– Wiele wskazuje na to, że już niedługo sędziowie znów będą musieli zmagać się z kontrowersjami bez pomocy systemu VAR. Wszystko dlatego, że korzystanie z niego może być ryzykowane dla osób znajdujących się w wozach obsługujących wideoweryfikację. W tak małym pomieszczeniu rękawiczki i maski mogą być niewystarczające, żeby uniknąć zarażenia, dlatego korzystanie z powtórek może być zawieszone przynajmniej do końca obecnego sezonu – czytamy w “Przeglądzie Sportowym”. Co poza tym dziś w prasie?
“PRZEGLĄD SPORTOWY”
Jeśli Ekstraklasa wróci, to sędziowie będą pracować bez VAR-u, ale dostaną za to e-gwizdek. Możliwe, że będą też biegać w maseczkach.
Wiele wskazuje na to, że już niedługo sędziowie znów będą musieli zmagać się z kontrowersjami bez pomocy systemu VAR. Wszystko dlatego, że korzystanie z niego może być ryzykowane dla osób znajdujących się w wozach obsługujących wideoweryfikację. W tak małym pomieszczeniu rękawiczki i maski mogą być niewystarczające, żeby uniknąć zarażenia, dlatego korzystanie z powtórek może być zawieszone przynajmniej do końca obecnego sezonu. Kontrowersje wzbudza też pomysł na korzystanie z gwizdka elektronicznego zamiast klasycznego. Chodzi o urządzenie „Fox40 electric whistle” (piszemy o nim obok). Na razie brakuje wyraźnych wytycznych dotyczących sędziowania w nowych warunkach, część kwestii powinna być jak najszybciej wyjaśniona. Mowa m.in. o zakazie zbliżania się zawodników do sędziów na bliżej niż dwa metry.W czasie spotkań arbitrzy często też mówią i tłumaczą swoje decyzje piłkarzom, stąd pojawiła się koncepcja, żeby korzystali z maseczek.
Wiele mówi się o ostatniej transzy dla klubów ESA z telewizji. Ale o jakich kwotach w ogóle mowa?
Przyjmując, że tabela końcowa wyglądałaby jak ta po 26. kolejce, można wyliczyć, że Legia za wygranie ligi otrzyma około 4,9 mln złotych, a piąty Lech prawie 3,7 mln. Przepaść tworzą premie wypłacane za zajęcie pierwszych czterech miejsc. Legia otrzymałaby 12,6 mln złotych premii, Piast 9,5 mln, Cracovia 6,3 mln, Śląsk 3,2 mln. A piąty Lech z tej puli już nic. Determinacja Kolejorza, by dokończyć sezon, jest więc w pełni zrozumiała. Klub z Poznania ma tyle samo punktów co zespół Vitezslava Lavički i mógł liczyć, że uda mu się wskoczyć do pierwszej czwórki, co oznaczało nie tylko występy w Europie, ale co najmniej dodatkowe trzy miliony. Ryzyko dla Lecha jest niemal żadne, bo spadając na 6. miejsce, straciłby zaledwie 300 tys. złotych. Patrząc tylko z fi nansowego punktu widzenia, dokończenie rozgrywek niekoniecznie musi być opłacalne dla Piasta. Pamiętajmy, że zespół Waldemara Fornalika dopiero w ostatniej kolejce wskoczył na pozycję wicelidera. Szanse na dogonienie Legii ma małe, osiem punktów przewagi zespołu z Warszawy to dużo.
Bałagan w UEFA – federacja próbuje zjeść ciastko i mieć ciastko, ale przez to może dojść do absurdu. I jeden zespół będzie grał w dwóch edycjach europejskich pucharów – jednocześnie.
