– 24 futbolówki zostaną ustawione przed pierwszym gwizdkiem wzdłuż boiska, po sześć wzdłuż linii bocznych i końcowych, odpowiednio po trzy na każdą połowę i stronę. Sędzia techniczny będzie mógł też wyznaczyć po jednej osobie z każdego zespołu do ponownego ustawienia piłki w wyznaczonych miejscach. Nie będzie noszowych, ich funkcję przy poważnych urazach przejmie skład karetki pogotowia – czytamy w “Przeglądzie Sportowym” o kulisach powrotu do gry w Polsce. Dziś pierwszy mecz po odmrożeniu polskiej piłki – Miedź podejmie Legię w Pucharze Polski.
“PRZEGLĄD SPORTOWY”
Po blisko 80 dniach bez gry – wraca polska piłka. I to przy specyficznych wytycznych. Jak będzie od kulisy wyglądał mecz Miedzi z Legią?
Pismo reguluje nawet to, że z jednej butelki może pić wodę tylko jedna osoba. Największą zmianą jest oczywiście brak kibiców na trybunach, ale i ich powrót jest przewidziany. Liczbę widzów będą warunkowały odpowiednie przepisy państwowo- -administracyjne, o ile zostaną wprowadzone. Kluczowych modyfikacji jest kilka. Wszystkie osoby w strefach technicznych (na ławkach rezerwowych) muszą zasłaniać usta i nos maskami z określonymi filtrami. Wyjątkiem są pierwsi trenerzy, którzy w momencie wydawania komend nie będą musieli ich mieć. Na stadionie nie będzie też chłopców do podawania piłek. 24 futbolówki zostaną ustawione przed pierwszym gwizdkiem wzdłuż boiska, po sześć wzdłuż linii bocznych i końcowych, odpowiednio po trzy na każdą połowę i stronę. Sędzia techniczny będzie mógł też wyznaczyć po jednej osobie z każdego zespołu do ponownego ustawienia piłki w wyznaczonych miejscach. Nie będzie noszowych, ich funkcję przy poważnych urazach przejmie skład karetki pogotowia.
Druga część rozmowy z Łukaszem Załuską. Tym razem sporo o derbach Glasgow, van Dijku, meczu z Barceloną.
Kiedy poczułeś wyjątkowość derbów Glasgow? Od razu w pierwszym meczu?
W Celticu, gdy na dwie godziny przed meczem podjeżdżaliśmy pod stadion, zazwyczaj oczekiwało nas kilkuset naszych kibiców. Za wyjątkiem derbów. Wtedy zobaczyłem kilkanaście tysięcy osób.
Łatwo zrozumieć, co znaczy dla nich ten mecz.
Artur Boruc zapoznał mnie z dwoma szkockimi rodzinami. Wspaniali ludzie, do dziś utrzymujemy kontakt. Wyjaśnili mi, choć z piłką mają niewiele wspólnego, że każdego piłkarza Celticu jego kibice mierzą według derbów. Możesz być królem strzelców, zdobywać po 30 bramek w sezonie, ale jeśli nie pokonasz bramkarzy Rangersów, to znaczy, że jesteś do kitu. Podobnie z bramkarzem. Może nie popełnić żadnego błędu przeciwko Heart, Motherwell czy Hibernianowi, ale jak nawali w meczu z Rangersami, to znaczy, że nie wytrzymuje presji i do niczego się nie nadaje.
Proste zasady.
Nie szanują piłkarzy, którzy grają słabo przeciwko Rangersom. Z drugiej strony możesz mieć słabszy sezon, jak kiedyś Samaras. Nie mógł strzelić gola – grał, ławka, grał, ławka. Aż przyszedł wyjazdowy mecz z Rangersami. Wygraliśmy 2:0, a on zdobył obie bramki. Nie wiem, ile czasu był Bogiem dla kibiców Celticu.
W Legii sypnęło urazami. Z Miedzią w bramce stanie Wojciech Muzyk, a na sobotnie starcie z Lechem być może wykuruje się już Majecki.
