– Skład Polaków jest niewiadomą, chociaż wiemy, których piłkarzy zabraknie od pierwszej minuty. Z tych najbardziej doświadczonych wolne otrzymają Grzegorz Krychowiak i Kamil Glik, który odczuwa skutki ataku łokciem Axela Witsela. Nie będzie też Adama Buksy, któremu w Brukseli odnowiła się kontuzja i wrócił już do Polski. Nadal gotowy do gry nie jest Arkadiusz Milik. Od początku zgrupowania piłkarz Marsylii trenuje głównie indywidualnie i korzysta z zabiegów u fizjoterapeuty. Najważniejszym pytaniem jest jednak kwestia występu Roberta Lewandowskiego – pisze katowicki “Sport”. Co poza tym dziś w prasie?
“PRZEGLĄD SPORTOWY”
Uniknąć nieuniknionego, czyli Polska chce zrehabilitować się za wysoką porażkę z Belgią. Ale poprzeczka wcale nie zostaje niżej opuszczona. Czy stać nas na powalczenie z Holendrami?
– Przed startem Ligi Narodów było powiedziane jasno: walczymy o utrzymanie w Dywizji A. Chcemy pozostać w gronie dwunastu zespołów, które nie spadną i na razie realizujemy plan. Po dwóch meczach mamy tyle samo punktów, ile Belgia. W środę zagraliśmy z lepszym rywalem, ponieśliśmy wysoką porażkę, ale ja nie dramatyzuję, bo po prostu zmierzyliśmy się z silniejszym przeciwnikiem, który sześć razy wykorzystał nasze błędy – podkreślał selekcjoner. Przed treningiem porozmawiał chwilę z Leo Beenhakkerem, który przyjechał na stadion w Rotterdamie. Były selekcjoner, który za kilka tygodni skończy 80 lat, jest schorowany i prosił, by w spotkaniu nie uczestniczyły media. Choć polskich piłkarzy przywitał z nieodłączną cygaretką w ustach… Zamienił również kilka słów z Robertem Lewandowskim. Kapitan obejrzy mecz z Holandią z trybun, podobnie jak Kamil Glik. – Do początku mistrzostw świata zostało nam trzynaście treningów i cztery mecze. Dwa teraz i dwa we wrześniu, może jeszcze dojdzie do skutku spotkanie towarzyskie w listopadzie, ale będzie ono już po ogłoszeniu 26-osobowej kadry na turniej w Katarze. Kiedyś więc muszę sprawdzić piłkarzy, którzy grali ciut mniej – tłumaczył Michniewicz. Zapewnił jednak, że nawet jeśli ktoś nie zagra przy okazji czerwcowych spotkań Ligi Narodów, nie straci szansy na mundialową nominację. – Turniej jest za pół roku, a w piłce nożnej sześć miesięcy to wieczność – stwierdził Michniewicz.
Jak wygląda hierarchia bramkarzy w kadrze? Wygląda na to, że za plecami Szczęsnego na ten moment jest Skorupski, ale Grabara i Drągowski nie odpuszczają.