Naszych klubów to nie dotyczy, ale problem może się pojawić, jeśli jakiś zespół w sierpniu musiałby jednocześnie grać w obecnej i następnej edycji pucharów. Tak może być z FC Basel. Występuje w Lidze Europy, a Szwajcaria spadła na 17. miejsce w rankingu UEFA, co oznacza, że trzeci zespół z tego kraju będzie rywalizował już
w pierwszej rundzie eliminacji LE. A obecnie Basel zajmuje właśnie trzecią pozycję w lidze. Czyli szwajcarska ekipa może grać np. w ćwierćfi nałach i eliminacjach Ligi Europy naraz! Jeśli zaś sięgnie po tytuł w kraju, to będzie musiała wystąpić w I rundzie eliminacji LM, co też koliduje z grą w LE. Kłopot może być także z Glasgow Rangers i Koebenhavn, czyli prawdopodobnymi wicemistrzami Szkocji i Danii, którzy mają zaczynać eliminacje LE od odpowiednio pierwszej i drugiej rundy, a występują w 1/8 fi nału obecnej edycji tych rozgrywek.
Ciekawy reportaż Michała Guza o tym, jak 40 lat temu próbowano walczyć z kryzysem finansowym resetując ligę i wprowadzając m.in. salary cap.
Oto okoliczności, w których w polskiej lidze wprowadzono coś na kształt salary cap, choć wtedy oczywiście nikt tego tak nie nazywał. Zakłady pracy nie chcą już dawać na piłkarzy, bo klasa robotnicza się burzy? To da im budżet państwa: na początku lat 80. wprowadzono zasadę, że zawodnicy ekstraklasy będą utrzymywani z państwowych stypendiów. Ustalono maksymalną ich wysokość na 12 tys. złotych miesięcznie. Ponieważ infl acja w schyłkowym PRL była wysoka, w sezonie 1982/83 maksymalne stypendium władza ludowa podniosła do 18 tysięcy. W rozgrywkach 1987/88 liczyło już 40 tys. Na owe czasy było to… minimalnie więcej niż średnia krajowa pensja, która w 1982 roku wynosiła 11,6 tys. zł, dwa lata później 16 tys. brutto, a w 1988 – 35 tys. Założenie było szczytne: piłkarze będą zarabiali ciut więcej niż przeciętny pracownik, ale będą motywowani możliwością podnoszenia z boiska premii, zdobywanych przez klub na zasadach rynkowych. Ściśle ustalono, że nagrody wolno wypłacać za wygrany mecz lub konkretne osiągnięcie (np. mistrzostwo lub puchar). Istniały też „jubileuszówki” (np. za setny występ w lidze).
“SPORT”
Długa lista obostrzeń dla klubów przy powrocie do treningów. Kluby mają przygotować system zakupów i wyznaczyć jedną osobę do ogarniania pralni.
Już pojutrze otwarte mają być bazy treningowe. Na początku maja piłkarze oraz członkowie sztabów szkoleniowych mają przejść testy na obecność koronawirusa, a zaraz potem ligowe ekipy mają wrócić do zajęć w małych grupach. Przypomnijmy, że w ten sposób trenują już w Niemczech, a w Czechach zespoły Fortuna Liga takie treningi mają od poniedziałku. W liście do Premiera RP Mateusza Morawieckiego futbolowi decydenci przedstawili raport z planem powrotu do gry. Wiele restrykcji, obostrzeń, a także rewolucyjnych zmian ma pomóc w powrocie na piłkarskie boiska. Co jest w dokumencie? Przede wszystkim chodzi o zdrowie zawodników. Obowiązywać ma zasada jeden kucharz na jeden zespół. W ogóle żywieniu oraz higienie poświecono wiele uwagi. Ma być przygotowany system zakupów żywności, w którym artykuły spożywcze są dostarczane maksymalnie dwa razy w tygodniu, tak aby ograniczyć kontakt z osobami z zewnątrz. Z kolei klubową pralnią może zawiadywać tylko jedna osoba, która stale ma nosić maseczkę i rękawiczki.
Pół wieku temu miało miejsce historyczne wydarzenie nie tylko dla śląskiej, ale dla całej polskiej piłki – Górnik Zabrze awansował do finału Pucharu Zdobywców Pucharu.
