Reklama

PRASA. Iwan: Raków będzie mistrzem, Wisła Kraków niestety spadnie

redakcja

Autor:redakcja

14 kwietnia 2022, 09:24 • 8 min czytania 31 komentarzy

W czwartkowej prasie głównie materiały okołoligowe. 

PRASA. Iwan: Raków będzie mistrzem, Wisła Kraków niestety spadnie

PRZEGLĄD SPORTOWY

Robert Lewandowski zapewne znów nie dostanie Złotej Piłki. Faworytem Karim Benzema.

– Benzema zasługuje na Złotą Piłkę. Powtarzam to od lat i jestem za to krytykowany. To świetny piłkarz – powiedział w wywiadzie dla „Sky Italia” Brazylijczyk Ronaldo, były napastnik Królewskich.

Coraz więcej wskazuje, że nawoływania dwukrotnego mistrza świata (1994 i 2002) zostaną wysłuchane. Jeszcze przed wtorkowymi spotkaniami dziennikarze „L’Equipe” twierdzili, że Benzema stał się głównym faworytem do nagrody, a jego jedynym poważnym przeciwnikiem miał być Lewandowski. Dwaj wspaniali napastnicy, niesamowicie skuteczni. Francuz strzela gola średnio co 86 minut, Polak – co 76. Tyle że ten drugi wraz z kolegami zawiódł w Lidze Mistrzów na całej linii. Trudno się spodziewać, by to nie miało wpływu na rezultaty głosowania.

Reklama

Kto mistrzem, a kto do spadku? Typują trenerzy i byli piłkarze.

ANDRZEJ IWAN

Mistrzem zostanie Raków Częstochowa. Absolutnie nie zgadzam się z opinią, że zespół trenera Marka Papszuna gra prymitywną piłkę, co słychać tu i ówdzie. Bzdura. Prezentuje przyjemny dla oka, fajny futbol. Rakowowi też przytrafiają się wpadki, jak ostatnio ze Śląskiem (1:1 u siebie), ale one dotyczą też – co udowodniła miniona kolejka – bijących się o mistrzostwo Lecha oraz Pogoni.

Będę się upierać, że z czołówki najlepiej gra Raków. Jest solidny, powtarzalny, co pozwoli mu wygrać ligę.

Oczywiście, największym potencjałem dysponuje Lech, ale zbyt rzadko udowadnia to na murawie. Jego kłopotem jest to, że sześciu, siedmiu najlepszych piłkarzy nie potrafi jednocześnie wstrzelić się z formą. Kiedy jeden błyszczy, drugi kompletnie zawodzi. Choćby Joao Amaral. Potrafi ładnie pograć, ale raz na cztery mecze. Lechici nie wykorzystują możliwości swojej kadry, niewątpliwie najlepszej w ekstraklasie, a poza tym dotyka ich pewien kłopot mentalny. Zjada ich stres. I tu przewagę ma zdecydowanie najbardziej opanowany Raków. Od kilku lat jestem fanem tego, co robi z tą drużyną trener Marek Papszun. Imponuje mi cały projekt „Raków”, przytomnie realizowany krok po kroku.

Reklama

Spadek? Choć przybyło zespołów zagrożonych degradacją, z bólem serca muszę wskazać na Wisłę Kraków. Dobrze, że wygraliśmy ostatnie spotkanie z Górnikiem Zabrze (4:1), choć po pierwszej części się na to nie zanosiło. Zdobyte trzy punkty przedłużają nadzieję, lecz mimo wszystko wygląda na to, że mój były klub, niestety się nie wygrzebie.

Podejrzewałem, że spadek może się stać udziałem Stali Mielec, ale nie tak dawno zanotowała serię, która, wydaje mi się, na dobre oddaliła ją od dna.

Polityka transferowa Wisły z czasów trenera Adriana Guli była jakimś koszmarem. Zawodnicy typu Michal Škvarka czy Jan Kliment nie mieli prawa wąchać boiska, a u Słowaka dostali abonament na grę. Ten gość ewidentnie działał na złość Wiśle! O szansach Termaliki i Górnika Łęczna nie mówię. Musiałby nastąpić jakiś splot wyników z gatunku fantastyki lub cud, by się utrzymały.

Rok po wicemistrzostwie i zdobyciu Pucharu Polski Raków może sięgnąć po dublet.

Sukces częstochowian wynika z wielu przyczyn. Jednymi z głównych są cierpliwość, dobre zarządzanie i szczęście do ludzi na różnych stanowiskach. Obecny sezon jest dopiero trzecim Rakowa w ekstraklasie w XXI wieku. Na jej zapleczu również spędził raptem dwa sezony, wcześniej obijając się po peryferiach futbolu. Jak ten nagły przeskok podziałał na kibiców? – Przeżywamy prawdziwą modę na Raków, ale byliśmy na to gotowi. W ostatnich tygodniach otworzyliśmy nowy sklep na stadionie, by ułatwić fanom zakup gadżetów i klubowej odzieży – mówi rzecznik Michał Szprendałowicz.

