Reklama

Wisła Kraków praktycznie bez władz, a kasy ciągle nie ma

redakcja

Autor:redakcja

31 grudnia 2018, 08:30 • 15 min czytania 0 komentarzy

Ostatnia w tym roku prasa to głównie Wisła Kraków i różne podsumowania. Jest też reportaż o bramkarzu Pawle Matłaczu, który miał być sparaliżowany po boiskowej kontuzji, ale nie daje się i walczy. 

Wisła Kraków praktycznie bez władz, a kasy ciągle nie ma

PRZEGLĄD SPORTOWY

Zaczynamy od felietonów. Jerzy Dudek uważa, że gorzej niż w 2018 roku z naszą piłką być nie może.

Z punktu widzenia piłki nożnej o 2018 roku można powiedzieć jedno – dobrze, że się kończy. Dla polskiego futbolu był to trudny rok, tak jak właściwie każdy „mundialowy” w XXI wieku. Po prawdzie, dawno nie było tak kiepskiego sezonu, zarówno pod kątem reprezentacyjnym i klubowym. Trudno nawet wybrać wydarzenie, które „najlepiej” podsumowuje ostatnich 12 miesięcy. Wskażemy na klęskę w mistrzostwach świata i zwycięstwo z Japonią w słabym stylu? Kolejną kompromitację naszych klubów w europejskich pucharach i historyczny wstyd, jakim była porażka z mistrzem Luksemburga? Czy może na przykład zamieszanie z Wisłą Kraków, które trwa już od wielu dni?

Przemysław Rudzki o kilku tematach z angielskiej piłki.

Reklama

Jeśli nie teraz, to chyba już nigdy. Myślę, że to zdanie kołacze się w głowach kibiców Liverpoolu, od kiedy The Reds wskoczyli na pozycję lidera, a mecz z Arsenalem tylko ich w tym utwierdził. Drużyna tak kompletna po prostu musi wykorzystać szansę. Historia nauczyła jednak liverpoolczyków pokory. Był rok 2014. „Liverpool wykonał wielki krok w kierunku mistrzostwa Anglii, pokonując Manchester City na Anfield i czcząc w ten sposób 25. rocznicę tragedii z Hillsborough” – pisał w tekście dla BBC Phil McNulty. Ten sam dziennikarz w podobnym tonie oddawał emocje po sobotnim triumfie z Arsenalem. Trudno się dziwić, sytuacja jest bliźniaczo podobna. Liverpool znów ma wszystko w swoich rękach. „To nam się teraz, k…, nie wymknie” – mówił do kolegów kapitan LFC, Steven Gerrard, po tamtym zwycięstwie nad City w 2014 roku. Wiemy jednak, jak to się skończyło. Wypuścili. „Chciałem zniknąć w czarnej dziurze” – pisał w autobiografii Gerrard. Jego poślizgnięcie się na murawie w prostej sytuacji, które pozwoliło Chelsea zdobyć bramkę, stało się jednym z symboli ery Premier League, momentów, jakie ukształtowały te rozgrywki, takich jak kopnięcie kibica przez Erica Cantonę czy nożyce Wayne’a Rooneya w derbach Manchesteru. I doskonale wpisało się w lata cierpień fanów Liverpoolu, patrzących z zazdrością na zdobywających tytuły piłkarzy Arsenalu, Manchesteru United, City czy Chelsea.

ps1

Już nie bramkarze, a snajperzy byli tej jesieni najlepszą reklamą polskiego futbolu w ligach zagranicznych.

Z napastników możemy być dumni. Klasa światowa dla Lewandowskiego to oczywistość, ale Europę zachwycił także Piątek. Długo prowadził w rankingu Złotego Buta, we wrześniu strzelał gole jak szalony, walczy z Cristiano Ronaldo o koronę króla strzelców Serie A. Kiedy ostatnio polski piłkarz miał za granicą taki początek? O Miliku wypowiedziano sporo krytycznych słów, kiedy zmarnował świetną sytuację w meczu z Liverpoolem (0:1) i Napoli odpadło z Ligi Mistrzów. Tamte kilka sekund nie może przysłonić jego znakomitej jesieni. Polak jest najlepszym strzelcem azzurrich w lidze, rozkręca się z biegiem sezonu. Bardzo skuteczny jest także Wilczek, który ma pecha, że konkurencja w kadrze jest tak ogromna. Kiedyś wicelider strzelców ligi duńskiej miałby w reprezentacji abonament na grę.

ps2

Złoty chłopiec – tak nazwano we Włoszech Arkadiusza Milika po dwóch golach z Bologną.

