Reklama

Ligo Mistrzów, trwaj. Co za sezon!

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

09 maja 2019, 17:19 • 7 min czytania 0 komentarzy

Półfinały Ligi Mistrzów przelały czarę rozkoszy. Ostatnimi laty sporo było w tych rozgrywkach pasjonujących meczów, pięknych momentów i szokujących zwrotów akcji, ale takiego natężenia niezapomnianych chwil jak w bieżącej edycji Champions League chyba jeszcze nie widzieliśmy. Czy to najlepszy sezon w historii? Może lepiej z takimi ocenami zaczekać na to, co przyniesie nam finał. Tak czy siak – ostateczne rozstrzygnięcie jeszcze przed nami, tymczasem już teraz lista naprawdę zajebistych wrażeń, jakie przyniosła tegoroczna Liga Mistrzów ciągnie się niemal w nieskończoność.

Ligo Mistrzów, trwaj. Co za sezon!

Aż szkoda, że to już koniec. Że został jeszcze tylko jeden, jedyny mecz. Aczkolwiek europejscy giganci tak nas w tym sezonie rozpieszczają, że chyba nawet w finale czeka nas niesamowite show, a nie wyczekiwanie na fałszywy ruch przeciwnika i piłkarskie szachy, typowe dla starć tego kalibru.

Ale zanim finał – z czego zapamiętamy tę edycję Ligi Mistrzów?

REMONTADA LIVERPOOLU

Jeżeli o jakimś meczu powstaje na Weszło dziesięć tekstów, to naprawdę musiało się na boisku wydarzyć coś niesamowitego. Już pierwsze spotkanie półfinałowe między Liverpoolem a Barceloną stało na niesłychanym poziomie. Zachwycił rzecz jasna przede wszystkim Leo Messi, lecz ze znakomitej strony zaprezentowali się także The Reds, nawet jeśli z pozoru sromotnie na Camp Nou polegli. O ile jednak pierwsze spotkanie było po prostu kozackim widowiskiem, tak rewanż na Anfield Road był już niemalże zjawiskiem nadprzyrodzonym. O tym spotkaniu będzie się mówiło za rok, za dziesięć i za sto lat.

Reklama

Mecz-legenda.

Wszystko już na jego temat zostało zresztą powiedziane, więc niech przemówią obrazki. Tutaj pomeczowe sceny, które są może jeszcze bardziej wymowne niż to, co działo się na murawie:

I świetny materiał z kabiny komentatorskiej:

Reklama

ODRODZENIE TOTTENHAMU

Ani centa na transfery przed startem sezonu. Cięcie kosztów. Plaga kontuzji, urazy trapiące przede wszystkim wielkiego lidera zespołu. Zawirowania z otwarciem nowego stadionu. Nieustanne potknięcia w lidze, aż trzynaście porażek w bieżącym sezonie Premier League. Przegrana w pierwszym meczu półfinałowym w Lidze Mistrzów. Po 55 minutach rewanżu – dodatkowe dwie bramki w plecy, straty właściwie niemożliwe do odrobienia. Powiedzmy sobie szczerze – Tottenham nie miał prawa awansować do finału Champions League. Nie przy tych wszystkich kłopotach.

A jednak awansował. Choć przeczyły takiemu scenariuszowi wszelkie logiczne przesłanki, choć przed sezonem nikt się „Kogutów” nie spodziewał na tym etapie rozgrywek. Zwłaszcza po klasycznym hattricku Lucasa, wyrzutka z Paris Saint-Germain. Tylko futbol pisze takie historie.

Fakt, Spurs są czołowym klubem z Premier League. Na co dzień zasiadają więc w pierwszych rzędach świątyni piłkarskiego przepychu, piją najdroższe wino z kryształowych pucharów i karmią kawiorem swoje bengalskie koty. Angielska ekipa na tle efektownie grającego Ajaksu zawsze będzie się wydawać jakaś taka mniej romantyczna. Ale trzeba zamienić serce w twardy głaz, żeby nie wzruszyć się na widok Mauricio Pochettino, celebrującego ze łzami w oczach awans Spurs do finału. Żeby nie docenić tytanicznej pracy, jaką wykonali na boisku ci wszyscy bohaterowie z odzysku – Llorente, Sissoko czy Wanyama. Albo nawet wspomniany już Lucas Moura, tak łatwo skreślony w Paryżu.

