Reklama

Mateusz Mak: Od razu mówiłem w Katowicach, że jeszcze chcę wrócić do Ekstraklasy

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

10 maja 2024, 09:10 • 8 min czytania 8 komentarzy

Mateusz Mak po raz drugi w swojej karierze zamienił klub ekstraklasowy na pierwszoligowy i ponownie ma nadzieję, że długofalowo ten ruch mu się opłaci. Pomocnik GKS-u Katowice w miniony weekend zanotował chyba najlepszy występ w karierze (8:0 ze Stalą Rzeszów), strzelając trzy gole i dokładając dwie asysty. Rozmawiamy o tym meczu, ale także o ambicjach jego i całej GieKSy, powodach odejścia ze Stali Mielec mimo propozycji nowej umowy i zdrowotnym pechu. Zapraszamy. 

Mateusz Mak: Od razu mówiłem w Katowicach, że jeszcze chcę wrócić do Ekstraklasy

Zakładam, że na pytanie o mecz życia od paru dni odpowiadasz inaczej niż wcześniej.

Na pewno był to dla mnie jeden z najbardziej wyjątkowych meczów. Po raz pierwszy w seniorskiej karierze strzeliłem hat-tricka. Gdy kiedyś sobie usiądę i podsumuję, co udało się zrobić w karierze, te trzy bramki w trzynaście minut ze Stalą Rzeszów dadzą dużo radości we wspomnieniach.

Jak z boiska wyjaśnisz to 8:0? Nie graliście z Zagłębiem Sosnowiec czy Podbeskidziem, tylko drużyną, która we wcześniejszych siedmiu meczach zdobyła 19 punktów…

Jeśli się nie mylę, Stal praktycznie tym samym składem dopiero co pokonała Lechię Gdańsk. Sam pewnie wiesz, że I liga to chyba najbardziej nieobliczalna liga…

Reklama

…zaraz po Ekstraklasie.

Haha, dokładnie. W Ekstraklasie nikt nie chce mistrzostwa i tak samo w I lidze praktycznie każdy może wygrać z każdym. Dyspozycja dnia ma olbrzymie znaczenie. Nam wtedy praktycznie wszystko wychodziło. Już w 1. minucie napoczęliśmy rywala, szybko wpadły kolejne dwa gole i totalnie się rozpędziliśmy. Wiedzieliśmy, że Stal wystawia wielu młodzieżowców i nie radzili sobie oni z naszym wysokim pressingiem, który staramy się stosować w każdym meczu. Agresywna, odważna gra plus skuteczność na optymalnym poziomie – wszystko się idealnie zbiegło i stąd taki wynik.

A jak wyjaśnić waszą wiosenną metamorfozę? Dość długo zanosiło się na sezon typowy dla GieKSy, czyli bez walki o utrzymanie do ostatniej kolejki, ale też be większych perspektyw na awans. Teraz jest inaczej.

Zimą wykonaliśmy bardzo, bardzo dobrą pracę, zwłaszcza podczas obozu w Opalenicy i to dziś procentuje. Sami też czuliśmy z pełnym przekonaniem, że stać nas na znacznie więcej, pomimo serii meczów bez zwycięstwa byliśmy pewni, że wyjdziemy z tego kryzysu.

Pewnie śledzisz I ligę i wiesz, że kilka razy traciliśmy punkty w okolicznościach niesamowicie pechowych, że wspomnę o wyjazdach na Wisłę Kraków czy właśnie Stal Rzeszów, z którą na kwadrans przed końcem prowadziliśmy 2:0 i zremisowaliśmy. Nasza gra jesienią wyglądała lepiej niż wskazywała na to tabela. Wiosną gramy na jeszcze wyższym poziomie i poprawiliśmy skuteczność, lepiej wykorzystujemy stałe fragmenty gry. Pod każdym względem poszliśmy do przodu i tym razem papier też to odzwierciedla.

Reklama

Nie „przeraża” was to, jak mocno się rozpędziliście? Skala oczekiwań się zmieniła.

Nie. Jako drużyna mamy dużą wiarę w to, co robimy, w ten proces, który w Katowicach trwa od dłuższego czasu. To sprawia, że każdy z chłopaków w naszej szatni chce się rozwijać i grać w Ekstraklasie. Niektórzy już w niej występowali i chcieliby to powtórzyć, a inni czekają, żeby posmakować jej po raz pierwszy.

Klub jest zjednoczony, co pokazuje także frekwencja na trybunach. Jestem tu niecały rok i widzę, że kibice bardzo mocno wierzą w tegoroczną GieKSę i to mocno nas napędza w meczach domowych. U siebie w tej rundzie przegraliśmy tylko z Odrą Opole, a tak to niemal wszystko wygrywamy, nie licząc remisu z Górnikiem Łęczna. Bukowa stała się twierdzą, a i na wyjazdach jesteśmy mocni.