Nie ma sensu dyskutować o tym, kto jest jedynką. Tu jest jasność, Wojciech Szczęsny nie musi czekać do ostatniej chwili, by mieć pewność, że to on będzie bronił w Katarze. Co innego pozostali bramkarze – oni wiedzą, że jeden z nich mundial obejrzy przed telewizorem. Który z powołanych golkiperów jest dziś w najtrudniejszym położeniu? – Wojciech Szczęsny jest numerem jeden, natomiast dwójką jest według mnie Łukasz Skorupski, który wystąpi przeciw Holandii. W meczu ze Szkocją zagrał bardzo dobrze, w lidze włoskiej też sobie radzi – nie ma wątpliwości Radosław Majdan, były bramkarz, który w reprezentacji Polski wystąpił siedem razy. Skorupski, od dziewięciu lat występujący w Italii, faktycznie ma ogromne doświadczenie w roli rezerwowego w reprezentacji, widział go w tej roli i Paulo Sousa, i Jerzy Brzęczek, i Adam Nawałka. – Z tej trójki jest najstarszy, najbardziej doświadczony, w kadrze nigdy nie zawiódł. To piłkarz, który sprawdza się, gdy raz na jakiś dłuższy czas jest potrzebny. Widzieliśmy to w meczu ze Szkocją, choć w spotkaniu z Holandią będzie miał bardzo trudne zadanie, by to potwierdzić – przywołuje sobotni mecz Majdan. Michniewicz nie robi tajemnicy z faktu, że w trzecim meczu Ligi Narodów będzie bronił właśnie bramkarz Fiorentiny. Nasi najbliżsi rywale są liderem grupy, strzelili w dwóch meczach łącznie sześć goli. Poprzeczkę Skorupski ma więc zawieszoną wysoko. – Tak nap r a w d ę to mecze z Belgią czy Holandią weryfi kują cię jako zawodnika. I nie chodzi o to, by nie puścić bramki, ale by żadna nie była stracona z twojej winy – wyjaśnia Majdan i dodaje, że ważnym jest nie tylko to, co oceniamy z zewnątrz, na podstawie meczów. – Jest jeszcze wiele kwestii treningowych, wtedy można ocenić, jaką ci bramkarze mają charyzmę, jaki szacunek w drużynie, jaki jest ich wpływ na kierowanie defensywą – zaznacza ekspert.
Rozmowa z Tomaszem Cebulą, byłym piłkarzem m.in. ŁKS-u i Legii, który wyjechał do Holandii i pracuje w fabryce serów.
Zbiegiem okoliczności jedyny mecz w reprezentacji o punkty rozegrał pan przeciwko Holandii, gdzie teraz pan mieszka. Koledzy z pracy wiedzą, że ich kolega grał w piłkę na międzynarodowym poziomie?
Większość, niestety, zdaje sobie z tego sprawę.
Dlaczego niestety?
Wstyd się przyznać, ale bardzo wiele osób pyta, co ja tutaj robię. Na początku było to na wesoło, ale trochę mnie już to żenuje. Bo rzeczywiście moja kariera nie ułożyła się tak, jak powinna.
Wcześniej pracował pan w Holandii z młodymi piłkarzami.
Gdy tu przyjechałem, nie przedstawiłem się, że jestem pan Cebula, że w reprezentacji Polski zagrałem 12 razy i tak dalej. Wyjeżdżasz za granicę, jesteś nikim. Zaczynasz od zera. Pracuję w fabryce serów, od jakiegoś czasu jestem kierownikiem. Gdy jeden z udziałowców dowiedział się, kim jestem, zaprosił mnie na kilka treningów drużyn do lat 12, 14 i 19 w Utrechcie. Miałem kilka takich pokazowych zajęć. W międzyczasie poprosili mnie o CV. Gdy je zobaczyli, byli w szoku. Prowadzone przeze mnie treningi przypadły im do gustu. Po pewnym czasie zaproponowano mi podpisanie kontraktu.
To miała być praca na pełny etat?
Miałby to być tylko dodatek do podstawowej pracy. Pogodziłbym te treningi z pracą w fabryce, bo zawsze mam na nocki. Tyle że byłem w szoku, jak poznałem zaproponowane warunki. Mało ze stołka nie spadłem. Za rok pracy chcieli mi zapłacić 1500 euro. Wychodziłoby niecałe 150 euro miesięcznie. „No, kochani, ja wszystko rozumiem, ale drugie tyle musiałbym dokładać na benzynę”. Nie mogłem przyjąć tej propozycji. Niedługo zadzwonili jeszcze do mnie z pytaniem, jaka kwota by mnie zainteresowała. Odpowiedziałem, że 500 euro. Odmówili. Powiedzieli, że nie mają takich pieniędzy. I w ten sposób skończyła się moja przygoda z futbolem.
Jest już pan jedynie kibicem?
Piłka pojawia się u mnie już tylko w wydaniu amatorskim. W niedziele spotykam się ze znajomymi w parku i pykamy sobie dla zabawy. Brzucha na razie nie mam i nie dopuszczę do tego, żeby się pojawił.
Aleksander Cavrić, który ma trafić do Legii, ponoć grać w piłkę potrafi, tylko niestety taki z niego leniuszek….
