Reklama

Polski Steve, polski Lance. Pokonał raka, pokona Legię?

redakcja

Autor:redakcja

11 września 2008, 18:13 • 3 min czytania 0 komentarzy

To jest historia, która kiedyś mogłaby być sfilmowana. Ł»eby powstała superprodukcja, brakuje tylko jednego – Marcin Budziński, 18-letni piłkarz Arki, musi zrobić wielką karierę. Ale to akurat możliwe, nawet bardzo. Jest duża szansa, że już w sobotę zagra w pierwszym składzie gdyńskiego klubu, przeciw Legii. – To będzie polski Gerrard – mówi o nim Czesław Michniewicz. A co w tym wszystkim niesamowitego? Jeszcze półtora roku temu Budziński zmagał się z nowotworem, brał zabiegi z chemii, w zasadzie jedną nogą był już na drugim świecie. Ale pokonał raka. Dlaczego teraz miałby nie pokonać rywali na boisku?
Polski Steven Gerrard, jak mówi o nim Michniewicz, nawet podaje Gerrarda jako swojego idola. – Dobrze, że się na nim wzoruje. Marcin świetnie gra i prawą, i lewą nogą, jest odważny, silny, ma kapitalny odbiór piłki. Zobaczyłem go raz na treningu juniorów i kazałem mu następnego dnia przyjść na trening pierwszej drużyny. Doszło nawet do tego, że szykowałem go na występ w pierwszej kolejce. Ostatecznie jednak odwieszono kartki Darka Ulanowskiego i postanowiłem z debiutem Marcina troszkę zaczekać. Nie chciałem by w razie niepowodzenia spadła na niego jakaś krytyka – opowiada Michniewicz.

Polski Steve, polski Lance. Pokonał raka, pokona Legię?

Jeszcze półtora roku temu Budziński musiał przerwać karierę. Niektórzy mówią, że wyglądał jak kartka papieru – tak samo chudy, tak samo blady. Wiele osób nie wierzyło, że się z tego wygrzebie. Ale mu się udało. – Ten chłopak dostał drugie życie, ma świetny charakter. Rozmawiałem z nim, mówiłem mu, że pomogłem wielu młodym piłkarzom, ale najważniejsze jest, czy oni chcieli pomóc sami sobie. Na przykład Czarnecki, którego wziąłem z Olsztyna do Lecha, zadebiutował w lidze jako młodziutki chłopak, ale nie chciał sobie pomóc. A taki Szymon Pawłowski, którego znalazłem w Gnieźnie – chciał. Jestem pewny, że Marcin obierze właściwy kierunek, jest chętny do pracy – mówi trener Arki.

Historia zna przypadki sportowców, którzy po ciężkiej chorobie wracali do sportu na najwyższym poziomie. Najbardziej znany jest oczywiście przykład Lance’a Armstronga, który miał raka jąder, przeszedł cztery cykle chemioterapii i – jak opisywał w swojej autobiografii (polecamy!) – nie miał nawet siły ruszyć ręką, a co dopiero wsiąść na rower. Ale na przekór całemu światu wznowił treningi. Potem, gdy już wyzdrowiał, siedem razy z rzędu wygrał Tour de France, zostając najwybitniejszym kolarzem w historii.

– Marcin to nasz Lance Armstrong. Jak czytałem książkę tego człowieka, to w pewnym momencie płakałem. Powiedziałem chłopakom w Lechu, żeby ją przeczytali. Jak jechaliśmy na mecz, odwracam się, patrzę, a cały autokar czyta, z tego połowa płacze. Ale trzeba brać przykład z takich ludzi, trzeba się na nich wzorować – mówi Michniewicz. – Jeszcze co do Marcina, kapitalnie zagrał przeciwko Lechii. Idealnie pasuje do systemu 4-4-2, bo to będzie taki lepszy Radek Sobolewski. „Sobol” strzela mało goli, a Marcin będzie je zdobywał. Zobaczycie. Tylko dajmy mu trochę czasu, on jeszcze kończy liceum…

Co o tym sądzicie? Jak dla nas pojawił się piłkarz, za którego w stu procentach warto trzymać kciuki, bez znaczenia, któremu klubowi kibicuje się na co dzień. Oby Marcin strzelał kiedyś takie bramki, jak jego idol…

Reklama

FOT. W.Sierakowski FOTO SPORT

Najnowsze

1 liga

Ścisk na zapleczu Ekstraklasy. Minimalne różnice między trzecim a dziewiątym zespołem

Bartek Wylęgała
5
Ścisk na zapleczu Ekstraklasy. Minimalne różnice między trzecim a dziewiątym zespołem
Anglia

Świetny Foden, szczupak De Bruyne. Lekcja futbolu na Amex Stadium

Piotr Rzepecki
0
Świetny Foden, szczupak De Bruyne. Lekcja futbolu na Amex Stadium

Komentarze

0 komentarzy

Loading...