Podobnie jak Lech, Raków musi godzić walkę na dwóch frontach. W Pucharze do rozegrania pozostał już tylko finał. – Każdy kibic, który kupi bilet na mecz na Narodowym, otrzyma specjalnie przygotowaną koszulkę. Do sprzedaży trafiły też pucharowe szaliki. Patrząc na tempo zapisów, możemy mówić o prawdziwym oblężeniu punktów sprzedażowych. W pierwszych dwóch dniach na wyjazd zapisało się ponad trzy tysiące kibiców. Marzymy, by udało się zapełnić całą trybunę, czyli 10 tysięcy miejsc – dodaje rzecznik. Akcja odbywa się pod hasłem „Wracamy Po Swoje”, co nawiązuje do trofeum zdobytego przed rokiem. Z powodu pandemii finał w Lublinie odbył się bez kibiców.

Zasłużony i popularny włoski klub przeżywa renesans. Czy Bari obrało właściwy kurs?

W 2018 roku zespół ogłosił upadłość i musiał zacząć od nowa w Serie D. Odrodził się dzięki nowemu właścicielowi, rodzinie De Laurentiis, która – po Napoli – kupiła kolejny klub i zainwestowała w niego dużo pieniędzy. Od sezonu 2024/25 posiadanie dwóch klubów nie będzie już dopuszczalne we włoskiej piłce, ale tą kwestią zainteresowane strony zajmą się później.

Na razie fani Bari cieszą się sukcesem, ale nie tylko oni. Dla całego sportu powrót Biancorossich do Serie B jest niesamowitą wiadomością. Bari to drugie, najważniejsze miasto znajdujące się na południu Włoch. W aglomeracji mieszka 1,2 mln ludzi. I „La Bari”, jak tifosi nazywają klub, używając rodzaju żeńskiego, jest drugą drużyną w tej części kraju. Tylko Neapol liczy więcej mieszkańców i Napoli ma liczniejszą grupę kibiców. – Tu czuję się prawdziwym piłkarzem – mówi „PS” Gianvito Misuraca, pomocnik Bari. – Występujemy w trzeciej lidze, ale wydaje mi się, jakbyśmy brali udział w rozgrywkach Serie A. Ludzie zatrzymują mnie na ulicach, proszą o selfie. To jest miłe – dodaje.

SPORT

Maciej Grygierczyk pozytywnie o emocjach w tym sezonie Ekstraklasy.

Udał nam się pierwszy sezon 18-zespołowej ligi. To można stwierdzić już dziś, skoro na sześć kolejek przed jej końcem wiadomo co prawda, kto znajdzie się na podium, ale nie wiadomo, jaki będzie podział łupów. Nie wiadomo, kto zajmie 4. miejsce, gwarantujące miejsce w eliminacjach Ligi Konferencji. Nie wiadomo, kto znajdzie się pod kreską, bo o ile dwóch spadkowiczów – beniaminków z Łęcznej i Niecieczy – można raczej typować w ciemno, to lista kandydatów do miana towarzysza ich niedoli jest dziś długa. Okazuje się, że nie trzeba ESA37, dzielenia punktów, podziału na grupy, by były emocje. I to w poczuciu sprawiedliwości, a nie sztucznym ich pompowaniu i wrażeniu, że ktoś komuś coś zabiera. Oby tylko sędziowie już nie przeszkadzali, jak w poprzedniej kolejce, bo tematów do dyskusji nie brakuje i bez ich kontrowersyjnych decyzji.

Jacek Bąk mistrza Polski widzi w Lechu Poznań.

To kto będzie mistrzem – Lech, Pogoń czy Raków?

– Według mnie najlepszą drużynę ma Lech Poznań. Oczywiście nie musi być tak, że ta najlepsza na papierze zwycięży; czasem tak się zdarza. Pogoń też ma fajną kadrę, ma dużo młodych zawodników, ale wydaje mi się, że nie ma jeszcze tej klasy, którą ma Lech. Według mnie Raków też wyprzedza w tym względzie szczecinian. Więc stawiałbym na Lecha. Mają najlepszy skład, klasowych zawodników i również najdłuższą ławkę. Dlatego ułożyłbym to w kolejności: Lech, Raków, Pogoń. Oczywiście nie wykluczam z tej rywalizacji szczecinian, ale jeśli miałbym obstawiać, to właśnie w taki sposób.