To generalnie jest wiedza powszechna. Jaki jeszcze jest Čavrić, zapytaliśmy osoby, które z nim grały w Slovanie i z bliska go obserwowały. – Bardzo dobry piłkarz, ale co częste u Serbów, kiedy mu się chce. A dość często wyglądał, jakby mu się nie chciało – opowiada były już jeden z kluczowych zawodników klubu z Bratysławy. – Ma imponującą szybkość, szczególnie na pierwszych metrach. Wtedy odjeżdża rywalom. Potrafi też precyzyjnie dośrodkować z prawej strony, umie strzelić na bramkę – mówi osoba od lat pracująca przy pierwszej drużynie Slovana. – I to by było na tyle pozytywów. Kiedy przyszło nam grać z bardziej agresywnym przeciwnikiem, szybko się zniechęcał. Średnio sobie radził, będąc pod presją. Do tego ze względu na to, że jest typem sprintera, doznawał kontuzji mięśnia dwugłowego. Bywały tygodnie, że częściej był u fizjoterapeuty niż na boisku. Podsumowując: według mnie nie jest to piłkarz na miarę tak dużego klubu jak Legia Warszawa – dodaje.
“SUPER EXPRESS”
Występ Lewandowskiego pod znakiem zapytania, nie zagrają Krychowiak i Glik, nie będzie Buksy, wciąż nie trenuje Milik… Skład na Holandię może być eksperymentem.
Skład Polaków jest niewiadomą, chociaż wiemy, których piłkarzy zabraknie od pierwszej minuty. Z tych najbardziej doświadczonych wolne otrzymają Grzegorz Krychowiak i Kamil Glik, który odczuwa skutki ataku łokciem Axela Witsela. Nie będzie też Adama Buksy, któremu w Brukseli odnowiła się kontuzja i wrócił już do Polski. Nadal gotowy do gry nie jest Arkadiusz Milik. Od początku zgrupowania piłkarz Marsylii trenuje głównie indywidualnie i korzysta z zabiegów u fizjoterapeuty. Najważniejszym pytaniem jest jednak kwestia występu Roberta Lewandowskiego. Jeżeli lider naszego zespołu zagra od początku, to na pewno nie w pełnym wymiarze czasowym, skoro selekcjoner wcześniej już zapowiedział, że w rewanżu z Belgią zagramy na galowo. Jeżeli Lewandowskiego dziś zabraknie, to od pierwszej minuty w ataku wystąpi albo Karol Świderski, albo Krzysztof Piątek. Nie ulegnie zmianie ustawienie w obronie. Pod nieobecność Glika na pewno nie zagramy trójką stoperów, ale czterema defensorami w linii. U boku Jana Bednarka mecz zacząć ma Marcin Kamiński, a po bokach wystąpić powinni Matty Cash i Bartosz Bereszyński. Przypomnijmy, że urodzony w Anglii piłkarz zagrał w czerwcowych meczach tylko raz. Z ławki wszedł w meczu przeciwko Belgii i gdy pojawił się na boisku straciliśmy… cztery gole. A grał tylko 24 minuty.
Anglicy spróbują zrewanżować się Włochom za finał Euro 2020. A posędziuje to starcie Szymon Marciniak.
Po dwóch meczach wyjazdowych Southgate cieszy się na okoliczność powrotu na swoje boisko. – Wracamy do domu, gdzie czujemy się świetnie – powiedział opiekun „Trzech Lwów”. To prawda. Ostatnio u siebie Anglia przegrała w Lidze Narodów z Danią, w październiku 2020 roku. Później były jeszcze przegrane karne w finale Euro. Dzisiejszy mecz to rewanż za decydujące starcie mistrzostw Europy. 11 lipca 2021 roku, czyli równo 11 miesięcy temu, Italia zdobyła w Londynie tytuł najlepszej drużyny Starego Kontynentu, kosztem Anglii właśnie. Marcus Rashford trafił w słupek, a strzały Jadona Sancho i Bukayo Saki obronił Gianluigi Donnarumma. Na obecnym zgrupowaniu przebywa jedynie ostatni z wymienionych. Za Rashfordem i Sancho bardzo słaby sezon w barwach Manchesteru United i obaj, zdaniem Southgate’a, nie zasłużyli na powołania, choć w drugim przypadku pojawiła się jeszcze kontuzja. Włosi triumfowali na Wembley, ale ostatnio tam doznali prestiżowej porażki z Argentyną w meczu Finalissima 2022. Może to dla nich lepiej, że teraz zagrają w Wolverhampton.
