miał taki potencjał, że mógł dużo więcej osiągnąć.

Ty też jesteś świrnięty?

Tylko troszeczkę. 34 lata na karku, a ty codziennie ubierasz krótkie spodenki i rzucasz się w błocie tylko po to, by wygarnąć komuś piłkę spod nóg. Trzeba mieć trochę przestawione w głowie, by być bramkarzem.

Szczególnie w Szkocji, gdzie poprzestawiane w głowie mają też niektórzy kibice.

Rozpoznawalność jest ogromna. Samaras mówił kiedyś, że w centrum był tylko dwa razy w życiu, bo się nie da tamtędy przejść. W Polsce jestem totalnym no namem, a w Szkocji rodzina czy znajomi byli w szoku, że co chwilę ktoś mnie rozpoznaje. Tam się nie robi nic innego tylko ogląda futbol. Są puby, punkty bukmacherskie i stadiony – poza tym niewiele więcej robią. Jak na ulicy nie rozpozna cię kibic Celtiku, to rozpozna ten Rangersów. Miałem raz z żoną taką sytuację, że pojechaliśmy nie na to osiedle, na które powinniśmy. Weszliśmy do sklepu, a jak wyszedłem to czekało na mnie ośmiu gości w wieku 18-20 lat z koszulkami Rangersów. Dostało się, ale tylko słownie. Nawalali na Polskę, papieża, wiarę. Wsiadłem do samochodu i ruszyłem, a oni za mną biegli, krzyczeli, machali. Jak powiedziałem chłopakom, odpowiedzieli tylko:

– Tam to się nie jeździ. Nigdy.

Akcja z pobiciem to też była nieodpowiednia dzielnica?

Nieodpowiedni ludzie. To byli piłkarze. Jeden z niższych lig, jeden z najwyższej ze Szkocji. Wyzwiska na boisku są często, ale czemu tak zareagowali? Nie wiem. Wracałem z kolacji, oni szli na nią. Od słowa do słowa, padło parę niepotrzebnych zdań, ja się już odwróciłem, a oni wykorzystali tę szansę. Upadłem niefortunnie, obiłem się o ścianę, było trochę krwi. Gdyby nie patrol policji to chyba by nic nie wyszło, akurat przechodzili po drugiej stronie ulicy, ktoś im pokazał, co się dzieje. Tamci uciekają, policjanci widzą krew, więc dzwonią po karetkę. W Szkocji na każdej ulicy są kamery, więc ja nawet nic nie wnosiłem, ale sprawa i tak została założona z urzędu.

Podczas meczów też bywało na tyle gorąco, że strach było siedzieć na ławce?

Przerażające było, jak graliśmy na Hearts i gość z trybun normalnie zaatakował trenera. Wskoczył z trybun na murawę, złapał go od tyłu, Lennon trochę się uchylił i ten kibic wylądował na ziemi. Potem trener podszedł do niego i zaczął go kopać. Służby weszły na boisko i musiały odciągać trenera a nie tego człowieka, który wbiegł. Zamarliśmy przez moment, ale reakcja była dokładnie taka, jak się spodziewałem.

Aż tak ostro było w szatni, że tego się spodziewałeś?