Gdy przychodziłeś do Katowic, jakie wizje przed tobą roztaczano? Padała nazwa Ekstraklasy?

Od początku rozmów z trenerem Rafałem Górakiem i dyrektorem sportowym Dawidem Dubasem podkreślałem, że nie powiedziałem ostatniego słowa w temacie Ekstraklasy i chcę jeszcze do niej wrócić. Ambicje klubu i cały projekt GKS-u Katowice bardzo mi zaimponowały. Decyzja o zmienię klubu była świadoma, mimo że dostałem propozycję pozostania w Mielcu na kolejny rok.

Wychodzi na to, że w wewnętrznych dyskusjach cele były ambitniejsze niż w oficjalnych deklaracjach.

Od początku wiedziałem, że nie będzie to na zasadzie „Ekstraklasa albo śmierć”, ale od dawna śledziłem poczynania GieKSy i trenera Góraka, wiedziałem też, kto jeszcze ma dołączyć do drużyny. To wszystko mogło napawać optymizmem. Wierzyłem i wierzę, że nasz zespół ma potencjał, by dostać się do Ekstraklasy. Nastawienie na starcie było takie, że dzień po dniu robimy swoje na sto procent i na koniec możemy mieć piękny efekt. Myślę, że to kluczowe, aby mniej mówić – w Katowicach kiedyś wiele mówiono i rozbudzano apetyty – a więcej robić. Jak widać, nasza praca broni się na boisku.

Czyli w pewnym sensie idąc do Katowic założyłeś sobie, że powtarzasz historię ze Stalą Mielec.

Tak chciałem. Idąc do Stali też wiedziałem, jaki jest tam potencjał i to, że są realne szanse na Ekstraklasę. Teraz jest podobnie. Trener i dyrektor mieli mnie w planach już wcześniej, byliśmy w kontakcie, co miało spore znaczenie. Jak mówiłem, postawę GieKSy już w tamtym sezonie obserwowałem, dlatego w wielu aspektach od razu byłem świadomy, jaki jest potencjał tego projektu.

Rafał Górak to twój piłkarski ojciec, znacie się od dawien dawna. Jego osoba zapewne była kluczowym czynnikiem.

Zdecydowanie, to była bardzo ważna kwestia. Trener Górak ściągnął mnie i brata ze Stadionu Śląskiego Chorzów do Ruchu Radzionków i tam wprowadzał nas do I ligi, był naszym pierwszym szkoleniowcem w piłce seniorskiej. Przez te wszystkie lata nie straciliśmy ze sobą kontaktu, od dawna po kolejnych sezonach wypytywał o moją sytuację. Gdy miałem poczucie, że mimo oferty nowego kontraktu doszedłem ze Stalą Mielec do ściany, telefon z GieKSy idealnie zbiegł się w czasie z potrzebą zmiany w mojej karierze i chęcią powrotu na Śląsk.

W jakim sensie dobiłeś do ściany w Mielcu, skoro chcieli cię zatrzymać?

W takim, że już wszystko tam wygrałem, gablota pełna (śmiech). A mówiąc serio: przez te cztery lata cały czas dojeżdżałem do Mielca z Rzeszowa – 55 kilometrów w jedną stronę – i trochę zaczęło mnie to męczyć. Na koniec jeździłem już tylko z Maćkiem Domańskim, wcześniej mieliśmy większą ekipę. Doszły także sprawy prywatne. Żona znajdowała się w połowie ciąży i człowiek zaczął się zastanawiać, czy to już nie czas, żeby coś zmienić. A że w Katowicach zaproponowali mi dwuletnią umowę, tym bardziej byłem gotowy na ten krok, mimo że schodziłem do I ligi. W sumie plusów na kartce miałem więcej i dziś zdecydowanie nie żałuję, że podjąłem taką decyzję.

Co cię powstrzymywało przed zamieszkaniem w Mielcu, skoro nie pochodziłeś z tamtych stron i nie byłeś uwiązany w Rzeszowie?

