Reklama

Mecz walki. Mecz przyjaźni. Mecz do zapomnienia

redakcja

Autor:redakcja

08 maja 2018, 22:40 • 3 min czytania 10 komentarzy

Jeśli o spotkaniu Ekstraklasy możemy już w zapowiedzi stwierdzić, że będzie to starcie o pietruszkę i mecz walki, to… No, po prostu wiedzieliśmy na co się piszemy. Do oglądania usiedliśmy z pluszową przewrotką Ronaldo, z wyhaftowanymi na poduszce podaniami Iniesty i porcelanowym dryblingiem Messiego. Wiedzieliśmy bowiem, że to może być trudne 90 minut. Było źle, ale nie było tragicznie. Arka wygrała po golu głową Siemaszki, którego powinien kryć Covilo. I po rzucie karnym, który sprokurował bramkarz z dziurawymi rękoma.

Mecz walki. Mecz przyjaźni. Mecz do zapomnienia

Jeśli gola po strzale głową strzela ci 170-centymetrowy Rafał Siemaszko, to jest już powód do zastanowienia się nad sobą. Jeśli strzela ci go po stałym fragmencie gry, przy którym mogłeś go spokojnie pokryć, to już skłania do głębszej refleksji. Takiej, która powinna zakończyć się lekkim samookaleczeniem. Ale gdy masz w polu karnym Miroslava Covilo, Krzysztofa Piątka czy Ołeksija Dytiatjewa, a ta miniaturka napastnika mimo to zdobywa bramkę po uderzeniu głową, to czas już tylko na egzorcyzmy.

Czy to był najgorszy mecz sezonu? No nie. Kilka składnych akcji obejrzeliśmy.

Czy widzieliśmy tutaj dużo piłkarskiej jakości? Też nie. Dużo zapasów w środku pola, sporo ataków kończyło się niecelnym zagraniem gdzieś w okolicach koła środkowego.

Czy obejrzelibyśmy powtórkę? Choćby nam przypalali jajca rozżarzonym węglem – NIE!

Reklama

Arka była w tym spotkaniu lepsza. Jeszcze przed przerwą mieli stuprocentową okazję Sołdeckiego po wrzucie z autu. Ale na raty, choć udanie, bronił Wilk. Tak jak wspomnieliśmy wyżej – gospodarze chcieli, ale hamowały ich umiejętności.

A Cracovia właściwie miała tylko dwie sytuacje strzeleckie i żadnej nie określilibyśmy mianem „bardzo dobrej”. Przed końcem pierwszej połowy sfrustrowany brakiem podań Piątek ruszył z piłką wzdłuż pola karnego, ominął trzech rywali, ale jego uderzenie z około 18 metrów obronił Steinbors. Druga szansa to silny strzał z woleja Pika, który pojawił się na boisku już w drugiej połowie.

No i tak z tym 1:0 płynęliśmy w kierunku końcowego gwizdka i cudownemu uczuciu ulgi, aż tu nagle bramkarz Cracovii postanowił zabawić nas cyrkową sztuczką. Adam Wilk wyszedł do frunącej piłki, uprzedził Patryka Kuna i złapał ją w dłonie, po czym upadł na rywala. Spadł na niego w taki sposób, że piłka jakimś cudem znalazła się pod brzuchem Kuna. Hokus-pokus, czary-mary, Wilk chwyta Kuna za udo, Dobrynin wskazuje na wapno. Do rzutu karnego podszedł Szwoch i zrobiło się 2:0.

Cracovia była w tym meczu po prostu beznadziejna i potwierdziło to pudło Krzysztofa Piątka z rzutu karnego na pięć minut przed końcem spotkana. Snajper gości jak zwykle drobnymi krokami podbiegł do piłki, ale Steinbors wyczuł go jak dyplomowana matematyczna ściągającego ucznia.

O tabeli nawet nie wspominamy – w kwestiach istotnych i tak się niewiele zmieniło. A po frekwencji na Arce (3600 ludzi) wnosimy, że i tak to niewiele osób zainteresuje. Mecz rozegrany? Znamy zwycięzcę? No to uzupełnijmy rubryki punktowe i zapominamy o takim spotkaniu.

[event_results 456258]

Reklama

fot. NewsPix.pl

Najnowsze

Komentarze

10 komentarzy

Loading...