– Sprawa z bramkarzami jest przykra, rzutuje ona na pozytywny obraz powrotu do pewnej normalności i rutyny. Ale liczyliśmy się z takimi problemami. Mam nadzieję, że teraz urazów będzie jak najmniej i sobie z nimi poradzimy. Przeciwko Miedzi szansę debiutu w bramce dostanie Wojtek Muzyk. Liczę na jego dobry występ – powiedział trener Vuković. Niespełna 22-letni bramkarz nigdy nie grał na takim poziomie. Do Legii przyszedł latem ubiegłego roku z I-ligowej Olimpii Grudziądz, w której rozegrał 30 meczów, puścił 38 goli, dziewięć razy zachował czyste konto. W warszawskiej drużynie Muzyk zaliczył dziesięć występów w III-ligowych rezerwach – puścił 13 goli, trzy razy schodził z boiska niepokonany. Jest szansa, że Majecki wyleczy stłuczony mięsień do sobotniego meczu ligowego z Lechem. Cierzniakowi odnowił się natomiast uraz pleców, na który narzekał podczas ubiegłotygodniowego zgrupowania w Warce. Przerwa w treningach Novikovasa oraz Rosołka potrwa około miesiąca.
Piętnasta rocznica śmierci Krzysztofa Nowaka. Piłkarza, ojca i męża, który nie mógł wygrać starcia z paskudną chorobą – ALS.
W 2002 roku przywieziono nam do domu pierwszy wózek inwalidzki, kupowaliśmy go na szybko. Mocno przeżyłam całą sytuację. Krzysiek siedział w fotelu, a ja usiadłam mu na kolanach, przytuliłam się i rozpłakałam. Wiedziałam, że zaczyna się kolejny etap choroby. Życie stało się jeszcze trudniejsze. Wychodziliśmy na spacer z dwoma wózkami – jeden Marii, drugi Krzyśka. Najtrudniejsze było dla męża, gdy ktoś podchodził i odruchowo podawał rękę, a on nie był w stanie jej uścisnąć, bo jego sparaliżowane dłonie leżały na podłokietnikach. Przeżywał, że nie może normalnie przywitać się z drugim człowiekiem. Niektórzy mówią, że Krzysiek miał szczęście, bo ludzie żyją z ALS rok, dwa, a mąż walczył pięć lat. Nigdy nie używał maski tlenowej, nie chciał niczego przedłużać na siłę. Nigdy nie skarżył się na ból, nie chciał mi mówić, że cierpi. Zresztą pod koniec już samo mówienie sprawiało mu problem, musiał się napracować, by wypowiedzieć kilka słów. W końcu przeszliśmy na system, że ma potwierdzać lub zaprzeczać mruganiem oczami. Pewnego dnia zaczął mieć problemy z oddychaniem, więc zadzwoniłam po karetkę i pojechaliśmy nią do szpitala. Przeziębienie przeszło w kolejne zapalenie płuc. Łudziłam się, że wszystko będzie dobrze i zadzwoniłam do rodziców męża, żeby przyjechali, bo nie mam z kim zostawić dzieci. W ogóle nie opuszczałam szpitala, ponieważ Krzysiek był na intensywnej terapii. Mówił wcześniej, że nie chce, by Maksymilian i Maria widzieli go w takim stanie.
“SPORT”
Ból głowy trenera Fornalika przed meczem z Wisłą Kraków. Nie zagra Sokołowski, pod znakiem zapytania jest występ Badii.
Jeśli Badia nie mógłby zagrać, to na kogo może postawić trener Fornalik? W obwodzie jest Tiago Alves, który od dawna czeka na prawdziwą szansę. Do gry pali się też najdroższy transfer w historii Piasta, czyli Kristopher Vida. Węgier może grać na kilku pozycjach, w tym na skrzydle. Zawsze dobrą alternatywą na bok jest Jorge Felix. Okazać się też może, że w sumie wystąpi tam Milewski, a w środku boiska zobaczymy np. Tomasza Jodłowca. Taki wariant zresztą został już sprawdzony. – Kilka dni temu graliśmy sparing z mistrzem Polski, czyli… mieliśmy wewnętrzną gierkę – śmieje się Badia. – To było coś bardzo ważnego. W Piaście mamy dwudziestu kilku dobrych zawodników, mogliśmy stworzyć dwie wyrównane jedenastki i grać między sobą – mówi. To może być niewątpliwy atut gliwiczan nie tylko w sobotnim meczu, ale i w całym sezonie. Z kolei sztab Wisły Kraków musi przygotować się na kilka wariantów, co na pewno sprawy mu nie ułatwia.
