Reklama

Tekst czytelnika: Ucieczki do raju. Historie tych, którzy zostawili PRL

redakcja

Autor:redakcja

24 lipca 2012, 18:57 • 7 min czytania 0 komentarzy

Dostawali wszystko, na co akurat mieli ochotę. Drogie fury, luksusowe domy, a nawet – co w tamtych czasach było prawdziwym rarytasem – jedzenie. Ich sejfy po brzegi wypchane były pieniędzmi. Mimo to, pragnęli czegoś więcej. Pragnęli życia w normalnym kraju, z dala od komunistycznej władzy. Poznajcie historię piłkarzy, którzy rozpłynęli się w powietrzu, często zostawiając po sobie wille z basenami i prawie cały – zabrali tylko pieniądze – dorobek życia. Poznajcie historię tych, którzy z różnych powodów sławni w Polsce być nie chcieli.
W Europę za kobietą

Tekst czytelnika: Ucieczki do raju. Historie tych, którzy zostawili PRL

Jest rok 1988, Mediolan. Najlepsi piłkarze z ligi polskiej mają rozegrać spotkanie pokazowe przeciwko gwiazdom Serie A. Nagle ktoś w hotelu oznajmia „Andrzej Rudy zniknął”. Rozpoczynają się gorączkowe poszukiwania – gdzie jest napastnik GKS Katowice. Wojciech Łazarek dorobił się już nawet stanu przedzawałowego, a w korytarzu słychać krzyk: – Proszę trenera, Janka Urbana też nie ma! To oczywiście dowcip. Pewnie, gdyby okazał się prawdziwy, trener Łazarek zszedłby z tego świata. Zwiał tylko Rudy. –Zrobił to po śniadaniu. Przeczuwałem, że może się tak zdarzyć. Zawodników jakoś to nie przejęło. Bardziej martwili się działacze – wpadli w panikę. Zaczęli dochodzić, jak to możliwe, że ktoś uciekł, czy wszystkim nam zabrali paszporty i nie do końca wiedzieli, co mogą jeszcze zrobić – opowiada Ryszard Tarasiewicz.

Większy problem miały władze GieKSy. Za transfer Rudego zapłaciły 50 milionów złotych. Zawodnik podpisał z nimi dwuletnią umowę, a jednym z warunków kontraktu stała się… praca dla partnerki. Była nią śliczna modelka – Anna Dąbrowska. – To ona miała wpływ na ucieczkę, namawiała go. Sam w życiu nie podjąłby takiej decyzji –przekonuje Tarasiewicz. Widocznie, posada w TVP Katowice Dąbrowskiej nie wystarczyła. Marzyła o karierze, a w Polsce – jak sama twierdzi – nie dało się jej zrobić. Praca fotomodelki ograniczała się do balansu na krawędzi gwałtu. Dlatego dziesięć dni przed ucieczką ukochanego, wyjechała polonezem do RFN. Pieniądze na samochód pochodziły z kasy GKS.

– Uciekałem od zakłamanego świata, bo taka była wtedy Polska. Chciałem sam decydować o swoim życiu. Uważałem, że to był najwłaściwszy ruch z mojej strony. Po tylu latach jest mi… przykro, że w taki sposób musiałem się oddalić, ale skoro legalnie nie było szans… Wie pan, do końca nie było to dobre rozwiązanie, bo przecież zostałem zawieszony i przepadł mój najlepszy czas w piłce. Niby to tylko kilka miesięcy wyciętych z kariery, ale tak uważam. No i przy okazji zostałem przestępcą. Wiele rzeczy napisano. A to, co pisano i mówiono o mnie, to była polityka. Nawet mój dobry kolega, a raczej przyjaciel, dziennikarz pisał o mnie bardzo złe rzeczy, świństwa. Ale nie miał wyjścia. Kazano mu. Jestem Polakiem, mam polskie serce, urodziłem się Polakiem i Polakiem umrę – powiedział po latach w rozmowie z „Przeglądem Sportowym”.