Reklama

„Złoty chłopiec, który nawet Ronaldo pokazuje miejsce w szeregu” – tak zatytułowano tekst o atakującym w „La Gazzetta dello Sport”. Portugalczyk przewodzi klasyfikacji najskuteczniejszych w Serie A, ale to Polak strzela gole częściej – średnio co 98 minut przy 117 minutach CR7. Milik dziesięciokrotnie pokonywał bramkarzy rywali, z czego sześć razy w tym miesiącu. Nie byłoby zwycięstw nad Cagliari (1:0) czy Atalantą (2:1) bez zawodnika z Tychów. „Imponujący. Pod względem siły i regularności” – chwalą Milika w „LGdS”, w którym z notą 7 wybrano go na piłkarza meczu. „Druga bramka była pokazem, jak napastnik powinien zachowywać się w polu karnym” – zachwycano się w „Il Mattino”. Według dziennikarzy regionalnej gazety Polak zapracował na ocenę 7,5, oczywiście najwyższą w zespole. „Prawdziwy napastnik. Oczekują od niego goli i dostali dziesięć, strzelonych w jego stylu, czyli mieszanką arogancji i mocy” – to laurka z rzymskiego „Corriere dello Sport”, w którym zasłużył na 7,5. 

ps3

Wisła Kraków SA nie doczekała się pieniędzy, a Towarzystwo Sportowe Wisła potwierdzenia przelewu.

Warunki umowy nie zostały spełnione, więc TS ma prawo anulowania porozumienia i odzyskać akcje. Oczekiwanie na przelew zależy już tylko od dobrej woli (desperacji?) TS. W stowarzyszeniu, które od piątkowej rezygnacji Marzeny Sarapaty pozostaje bez prezesa, poinformowano nas, że do poniedziałku wstrzymują się z jakimikolwiek decyzjami. – Czekamy na zaksięgowanie przelewu. Wiele osób zapewnia, że wszystko będzie dobrze. Wierzymy, że to nie przypadek – mówi Rafał Wisłocki, członek zarządu TS-u, który podkreśla, że pozostaje w kontakcie z Hartlingiem. – W sobotę wystosował oświadczenie i przesłał wyjaśnienia dotyczące sytuacji. Skan przelewu nie dotarł, ale poproszono nas o cierpliwość – mówi. Zapytany, czy TS ma kontakt z Vanną Ly, unika odpowiedzi.

Piłkarska spółka pozostaje praktycznie bez władz. Tymczasowym prezesem jest mianowany przez nowych właścicieli Adam Pietrowski. On sam też czeka na przelew od Ly. Poprzedni zarząd zrezygnował przed świętami, podobnie jak cała Rada Nadzorcza. Ludwik Miętta-Mikołajewicz, honorowy prezes Wisły Kraków SA, umywa ręce od sytuacji. – Nie uczestniczyłem w tej transakcji. Rada Nadzorcza była pomijana – ucina wszelkie pytania.

Artur Jędrzejczyk jest jednym z wygranych jesieni w Legii, choć na początku sezonu wszelkimi sposobami chciano go wypchnąć z klubu.

Nie interesował go wyjazd do Trabzonsporu, który proponował mu ponad dwa razy więcej pieniędzy (netto). Legia zagrała va banque, odcięła piłkarza od występów w pierwszej drużynie licząc, że zmięknie. Nie zgłoszono go ani do meczu II rundy el. Ligi Mistrzów ze Spartakiem Trnawa, ani do III rundy Ligi Europy z Dudelange. – To był jeden z trudniejszych, jak nie najtrudniejszy moment w karierze Artura – wspomina jego menedżer Mariusz Piekarski, który zna piłkarza z Dębicy od wielu lat. – Artur nie lubi zmian. Nie kieruje się w życiu pieniądzem, tylko tym, gdzie dobrze czują się on i jego żona. Wystarczy spojrzeć na jego dorosłą karierę, w której są właściwie tylko dwa kluby. To mu odpowiada. Nie po to wracał z Rosji, by znów zmieniać miejsce zamieszkania. On mocno przyzwyczaja się do miejsc i ludzi – tłumaczy Piekarski, a jego słowa potwierdza sytuacja z 2016 r. Kiedy Jędrzejczyk grał na Wschodzie, chciało go Bordeaux. 

ps4

Bramkarz czwartoligowej Mazovii Mińsk Mazowiecki Paweł Matłacz podnosi się po poważnej kontuzji, po której wątpiono, czy w ogóle będzie jeszcze chodził.