Przyszli zimą do Ekstraklasy, ale nie zdążyli jeszcze za dużo pograć, a tu cyk, przerwa w rozgrywkach. Jedenastka zawodników, którym będziemy się przyglądać wiosną.
Paweł CIBICKI (Pogoń Szczecin)
Do tej pory o Cibickim było głośno tylko w kontekście jego gry w kadrze. Jako młodzieżowiec przez dłuższy czas nie potrafił się zdecydować, czy woli grać dla reprezentacji Polski, czy Szwecji. Od stycznia
po raz pierwszy w swojej karierze jest piłkarzem polskiej drużyny. „Portowcom” 26-latek spadł jak z nieba. Po oddaniu Adama Buksy do New England Revolution pozostawali oni bez bramkostrzelnego zawodnika. Pomimo tego, że Cibicki nie jest typową „dziewiątką”, to w sześciu wiosennych meczach (3 razy wchodził z ławki) zdobył 3 bramki i wydaje się, że jego obecność na boisku będzie zbawienna dla walczących o puchary szczecinian.
Kristopher VIDA (Piast Gliwice)
Napastnik trafił do mistrza Polski dość niespodziewanie pod koniec lutego. Uznawany jest za wielki talent i zagrał w każdym meczu rundy jesiennej w barwach wicemistrza Słowacji, DAC Dunajska Streda. Dla klubu zza południowej granicy w aktualnym sezonie strzelił 7 goli. W sumie rozegrał dla niego 124 spotkania, w których zaliczył 32 trafienia. Transfer Węgra sporo kosztował Piasta, bo mówi się o kwocie bijącej klubowy rekord. Na razie nie miał zbyt wielu okazji, żeby się pokazać, ale zdążył już dla śląskiej drużyny zdobyć bramkę w pucharowym meczu z Lechią.
Lekki niesmak po zmianie regulaminów PZPN w sprawie nagród za Pro Junior System. Spadkowicze też dostaną pieniądze za PJS, choć tylko połowę. Niektórzy twierdzą, że to może wypaczać sportową rywalizację w lidze.
Wydaje się, że taka zmiana uchwały przez PZPN byłaby zasadna w razie przedwczesnego zakończenia sezonu. Bez rozegrania 12 kolejek trudno wtedy byłoby karać kogoś podwójnie – po pierwsze spadkiem, po drugie – brakiem środków z PJS, o ile na takowe zasłużył. Teraz jednak, w przypadku gdy sezon ma być dograny, wiele
klubów uważa zmianę uchwały za potencjalny generator niezdrowych emocji. – Wychodzę z założenia, że trzeba nagradzać tych, którzy potrafią pogodzić stawianie na młodzież z realizacją określonych celów sportowych. Nie sztuką jest grać samymi młodymi i odkładać na bok wyniki. Za chwilę zespoły niczym niezagrożone albo bez szans na utrzymanie będą wystawiać tylko młodzieżowców. To zachwianie rywalizacji. Jeden zespół zagra z drużyną X będącą w najsilniejszym składzie, a dwie kolejki później ktoś zmierzy się z tą samą drużyną X złożoną z samych młodych chłopaków – zwraca uwagę Leszek Bartnicki. I dodaje, że na koniec każdej wideokonferencji przedstawicieli I-ligowców sporządzana jest lista wniosków, które władze Pierwszej Ligi Piłkarskiej przekazują w imieniu klubów do PZPN. – Jedną z takich spraw jest właśnie kwestia Pro Junior System. Władze PLP są też w kontakcie z II-ligowcami, nasze stanowisko ma być wspólne – podkreśla prezes klubu z Tychów, będący zainteresowany tą sprawą tym bardziej, że GKS w I-ligowej klasyfikacji PJS jest 3., ustępując jedynie Sandecji Nowy Sącz i… plasującym się obecnie w strefie spadkowej Wigrom Suwałki.
To może być mecz o mistrzostwo Niemiec. Der Klassiker, czyli BVB kontra Bayern, a w tle walka o koronę króla strzelców.
