Poniedziałkowa prasa jest całkiem ciekawa, ale tylko w jednym źródle.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Dariusz Dziekanowski o Czesławie Michniewiczu.
Z coraz większą uwagą śledzimy losy reprezentantów Polski, bowiem wielkimi krokami zbliżają się mecze barażowe o awans do mistrzostw świata. Cieszy forma Roberta Lewandowskiego, cieszą gole Arkadiusza Milika. Natomiast trochę mniejsze wrażenie robi na mnie zachowanie nowego selekcjonera Czesława Michniewicza. Być może niektórych kibiców przekonuje sposób, w jaki trener Biało-Czerwonych prezentuje się w mediach, ale dla mnie za dużo jest w tym autopromocji.
Przed ogłoszeniem nazwiska nowego selekcjonera krążyły informacje, że do sztabu kadry dołączą dwaj byli piłkarze: Jerzy Dudek i Łukasz Piszczek. Okazuje się niestety, że chociaż obaj byli już dogadani z Adamem Nawałką, to z Michniewiczem współpracować nie zamierzają. I pomimo tezy, że reprezentacji się nie odmawia, to niektórym związanym z nią osobom – już tak. A szkoda, bo liczyłem, że u boku nowego selekcjonera będzie przyuczał się do zawodu jego potencjalny następca. Fakt, że obaj nie zdecydowali się na współpracę, może być dowodem, że nowy selekcjoner niekoniecznie wzbudza zaufanie. Bardzo nie spodobało mi się to, co ukazało się chwilę przed jego nominacją – jeden z portali opublikował wideo z ostatniej odprawy Michniewicza w roli trenera Legii. Warszawski klub stanowczo zaprzeczył, jakoby dał zezwolenie na nagranie i potem puszczenie filmiku do sieci, więc łatwo się domyślić, że stało się to za zgodą, a prawdopodobnie z inspiracji byłego już trenera Legii. Intencje były dość łatwe do rozszyfrowania – wideo miało pokazać, że słabe wyniki wciąż obecnych mistrzów Polski to nie jest wina szkoleniowca, a piłkarzy. W trakcie płomiennej i – niestety – pełnej frazesów przemowy pada termin „grupa bankietowa”. Czyli sugestia, że drużyna ma problem z pozaboiskową dyscypliną, że piłkarze spóźniają się na treningi i wobec tego szkoleniowiec jest bezradny.
Jerzy Dudek również.
711 połączeń z szefem piłkarskiej mafii zawsze będzie budzić kontrowersje. Wydaje się, że ta sprawa będzie wracała do trenera za każdym razem i trudno będzie odczepić mu ten ogon, który za sobą ciągnie. Nie ukrywam, myślałem, że pewien etap jest już za nami, że nie będziemy już oglądać żenujących konferencji prasowych, podobnych do tych, które miały miejsce za kadencji Pawła Janasa. Mam na myśli m.in. przyjście kucharza na jedną konferencję podczas mistrzostw świata w Niemczech. Pod względem szeroko rozumianego PR i wizerunku kampania Zbyszka Bońka była bardzo udana.
W poniedziałek miałem wrażenie, że Michniewicz nie otrzymał od PZPN żadnej ochrony. Chodzi mi o departament zajmujący się komunikacją z mediami, bo przecież każdy wie, jakie pytania mogą paść. Pod względem wizerunkowym cofnęliśmy się o wiele lat. Będąc w Realu Madryt, miałem pięciu rzeczników prasowych. Byłem dokładnie przeszkolony, wiedziałem, jakich pytań mogę się spodziewać, wiedziałem, co mogę powiedzieć i na jakie pytania nie muszę odpowiadać. W tym wypadku miałem wrażenie, że nikt tego nie kontroluje.
Marek Rzepka komentuje remis Lecha Poznań w Krakowie.
JAROSŁAW KOLIŃSKI: Dlaczego Lech stracił punkty w wygranym – jak się wydawało – meczu?
MAREK RZEPKA (były piłkarz Lecha): Drużyna, która chce zdobyć mistrzostwo Polski, nie może zremisować meczu w sytuacji, gdy prowadzi 3:1. Zaważyły na tym błędy w obronie, która od początku meczu była dziurawa. Dlatego w sumie nie dziwię się, że mecz zakończył się wynikiem 3:3. Widoczny był Bartka Salamona. Kiedy on jest na boisku, zespół góruje w walce o górne piłki. W starciu z Cracovią było odwrotnie – wszystkie przebitki, wrzutki w pole karne Lecha sprawiały, że był smród. Pereira grał słabo, przy drugiej bramce odskoczył od przeciwnika. Nie można popełniać takich dziecinnych błędów. Szkoda, bo wygrane są bardzo potrzebne. Nagle zrobiło się tylko dwa punkty przewagi nad wiceliderem.