Gdy przychodziłem do klubu, zatrzymanie się w Rzeszowie bardziej nam odpowiadało. W Stali grał już mój dobry kolega z czasów Piasta Gliwice, Josip Barisić. Byli też Seweryn Kiełpin i Andrija Prokić, z którymi kontakt miałem wcześniej. Wszyscy mieszkali w Rzeszowie i namówili mnie, żeby do nich dołączył i tak sobie dojeżdżaliśmy we czwórkę. W takim gronie nawet godzinna trasa szybko zlatywała. Rzeszów jako miasto bardzo nam się spodobał i zdążyliśmy się do niego przyzwyczaić. Z czasem jednak chłopaki odchodzili i dojeżdżałem już tylko z Maćkiem. Jak mówiłem, od pewnego momentu takie podróżowanie dzień w dzień stało się uciążliwe. Do tego dochodziły kwestie sportowe. Czułem, że potrzebuję zmiany, nowego bodźca.

Jeśli uda wam się awansować, idealnie zbiegłoby się to z otwieraniem nowego stadionu w Katowicach. Przed sezonem mało kto liczył, że jest szansa połączyć te wydarzenia.

To kolejny mocny argument w rozmowie o rozwoju GKS-u. Jest tu naprawdę duży potencjał kibicowski i sportowy. Katowice są fajnym miejscem do życia, a jako drużyna mamy bardzo dobre warunki treningowe. Mnie i rodzinie po prostu dobrze się tu funkcjonuje. Jeśli się nie mylę, stadion ma być otwarty pod koniec tego roku i życzyłbym sobie, żeby GieKSa grała już wtedy w Ekstraklasie.

Przed nami decydujące trzy tygodnie. Na razie najważniejszy jest piątek, 20:30, wyjazd na GKS Tychy. Wiem, że takie wypowiedzi zawsze brzmią banalnie, ale takie podejście najlepiej się sprawdza. Na górze tabeli różnice są tak małe, że po każdej kolejce wiele może się zmienić.

Wierzysz jeszcze w rozegranie sezonu bez żadnych absencji zdrowotnych? Ostatni taki w twoim wykonaniu to pierwszy rok w Mielcu. Później działy się różne rzeczy: problemy z sercem, gdy znajdowałeś się w życiowej formie, w tamtym sezonie złamany palec w stopie, w tym również wypadłeś na kilka tygodni…

Niestety, to prawda. Kontuzje są częścią piłki, mojej kariery tym bardziej. Zdrowie bywało kruche, ale na co dzień nad tym nie ubolewam. Po każdej kontuzji wracałem i nie dałem się złamać. Jeśli jestem zdrowy, nadal mam przyjemność z grania. Dzięki temu, mając prawie 33 lata, doczekałem się swojego pierwszego hat-tricka. Cieszyłem się z tych goli, jakbym dopiero zaczynał z piłką. Ciągle mnie to kręci.

Analizowałeś kiedyś przyczynę tylu kontuzji? To w pierwszej kolejności kwestia genów, pecha czy może kontaktowego stylu gry, przy którym ryzyko wzrasta?

Odkąd zawodowo gram, zdecydowaną większość przypadków konsultuję z profesorem Fickiem i oczywiście się nad tym zastanawialiśmy. Na pewno znaczenie miała poważna kontuzja kolana, której doznałem jako 21-latek. Późniejsze urazy mięśniowe częściej przytrafiały się w tej operowanej nodze. Ale myślę, że i tak mogę być pozytywnym przykładem, jak radzić sobie z kontuzjami i jak się po nich odbudowywać. Wychodzę z założenia, że są one częścią naszego zawodu.  Podczas kolejnych rehabilitacji wiele nowego się o sobie dowiedziałem i pewnie dzięki temu dziś łatwiej jest mi rozwiązywać problemy, które przytrafiają się w życiu.

rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK

CZYTAJ WIĘCEJ:

Fot. Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

1 liga

Łobodziński: Sędzia argumentował, że Stolc zrobił jeszcze krok i dopiero upadł

Bartek Wylęgała
1
Łobodziński: Sędzia argumentował, że Stolc zrobił jeszcze krok i dopiero upadł
Francja

PSG planowo, Brest sensacją ligi, wystrzał formy Bułki i Majeckiego. Podsumowanie sezonu w Ligue 1

Bartek Wylęgała
5
PSG planowo, Brest sensacją ligi, wystrzał formy Bułki i Majeckiego. Podsumowanie sezonu w Ligue 1

1 liga

1 liga

Łobodziński: Sędzia argumentował, że Stolc zrobił jeszcze krok i dopiero upadł

Bartek Wylęgała
1
Łobodziński: Sędzia argumentował, że Stolc zrobił jeszcze krok i dopiero upadł
Francja

PSG planowo, Brest sensacją ligi, wystrzał formy Bułki i Majeckiego. Podsumowanie sezonu w Ligue 1

Bartek Wylęgała
5
PSG planowo, Brest sensacją ligi, wystrzał formy Bułki i Majeckiego. Podsumowanie sezonu w Ligue 1

Komentarze

8 komentarzy

Loading...