Bundesliga gra bez kibiców i jak na razie po dwóch kolejkach zdecydowanie cześciej wygrywali goście. Czy to faktycznie wina pustych krzesełek? Nie sposób stwierdzić, ale stadion w Dortmundzie to największy obiekt Niemiec, który z reguły zapełnia ponad 81 tysięcy widzów. Ostatnie wyniki „Klassikerów” także pokazują, że jeśli Borussia ma wygrywać, to tylko u siebie, bo poprzednie starcia ligowe w Monachium to 6 wygranych Bayernu i to z bilansem 26:3… Obie drużyny są obecnie w doskonałej formie. Sytuację kadrową także mają sprzyjającą – tym bardziej w BVB, gdzie nie zabraknie lidera obrony, Matsa Hummelsa, który w miniony weekend nabawił się lekkiego urazu. Z istotnych piłkarzy Borussii zabraknie tylko Axela Witsela, ale za to Bayern musi sobie radzić bez Thiago Alcantary. Dla niego najważniejsze jednak, że zdrowy jest Robert Lewandowski. Polak w 19 meczach przeciwko swemu byłemu klubowi zdobył aż 18 bramek!
“SUPER EXPRESS”
Rozmówka z Henningiem Bergiem, ex-trenerem Legii. Głównie o Erlingu Haalandzie, rodaku Berga, który dziś spróbuje ustrzelić Bayern Monachium.
Co pan sądzi o fenomenie Haalanda? Spodziewał się pan takiej eksplozji rodaka?
– Jeśli chodzi o liczbę goli w tym sezonie (41), to oczywiście nie. Bo to jest coś niesamowitego. Ale w przypadku Erlinga mamy do czynienia z bardzo mądrymi wyborami, i to od początku. Poszedł do Molde, które dominowało w Norwegii i tworzyło wiele sytuacji bramkowych, na czym bardzo korzystał. Potem wybrał Red Bull Salzburg, a następnie BVB – znów bardzo sensownie.
Wygląda na to, że mimo wielkiego wzrostu (194 cm) Haaland jest bardzo wszechstronny…
– Ma wszystko: silny, szybki, może przepchnąć obrońcę albo przytrzymać piłkę, zagrać kombinacyjnie, wykończyć akcję lewą nogą, ale i prawą da radę. Oczywiście jest na początku drogi i pytanie, czy da się iść tak mocno do przodu przez całą karierę jak do tej pory. Gdyby tak było, to zostałby jednym z najlepszych piłkarzy w historii piłki. Jako Norweg bardzo bym sobie tego życzył. Na razie w Bundeslidze ma średnią goli lepszą od samego Gerda Muellera. Ale poczekajmy.
Poza tym – wraca polska piłka, a dziewczyna Bartłomieja Drągowskiej wygrała konkurs na najpiękniejszą polską WAG.
“GAZETA WYBORCZA”
Forma? Zagadka. Polska piłka się odmraża, ale trudno przewidzieć dyspozycję poszczególnych zawodników. Nie ma co liczyć nawet na przecieki z klubów, bo nikt piłkarzy nie podpatruje na treningach.
Legioniści zostaną na Dolnym Śląsku na noc, do domów wrócą następnego dnia. W środę w Mielcu w ćwierćfinale PP Stal zagra z Lechem Poznań. W piątek rozgrywki wznowi ekstraklasa, a już w sobotę hit Lech – Legia w Poznaniu. W jakiej formie są piłkarze Vukovicia, wie tylko on. Na treningach, którym zwykle przyglądają się dziesiątki kamer i obiektywów aparatów, teraz – oprócz piłkarzy i najbliższego otoczenia – nie ma prawie nikogo. Nawet pracownicy biurowi klubu śmieją się, że choć pracują z zawodnikami po sąsiedzku, to żadnego z nich od dawna nie widzieli, bo ci przebywali na ścisłej kwarantannie. Choć żaden z piłkarzy nie ma koronawirusa, to nie wszyscy są zdrowi. Vuković ma kłopot w bramce, z Miedzią nie mogą grać ani Radosław Majecki, ani Radosław Cierzniak. Między słupki wejdzie więc 21-letni Wojciech Muzyk, absolutny debiutant w Legii, który do tej pory występował tylko w III-ligowych rezerwach. Na ławce usiądzie zgłoszony niemal w ostatniej chwili 19-letni Mateusz Kochalski. – Powiedzieć, że wszystko jest teraz niewiadomą, to frazes, ale pasuje do sytuacji – mówił przed wyjazdem do Legnicy Vuković. – To, kto był w formie, a kto miał dołek, nie ma już znaczenia, wirus wszystko wyzerował – dodaje Gwilia.
fot. FotoPyk