Reklama

Ekstraklasa w polu kukurydzy? Wielkie ambicje klubu z Niecieczy

redakcja

Autor:redakcja

30 grudnia 2011, 09:25 • 11 min czytania 0 komentarzy

Siedemset dwadzieścia sześć osób. Właśnie tylu mieszkańców liczyła sobie podtarnowska Nieciecza w 2007 roku. Wieś znana jest w Polsce wyłącznie za sprawą projektu Danuty i Krzysztofa Witkowskich, którzy pewnego dnia zapragnęli zbudować tutaj profesjonalny klub piłkarski. Historia rodem z piosenki Golec Orkiestry staje się powoli faktem. Termalica Bruk-Bet Nieciecza zajmuje drugie miejsce na zapleczu Ekstraklasy i jest jednym z faworytów w wyścigu po awans do futbolowej elity.
Kościół, Ochotnicza Straż Pożarna, szkoła i kilka domów. Nieciecza wygląda jak tysiące innych wsi w Polsce, tych, które mijamy codziennie w drodze z jednego miasta do drugiego. Wyróżnia ją tylko ogromne pole kukurydzy pośród którego umieszczony został piłkarski stadion. O pojemności dwukrotnie większej niż liczba mieszkańców tej miejscowości. Kibicowska przyśpiewka „jesteśmy chuj wie gdzie” nigdzie nie brzmi tak prawdziwie i autentycznie. A jednak ta wioska na południowym krańcu Polski każdego tygodnia udowadnia, że nie potrzeba wcale wielkiej metropolii, by budować wielką piłkę. Jedynym niezbędnym atrybutem jest oddany sprawie, zaangażowany w życie klubu sponsor.

Ekstraklasa w polu kukurydzy? Wielkie ambicje klubu z Niecieczy

LKS Nieciecza, choć zabrzmi to jak żart, jest klubem z dość długą tradycją. Kiedyś nawet z powodzeniem walczył w III lidze, a mieszkańcy wioski postrzegani byli w regionie jako wyjątkowo utalentowani piłkarsko (i wokalnie, o czym świadczy liczba kółek piosenkarskich). W ostatnich latach brakowało jednak sukcesów, a lokalny klubik nie różnił się niczym od tysięcy podobnych w całej Polsce – od Kamieniarza Golemki przez Orlik Sobień, po wszystkie możliwe LKS-y. Mizeria trwała do czasu, gdy lokalni biznesmeni z Termaliki Bruk-Bet dorobili się na tyle, by użyć klubu jako wizytówki. Krzysztof Witkowski i jego żona Danuta od dawna angażowali się finansowo we wspieranie i aktywizowanie lokalnej społeczności, a ich dość świeżym pomysłem była inwestycja w klub. Trudno zresztą wyobrazić sobie lepszą reklamę, niż prywatny folwark gdzieś w wyższych ligach. Człowiek zajmujący się na co dzień betonem i kostką brukową postanowił zareklamować swoją firmę w ogólnopolskich mediach z Przeglądem Sportowym i Faktem na czele. Rozpoczął się imponujący marsz po rozgłos i sławę.

Na pierwszy ogień poszła wyśmienita prasa w tarnowskich, lokalnych mediach, gdy klub w cuglach zwyciężył V ligę. Rok później zajął trzecie miejsce w IV klasie rozgrywkowej i w nowym sezonie promował Termalikę i Bruk-Bet już w całej Małopolsce i Świętokrzyskim. Drugie miejsce za rezerwami Korony Kielce dało wsi awans do II ligi, którą oczywiście bez większych problemów zwyciężyli. Cztery lata, parę milionów złotych inwestycji i sporo determinacji wystarczyło, by Termalica Bruk-Bet, a przy okazji także wieś Nieciecza stały się nieodłącznym elementem gazet, czasopism i portali sportowych, jako jeden z klubów pierwszoligowych.

Cztery awanse w cztery sezony. Transfery tak doświadczonych graczy jak Artur Prokop, czy Łukasz Szczoczarz, a potem także Dariusz Pawlusiński, Arkadiusz Baran, czy Karol Piątek. Ogromne ambicje i apetyt na kolejną promocję, tym razem do grona najlepszej szesnastki polskich drużyn. Całkiem niezłe osiągnięcia, jak na 490 ha ziemi obsadzonej kukurydzą.