Pierwszy finał Ligi Mistrzów w dziejach klubu, biorąc też pod uwagę czasy Pucharu Europy. Choć przecież tak niewiele brakowało, a „Koguty” utknęłyby w Lidze Europy po zajęciu trzeciego miejsca w fazie grupowej. Niezwykłe. Lecz półfinały to jedno – nie należy również zapominać o tym nieprawdopodobnym starciu Tottenhamu z Manchesterem City (w Premier League – 25 punktów przewagi „Obywateli”).

Kto spóźnił się na tamto spotkanie 22 minuty, ten przegapił pięć goli. Przecież to jest szaleństwo.

No i wczorajszy mecz. Te obrazki mówią wszystko o stężeniu emocji:

PIĘKNY AJAX

Wczoraj polegli, ale kolejny już raz w bieżącej edycji Ligi Mistrzów zagwarantowali nam emocje, jakie pozostaną z nami na długo. To była od samego początku niesamowita historia – rozpoczęta nieśmiało jeszcze jesienią (czy w zasadzie – latem, bo Ajax pierwsze spotkanie w eliminacjach do LM zagrał w lipcu!), w meczach przeciwko Bayernowi w fazie grupowej. A potem się zaczęło. Real za burtą. Juventus za burtą. Zwycięstwo w Londynie. I 2:0 do przerwy w rewanżowym starciu z Tottenhamem. Cały czas z polotem, cały czas ofensywnie, cały czas odważnie i z uniesioną przyłbicą.

Ajax nie chciał się do finału doczłapać, doturlać, wkręcić psim swędem. Podopieczni Erika ten Haga chcieli wygrać Ligę Mistrzów z przytupem. Bo inaczej pewnie nie umieją. Dlatego wczorajszy mecz zakończyli ze złamanymi sercami.

Ta historia nie będzie już miała drugiego etapu. W przyszłym sezonie w Ajaksie nie będzie już pewnie wszystkich najbardziej wyróżniających się zawodników, którymi tak bardzo się zachwycaliśmy w ostatnich miesiącach. Ale rozgromienie Realu Madryt na Santiago Bernabeu i pokonanie Juventusu w Turynie to są takie wyczyny, o których będzie się pamiętać. Jose Mourinho powiedział po wczorajszym spotkaniu, że czasami trzeba się wyrzec własnej filozofii. Zagrać wbrew swoim futbolowym przekonaniom. Że Ajax zagrał przeciwko Tottenhamowi tak, jak gdyby to był tylko kolejny mecz ligowy i teraz pozostaje im obejrzeć finał w telewizji, razem ze swoją filozofią.

Może to i racja, ale czy pisalibyśmy o Ajaksie, że był „piękny”, gdyby Holendrzy postępowali według wskazówek Portugalczyka? Chyba nie.

Tutaj rewanż z Ajaksu z „Królewskimi”. Kto wie, czy to nie był pokaz najwspanialszego futbolu w bieżącej edycji Champions League. Obrońcy tytułu na kolanach, całkowicie zdeklasowani:

Na dokładkę – rewanż z Juventusem. „Stara Dama” była typowana na faworyta do zwycięstwa w rozgrywkach, a tymczasem została po prostu zagoniona do kąta przez wygłodniałe, młode wilczki z Amsterdamu:

No i 3:3 z Bayernem też trzeba odnotować, choć to tylko faza grupowa, a Bawarczycy nie błyszczeli formą:

„OLE’S AT THE WHEEL”

Fakt – Manchester United w dwumeczu ćwierćfinałowym z Barceloną był bez szans. Po prostu. Katalończycy przeważali w każdym elemencie piłkarskiego rzemiosła i można było odnieść wrażenie, że pokonali angielski zespół grając momentami na pół gwizdka. Ale początki Ole Gunnara Solskjaera w roli szkoleniowca „Czerwonych Diabłów” nie mogą zostać zapomniane. A już zwłaszcza ten niesłychany rewanż Manchesteru z Paris Saint-Germain.

Bogiem a prawdą, to piłkarsko paryżanie również górowali nad ekipą Solskjaera. Jednakże szóstego marca nad ekipą United czuwał chyba anioł stróż. I wyszła z tego nieprawdopodobna historia.

PODRAŻNIONY CRISTIANO

Jak przystało na byłego zawodnika Realu Madryt – nie miał łatwego przyjęcia na El Wanda Metropolitano. Sfrustrowany Cristiano Ronaldo praktycznie nie zagroził bramce Atletico, jego Juventus przegrał z ekipą Simeone 0:2 i mogło się wydawać, że Bianconeri są już ugotowani. Ale portugalski napastnik miał inne plany na ten dwumecz. Najpierw – bezczelnie, w swoim stylu – przypomniał wszystkim na palcach, jak wiele razy wygrywał już Champions League, a potem zasadził w rewanżu hattricka i wywalił dokazujących rywali za burtę.