Co jeszcze szwankowało?
Brakowało skrzydeł. Ani Kamiński ani Skóraś nic nie dogrywali z boku, boczni obrońcy także nie angażowali się w grę ofensywną, nie było dublowania pozycji, podłączania się. Chwała Kamińskiemu, że zdobył bramkę, jednak ogólnie oceniając, to nie był jego dobry mecz. Oczekiwać od niego możemy znacznie więcej, bo to kawał zawodnika.
Antoni Bugajski o „kościołach” zbudowanych wokół Legii.
To, że Legia w Lubinie miała furę piłkarskiego szczęścia, przyznają nawet ci, którzy zwyczajowo głoszą, że Legii zawsze wieje wiatr w oczy i wszyscy się na nią uwzięli. Skoro ostatnio w polskich dyskusjach o piłce dużo mówi się o wyznaniowych „kościołach” (kościół Nawałki, kościół Michniewicza, nawet kościół Fryzjera), utrzymajmy się w modnej konwencji i zwróćmy uwagę na istniejący od wielu lat kościół Legii oraz kościół anty-Legii, czyli jej nieprzejednanych przeciwników.
To coś więcej niż kibicowskie sympatie i antypatie mocno występujące w przypadku wielu klubów (te wszystkie „sztamy”, „kosy”), bo Legia w skali całego kraju wywołuje emocje największe, także negatywne. Zapisani do kościoła anty-legijnego nie mają cienia wątpliwości, że klub z Łazienkowskiej cieszy się szczególnymi względami PZPN, może liczyć na parasol ochronny (cokolwiek to znaczy) i życzliwość sędziów. Brzmi może i kontrowersyjnie, no ale ekstremalni przeciwnicy Legii w uzasadnianiu śmiałych koncepcji nie wahają się sięgać po spiskowe teorie. Dla równowagi dodajmy, że zwolennicy Legii w dokładnie przeciwstawnych poglądach są równie radykalni. Twardo bronią tezy, że cała Polska uparła się, żeby złośliwie Legii szkodzić i w ostatnim czasie czyni to z niejakimi sukcesami.
Dlaczego droga Andrzeja Niewulisa do ekstraklasy była taka kręta? Jak medytacje religijne pomagają obrońcy Rakowa? Czy 32-latek na poważnie myśli o debiucie w reprezentacji Polski?
(…) Dzięki awansowi do ekstraklasy z Rakowem spełniłem jeden ze swoich celów, ale na ponowny mecz w niej musiałem poczekać ponad rok. Tyle zabrała mi kontuzja kolana. Dużo wtedy tych negatywnych myśli przychodziło, nie ma co ukrywać. Zresztą myśli to jedno, ale dało się też odczuć, że wielu mnie przekreśliło. Mój przypadek nie był łatwy. Ktoś, kto zerwał więzadło krzyżowe mniej więcej wie, jak leczenie będzie przebiegać. Już tyle osób przez to przechodziło, że krok po kroku wiadomo, co trzeba robić. Ja z kolei byłem królikiem doświadczalnym, można powiedzieć, że bazowali na moich odczuciach. Niby wszystko było w porządku, ale noga nie okazywała się w pełni sprawna. Przy intensywnych treningach mocno się osłabiała, musiałem zbudować w niej dużo więcej siły, żeby wytrzymywała obciążenia.
Pomocna w tej sytuacji była moja edukacja i wiedza, a kluczowe to, że jestem wierzący. Nie wiem, czy kogoś to zainteresuję, ale dużo medytuję religijnie. To mnie uspokaja, pomaga, podobnie jak modlitwa. Czytam Pismo Święte, karmię się tym. Medytacja trwa krótko, ten kwadrans to taki fajny czas – wdech, wydech, wdech, wydech i rozluźniasz się. Potrzeba tylko ciszy. Na zgrupowaniu w Turcji mieszkałem w pokoju z Patrykiem Kunem, on wracał ze śniadania i szedł spać, a ja mogłem medytować. Dominikanin Adam Szustak polecił jednego z księży i on to dobrze prowadzi. Zacząłem to praktykować: wyciszałem się i nic nie robiłem przez pięć minut, potem dziesięć. Byłem zdumiony, ile w tak krótkim czasie napływa myśli i jak bardzo uspokajają. Stałem się bardziej opanowany, dlatego medytację polecam wszystkim. W jakiejkolwiek formie, każdy znajdzie coś dla siebie.
Rozmowa z Arkadiuszem Recą, który liczy na powrót do reprezentacji.
W 2021 roku doznał pan kontuzji, wskutek której nie wziął pan udziału w finałach ME i potem nie grał pan w pierwszych spotkaniach Serie A. Teraz wydaje się, że jest pan w dobrej formie. Jak pan się czuje?