Już jako piłkarz Lennon był mocno wybuchowy. Nasze odprawy przed meczem z Rangersami przejdą chyba do historii. Ujmę to tak: były nastawione głównie na przygotowanie mentalne, a nie taktykę. Dla niego ten mecz to był święto. Ale najbardziej wspominam, jak nas opieprzał. Graliśmy w Filadelfii sparing z Realem Madryt. Trener zostawił sześciu-siedmiu kluczowych zawodników w Glasgow, bo za kilka dni graliśmy rewanż w Lidze Mistrzów, a Real to był ostatni sparing przed sezonem. Wilgotność powietrza – masakra. Przyjechaliśmy z deszczowej Szkocji, a tam było mega parno. Broniliśmy się – tak mi się wydawało – całkiem nieźle. Po piętnastu minutach kontuzji doznał napastnik, wszedł za niego jakiś niski zawodnik. Ja kopałem, a tam był Sergio Ramos i Pepe. Ciężko mu było cokolwiek wygrać z nimi, no ale każdemu byłoby ciężko, gdyby grał z takimi piłkarzami. U nich wchodził na boisko Di Maria czy Oezil, a my opadaliśmy z sił, bo byliśmy tylko w piętnastu. 0-2 przyjęliśmy z delikatną ulgą, bo zasłużyliśmy na więcej. Wybrali mnie piłkarzem meczu, ja też byłem zadowolony, bo parę razy uratowałem nam tyłek. Wchodzę do szatni na spokoju, a trener… kopie z całej siły w zgrzewkę wody. Butelki aż się rozsypały. Stoi oko w oko ze mną i krzyczy:

– Kurwa! Gdzie ty człowieku kopałeś te piłki?! Kurwa, weź się naucz kopać, żadnej główki przez ciebie nie wygraliśmy. Dajesz jakieś loby, co to w ogóle kurwa jest?

Ja nawet nie wiedziałem wtedy, co powiedzieć. Człowieku, przecież wybrali mnie piłkarzem meczu! A pamiętam, że poprosiłem wtedy Casillasa o koszulkę, to była pierwsza taka prośba w moim życiu. Casillas puka i zagląda do szatni, trener stoi, opierdala mnie…

– Chwila! Zaraz!

Byłem pewien, że dostanę pochwałę, a dostałem mega zjebkę.

To są te detale.

No tak, przesądziły o meczu (śmiech). Nie oddaliśmy wtedy nawet żadnego strzału.

Bo źle podawałeś!

Nawet jakbym podawał mu piłki prosto na klatkę to i tak by nic z tego nie zrobił. Nie daj Boże nie wygrać meczu albo połowy. Rezerwowi woleli wychodzić z szatni, żeby się nie spotkać z trenerem. Innym razem Lennon wpada do szatni, pokazuje na mnie i na dwóch innych palcem i mówi:

– Ty, ty i ty. Wypierdalać stąd.

Nogi się już pode mną ugięły. Odpadliśmy wtedy z Pucharu Szkocji na Celtic Park z jakimś zespołem z niższej ligi. Mieliśmy 27 rogów, pięć słupków, bramkarz rozegrał mecz życia, a oni strzelili z karnego w dogrywce. Po chwili Lennon dodaje:

– Do was nie mam pretensji.

Już myślałem, że dostanie mi się za to, że karnego nie obroniłem. Staliśmy pod szatnią i słuchaliśmy przez dwadzieścia minut tych krzyków. Masakra.

DARMSTADT 04.09.2015 TRENING SV DARMSTADT 98 --- SV DARMSTADT 98 TRAINING LUKASZ ZALUSKA BOELLENFALLTOR STADION FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

O Stevie Woodsie – trenerze bramkarzy – mówiłeś w mediach, że to też szaleniec.

Szaleniec? Nie, właśnie zupełnie nie. Wręcz przeciwnie. To był gość, z którym nie dało się pokłócić. Jak już byłem podenerwowany i mówiłem, że nie robię jakiegoś ćwiczenia, odbierał to ze spokojem.

– Odpocznij chwilę, powoli, poczekam…

Ty reagowałeś nerwowo – on reagował na to śmiechem. O każdej porze dnia i nocy mogliśmy do niego zadzwonić. Jak czasami Celtic interesuje się kimś z Polski, to Woods dzwoni do mnie i prosi o poradę.

Wymagający był?

