Reklama

Pierwszoligowy falstart ŁKS-u. Arka wyszarpała zwycięstwo

Paweł Marszałkowski

Autor:Paweł Marszałkowski

29 lipca 2024, 23:02 • 5 min czytania 23 komentarzy

W meczu byłego ekstraklasowicza z niedoszłym lepsza Arka. Gdynianie rzutem na taśmę wyrwali łodzianom trzy punkty, jednak przez większość spotkania obie ekipy udowadniały, że na ten moment ich miejsce jest właśnie na zapleczu. W Trójmieście oglądaliśmy typowo pierwszoligowe starcie.

Pierwszoligowy falstart ŁKS-u. Arka wyszarpała zwycięstwo

W drodze na stadion większość kibiców Arki wciąż rozmyślała, jakim cudem zmierzają właśnie na mecz pierwszej ligi. Jeszcze kilka tygodni temu wszystkie znaki na niebie, ziemi i morzu wskazywały na to, że gdynianie miną się ze spadającym z Ekstraklasy ŁKS-em. Wydawało się to pewne, jak sinice w lodowatej zatoce podczas wakacji. A jednak. Mamy lipiec, w Bałtyku sinice i zimna woda, a Arka rozpoczyna piąty sezon na zapleczu.

Arka Gdynia – ŁKS 2:1. Notoryczni debiutanci

Na „dzień dobry” był falstart w Rzeszowie. Na porażkę ze Stalą trener Wojciech Łobodziński zareagował małą rewolucją w składzie. Na ławce wylądowało trzech zawodników, w tym Karol Czubak, który w pierwszej kolejce wyszedł obok Szymona Sobczaka. Przetrwał były napastnik Wisły Kraków. Na środku obrony szansę debiutu otrzymał 19-letni Kamil Górecki. Od pierwszej minuty wyszli również Michał Rzuchowski (powracający do Arki po dziewięciu latach) i Hide Vitalucci (objawienie poprzedniego sezonu drugiej ligi w barwach Chojniczanki).

W lawirującym od lat pomiędzy pierwszą ligą a Ekstraklasą ŁKS-ie oglądaliśmy jeszcze większą liczbę debiutantów. Przede wszystkim dlatego, że ekipa Jakuba Dziółki (również debiutującego) weszła do gry jako ostatnia spośród wszystkich drużyn na szczeblu centralnym. Mecz pierwszej kolejki z Wisłą Kraków został przełożony ze względu na europejskie wojaże „Białej Gwiazdy”. Tym samym ŁKS dopiero dziś „zadebiutował” w pierwszej lidze po roku przerwy.

Ze sprowadzonych latem graczy, szkoleniowiec gości postawił na Mateusza Wysokińskiego, Mateusza Kupczaka i Antonio Majcenicia. Większość pierwszej jedenastki ŁKS-u stanowili zawodnicy, którzy zagrali ze Stalą Mielec w pożegnalnym meczu łodzian w Ekstraklasie. W tym przypadku slogan „nowy sezon, stara drużyna” interpretować można w dwójnasób. W każdym razie po ogłoszeniu wyjściowej jedenastki łódzcy kibice nie byli zachwyceni. Najwięcej negatywnych komentarzy wywołało posadzenie na ławce Michała Mokrzyckiego, co w Łodzi odebrano jako znak, że pomocnik opuści drużynę w najbliższych dniach.

Reklama

Kopiuj – wklej

Zawodników Arki powitał okrzyk „Chcemy awansu!”, a także bardziej rozbudowane polecenie: „Walczyć, biegać i się starać, w Arce trzeba zapierdalać!”. Gdy gospodarze wiedzieli już, co mają robić, sędzia mógł dać sygnał do rozpoczęcia gry.

Już w piątej minucie przed znakomitą szansą do zdobycia bramki stanął Tornike Gaprindaszwili. Problem w tym, że Gruzin sprowadzony na stałe z Zagłębia Lubin (w rundzie wiosennej przebywał w Gdyni na wypożyczeniu), gola dla Arki jeszcze nie strzelił. Możliwe, że to jakaś klątwa, bo i tym razem nie pokonał bramkarza.