– Trafiłem do Niecieczy po odejściu z Cracovii, wówczas Termalica Bruk-Bet grała w drugiej lidze. Gdy zobaczyłem jak to wszystko jest zorganizowane, od razu powiedziałem, że to dopiero początek długiej drogi – mówi w rozmowie z naszym serwisem Łukasz Szczoczarz, jeden z pierwszych zawodników „z nazwiskiem”, którzy zdecydowali się grać na prowincji. – Moje prognozy zresztą dość szybko się sprawdziły, tu nie było absolutnie żadnego przypadku. Nawet żonie powiedziałem, że jeszcze parę lat i Termalica Bruk-Bet Nieciecza może awansować nawet do Ekstraklasy – komentuje. Od początku bowiem celem państwa Witkowskich było udowodnienie, że liczba mieszkańców nie może determinować klasy rozgrywkowej dla klubu. – Z tego co wiem to był jeden z głównych celów całego przedsięwzięcia, pokazanie światu, że można zrobić to w takim miejscu – przytakuje Karol Piątek, pomocnik Termaliki.

Reklama

Termalica początkowo traktowana była jako sezonowa ciekawostka pokroju Heko Czermno czy Tłoków Gorzyce. Szybko jednak okazało się, że właściciele klubu nie mogą co prawda liczyć na tysiące fanatycznych gardeł, mają jednak całkiem sporą wiedzę na temat prowadzenia klubu. Przede wszystkim zaś potrafią otaczać się fachowcami. – Mamy ludzi od transferów – zapewniał w wywiadach Krzysztof Witkowski i kimkolwiek ci ludzie nie są, należą im się duże pieniądze. W Niecieczy zatrudniono bowiem całe fury doświadczonych graczy, którzy pozwolili w miarę bezboleśnie przebrnąć przez pierwszy sezon na zapleczu Ekstraklasy.

– Dla większości chłopaków awans do I ligi to był naprawdę duży skok. Już wtedy rozmawialiśmy, że jeśli uda się utrzymać, kolejny sezon będzie dużo łatwiejszy. Wiedzieliśmy, że można liczyć na naszych działaczy i na pewno dojdą do nas wzmocnienia, tak zresztą się stało – wspomina Łukasz Szczoczarz, który w Termalice jest już trzeci sezon. – Na pewno łatwiej jest być beniaminkiem w drugiej lidze. Różnica między trzecią, a czwartą klasą rozgrywkową nie jest zbyt wielka w przeciwieństwie do przepaści jaka dzieli II ligę i zaplecze Ekstraklasy – wtóruje mu Karol Piątek. – Na tym poziomie gra mnóstwo zawodników z ekstraklasową przeszłością, dużo naprawdę doświadczonych, wartościowych graczy, przez co ci nieopierzeni muszą płacić frycowe – przyznaje.

Pierwszy sezon istotnie sprawił prowincjonalnemu klubowi sporo problemów. – Termalica wałęsała się w okolicach miejsc spadkowych i większość stawiała krzyżyk na egzotycznym wynalazku wprost z pola kukurydzy. Potem jednak Krzysztof Witkowski sięgnął głębiej do kieszeni i bez większych problemów ściągnął do siebie Pawlusińskiego, Mysonę, czy Rybskiego, ludzi, którymi nie pogardziłyby wówczas nawet kluby walczące o awans, jak Podbeskidzie, czy ŁKS. Tym, którzy cieszyli się, że Nieciecza rychło wróci „tam gdzie jej miejsce”, pozostała tęsknota za inwestorem wrzucającym bez zmrużenia okiem kolejne miliony w swój klub.

– Lubię być w pracy szanowany, zarówno za to co robię na boisku, jak i poza nim. Mój transfer do Termaliki był świadomym wyborem, słyszałem bardzo dużo dobrego o klubie i teraz sam mogę się pod tymi pochwałami podpisać. Miałem jedną, bardzo konkretną propozycję z Ekstraklasy, jednak zdecydowałem się na I ligę i na pewno tego wyboru nie żałuję – wspomina Dariusz Pawlusiński. Zimowy zaciąg Termaliki potwierdzał, że klub stać na walkę o coś więcej niż utrzymanie, potrzeba im wyłącznie czasu. Skoro solidni gracze Ekstraklasy wybierają pierwszoligowca z wioski, mając w dodatku inne oferty… Wiedz, że coś się dzieje.

