Wtorkowa prasa nas nie rozpieszcza, ale trochę treści w niej znajdziemy. Raphael Rossi opowiada, jak dobrze mu w Radomiu. „Sport” informuje, co słychać u śląskich drużyn. Z kolei Kamil Kosowski i Ivica Vrdoljak komentują sytuację w Legii Warszawa. – Jeśli faktycznie to się wydarzyło, to niech ci zawodnicy pokażą, że mają jaja, wyjdą i powiedzą wprost, co ich spotkało. Oczywiście, że coś takiego nigdy nie powinno się zadziać, jednak oni sami muszą o tym powiedzieć, a nie żona, agent czy jeszcze ktoś inny z ich otoczenia – twierdzi Vrdoljak
Sport
Ligowe zaległości w Radomiu. Piast spróbuje coś ugrać na terenie Radomiaka.
Czy trudniejszy niż ten ostatni, w piątek w Częstochowie? Możliwe. Na pewno gości będzie on kosztował sporo zdrowia, a ono w ostatnim czasie zostało nadszarpnięte. Dwa tygodnie przerwy, tydzień indywidualnych treningów i spora liczba graczy zmagających się z chorobą. Dzisiejszy mecz będzie też sprawdzianem kondycyjnym i kto wie, czy od tego aspektu nie zależeć będzie końcowy wynik? – Mieliśmy ostatnio sporo problemów zdrowotnych, ale w meczu nie było tego widać i na tle tak dobrej drużyny jak Raków postawiliśmy się i mogliśmy się pokusić o dużo lepszy wynik. Mieliśmy swoje sytuacje w tym spotkaniu i zawiodła chyba jedynie skuteczność. Chcesz wygrać, mając dwie lub trzy tak dogodne okazje jakie my mieliśmy, to musisz to po prostu strzelić – wraca do ostatniego meczu Michał Chrapek.
Jedenastka kolejki i podsumowanie weekendu w Ekstraklasie.
Dawid ABRAMOWICZ – Maczał palce przy obu bramkach, jakie rewelacyjny radomski beniaminek wbił liderowi z Poznania. To po jego zagraniu piłkę ręką odbił Jesper Kalstroem, co skończyło się rzutem karnym, to on asystował Mauridesowi przy golu na 2:0.
Mateusz SZWOCH – Z podręcznikową gracją wykończył kontrę wyprowadzoną przez Damiana Rasaka, która przesądziła o wyniku derbów Mazowsza. Pomocnik płocczan przeprosił Legię, w której niegdyś grał, za nadmierne eksponowanie radości. Ale były ku niej powody.
Bartosz ŚPIĄCZKA – Konia z rzędem temu, kto przewidziałby, że za półmetkiem sezonu w całej ekstraklasie nie będzie Polaka z większą liczbą goli od Śpiączki. W niedzielę ustrzelił dublet, prowadząc beniaminka z Łęcznej do wygranej z Cracovią – i zarazem nad strefę spadkową.
Postać kolejki: Rafał Strączek – W poprzednim, trudnym przecież dla mielczan sezonie, był jednym z wyróżniających się zawodników Stali, która jako beniaminek zdołała się utrzymać wśród najlepszych. Wtedy występował jeszcze jako młodzieżowiec, teraz już tak nie jest. Jak pokazują kolejne mecze zespołu z Mielca, który jest jedną z rewelacji sezonu 2020/21, Strączek znowu spisuje się bardzo dobrze, będąc mocnym punktem wygrywającej wiele meczów drużyny. Udowadnia, że dobry poprzedni sezon nie był przypadkiem.
Podsumowanie jesieni w GKS-ie Katowice.
Na przełomie września i października okoliczności stworzyły dla GKS-u koło ratunkowe. Po pierwsze – w postaci pucharowego meczu z IV-ligową Olimpią Zambrów, w którym można było przećwiczyć pewne rozwiązania. Po drugie – w postaci serialu „Bez Alternatywy 4”, jak określono przy Bukowej serię czterech domowych spotkań: ze Stomilem, Tychami, Skrą i Puszczą. W Zambrowie trener Górak pierwszy raz ustawił swój zespół z trójką środkowych obrońców. Skończyło się zwycięstwem 1:0, które jeszcze niczego nie zmieniło, bo kluczowa była konfrontacja z olsztynianami. Bramka Bartosza Jaroszka z szóstej minuty doliczonego czasu dała wygraną 2:1 i pierwszy oddech. Potem był frajerski remis z Tychami (od 2:0 do 2:2), aż wreszcie – seria czterech ligowych występów bez straty gola. Nawet pucharowa porażka z ekstraklasowiczem z Niecieczy – po dogrywce i w kontrowersyjnych okolicznościach – dowodziła, że beniaminek idzie w dobrą stronę. Stał się bardziej pragmatyczny, przewidywalny, momentami – jak z Koroną i ŁKS-em – na boisku cierpiał, a kibice mogli kręcić głowami, wyrażając niezadowolenie ze stylu. Trener Górak kontrował, że podobać to się może żona, a drużyna ma być skuteczna.