Gaprindaszwili wie za to, jak asystować. Dwie minuty później Gruzin krótko rozegrał rzut rożny, po czym lewą nogą wrzucił piłkę wprost na głowę Michała Marcjanika. Stoper Arki potrafi doskonale zachować się w takiej sytuacji (w poprzednim sezonie pięciokrotnie wpisywał się na listę strzelców). Debiutujący w pierwszej drużynie ŁKS-u Łukasz Bomba wyjął piłkę z siatki po raz pierwszy.

Arka wyszła na prowadzenie po krótkim rozegraniu rzutu rożnego, ŁKS wyrównał po wyrzucie z autu. Bliźniacza sytuacja. Lewą nogą dośrodkował Młynarczyk, a głową świetnie uderzył stoper ŁKS-u, Adrien Louveau.

Reklama

Jeśli chodzi o pierwszą połowę, emocje przyniosły jej początek i koniec. Pomiędzy długa wyrwa, czyli przede wszystkim boksowanie się w środku pola.

Wyrwane i zasłużone punkty

Druga połowa potwierdziła, że – mimo kilku ekstraklasowych piłkarzy w składach – aktualne miejsce obu ekip jest właśnie w pierwszej lidze. Na boisku pojawili się między innymi Czubak i Mokrzycki, ale do gry swoich zespołów wnieśli niewiele dobrego.

Gdybyśmy jednak mieli wskazać zespół lepszy, powiedzielibyśmy: Arka. To gdynianie wyglądali na facetów, którym bardziej zależy na wyrwaniu trzech punktów. Gospodarze byli częściej przy piłce, stworzyli więcej sytuacji bramkowych i oddali zdecydowanie więcej strzałów, jednak bardzo długo nie potrafili sforsować zgranej na poziomie Ekstraklasy defensywy gości. Do czasu.

W 89. minucie debiutujący przed gdyńskimi kibicami Joao Oliveira zagrał w pole karne do Kacpra Skóry (który w 66. minucie zastąpił bezbarwnego Vitalucciego), a urodzony w Gdyni 20-latek świetnie przyjął piłkę, obrócił się i precyzyjnym strzałem pokonał Bombę.

Sędzia poczuł vibe mistrzostw świata w Katarze i doliczył aż osiem minut, ale goście nie byli w stanie odpowiedzieć. Gdynianie wygrali zasłużenie i z ulgą mogą dopisać pierwsze punkty w tabeli. Natomiast przed trenerem Dziółką jeszcze sporo pracy. ŁKS ewidentnie potrzebuje czasu, by po przerwie zadomowić się na zapleczu. Z pomeczowych statystyk najwięcej do myślenia daje ta, dotycząca celnych podań – w przypadku ŁKS-u było to zaledwie 59 procent.

Arka Gdynia – Łódzki Klub Sportowy 2:1 (1:1)

Marcjanik 8’, Skóra 89′ – Louveau 45+2’

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Kaszub. Urodził się równo 44 lata po Franciszku Smudzie, co może oznaczać, że właśnie o nim myślał Adam Mickiewicz, pisząc słowa: „A imię jego czterdzieści i cztery”. Choć polskiego futbolu raczej nie zbawi, stara się pracować u podstaw. W ostatnich latach poznał zapach szatni, teraz spróbuje go opisać - przede wszystkim w reportażach i wywiadach (choć Orianą Fallaci nie jest). Piłkę traktuje jako pretekst do opowiedzenia czegoś więcej. Uzależniony od kawy i morza. Fan Marka Hłaski, Rafała Siemaszki, Giorgosa Lanthimosa i Emmy Stone. Pomiędzy meczami pisze smutne opowiadania i robi słabe filmy.

Rozwiń

Najnowsze

1 liga

Komentarze

23 komentarzy

Loading...