Lekarze powiedzieli, że z łóżka już nie wstaniesz.

Usłyszałem to trzy-cztery dni po wypadku. No i wtedy przyszło zwątpienie, ale chyba na jeden dzień. Wieczorem już mi przeszło. Po prostu nie uwierzyłem lekarzowi. Myśli od tego uciekały. Nie wiem, skąd to się wzięło, ale okazało się pomocne. Może po prostu Bóg wyrzucił to z mojej głowy, przestałem o tym myśleć. Za chwilę poruszyłem palcem w nodze, perspektywa się zmieniła.

Wielka radość.

Poruszenie tym palcem było chyba najważniejszym krokiem w psychicznej odbudowie. Powoli to zaczęło iść do przodu, głowa wypełniła się optymizmem. Już ani razu nie zwątpiłem. A nie! Jeszcze raz się przydarzyło.

Kiedy?

Po dwóch miesiącach. Ruszałem już nogą i ręką, a zwątpiłem, gdy pierwszy raz posadzili mnie na łóżku. Wcześniej leżałem, plecy zapewniały stabilizację. Trochę się wtedy czuje, rękami się porusza. Usiadłem. Nogi spuszczone, trzymał mnie rehabilitant. Ciemno mi się zrobiło przed oczami, po pięciu sekundach prawie zemdlałem. Wiotki byłem, w ogóle nie czułem ciała. Pomyślałem, że to niemożliwe, by coś się naprawiło. To najtrudniejsza chwila, zatruta zwątpieniem. Poczułem się chyba jeszcze gorzej niż wtedy, gdy lekarz powiedział, że resztę życia spędzę w łóżku. Inne to było odczucie. Nie dzieliłem się tym z nikim, tłumiłem, ale pomyślałem, że będzie bardzo trudno.

Wtedy dotarło?

Tak. Zrozumiałem, że jestem sparaliżowany.

ps5

Koronie Kielce przyjemne status quo.

W ostatnich latach Korona funkcjonuje zgodnie z wytyczonym rytmem. Wygląda on mniej więcej tak: problemy ze skompletowaniem kadry, niepokój kibiców, transfery robione na ostatnią chwilę, gra powyżej oczekiwań okraszona kilkoma efektownymi zwycięstwami i grudzień bez wygranej. Na koniec kielczanie bezpiecznie lądują w górnej połowie tabeli.

Teraz nie było inaczej. Przed startem sezonu Gino Lettieri sytuację kadrową swojej drużyny określił mianem „małej katastrofy”. Tak naprawdę włoski szkoleniowiec nie musiał się nawet zastanawiać nad tym, kto zagra w pierwszej jedenastce, a kto usiądzie na ławce. Wybór był mocno ograniczony. Na szczęście dla kielczan polowanie na transfery last minute znów skończyło się dobrze. Matej Pučko z miejsca stał się ważnym zawodnikiem w układance Lettieriego. Podobnie jak Ivan Marquez. Hiszpan wniósł sporo spokoju do defensywy kielczan i razem z Adnanem Kovačeviciem oraz Djibrilem Diawem stworzył solidną trójkę środkowych obrońców.

ps6

SPORT

Robert Lewandowski po raz ósmy z rzędu wygrał plebiscyt Czytelników „Sportu”. I po prawdzie – w mijającym roku nie miał żadnej realnej konkurencji.