Mirbud postawi stadion Odry Opole.
To kolejny krok w tej ważnej dla miasta inwestycji, będącej jedną z obietnic wyborczych prezydenta Arkadiusza Wiśniewskiego. W styczniu 2018 klamka zapadła: ruszył konkurs architektoniczny i uznano, że trzeba budować go w nowej lokalizacji, na obrzeżach miasta przy ul. Północnej, a nie dotychczasowej w centrum przy Oleskiej 51. Procedury projektowe przedłużały się, potem działania wyhamowała pandemia, ale niespełna rok temu, w grudniu, już po świętach, miasto zrobiło kibicom sylwestrową niespodziankę, ogłaszając przetarg na generalnego wykonawcę. Jak to zwykle bywa, kilkukrotnie przesuwano termin otwarcia kopert, co wreszcie uczyniono w lipcu br. Najkorzystniejszą ofertą złożył Mirbud – 208,7 mln zł brutto, o ponad 28 mln przekraczając założony przez miasto budżet. Mirbud to doświadczony wykonawca. Kończy właśnie obiekty w Płocku czy Łodzi. Ze skierniewicką firmą dobre doświadczenia mają też opolanie, bo niedawno postawiła halę, Opolski Park Sportu, za 37 mln zł.
Super Express
Newsy z ostatnich dni – pobicie piłkarzy Legii, ponowne losowanie LM. Nic nowego, poza komentarzem Jana Tomaszewskiego, a to możemy sobie darować.
Przegląd Sportowy
„PS” twierdzi, że Emreli i Luquinhas zostali zaatakowani celowo.
– Jeśli faktycznie to się wydarzyło, to niech ci zawodnicy pokażą, że mają jaja, wyjdą i powiedzą wprost, co ich spotkało. Oczywiście, że coś takiego nigdy nie powinno się zadziać, jednak oni sami muszą o tym powiedzieć, a nie żona, agent czy jeszcze ktoś inny z ich otoczenia – mówi „PS” były kapitan Legii Ivica Vrdoljak. […] Piłkarze milczą, z naszych informacji wynika, w autokarze wszystko działo się bardzo szybko. Zawodnicy byli w szoku i nie stawiali o p o r u , choć było ich znacznie więcej n i ż napastników. Tyle że oczywiście wokół pojazdu zgromadzeni byli inni chuligani, a kilkaset metrów dalej stała policja. Zawodnicy nie do końca wiedzieli, co się dzieje. Później, gdy niektórzy rozmawiali z Emrelim (z Luquinhasem trudniej się dogadać, bo mówi tylko po portugalsku), byli zaskoczeni tym, co się stało. Po tym zdarzeniu kuzyn Azera, który przyjechał po niego do ośrodka (miał tam być niezależnie od wyniku meczu i sytuacji z kibicami), zawiózł go do szpitala. Jak podał potem polsatsport.pl, Emreli dostał zwolnienie lekarskie na dwa dni, a lekarz kazał mu pozostać w łóżku. Wygląda na to, że chuligani celowo zaatakowali akurat jego i Luquinhasa. Obaj siedzieli w środku, więc raczej nie zostali uderzeni przypadkowo jako znajdujący się najbliżej wejść. Nie do końca jest jasna rola policji w całej sytuacji. Powinna byc wyjątkowo wyczulona, gdyż niestety można było się takiej historii spodziewać. Kibole już po październikowej porażce z Piastem (1:4) zatrzymali autokar z zawodnikami na tzw. gierkówce.
Raphael Rossi dobrze się czuje w Radomiu.
Działacze Sionu pomogli w trudnym momencie?
Niezbyt. Sugerowali, że jestem cwaniakiem, który przyjechał do Szwajcarii z kontuzją. Zostawiono mnie w tym wszystkim samego, a ja poważnie rozważałem zakończenie kariery. Miałem dość ciągłego bólu. Jeszcze w Anglii zrobiłem kurs trenerski UEFA B i plan zakładał, że wrócę do tego kraju, zapiszę się na kolejny kurs i rozpocznę pracę szkoleniowca. Na szczęście wszystko się odwróciło. Pół roku po drugim powrocie do treningów czułem, że znów jestem w niezłej formie, a później uratowali mnie działacze Radomiaka. Jestem chrześcijaninem, człowiekiem bardzo wierzącym, który uważa, że nic w życiu nie dzieje się bez przyczyny. Widocznie Bóg miał taki plan, żebym po trudnym okresie, pełnym cierpienia, znów był szczęśliwy.