Tak, ale nie trafił na leserów. Czasem kiedy mieliśmy dzień wolny to prosiliśmy, żebyśmy potrenowali. Lżej, ale warto było się chociaż poruszać. Fraser Forster był singlem, całe życie podporządkowywał piłce. Trening zaplanowany był na 10, to on od 8 siedział na siłowni. Kończyliśmy zajęcia – wracał na salkę i trenował dalej. Klub mu organizował dodatkowe zajęcia. Jogi nie jogi, zawsze wykorzystywał dzień na maksa. Trenerzy musieli go wręcz stopować. Śmiałem się, że gdybyś chciał go zajść od tyłu i wbić mu siekierę w plecy, to byś połamał siekierę. Wracał do domu, szedł spać i od rana znowu harówka. Fajnie, że tak mu się kariera potoczyła. Jest czołowym bramkarzem Premier League i chwała mu za to.

Kto w szatni Celtiku był największym świrem?

Scott Brown. Mega charyzmatyczny gość. Serce drużyny. Daje sygnał do walki, do podejścia wyżej, do większego zaangażowania. ADHD straszne. Na boisku i poza. Broziu tylko kiwa głową z uśmiechem “Eh, Brownie, Brownie…”. Gość potrafił robić takie głupoty, że nawet byś o nich nie pomyślał. Brał rower, rozpędzał się i wjeżdżał nim do basenu. Cały czas myślał o tym, żeby coś odwalić. Biegał, skakał na ciebie, wariował. Ogólnie to miał najgorszy gust na świecie. Koszmar każdego stylisty. Kiedy ktoś przyszedł dobrze ubrany – musiał to skomentować. A kiedy ofiara wyszła z szatni, to brał jej strój i wywieszał na środku. To był taki wyznacznik – Scott wywiesił twoje ciuchy w szatni, to znaczy, że się dobrze ubrałeś (śmiech). Samaras siedział obok niego w szatni, zawsze przychodził taki zaspany, siadał i klepał go po głowie na przywitanie. Brownie w końcu spojrzał na niego z pogardą i powiedział:

– Panowie, nie sądzicie, że on mnie traktuje jak jakiegoś psa?!

Swoją drogą Samaras – mimo że karierę miał całkiem niezłą – to chyba mocno zmarnowany talent.

Nigdy nie spotkałem człowieka, który aż tak był pozbawiony układu nerwowego. Nigdy nie można go było wyprowadzić z równowagi. Straszny leniuch. Taki typowy Grek. Śmialiśmy się:

– Dlaczego Grecja bankrutuje?

– Bo wszyscy są tam tacy jak Samaras.

Tak mało dawał z siebie na treningu, a robił tak dużą różnicę podczas meczu.  Byłem w Celtiku pięć lat i tylko raz widziałem go na siłowni. Kiedy wszedł wszyscy zamarli. Samaras tutaj, o co chodzi?

– Sorry, panowie. Zabłądziłem!

Ciekawe, że trafił akurat do Szkocji – ligi raczej siłowej, gdzie trzeba zapieprzać.

Ale on bronił się piłkarsko. Gwiazda reprezentacja Grecji, mistrzostwa świata, Europy. Miał duży szacunek. Jak Brown opieprzał kogoś w szatni, to dość szybko padały dosadne słowa. Ktoś nowy kiedyś zapytał go:

– A dlaczego Samarasa tak nie opieprzasz? Kurwa, on robi pięć razy mniej na treningach niż ja.

– Wiesz co… Próbowałem przez trzy lata. Poddałem się. Ale jak tak będziesz grał w meczach jak on – też dostaniesz taryfę ulgową.

Samarasa atakowali, a on tak, jakby nie słyszał. Chłopaki reagowali atakiem na atak. A on jakby był głuchy. Rozbrajał wszystkich tym, że nie dało się go wyprowadzić z równowagi

Ty byłeś mentalnie gotowy na wyjazd do Szkocji? Zaskoczyło cię coś?