W niedzielę kolejna manifestacja kibiców Ruchu w sprawie budowy nowego stadionu. Temat ciągnie się od lat, ale wciąż na horyzoncie nie widać przełomu.
Będzie to już trzecia manifestacja kibiców „Niebieskich” w tej sprawie. Do najbardziej pamiętnej doszło w listopadzie 2012 roku, gdy prezydent Kotala zadeklarował, że 2016 rok to realna data powstania obiektu. Historia jest znana – w tymże 2016 roku zamiast zaczynać budowę, miasto, również na prośbę kibiców, ratowało spółkę wielomilionową pożyczką. W 2019 roku zakończyła się procedura projektowa stadionu mającego pomieścić 16 tysięcy widzów i kosztować około 160 milionów złotych. Wtedy – we wrześniu – odbyła się druga manifestacja. Prezydent Chorzowa był wzburzony, powiedział wówczas kilka zdań, które do dziś rozbrzmiewają w uszach kibiców. „Jesteśmy na finiszu, mamy dwa tygodnie opóźnienia. I to nie jest powód do żartów i kpin”. „Ja was proszę. Niech wszyscy, którym leży na sercu Ruch, płacą podatki w Chorzowie. I ci z Mikołowa, i ci z Rudy Śląskiej. To prosty temat”. Kibice chcieli spisać wtedy z prezydentem symboliczną umowę z datami rozpoczęcia przetargu i budowy, ale ten jej nie podpisał. W październiku 2019 ogłosił, że z powodu zmian podatkowych wprowadzonych przez rząd, tzw. „Piątki Kaczyńskiego”, obniżenia podatku PIT, podwyższeniu płacy minimalnej, miasta nie stać na stadion. Kilka dni później kibice manifestowali pod domem Kotali przy ul. Akacjowej na obrzeżach parku, nazywając to „Imprezą u Andrzeja”, którego… nie zastali.
“SUPER EXPRESS”
Rodzina Smolarków będzie kibicować Polsce, choć jego syn trenuje w akademii Feyenoordu, a drugi ma nadzieję, że wkrótce do niej trafi.
Piłkarsko wychowany w Holandii Smolarek wierzy, że Polacy zrehabilitują się za kompromitację w Brukseli. – To będzie inny mecz. Holendrzy lubią rozgrywać piłkę i czekać na swoją okazję. Będą na pewno silni skrzydłami. Ale my mamy dobrych, młodych chłopaków w reprezentacji i oni się uczą. Lepiej uczyć się teraz niż na mistrzostwach świata. To dobrze, że następny mecz jest bardzo szybko i można od razu pokazać, że to był wypadek przy pracy. Nie można zapomnieć, że Holendrzy grają u siebie, na De Kuip zawsze idzie im dobrze. Ale na trybunach będzie dużo Polaków, więc na pewno pomoże to naszym. W Belgii był fajny stadion, ale myślę, że w Rotterdamie jest 100 razy lepszy obiekt.
“Superak” przewiduje skład Polaków: Skorupski – Cash, Bednarek, Kamiński, Bereszyński – Krychowiak, Góralski – Frankowski, Szymański, Zalewski – Świderski.
Holendrzy przystąpią do meczu z Polską jako lider grupy, po dwóch kolejnych zwycięstwach. – Mam nadzieję, że wygramy to spotkanie. To jest dla mnie najważniejsze. Chcemy stwarzać ciśnienie na przeciwnika. Nie możemy zgubić koncentracji, poczuć się komfortowo. Z takimi drużynami trzeba utrzymywać się przy piłce, wtedy jest mniej bronienia. Zawodnik z piłką zawsze musi mieć presję, nie może mieć komfortu rozgrywania piłki. Kiedy oni trzymają piłkę, są zawsze groźni – podkreślił Bednarek.
fot. FotoPyk