Mówił pan bardzo pochlebnie u Luke’u Williamsie, który pracował z panem w Brighton i Swindon Town. A jaki jest szkoleniowiec Radomiaka Dariusz Banasik?
To trener, który ma świetny kontakt z zawodnikami. Rozumie ich sytuację, problemy, dobrze zarządza szatnią i znakomicie czuje grę. Miałem szkoleniowców, którzy w każdym spotkaniu, nieważne, kto jest przeciwnikiem, kazali nam grać w ten sam sposób. W Radomiaku, jeśli na przykład za tydzień mierzymy się z Legią, trener wskazuje nam słabości przeciwnika i pracujemy na treningach nad rozwiązaniami, by je wykorzystać. Ufam mu, bo zawsze był w stosunku do mnie uczciwy i pomocny. Jestem też przekonany, że trener Banasik w polskiej piłce bardzo dużo osiągnie. Nawet w tym sezonie – przecież nas stać na to, żeby ukończyć ligę w pierwszej trójce.
Ambitny cel.
Ale realny. W meczach z Pogonią, Rakowem czy Legią nie czułem, że mamy gorszy zespół, a to przecież czołowe drużyny w Polsce. Z Lechem nie straciliśmy gola w Poznaniu, a teraz pokonaliśmy go w Radomiu. Mamy dobrze skonstruowany zespół, odpowiednią mieszankę polskich i zagranicznych piłkarzy. Teraz wygraliśmy w lidze sześć spotkań z rzędu i w całej Polsce zaczęli o nas mówić. To miłe, ale jeszcze nie pokazaliśmy wszystkiego. O Radomiaku będzie jeszcze głośniej.
Niecodzienna sytuacja w Lidze Mistrzów: powtórzone losowanie.
Los jednak skojarzył potem liderów lig francuskiej i hiszpańskiej, więc spotkanie, które mogłoby równie dobrze być fi nałem rozgrywek, zostanie rozegrane już w 1/8 fi nału. Tym samym Lionel Messi ponownie spotka się z wielkim rywalem, z którym w barwach Barcelony mierzył się 45 razy. On spotka starego „wroga”, za to jego kolega z PSG Sergio Ramos będzie mógł zagrać przeciwko klubowi, w którym spędził 15 lat i został jego legendą. O ile będzie zdrowy, co stoi pod wielkim znakiem zapytania, patrząc na liczbę urazów tego obrońcy w ostatnim roku. On może spotkać starych kumpli, a Kylian Mbappe – przyszłych klubowych kolegów. Już w styczniu będzie mógł podpisać kontrakt z Realem, obowiązujący od nowego sezonu. – Powtórzenie losowania było niespodziewane i trudne do zrozumienia. Szkoda, że to tego doszło – komentował Emilio Butragueno, legenda Realu i dyrektor ds. relacji instytucjonalnych Królewskich. I tylko piłkarze Chelsea oraz Lille nie mogą narzekać na powtórkę losowania, bo w ich przypadku przyniosła taki sam efekt, jak pierwsza próba.
Gabriel Słonina i zamieszanie w sprawie jego przyszłości. Zagra dla Polski czy USA?