To był czwarty z kolei sezon, w których – jako gracz Bayernu i reprezentant Polski – Lewandowski przekroczył 40 trafień, co świadczy o stabilizacji formy na najwyższym możliwym poziomie. No i o spektakularnej powtarzalności. To bowiem rząd wielkości regularnie – oprócz naszego rodaka – dostępny jedynie dla Leo Messiego i Cristiano Ronaldo. Nikt nie powinien się zatem dziwić, że przy takich dokonaniach zarobki Roberta także są nieosiągalne dla nikogo innego. I to nie tylko pod naszą szerokością geograficzną, ale także w Niemczech. „Lewy” jest bowiem szczęśliwym posiadaczem najwyższego kontraktu w Bundeslidze. Takiego, który po przeliczeniu daje dzienny zarobek w kwocie niemal 240 000 (słownie: dwieście czterdzieści tysięcy) złotych. Na godzinę wychodzi niespełna 10 tysięcy, zaś na minutę – sporo ponad 160 PLN. Z zastrzeżeniem, że to kwoty brutto, od których należy odprowadzić podatek.

I drugim, iż przytoczone liczby dotyczą tylko wpływów z tytułu umowy z Bayernem, która – wedle informacji „Sportu” – w sezonie 2018/19 – opiewa na okrągłe 20 milionów euro. To znaczy taka jest pensja podstawowa naszego rodaka w Bayernie, ponieważ do regulaminu wynagradzania pracodawca wpisał również bonusy. Za wygranie Ligi Mistrzów, poparte mistrzostwem i Pucharem Niemiec, za tytuł króla strzelców Bundesligi, a także – za miejsce w czołowej trójce plebiscytu „France Football”. A spełnienie wszystkich wspomnianych warunków wiązałoby się z wypłatą dodatkowych 2,5-3 milionów euro.

sport1

Dziennikarz „Bildu” uważa, że Lewandowski zaakceptował, że jego przyszłością jest Bayern.

Jak oceni pan rundę jesienną w wykonaniu Roberta Lewandowskiego?

– Według mnie ponownie gra bardzo, bardzo dobrze. Jest to też spowodowane tym, że Thomas Mueller wrócił do grania za jego plecami. Gdy grają razem, to wszystko dobrze funkcjonuje, ponieważ kiedy Mueller gra gdzie indziej, z prawej czy lewej strony, Lewandowski nie jest taki mocny. Trener Niko Kovac to zmienił i wrócił do tego systemu, co znowu przynosi korzyści. Sam Lewandowski zresztą przyznał, że gdy Thomas gra za nim, jest to dla niego czymś pozytywnym, bo ma partnera w polu karnym.

Jaka jest pozycja polskiego napastnika w szatni Bayernu?

– Nie jest w centrum uwagi, dlatego że on zawsze skupia się na swoich sprawach. Jednak od tego sezonu jego pozycja w drużynie jest mocniejsza. Gdy w pewnym momencie szefowie klubu chcieli porozmawiać z topowymi zawodnikami na temat Kovaca i jego przyszłości, Lewandowski był właśnie jednym z tych czterech graczy. Oprócz niego byli to jeszcze Mueller, Franck Ribery i Manuel Neuer, czyli dwóch kapitanów i bardzo ważny, doświadczony piłkarz. I to właśnie oni rozmawiali o przyszłości trenera. To tylko pokazuje, jaka jest jego pozycja. Zresztą między nim i Kovacem nie ma żadnego problemu. Na tym spotkaniu Lewandowski nie powiedział nic przeciwko trenerowi.

sport2

Do soboty do godziny 23.59 Wisła Kraków oczekiwała na potwierdzenie przelewu od nowych inwestorów. Nie doczekała się…

To od początku była ryzykowna gra. Dlaczego ludzie TS Wisła zdecydowali się na podpisanie tego typu warunkowej umowy? Dlaczego przekazali akcje klubu zanim przelew doszedł do skutku? W ramach kontraktu nowy inwestor został zobowiązany do spłaty zaległości (wtedy umowa miała wejść ostatecznie w życie), a nie mógł zrobić tego z innego konta niż tego należącego do Wisły SA (wówczas te przelewy zostałyby uznane za przychód i obciążone podatkiem). Dlatego uznano, że nowi inwestorzy najpierw otrzymają dokumenty akcji, staną się właścicielem klubu, otrzymają czas na dokonanie przelewów, a potem zostaną prawowitymi właścicielami. Ryzykowne.