Jednym z głośniejszych wydarzeń w ligowym top 3 było ogłoszenie nadchodzącego odejścia trenera Kosty Runjaicia z Pogoni. Czy to może mieć jakiś wpływ na walkę o tytuł?

– Wydaje mi się, że raczej nie. Każdy gra dla siebie, o swoją przyszłość i swoje kontrakty. Dzisiaj gra dla Pogoni, jutro dla kogoś innego. Raczej nie ma większego zamieszania z racji tego, że trener odchodzi. No odchodzi. Odchodzą zawodnicy, odchodzą trenerzy, za pół roku też ktoś odejdzie. Coś się kończy, coś się zaczyna. Jak w życiu i jak we wszystkim, bo nie ma nic wiecznego.

Niecodzienne mecze Dynama Kijów i Szachtara Donieck z polskimi klubami. W przeszłości takie gry o wolność w naszym kraju też już się odbywały.

Lata temu nad Wisłą gościł niecodzienny zespół z Algierii. Była to tak zwana „Drużyna Wolności FLN”. O co chodziło? W latach 50. rozgorzała dramatyczna wojna o niepodległość Algierii (1954-1962), w której według szacunków zginęło milion osób. Dla Francji był to temat tabu przez 35 lat i praktycznie do końca XX wieku nie używano w stosunku do tego, co działo się w Algierii, terminu wojna. Walka toczyła się na wszystkich frontach, także propagandowym, jak ma to miejsce i obecnie. Kierujący na miejscu walką zbrojną Front Wyzwolenia Narodowego (FLN) wezwał na pomoc profesjonalnych algierskich futbolistów, grających we francuskiej lidze. Mieli się stawić w Tunisie (Tunezja niepodległość uzyskała w 1956 r.), gdzie powstawała „drużyna wolności” i gdzie przebywało wielu uchodźców z ogarniętej wojną Algierii. W tamtym czasie zawodnicy mający arabskie korzenie byli już liczącą się siłą na boiskach nad Sekwaną i Loarą. W pierwszej i drugiej lidze grało ponad 50 piłkarzy mających algierskie pochodzenie. Kilku z nich należało zresztą do ścisłej czołówki. Na MŚ w 1954 roku w Szwajcarii w ekipie „trójkolorowych” grał Abdelaziz Ben Tifour. W 1958 roku przed mundialem w Szwecji bliscy wyjazdu na mistrzowską imprezę byli świetny napastnik AS Saint-Etienne Rachid Mekhloufi oraz obrońca Mustapha Zitouni z AS Monaco.

Tymczasem 14 kwietnia 1958 roku, potajemnie przez Szwajcarię, z grupą wielu innych zawodników wyjechali do Tunisu, aby dołączyć do „drużyny wolności”. Francuzi byli w szoku. Piłkarze mieli przecież profesjonalne kontrakty, a Mekhloufi i Zitouni szykowani byli do wyjazdu na piłkarskie mistrzostwa świata. Tymczasem wybrali inną drogę, rezygnując z szansy gry na mundialu i z wielkiej międzynarodowej kariery, woląc pomóc walczącemu o niepodległość krajowi.

Algierska „Drużyna Wolności FLN” przez kilka lat zagrała 91 spotkań, głównie z drużynami z krajów bloku sowieckiego, w Afryce, na Bliskim Wschodzie i w Chinach. „Drużyna Wolności” z Ben Tifourem, Mekhloufim, Zitounim czy Maouchem osiągnęła kilka znaczących rezultatów. W 1961 roku pokonała Jugosławię 6:1, Rumunię 5:2 oraz zremisowała z silną ekipą Węgier 2:2. W czerwcu 1959 roku zagrała w Łodzi z ówczesnym mistrzem kraju, ŁKS-em. Mecz obejrzało 15 tys. kibiców, a skończył się wygraną mistrza Polski 5:4.

SUPER EXPRESS

Trenerowi Warty, Dawidowi Szulczkowi pomaga słuchanie rockowej klasyki.

Perfect, Lady Pank i Budka Suflera – jak na człowieka z rocznika 1990 gusta muzyczne sięgające wcześniejszej dekady mogą zaskakiwać. Skąd więc zamiłowanie do kapel z lat 80.? – Po pierwsze, są ponadczasowe – tłumaczy nam Dawid Szulczek, trener Warty. – Po drugie, dostałem je chyba „w spadku” po tacie, z którym słuchałem tej muzyki dużo i często. Po trzecie, to świetna nuta do… pracy. Siedzę czasem przez wiele godzin, robiąc przy komputerze analizy, „tnąc” mecze i jednocześnie słuchając tych zespołów – zdradza.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

31 komentarzy

Loading...