Reklama

Droga Rudego do miłości wiodła z Mediolanu przez Monachium, Monako, Paryż, Strasburg, aż dotarł do Kolonii. Zamieszkał tam w maleńkim mieszkaniu, by ukryć się przed… prasą. Gazety przepytywały osoby z zagranicznego światka piłkarskiego, ze szczególnym uwzględnieniem pracowników niemieckich drużyn, by ustalić, gdzie może znajdować się piłkarz. Tymczasem Rudy mościł sobie gniazdko w 1. FC Koeln. Była nawet szansa, żeby zamieszkał w stolicy Bawarii. Jednak działacze Bayernu nie wykazali zainteresowania pomocnikiem, który dopiero co uciekł z kraju. Tak samo jak Bayer Leverskusen i AS Monako. Zresztą, władze ostatniego z klubów pomogły w przewiezieniu uciekiniera przez granicę francusko-niemiecką. W zamian za 150 tysięcy marek Rudy na chwilę stał się Wolfgangiem Schanzlerem (pracownik Kolonii).

Polak, zaraz po przyjęciu obywatelstwa zachodnich Niemiec, wziął ślub z Dąbrowską. W prezencie para dostała nawet trzypokojowe mieszkanie. Zresztą, 1. FC Koeln zapewniał im życie ponad stan, oferując umowę opiewającą na 350 tysięcy marek netto. Pojawił się jednak problem. PZPN, oburzony postawą piłkarza, postanowił ukarać go pięcioletnią dyskwalifikacją. FIFA stanęła jednak po stronie Rudego i Kolonii, ogłaszając: „albo się dogadacie, albo po roku dopuszczamy go do rozgrywek Bundesligi i GKS nie otrzyma ani grosza”. Niemiecki klub zaproponował dwa miliony marek, na co katowiczanie przystać już musieli. W przeciwnym razie, nie mieliby ani piłkarza, ani pieniędzy.

Do niedawna Rudy był trenerem w Sportfreunde Siegen. Anna Rudy nie jest już jego partnerką, ale karierę robi imponującą. Działa w branży filmowej i muzycznej. Niektórzy twierdzą, że to wszystko dzięki urodzie oraz szeroko pojętej łatwości w nawiązywaniu znajomości…

Czmychnę, a rodzinę jakoś przetransportujemy

Marek Leśniak – to był dopiero kawalarz. Wyjechał, ale wrócił. Wrócił, bo kiedy działacze Pogoni Szczecin zorientowali się, że mogą coś na jego ucieczce ugrać, zaczęły się do napastnika łasić. Wyjazd za granicę był dla będącego w wieku poborowym Lesiaka jedynym ratunkiem. W przeciwnym razie, trafiłby do Legii Warszawa. W 1988 kadra olimpijska pojechała do Danii. Właśnie tam „zgubił się” Leśniak.

Reklama

Dzień później zguba sama postanowiła zadzwonić do Zdzisława Podedwornego, ówczesnego opiekuna drużyny…

– Pan trener? Z tej strony Marek Leśniak
– Gdzie ty jesteś?!
– W niemieckim Leverkusen. I ja tu zostaję!

Tamtejszy Bayer jeszcze przed ucieczką oferował za piłkarza dwa miliony marek. Władze powiedziały „nie”. Najpierw wojsko, potem wyjazd. Gdy Leśniak znalazł się za Murem Berlińskim, trzeba było coś wymyślić. Zaczęto prosić go, by wrócił. Dostanie zgodę na transfer, ale niech wróci. W końcu, po żmudnych pertraktacjach, przystał na prośby działaczy. – Ale nie zakują mnie w kajdanki jak wylądujemy w Polsce? – dopytywał jeszcze na pokładzie samolotu. Ostatecznie załatwiono transfer tak, by Leśniak mógł zabrać ze sobą rodzinę, a do Polski trafiło 1,2 miliona marek oraz środki farmaceutyczne. – Marek do dziś mieszka w Niemczech. Dzieci poszły tam do szkoły, a on pracuje jako trener w Oberlidze (odpowiednik naszej III Ligi). Widziałem się z nim przy okazji spotkania ludzi Pogoni. Słyszałem, że miał ofertę z klubu wyższego szczebla, ale nie mam pojęcia, czemu tam nie poszedł. Mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że czuje się Polakiem. Ma tutaj mieszkanie. Jego rodzice mieszkają w Nowogardzie, a teściowie w Szczecinie. Często przyjeżdża – twierdzi kolega Leśniaka, Mariusz Kuras.