Taką umowę podpisano we wtorek 18 grudnia w Zurichu. Nad jej kształtem ze strony Wisły głowiło się czterech prawników – członkowie zarządu Wisły SA Marzena Sarapata i Daniel Gołda, wiceprezes Towarzystwa Sportowego Szymon Michlowicz oraz członek rady nadzorczej Wisły SA Mateusz Stankiewicz. Ze strony inwestorów był to warszawski prawnik Jarosław Ostrowski. 46-letni mecenas jest dobrze znany w piłkarskim środowisku. Od wielu lat współpracuje z Ekstraklasą, PZPN, przez 9 lat w Legii Warszawa odpowiadał za sprawy prawne oraz bezpieczeństwo imprez masowych.

sport3

Środkowy obrońca Martin Toth i defensywny pomocnik Lukasz Greszszak to pierwsze zimowe wzmocnienia Zagłębia Sosnowiec. Jako gracze Spartaka Trnawa latem na europejskiej scenie dali lekcję pokory warszawskiej Legii.

Kontrakty obu zawodników dopięte są już w najdrobniejszych detalach. Formalnie można je podpisać dopiero w nowym roku. Przy Kresowej transferów jeszcze nie potwierdzają, ale wiadomo, że nic już nie stanie na przeszkodzie – w rundzie wiosennej Martin Toth i Lukasz Greszszak reprezentować będą barwy Zagłębia Sosnowiec. I na pewno znajdą się na 25-osobowej liście obozowiczów, którzy w połowie stycznia udadzą się na dwutygodniowe zgrupowanie do Chorwacji.

Szczegóły transakcji zostały ustalone 13 grudnia, krótko po meczu Spartak Trnawa – Fenerbahce Stambuł w fazie grupowej Ligi Europy, wygranym przez gospodarzy 1:0. Szefowie Zagłębia byli na miejscu i dobili targu. Wracali do kraju usatysfakcjonowani, bowiem realizację zimowego planu wzmocnień drużyny udało się rozpocząć od jego najważniejszego punktu – czyli od nacisku na destrukcję.

Spektakularny powrót na Cichą? Wiele wskazuje na to, że w nowym roku w klubie z Chorzowa będzie pracował nie kto inny, jak Jacek Bednarz.

Teraz wiele wskazuje na to, że wróci do piłki, tyle że nie w ekstraklasowym wydaniu, ale na niższym, bo drugoligowym poziomie. Bednarz miałby się zaangażować w odbudowę siły Ruchu, który teraz walczy na trzecim poziomie rozgrywkowym. Ma być nowym prezesem, albo dyrektorem sportowym. Doświadczenie ma w piastowaniu zarówno jednego, jak i drugiego stanowiska, w czym pomaga jeszcze prawnicze wykształcenie.

sport4

Reportaż o Polaku, który działa w organizacjach związanych z Schalke.

(…) Maciej Seweryn w muzeum w Oświęcimiu i w Brzezince bywał oczywiście w przeszłości – to przecież obowiązkowy punkt edukacji na poziomie gimnazjum (a wcześniej – w najstarszych klasach podstawówki). Potem wrócił tam jeszcze jako student katowickiej AWF, kiedy na Górny Śląsk – w ramach współpracy i wymiany międzyuczelnianej – przyjeżdżali młodzi Niemcy z Saarbruecken. Być może właśnie wtedy, w obecności potomków twórców „fabryk śmierci”, uświadomił sobie rzecz fundamentalną: bardzo istotna jest wiedza nabyta w szkole, z kart podręcznika; nic jednak nie może się równać z osobistą wizytą w tym miejscu: wejściem do obozowego baraku w Oświęcimiu, zatrzymaniem się na kolejowej rampie w Brzezince, spojrzeniem na krematoryjne kominy… – „Wstrząsające” – to słowo najczęściej powtarzali nasi goście. I, mam wrażenie, wyjeżdżali stąd jako inni ludzie – mówi bohater tej opowieści.