Zaskoczyło mnie, że Szkoci w ogóle nie narzekają. Trener kazałby im przebiec sto kilometrów w deszczu i wietrze – uznaliby, że skoro takie jest polecenie, to tak właśnie trzeba zrobić. W Polsce było tak, że od razu trener usłyszałby “co to jest w ogóle za trening?!”. Niektórzy dziennikarze też trochę to nakręcają. “Zespół nie odpalił, bo jest źle przygotowany”. Jak to zespół źle przygotowany? W Szkocji w ogóle nie ma takiego pojęcia jak “źle przygotowany zespół”. Jak piłkarz ma za mało – może sam nadrobić na siłowni. Za dużo? Nie wierzę, że można zajechać dwudziestu młodych mężczyzn. Treningi w Szkocji były ciężkie, ale największa rzeźnia jaką widziałem była w Bundeslidze. Już nawet nie chodzi o takie treningi jak bieganie po schodach, co też się zdarzało. W Darmstadt same kontrakty może nie powalały, ale premie meczowe były mega wysokie. Dostawali je tylko ci zawodnicy, którzy grali, więc wyobraź sobie, jaka była walka o skład.

To swoją drogą nie zarobiłeś zbyt dużo.

Bramkarze byli traktowani inaczej. Ten widok był przerażający. Trener stał z boku, nigdy nie zagwizdał żadnego faulu. Najsłabsze ogniwa po prostu odpadały. Naturalna selekcja. Szkocja jest postrzegana jako brutalna liga, ale co tam się działo na treningach to był kryminał. Na treningach! Kontuzje zdarzały się co chwilę. Czasami piłkarze zaciskali zęby, tejpowali nogi i jechali dalej. Rozwalony łuk brwiowy, połamane nosy, rozharatane nogi – nikomu to nie przeszkadzało. Nie można było oddać miejsca w składzie.

Szedłeś tam z perspektywą grania?

Idąc tam trenerzy powiedzieli, że totalnie nie wiedzą, czego się spodziewać po zespole i bramkarzu, więc szukają kogoś doświadczonego, kto był na zachodzie, poznał poważne ligi i w razie czego mógłby wskoczyć do bramki i zagwarantować poziom. Po pierwszych trzech meczach – trzy remisy. Pojechaliśmy na Leverkusen – wygraliśmy. Pojechaliśmy na Dortmund – zremisowaliśmy. W Niemczech wszyscy skonsternowani. Co to w ogóle jest? Oddajemy jeden strzał w meczu i mamy wyniki. Przed sezonem eksperci mówili, że to może być jeden z gorszych zespołów w historii Bundesligi. A jednak się utrzymali. W przedostatnim meczu z Herthą już miałem grać, rozgrzewałem się od 10. minuty, bo bramkarz… połamał rękę. Ktoś strzelał z przewrotki, on chciał wybić, a dostał w rękę i od razu tą ręką w głowę. Był tak oszołomiony, że nie wiedział, co się dzieje. Pyta lekarzy:

– Co się stało? Co ze mną?

– Wszystko OK!

Lekarze podejrzewali złamanie, ale nie powiedzieli mu tego. Gdyby podczas meczu poszedł choć jeden strzał na jego prawą rękę – byłby do zmiany. A na złość przez te 80 minut nie było żadnego (śmiech).

Czynisz bramkarzy nieśmiertelnymi!

Coś w tym jest. Ale mnie też omijały kontuzje. Jak nikomu nie życzysz kontuzji to dobro wraca.

Czym Bundesliga cię zaskoczyła?

Wszystko dopięte na ostatni guzik. Stadiony zawsze pełne. Nikt jadąc na mecz w autokarze nie pyta, ilu będzie kibiców. Najbardziej zaskoczyło mnie podejście do piwa. Możesz czasem siąść i wypić po treningu, w autokarze po meczach też masz pozwolenie. Jedno, dwa – to dla nich naturalne. Jakoś tak średnio widzi mi się w polskiej szatni lodówka z browarami dostępna dla każdego.

Dirk Schuster, twój trener, podobno uwielbiał przesądy. Jak raz przyniósł zupę asystentowi i po tym drużyna wygrała, to robił tak zawsze.