To przerażające, jak dobry może być ten dzieciak – mówi Frank Klopas, asystent trenera Chicago Fire. – W bramce jest jak zwierzę – dodaje obrońca drużyny Jonathan Bornstein, a Mauricio Pineda, inny defensor, twierdzi, że czuje, jakby za plecami miał doświadczonego, 30-letniego bramkarza. Ameryka rozpływa się w zachwytach nad zaledwie 17-letnim Polakiem Gabrielem Słoniną, który przebojem wszedł do tamtejszej Major League Soccer. I można być prawie pewnym, że zrobi wszystko, by chłopak został reprezentantem USA, a nie Polski. […] Medialne zamieszanie w naszym kraju wokół Słoniny rozpoczęło się 18 października, kiedy w Kanale Sportowym w programie „Polacy pod lupą” powiedział swobodną polszczyzną: „Gdybym dzisiaj dostał powołanie do polskiej kadry, na sto procent bym przyjechał i zobaczył, jak się z nią trenuje”. Kilkanaście dni później w rozmowie z „Futbol Americas” w USA był już bardziej ostrożny. – To będzie trudny wybór, jeszcze nie zdecydowałem, którą ścieżką chcę podążać. W tej chwili szanse są pół na pół – powiedział. To, w czym przewagę ma Polska nad USA, jest pochodzenie Słoniny, którego oboje rodziców są stuprocentowanymi Polakami. Ich historia nie jest za bardzo znana. Na prośbę o rozmowę, ani pani Katarzyna, ani pan Paweł, ani również 20-letni brat Gabriela Nicholas (testowany wiosną 2019 r. przez Legię) nie odpowiedzieli. Wiadomo tylko, że rodzice 17-latka pochodzą z Tarnowa i wyemigrowali do USA 20 lat temu. Jakiś czas temu się rozstali i synowie najpierw mieszkali u mamy, a po dwóch latach przenieśli się do ojca. – W przypadku Gabriela sytuacja jest prosta: jest Polakiem. Nie trzeba na siłę szukać prababci, która ma nasze korzenie. Takie mamy czasy, że o piłkarzy trzeba walczyć. Nie ma co zważać na to, że chłopak kiedyś powiedział Polsce „nie”. Miał wtedy ledwie 15 lat – podkreśla Michallik.
Tomasz Salski mówi o problemach ŁKS-u.
Postawił pan wszystko na jedną kartę, tę z napisem „awans”. Wypadło inaczej.
Owszem, Ricardinho i Rygaard byli podpisywani z myślą o ekstraklasie. Ale to nie w tym momencie wpadliśmy w tarapaty.
Tylko w którym?
Kiedy kontraktowaliśmy zawodników przed obecnym sezonem, byliśmy przekonani, że kilku piłkarzy od nas odejdzie. W trakcie rundy wiosennej mieliśmy zapytania o niektórych z nich i u większości warunek był jasny – jeśli ŁKS nie wejdzie do ekstraklasy, zaczną się negocjacje.
No i się nie zaczęły.
No i się nie zaczęły. Przy żadnym z zawodników nie doszło do konkretów. Nie było sytuacji, w której my mówiliśmy kwotę X, a ktoś podawał Y. Nie odbyły się nawet poważne rozmowy telefoniczne. O oficjalnych ofertach nie było mowy. Chociaż nie, była jedna, ale chodziło o wypożyczenie i bez żadnych gwarancji dla nas. Gdyby zawodnik wrócił do klubu z urazem, musielibyśmy sobie z tym radzić, więc grzecznie podziękowaliśmy. No i skończyło się tak, że doszli nowi zawodnicy, nikt nie odszedł i mamy bardzo szeroką, jak na warunki pierwszoligowe, kadrę. Liczba piłkarzy w klubie jest niewspółmiernie duża do potrzeb. Stąd wzięły się problemy, jeśli chodzi o koszty. Naprawdę rozmawialibyśmy inaczej o naszych finansach, jeśli trzech, czterech zawodników latem odeszłoby z ŁKS.
Gdzie jeszcze popełniliście błędy?
Powinniśmy wcześniej podjąć decyzję o dofinansowaniu spółki. Wtedy nasza płynność wyglądałaby inaczej, a tak dopiero teraz czyścimy zobowiązania.
Kamil Kosowski komentuje pobicie piłkarzy Legii.
Piłkarze Legii zostali zaatakowani przez chuliganów po przegranym meczu z Wisłą Płock. Takie sytuacje miały już miejsce w przeszłości, ale wydawało się, że świat poszedł do przodu i cywilizowani ludzie nie uciekają się już do podobnych metod. W piłce nie ma miejsca na przemoc i incydenty, które nie mają niczego wspólnego z motywacją oraz futbolem. Współczuję piłkarzom Legii, że musieli przez coś takiego przejść, bo do problemów na boisku doszły im jeszcze kłopoty z kibicami. W swojej karierze kilka razy doświadczyłem wizyty kibiców na treningu. Pamiętam taką z czasów gry w Górniku Zabrze, ale to był inny zespół i walczyliśmy o inne cele. Wtedy akurat o utrzymanie. W Wiśle też zdarzyło się, że fani odwiedzili nas po serii słabych spotkań i oburzeni pytali, czy nie rywalizujemy już o mistrzostwo? Doświadczyłem tego również, grając na Cyprze. Wtedy przyjąłem to z dużą dawką humoru, bo mieliśmy długą serię zwycięstw, a kibiców oburzyły jeden remis i jedna porażka – takie były wobec nas wymagania. Nigdy nie doszło jednak do naruszenia nietykalności mojej czy kolegów z zespołu. Jak widać są jednak granice, które niektórzy przekraczają.
fot. FotoPyK