Sposób zawodnika szczecińskiej Pogoni próbował wykorzystać Grzegorz Więzik. On z kolei uciekał kilka razy. Do Niemiec, do Grecji… Gdzie się Tylku dało. W końcu wyjechał. Pretekstem do tego okazała się choroba oczu córki. Podobno… dziecku nic nie dolegało. Leczenia zabronić jednak nie można. Więzik miał jednak kontrakt w 1. FC Kaiserslautern. Tylko to się liczyło.

„Uciekli? Piszcie, że nakradli!”

W 1982 roku reprezentacja młodzieżowa wyjechała do Londynu. Na miejscu wywołano aferę. Od grupy kadrowiczów odłączyli się Wenanty Fuhl oraz Roman Geschlecht. – Prasa pisała, że okradali sklepy z ciuchami. Oczywiście, żeby ich oczernić. Oficjalne dzienniki krajowe kazały dać taki przekaz ludziom – opowiada dobrze znający środowisko śląskiej piłki Jerzy Mucha.

Wielu uciekających z tego rejonu piłkarzy miało zagraniczne kontakty. – Choćby Rudolf Wójtowicz. On był gwiazdą w juniorach. Chciał się ustawić, a miał w Niemczech rodzinę. Ta rodzina bardzo chciała chłopakowi pomóc. A że grał w Szombierkach Bytom – gdzie perspektywy na awans sportowy były marne – trzeba było szukać jakiegoś rozwiązania – twierdzi Mucha.

Inaczej było w przypadku legendy Górnika Zabrze, Jana Banasia. On nawet urodził się w Niemczech. Jego ojciec był żołnierzem Wermachtu. W 1966 piłkarz postanowił wykorzystać ten fakt i – za namową taty – pozostał za granicą. Na miejscu okazało się jednak, że troskliwy tatuś wcale nie chciał pomóc synkowi. Miał zamiar go wykorzystać; zarobić na transferze. Banaś – gdy tylko dostrzegł, o co chodzi – wkurzył się i wrócił. – Tata przyjechał do Szwecji i zaczął mnie przekonywać, żebym wsiadł na prom i popłynął z nim do Niemiec. Zwęszył interes. Zorientowałem się po dwóch miesiącach. Na szczęście, z powrotem do Polski nie było problemu – opowiada piłkarz, któremu przepadły olimpiada w 1972 (Monachium) oraz mundial w 1974 (RFN).

– Miałem zakaz jeżdżenia z drużynami do Niemiec. No i nie mogłem zdobyć ani złotego medalu w 1972, ani brązowego 1974. A mecze eliminacyjne przed igrzyskami zaliczyłem wszystkie! Dyskwalifikacja najbardziej bolała właśnie po tych wspaniałych wynikach. Na tym nie koniec. Byłem także zawieszony na dwa lata, ale karę złagodzono do sześciu miesięcy. Domagała się tego opinia publiczna. Kibice żądali, bym grał. Ojciec przypomniał sobie o mnie po 23 latach. Wcześniej w ogóle nie starał się do mnie dotrzeć. Zresztą, nie widzieliśmy się od tamtej pory. Zerwałem kontakt jeszcze, zanim opuściłem RFN. Miałem przyjaciela w 1. FC Koeln. To był zagorzały fan sportu, pozwolił mi u siebie pracować. No i załatwił, że mogłem trenować z jego ukochaną drużyną. Z ojcem nie rozmawiałem już nigdy. Wróciłem do kraju, odczekałem pół roku i znowu grałem dla Polonii Bytom – kończy Banaś.

W tamtych czasach ucieczki stały się wręcz nagminne. Za Murem Berlińskim czekał lepszy świat. Komunistyczne władze, chcąc poradzić sobie z problemem, wyznaczały działaczy do zbierania paszportów zaraz po kontroli celnej. Gorzej, gdy sami działacze gdzieś się zmyli. A często tak właśnie było.

MATEUSZ KAROŁƒ

Najnowsze

Ekstraklasa

Radomiak nie zmieni trenera. Maciej Kędziorek nadal będzie prowadził zespół

Szymon Janczyk
2
Radomiak nie zmieni trenera. Maciej Kędziorek nadal będzie prowadził zespół

Komentarze

0 komentarzy

Loading...