Jeżeli chcesz uprawiać trash-talk poza boiskiem, musisz to potem potwierdzić na murawie. CR7 umie to robić.

Skopiowanie cieszynki (o ile można to tak nazwać) Diego Simeone jest na to ostatecznym dowodem. Zresztą – jeżeli ktokolwiek w ekipie Juve może powiedzieć, że po dwumeczu z Ajaksem nie ma sobie nic do zarzucenia, to właśnie Portugalczyk. On swoje w tym sezonie zrobił.

MESSI PRÓBUJĄCY DOTRZYMAĆ OBIETNICY

Przed sezonem argentyński gigant futbolu obiecał kibicom zgromadzonym na Camp Nou, że odzyska Puchar Mistrzów dla Barcelony. Już wiemy, że przyrzeczenia nie zdołał dopełnić. Ale co zaczarował, to jego. Magiczny gol z rzutu wolnego przeciwko Liverpoolowi przejdzie do historii jako jedna z najpiękniejszych bramek w dziejach Champions League.

W sumie – 837 minut Messiego na boisku, 12 goli. Całkiem niezły bilans, czyż nie? Tu kapitalna kompilacja skupiona wokół trafienia przeciwko The Reds:

OSTATNI TRIUMF JOSE

Jose Mourinho ostatnio doskonale się sprawdza jako ekspert piłkarski – tryska humorem, niebanalnymi spostrzeżeniami, chętnie powołuje się na własne doświadczenia. Słuchać jego przemyśleń – miód na uszy. Trochę gorzej mu się jednak wiodło w roli managera, gdy jego Manchester United ledwie, ledwie wygrzebał się z grupy w Lidze Mistrzów. Nie byłoby z pewnością tego awansu, gdyby nie sensacyjna końcówka starcia „Czerwonych Diabłów” z Juventusem.

Portugalskiego szkoleniowca triumf nad Juve nie uratował, już wkrótce wyleciał z roboty. Ale jego gesty skierowane do turyńskich kibiców pozostaną klasykiem na zawsze.

Na mecz też warto rzucić okiem:

LIVERPOOL POKONANY W BELGRADZIE

To była gigantycznych rozmiarów sensacja jeszcze jesienią. Dzisiaj wynik brzmi jeszcze efektowniej. Crvena zvezda w czwartej kolejce fazy grupowej pokonała 2:0 Liverpool. Tak, ten Liverpool, dowodzony przez tego Juergena Kloppa. Ten sam, który jest o jeden mecz od zwycięstwa w całych rozgrywkach.

Taka atmosfera na trybunach może sparaliżować każdego:

A tu materiał z boiska:

*

I tak można wyliczać, wyliczać i wyliczać. Jest jeszcze przecież całkiem pasjonujący dwumecz FC Porto i AS Romy, albo nawet zajadłe rywalizacje w fazie grupowej – przecież gdyby nie spartolona setka Milika w doliczonym czasie meczu Liverpoolu z Napoli, The Reds mogliby zakończyć swoją piękną przygodę z Ligą Mistrzów jeszcze jesienią. Gdyby lepszym refleksem wykazał się Mauro Icardi – nie byłoby Tottenhamu w fazie pucharowej Champions League.

Do tego choćby wspaniała jesienią Borussia Dortmund, gromiąca 4:0 Atletico Madryt, CSKA miażdżące 3:0 Real, Manchester City przegrywający grupowy dwumecz z Lyonem, a w fazie pucharowej demolujący siódemką Schalke… Stop. Bo zaraz wyliczymy wszystkie mecze, a to się mija z celem.

Kolejny sezon pewnie nie da rady nawiązać poziomem emocji do obecnego. Więc mamy tylko jedno życzenie – oby się chociaż do tego zbliżył.

Najnowsze

1 liga

Centrostrzał, gol z połowy, dwa karne i padolino – w 1. lidze nie zabrakło dziś niczego

Szymon Janczyk
0
Centrostrzał, gol z połowy, dwa karne i padolino – w 1. lidze nie zabrakło dziś niczego

Liga Mistrzów

Liga Europy

Ile razy w ostatniej dekadzie w finale europejskich pucharów grały kluby spoza lig TOP 5?

Bartosz Lodko
9
Ile razy w ostatniej dekadzie w finale europejskich pucharów grały kluby spoza lig TOP 5?

Komentarze

0 komentarzy

Loading...