Tydzień po meczu na Stadionie Śląskim upłynął w Zabrzu pod znakiem przygotowań do decydującej rozgrywki we Francji. Przełożono ligowe spotkanie z Legią Warszawa, która była świeżo po półfinałowej batalii w półfinale PEMK – przegranej z Feyenoordem Rotterdam. Zabrzańska drużyna, której występy elektryzowały całą Polskę, w Strasbourgu pojawiła się wcześniej od rzymian. A w międzyczasie polscy artyści zdążyli nagrać piosenkę „Górą Górnik”, którą – do słów Wojciecha Młynarskiego – zaśpiewali „Skaldowie”. Tymczasem trener włoskiego zespołu, legendarny Helenio Herrera, nie myślał wyłącznie jak zagrać przeciwko zabrzanom, ale też o tym, jak… uprzykrzyć naszej drużynie życie. Spore zamieszanie powstało niedługo przed pierwszym gwizdkiem, kiedy to Górnik nie mógł doczekać się autokaru, który z hotelu miał zawieźć zespół na stadion. Ostatecznie piłkarze na obiekt dotarli… prywatnymi samochodami polonusów, którzy postanowili odwiedzić drużynę przed spotkaniem. Podobno kierowca autobusu, który miał zawieźć na stadion obie ekipy, odwiózł najpierw rzymian, a następnie uległ sugestii opiekuna Romy i o rywalach „zapomniał”. Ostatecznie zabrzanie dotarli na stadion tuż przed planowanym rozpoczęciem spotkania i na boisko wyszli bez rozgrzewki.
Podbeskidzie może żałować, że kryzys i pandemia zatrzymały ich w takim momencie, bo na początku rundy wiosennej bielszczanie byli w gazie.
Wracając do dwóch spotkań, które Podbeskidzie zdążyło rozegrać, to nie tylko punkty i bramki, ale – przede wszystkim – gra „górali” mogła się podobać. Zarówno w meczu przeciwko Wigrom, jak i w starciu z Wartą, zespół spod Klimczoka stworzył sobie niezliczoną ilość sytuacji bramkowych, a statystyki wręcz… oszalały. W pierwszym z wymienionych meczów Podbeskidzie oddało 24, a w drugim aż 26 strzałów! Łatwo policzyć, że bielszczanie aż 50 razy próbowali pokonać golkiperów przeciwnego zespołu. Tymczasem oponenci „górali” przez 180 minut zaledwie pięciokrotnie niepokoili Martina Polaczka, który w obu przypadkach zdołał zanotować czyste konto. – Mecze na szczycie bywają niewdzięczne. Jeden mały błąd może spowodować, że wszystko pójdzie nie tak. My na szczęście takich błędów uniknęliśmy – mówił Krzysztof Brede po spotkaniu z Wartą. Istotnie, zarówno w tym, jak również we wcześniejszym meczu, rywale Podbeskidzia nie potrafili zmusić tego zespołu do poważniejszych błędów. Drobne potknięcia się zdarzały, ale nie zaburzyły ogólnego obrazu, który ze wszech miar był pozytywny
Nawet Marek Koźmiński potwierdza, że Arkadiusz Milik może odejść z Napoli. Właściwie – że odejdzie. Pytanie tylko gdzie, ale dziś wszystko wskazuje na Juventus.
Marek Koźmiński w wypowiedzi dla „Radio Punto Nuovo”, poruszył sprawę przyszłości Milika. – Niestety dla Napoli, ale wybór już został dokonany i w klubie nie zostanie – stwierdził wiceprezes PZPN, były zawodnik Udinese oraz Brescii. – Kilka tygodni temu była rozmowa prezesa z agentem Milika, ale bez rezultatu. Zdecydował się zmienić otoczenie. Wciąż jest młody, długa kariera przed nim, ma umiejętności techniczne i taktyczne. Jest ceniony na europejskim rynku, a przy tym nie kosztuje dużo. Ostatnio mówi się o Juventusie, ale też o Schalke 04. Mam nadzieję, że zostanie we Włoszech, zna te mistrzostwa i dobrze się tu czuje. Juventus to Juventus, nie ma co ukrywać… Nie padły tu słowa, jakie wypowiedział w polskich mediach, że Milik powinien iść do Juventusu nawet jeśli ma tam siedzieć na ławce. Ostatecznie nie musi mieć takiej drogi do składu jak Wojciech Szczęsny, który cierpliwie czekał na swoją kolej po Gianluigim Buffonie.