Zrobił tylko coś nowego a potem drużyna wygrała – ciągle to powtarzał. Musiały stać obok niego w szatni dwie butelki wody, określonej firmy i w określonej pozycji. Ostry gość. Jeżeli ktoś popełniał jakieś drobne błędy taktyczne, potrafił  ściągnąć zawodnika do bazy w 15. czy 20. minucie. Każdy bał się mu w oczy spojrzeć, nikt nie miał pretensji. Pamiętam jak przyjechałem do drużyny i na pierwszych treningach zacząłem dyrygować po angielsku. Trener wziął mnie od razu i powiedział:

– Angielski? Nie ma angielskiego. Tylko niemiecki.

A ja byłem pierwsze dwa dni w Niemczech. Wróciłem do hotelu i się uczyłem. Links, rechts, komm zurück. Przychodził do mnie w pierwszych tygodniach i tłumaczył wszystko po niemiecku. A ja nic nie rozumiałem, taki to był dialog między nami. Zaskoczyło mnie też, że przed meczami kapitan wygłasza do drużyny długą mowę motywacyjną. Nie to, że “panowie, walczymy!” i tyle. Porusza kwestie rodzinne, charakterów, krzyczy, ścisza głos, potem znowu krzyczy. Przed każdym meczem tak było. Rzadko kiedy rozumiałem, o czym on mówi, ale robiła wrażenie jego pasja.

EXCLUSIVE!!! DARMSTADT 04.09.2015 SESJA FOTOGRAFICZNA BRAMKARZA SV DARMSTADT 98 --- SV DARMSTADT 98 GOALKEEPER PHOTO SESSION LUKASZ ZALUSKA FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Dużo zmieniło się w polskiej lidze po tych dziewięciu latach?

Tak, jestem w szoku. Cały zespół siedzi po treningu czy przed na siłowni. Tylu zawodników nie chodziło nawet w Niemczech na dodatkowe zajęcia, max zostawiali na treningu. Każdy próbuje zrobić wszystko, co możliwe, by być na każdy mecz przygotowany na sto procent i odbić się wreszcie z dna. Wcześniej nawet nie było siłowni w klubach. Niby mogliśmy trenować gdzieś tam na mieście, ale wiesz jak to jest. Wracasz po treningu, zaczniesz spędzać czas z rodziną, potem trudno jest wyjść o 19:30 jeszcze na siłownię. Teraz wszystko załatwiasz na miejscu, o 16 jesteś wolny. Chłopaki normalnie jedzą, biorą odżywki, witaminy, w ogóle nie imprezują, co kiedyś nie było takie oczywiste. Przepaść jak rów mariański. Kiedyś piłkarze normalnie palili w szatniach. Wchodziłeś pod prysznic i widoczność była jak w saunie parowej.

To był ostatni dzwonek, żeby przypomnieć się ludziom?

Tak, dlatego nawet nie zwracałem większej uwagi na inne – lepsze finansowo, nie ukrywam – oferty. Głodny jestem tej gry, co tu dużo mówić. Fajnie znowu poczuć dreszczyk emocji. Brakowało mi tego. Nie przychodzę jako incognito, ale jako ktoś kto był na zachodzie, więc zdaję sobie sprawę, że wymagania będą większe. Długi czas nie miałem telewizji, więc nie wszystkich jeszcze kojarzę, cały czas muszę się tej ligi uczyć.

Nie oglądałeś telewizji, czytałeś za to, co o Wiśle pisało się w internecie.

Ostatnio to już nawet przestałem to robić. Mam nadzieję, że po ostatniej informacji będzie już spokój, bo w pewnym momencie straciłem już nadzieję, że znajdę tam cokolwiek, co nastrajałoby mnie optymizmem.

Rozmawiał JAKUB BIAŁEK

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Hiszpania

Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Patryk Stec
0
Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Cały na biało

Polecane

Polski siatkarz gra w Izraelu. „Czuję się bezpiecznie. Narracja mediów jest rozdmuchana”

Jakub Radomski
28
Polski siatkarz gra w Izraelu. „Czuję się bezpiecznie. Narracja mediów jest rozdmuchana”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...