Życiowe ścieżki pana Maćka są charakterystyczne dla pokolenia Polaków, urodzonego już w wolnym kraju, po przełomie roku 1989. Wraz z ich dorastaniem otwierały się granice; nie tracąc narodowej tożsamości, miejsce do życia (i pracy) można sobie było wybrać dość swobodnie. Podobnie jak… ukochany klub. Ponad dekadę wstecz pana Macieja spotykałem czasami na stadionie ekstraklasowej wówczas Polonii Bytom. Ale miał i drugą piłkarską fascynację – Schalke 04. – Już wiele lat wcześniej tato czasem zabierał mnie na mecze do Gelsenkirchen. Byliśmy też w Warszawie i Krakowie, kiedy niebiesko -biali w Pucharze UEFA grali z Legią i Wisłą – wspomina. Skąd ten wybór? Może na wspomnienie słynnych starć Polonii z Schalke, w półfinale Pucharu Rappana 1965? Zwycięskie 6:0 Liberdy i spółki to przecież jeden z największych sukcesów polskiej piłki w starciu z zachodniomieckim futbolem. A może i z faktu, że przecież we wspaniałych dla klubu z Gelsenkirchen latach 30. o jego sile stanowili zawodnicy z polskimi korzeniami, by na tych najsłynniejszych – Fritzu Szepanie i Ernście Kuzorrze – poprzestać? Zresztą… mniejsza o przyczyny; liczą się fakty. – A fakty były takie, że zdarzały się sezony, w których – mieszkając na co dzień w Kolonii – zdarzało mi się opuszczać raptem jeden mecz bundesligowy Schalke w sezonie! Do wyjazdów krajowych dochodziły też zagraniczne, w europejskich pucharach: Bukareszt, Londyn, Madryt, Enschede – wymienia Maciej Seweryn.

sport5

Wiosną Górnika Zabrze czeka ciężka walka o utrzymanie. Hubert Kostka nie jest zaskoczony.

Jak ocenić pierwszą część sezonu w wykonaniu Górnika?

– Patrząc na to, co wydarzyło się po tak udanym poprzednim sezonie, to nie jest to duża niespodzianka, że zespół znalazł się akurat w tym miejscu. Mówiłem to już wielokrotnie w ostatnich miesiącach… Z drużyny odeszli latem wartościowi zawodnicy, a w ich miejsce nie udało się sprowadzić graczy, którzy byliby ich w stanie zastąpić. Do tego często zdarza się tak, że po dobrym sezonie następuje okres słabszej gry. Tak teraz jest w przypadku Górnika. Młodzi zawodnicy muszą mieć czas żeby dojrzeć. Widać to choćby na przykładzie Żurkowskiego. To nie jego wina, że sytuacja jest taka, a nie inna, ale splot różnych okoliczności, jak w jego wypadku kontuzja, powodują, że mamy do czynienia z zawirowaniami.

sport6

SUPER EXPRESS

Najważniejszy wątek piłkarski to oczywiście Wisła Kraków i choroba Li Vanny.

Wszystko brzmi jak żałosna farsa i „robienie jaj” z zasłużonego klubu, bo w chorobę Vanny mało kto wierzy. Przez weekend wiele osób próbowało nawet wyśledzić słynny przelew. Okazuje się jednak, że nie jest to możliwe. Fachowcy z branży mówią, że bank, do którego mają wpłynąć pieniądze (czyli ten, w którym konto ma Wisła), nie ma możliwości, aby zajrzeć do systemu i zobaczyć, czy jest oczekujący przelew. Taką możliwość ma tylko bank, z którego pieniądze zostały wysłane. Ergo: polski bank nie ma pojęcia, czy coś wpłynie na konto w poniedziałek.

se1

GAZETA WYBORCZA

Czy Wisła Kraków wreszcie wydobędzie się z chaosu?

Spotkanie z Lechem obejrzało z trybun ponad 22 tys. kibiców. Co stało się z wpływami z biletów? Wersje są co najmniej trzy. Pierwsza, oficjalna: zostały przeznaczone na „bieżące funkcjonowanie klubu oraz na organizację spotkania”. Druga, lansowana przez „Przegląd Sportowy” – Hartling zarządził, by spłacić  z nich zobowiązania wobec Kamila Wojtkowskiego. Bez spłaty zaległych pensji 20-letni pomocnik mógłby wkrótce opuścić klub. Takich piłkarzy jest więcej, niedługo z ósmej drużyny ekstraklasy mogłyby pozostać zgliszcza. Trzecia, sugerowana przez Interia.pl: była prezes Marzena Sarapata nakazała wypłacić sporą ich część firmie wydającej klubową gazetkę (należy do jej męża) oraz Stowarzyszeniu Kibiców Wisły Kraków. I wydawca gazetki, i SKWK zaprzeczyli.

gw1

Fot. Jakub Gruca/400mm.pl

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...