Gdy udało się wywalczyć utrzymanie, państwo Witkowscy od razu rozpoczęli poszukiwania wzmocnień. Kukurydziana Arena, jak szyderczo nazywany jest obiekt w Niecieczy wśród kibiców z większych miast, ponownie stała się Mekką dla piłkarzy pragnących skupić się wyłącznie na grze, bez zamartwiania się o wypłaty czy warunki mieszkaniowe. – Przychodząc do Termaliki wiedziałem, jakie inne transfery planuje klub, rozmawiałem także z moim kolegą Karolem Piątkiem, usłyszałem wiele pochlebnych opinii o organizacji – wspomina Jakub Biskup, który dołączył do zespołu przed sezonem. Wraz z nim do Niecieczy trafili Emil Drozdowicz, Dariusz Jarecki, Sebastian Nowak, czy Piotr Ceglarz. Nastąpiła również zmiana na stanowisku trenera drużyny, a misję budowania wielkiej Termaliki otrzymał Dusan Radolsky. Rozmach z jakim skonstruowano zespół wzbudzał podziw i szacunek rywali, jednak póki co nikt nie rozmyślał o awansie. – Nie mieliśmy jakichś konkretnych celów, nie było presji na awans. Pani prezes oczekiwała od nas przede wszystkim ładnej, miłej dla oka gry i zdobywania punktów – mówi Biskup, a wtórują mu pozostali zawodnicy. – Jeśli były jakiekolwiek założenia to raczej luźna rozmowa o grze w pierwszej piątce. Nie przychodziliśmy na mecz się spinać, że musimy koniecznie zdobyć trzy punkty, myśleliśmy wyłącznie o tym, żeby zagrać dobre spotkanie. Taki komfort psychiczny na pewno miał na nas wpływ – twierdzi Karol Piątek.

Przed sezonem nie było więc parcia na odważne deklaracje, choć walkę o promocję do Ekstraklasy zapowiadał niemal co drugi klub. – Nikt raczej nie myślał o awansie, ale z drugiej strony widzieliśmy, jakie transfery szykuje klub, jacy zawodnicy do nas przychodzą, do tego trener, który znakomicie to wszystko poukładałâ€¦ To nie było ciężkie do przewidzenia, że będziemy mierzyli wysoko, skoro mamy taki skład. Do tego dochodzi jeszcze organizacja – każdy musi przyznać, że obecnie Termalica to najlepiej poukładany klub w I lidze. Chwała pani prezes Danucie Witkowskiej, która stworzyła nam takie warunki do pracy, że możemy skupić się wyłącznie na grze – chwali klub Jakub Biskup, któremu zresztą ciężko się dziwić. Terminowe wypłaty, spokój, cisza, zero presji – trudno wyobrazić sobie lepsze warunki do kopania piłki. – Bez żadnej przesady można stwierdzić, że niektórzy zawodnicy sporo by oddali, by grać w Termalice. Nam pozostaje się cieszyć, że możemy tutaj pracować – komentuje Biskup.

Reklama

Pozostaje jednak wątpliwość, czy gra we wsi liczącej niespełna ośmiuset mieszkańców ma jakikolwiek sens, poza ściśle zarobkowym charakterem przedsięwzięcia. Termalica Bruk-Bet nie doczekała się póki co oddanych fanatyków, przed którymi drżeliby przyjezdni. Piłkarze nie mogą także liczyć na wsparcie własnych kibiców podczas meczów wyjazdowych. – Było w tej rundzie kilka meczów, w których wspierali nas fani z Niecieczy – protestuje Pawlusiński. – Nie były to może jakieś ogromne grupy, ale dla nas ważne jest nawet kilkanaście osób, które pojawi się na meczu wyjazdowym. W tym wypadku żadnego znaczenia nie ma ilość, a wyłącznie fakt, że ktoś jest z nami na obcym terenie – przypomina doświadczony zawodnik. – Wiadomo, że lepiej się gra, gdy kibiców jest dużo, głośno dopingują, ale to akurat od nas nie zależy. My robimy to, za co nam płacą, niezależnie od tego, czy kibice jeżdżą z nami na wyjazdy, czy nie. Zresztą dobrze widać to w tabeli, gdzie – jeśli chodzi o wyjazdowe mecze – wyglądamy naprawdę dobrze na tle ligi – zauważa Jakub Biskup. – Nie można także zapominać, że na kilku spotkaniach kibice byli z nami, choćby w Nowym Sączu, czy podczas meczu z Kolejarzem – dodaje pomocnik, który w swojej karierze miał okazję grać dla tysięcy fanatyków w Gdańsku, Łodzi, czy Gliwicach. – Stadion jest mały, kameralny, ale widzów nie brakuje, zawsze jest ich około 2 tysięcy. Nie ma co dramatyzować, ten stereotyp wiejskiego klubu przestaje funkcjonować i widać to choćby na przykładzie tych zawodników, którzy niemalże pchają się, by otrzymać angaż w Termalice – przekonuje w rozmowie z Weszło.