Faktycznie, ubiegły rok był dla mnie pechowy i chyba najgorszy w dotychczasowej karierze. Kiedy doznałem urazu kolana, miałem nadzieję, że nie będzie to nic poważnego i będę w stanie pojechać i walczyć z chłopakami w EURO. Niestety, to był dopiero początek moich problemów zdrowotnych. Po operacji łąkotki i rehabilitacji bardzo mocno przepracowałem okres przygotowawczy i kiedy dołączyłem do Spezii, byłem przekonany, że jestem gotowy do gry. Dwa dni przed pierwszym meczem doznałem urazu mięśnia czworogłowego. Po wyleczeniu zachorowałem na covid, a po powrocie do treningów mój organizm musiał być osłabiony, ponieważ ponownie doznałem urazu tego samego mięśnia. Od tamtej pory na szczęście czuję się dobrze, ciężko pracuję i cieszę się, że jestem w dobrej dyspozycji.
W międzyczasie Spezia rosła w siłę i została niespodzianką Serie A. Jaka jest tajemnica tej drużyny? Ofensywna gra? Jaką rolę odgrywa wielu młodych zawodników występujących w Bianconerich?
Początek sezonu był trudny, doszło wielu młodych piłkarzy. Trener miał ciężkie warunki podczas okresu przygotowawczego, nie miał do dyspozycji wszystkich zawodników, większość drużyny chorowała na covid, pozostali ćwiczyli indywidualnie, było mało treningów z piłką. Duża część transferów dokonała się pod koniec okna. Trener potrzebował czasu, aby wszystko poukładać, a liczne porażki nie pomagały i nie wpływały korzystnie na morale drużyny. Nawet jeśli któryś z młodych popełni błąd taktyczny, to nadrabia pracą fizyczną i ambicją, ponieważ każdy z nich jest głodny gry na takim poziomie. Wiemy jaki jest nasz cel, cała drużyna ciężko pracuje, w szatni jest świetna atmosfera. Mamy też bardzo dobrych zawodników ofensywnych, którzy potrafią stwarzać zagrożenie pod bramką przeciwnika, i przede wszystkim zmienników, którzy po wejściu z ławki potrafią zrobić różnicę. Doskonałym przykładem jest Kevin Agudelo, którego świetna zmiana pomogła nam wygrać ostatnio dwa mecze.
SPORT
Michał Zichlarz o jedenastu rzutach karnych Termaliki w tym sezonie.
To nie pierwszy raz w tym sezonie, kiedy ekipa z Małopolski inkasuje komplet punktów w takich okolicznościach. Przypomina się jesienny mecz jedenastki z Niecieczy z Górnikiem, kiedy to zabrzanie w dużej mierze przegrali przez jedenastki podyktowane przez sędziego Łukasza Szczecha i siedzącego za monitorem Pawła Raczkowskiego. W dobie VAR-u każda decyzja arbitra się obroni. Wystarczy, że palcem zahaczy się rywala i komentatorzy już krzyczą do mikrofonów, że był kontakt, przewinienie…. W dawnych czasach na takie starcia nikt nie zwracał uwagi. Trzeba było wyciąć przeciwnika, zagrać ewidentnie rękę, żeby sędzia wskazał na jedenastkę. Teraz – niestety! – jest inaczej.
Pomijam już analizy, czy słaby skądinąd arbiter, jakim jest Krzysztof Jakubik, słusznie dyktował karne dla Bruk-Betu w meczu z Jagiellonią, ale trzeba zwrócić uwagę na fakt, że w bieżącym sezonie były to karne numer 10 i 11 dla beniaminka! Dla przykładu, zabrzanie mieli w tym sezonie jedną „jedenastkę”, podobnie jak kilka innych ekip. Piast z kolei dwie – tyle samo, ile na przykład Jagiellonia.
SUPER EXPRESS
W sumie nic ciekawego. Robert Lewandowski strzelił swojego 301. gola w Bundeslidze, ale to już wiemy.
Tylko (i aż) 64 gole dzielą go od fenomenalnego rekordu wszech czasów Gerda Muellera (365 goli w Bundeslidze). Tempo meczu było ogromne, a Lewandowski – jak to on – był jednym z najlepszych na boisku. Z 24 golami jest oczywiście liderem klasyfikacji najlepszych strzelców. Jak tak dalej pójdzie, z łatwością pobije niebotyczny rekord z poprzedniego sezonu – 41 goli. Za tydzień Bayern gra kolejny mecz ligowy, z VfL Bochum, a potem zaczyna się wielkie granie – mecz 1/8 finału Ligi Mistrzów z Salzburgiem.
Fot.