“SUPER EXPRESS”
Karbownik do Realu? – pyta Superak. Ale chodzi o Real Sociedad, który ponoć dołączył do grona zainteresowanych
Karbownik ma za sobą bardzo udane miesiące w barwach Legii. Młody zawodnik jest wyróżniającą się postacią wicemistrzów Polski i przyciągnął uwagę zagranicznych skautów. Już kilka tygodni temu mówiło się, że pozyskaniem Polaka zainteresowane są dwa hiszpańskie zespoły z Andaluzji: Sevilla oraz Betis.
Janusz Filipiak potwierdza, że Janusz Gol nie dogadał się na obniżkę pensji – jako jedyny w zespole. Cracovia ma problem, a i z samych wypowiedzi Filipiaka wynika, że nie za bardzo wie co z tym zrobić.
– Z Januszem Golem w składzie? Jest pan rozczarowany postawą kapitana, który jako jedyny z drużyny nie zgodził się na obniżkę pensji?
– Piłkarz był w klubie i dyskutowaliśmy na ten temat, rozmowy będą kontynuowane. To trudna sytuacja i dla zawodnika, i dla klubu. Staram się go zrozumieć, to jego ostatni kontrakt… Ale w grę wchodzą bardzo duże pieniądze. Skoro cała drużyna zgodziła się na redukcję płac, to nie możemy zrobić wyjątku dla kapitana. Byłoby to
bardzo źle odebrane przez pozostałych zawodników. Zobaczymy, jak cała sprawa się skończy. Na pewno nie zgodzimy się, by Janusz Gol zachował obecne zarobki. Natomiast nieprawdą jest, że piłkarz za karę został przesunięty do rezerw. Oddelegowanie do drugiej drużyny może nastąpić tylko w wypadku słabej formy sportowej.
– Cięcia pensji objęły również sztab szkoleniowy?
– Tak. Redukcje objęły wszystkich zarabiających powyżej 10 tys. zł miesięcznie. Natomiast nie ruszaliśmy wynagrodzeń w drużynie rezerw i juniorów starszych.
“GAZETA WYBORCZA”
Boniek nie chce kurczowo trzymać się władzy i przedłużenie kadencji nie jest mu konieczne. Zwłaszcza, że fotel prezesa PZPN pewnie przejąłby popierany przez niego kandydat.
Informator „Wyborczej” podkreśla, że Bońkowi nie opłaca się przedłużać kadencji, bo popierany przez niego Koźmiński dziś nie ma z kim przegrać. Sam prezes, gdy ogłoszony został projekt „tarczy antykryzysowej”, w którym Ministerstwo Sportu przedstawiło możliwość przedłużenia kadencji we wszystkich związkach, mówił, że nie zależy mu na tym i chce zrobić wybory jeszcze w tym roku. I to mimo że w projekcie ustawy przełożenie wyborów nie było możliwością, ale obowiązkiem. Pojawia się jednak problem, bo warunkiem zwołania zjazdu sprawozdawczo-wyborczego w PZPN jest przeprowadzenie wyborów w związkach wojewódzkich, a one również mogą je teraz przełożyć. Tymczasem PZPN musi przeprowadzić wybory w ciągu 60 dni po ostatnich z nich. W województwach są jednak ludzie, którzy nie mają pewności, że zostaną na następną kadencję. „Jeśli związki wojewódzkie zbiorą się jeszcze w tym roku, to PZPN przeprowadzi wybory wiosną przyszłego roku. Jeśli zrobią to w marcu i kwietniu 2021 roku, to zrobimy zjazd w następnym sierpniu” – powiedział „Wyborczej” Boniek.