Wciąż jednak Termalica ma liczne grono przeciwników. Ci, którzy nie chcą wsi w Ekstraklasie, używają jeszcze jednego bardzo ważnego argumentu przeciwko wiejskiemu klubowi. Warunki licencyjne. Słowo-klucz, które powinno stanowić w Niecieczy straszaka pokroju Buki, czy Baby Jagi, tak naprawdę na nikim w Termalice nie robi wrażenia. Dwutysięcznik ma wszystko czego wymaga Ekstraklasa poza podgrzewaną murawą, której montaż jest kwestią kilku tygodni. Grupy młodzieżowe? Proszę bardzo, bliskość Tarnowa pozwala utrzymywać kilka drużyn. Po młodych chłopaków podjeżdża autokar, zawozi na trening, odwozi. Budują się kolejne boiska treningowe, w tym jedno ze sztuczną murawą. – Jeśli udałoby się awansować, nie sądzę by Termalica miała jakiekolwiek problemy z otrzymaniem licencji, choćby tej warunkowej. Tym bardziej, że w Ekstraklasie znajdują się kluby, które nie spełniały wszystkich przepisów licencyjnych, a mimo to otrzymały pozwolenie na grę w najwyższej lidze – przypomina Pawlusiński, który problemy licencyjne „bardzo dobrze zna”. W końcu to licencyjny bałagan pozwolił mu uniknąć wpisu w CV „spadek z Cracovią”. Jeśli więc PZPN nie będzie miał wyraźnych powodów (Cracovia na miejscu spadkowym?), by udupić Termalikę, klub licencję raczej otrzyma. Pytanie tylko, czy jest w stanie wywalczyć awans.

– Wszystko jest w naszych nogach, a oceniając aktualny potencjał drużyny, w Ekstraklasie wstydu nie przyniesiemy, jeśli oczywiście uda się awansować. A gra na takim poziomie byłaby wyjątkową promocją dla sponsorów, którzy tworzyli ten klub od podstaw – uważa Łukasz Szczoczarz. – Na razie wstrzymałbym się z rozmowami o Ekstraklasie, za wcześnie by o tym rozprawiać. Oczywiście jesteśmy świadomi, że mamy bardzo dobry zespół, z doświadczonym trenerem i to było jasne już przed rundą. Wtedy zresztą walkę o awans zapowiadało niemal pół ligi i wypada jedynie cieszyć się, że większość faworytów póki co jest za nami – dodaje Biskup. Ostrożni są także Pawlusiński i Piątek. Wszyscy są jednak zgodni co do tego, że władze również marzą o awansie, co wcale nie jest oczywiste, jeśli prześledzimy niższe ligi. Popularne, szczególnie w ligach okręgowych, są wiosenne spadki formy, które wykluczają murowanych faworytów z walki o awans. Tajemnicą poliszynela pozostają rozmowy zarządów z zawodnikami, których fantazja niesie zbyt wysoko. Chłopcy, zimny okład na głowy, nie mamy kasy na awans. W Niecieczy podobna sytuacja nie wchodzi w grę. – To są przecież też nasze własne, prywatne, sportowe ambicje. Każdy chciałby móc pochwalić się awansem do Ekstraklasy, więc my na pewno zrobimy co tylko się da, by tego dokonać. Jeśli się uda to wtedy dopiero będziemy myśleć, czy klub zdoła spełnić wszelkie warunki licencyjne – sądzi Karol Piątek, który już raz miał przyjemność świętować promocję do Ekstraklasy, wraz z Lechią Gdańsk. Swoją drogą dyskutując o potencjale drużyny warto nadmienić, że Nieciecza ma mniej mieszkańców, niż jej zawodnicy występów w Ekstraklasie (w sumie stare wygi z Termaliki mają niemal tysiąc meczów w najwyższej lidze…).

Póki co scenariusz z awansem wydaje się być realny. Co prawda kandydatów do walki o Ekstraklasę jest kilku, lecz niewielu z nich może się pochwalić taką płynnością finansową jak Nieciecza. Dwutysięcznik w polu kukurydzy nie może się równać z nowiutkim stadionem Piasta, czy zadbanym i wypełnionym fanatykami obiektem Zawiszy, lecz Termalica Bruk-Bet nadrabia doświadczeniem i uznanymi nazwiskami. Swoją drogą ciekawe kto tym razem zasili szeregi pierwszoligowca. W mediach zawierucha już się rozpoczęła – 600 tysięcy złotych za Jakuba Świerczoka. Klub zdążył zdementować te rewelacje, ale biorąc pod uwagę rozmach dotychczasowych inwestycji… Nieciecza jeszcze nie raz nas zadziwi. Sielankowy obraz psuje jedynie pytanie, którego nikt we wsi nie odważy się zadać – co będzie, gdy manatki spakuje Krzysztof Witkowski?

JAKUB OLKIEWICZ

Najnowsze

Francja

Puchary się oddalają. Lens Frankowskiego przegrywa z Marsylią

Piotr Rzepecki
0
Puchary się oddalają. Lens Frankowskiego przegrywa z Marsylią

Komentarze

0 komentarzy

Loading...