– Policja zebrała odciski palców, przesłuchano m.in. ekipę sprzątającą, sprawdzane są niemal wszystkie pomieszczenia w związku. – Na korytarzach PZPN snuje się różne scenariusze. Padają nazwiska osób, które mogły zlecić podłożenie podsłuchu. Jedna z hipotez głosi, że mogło chodzić o załatwienie gigantycznego kontraktu. A taśmy były potrzebne do szantażu – mówią nasi rozmówcy z PZPN – czytamy w „Super Expressie”. Co tam dziś w prasie?
„SPORT”
Mecz o wszystko. Porażka sprawia, że na baraże nie mamy już właściwie szans. Zwycięstwo – że baraże są niemal przyklepane. Jaki skład deleguje Sousa?
– Cały czas kontynuujemy proces budowy zespołu, ale z każdym meczem czujemy się coraz silniejsi. Zwłaszcza pod względem mentalnym. Musimy być spokojni i grać z taką samą pewnością siebie na wyjazdach, jak u siebie – powiedział portugalski selekcjoner naszego narodowego zespołu, który docenił klasę rywala. – Albania, to bardzo mocny przeciwnik. Bardzo zgrany i niezwykle kompaktowy. Edoardo Reja, który jest moim kolegą, świetnie prowadzi tę drużynę. Defensywa Albanii ustawiona jest bardzo wysoka i to sprzyja grze wysokim pressingiem. Potrafiliśmy sobie jednak z tym poradzić w pierwszym spotkaniu, choć nie ustrzegliśmy się błędów. Wiemy jednak, że potrafimy zagrać lepiej – podkreślił Paulo Sousa. Jeżeli chodzi o wyjściowy skład, jaki na mecz desygnuje selekcjoner, to pewnie zbyt wielu niespodzianek spodziewać się nie należy, choć Portugalczyk kilka razy podczas pracy z reprezentacją Polski pokazał, że potrafi zaskoczyć. Wiadomo, że w bramce stanie Wojciech Szczęsny, a w linii obrony – jeżeli idzie o trójkę stoperów – nie powinno być wielkich niespodzianek. Duet w środku pola, czyli Grzegorz Krychowiak i Jakub Moder, również są raczej pewniakami do gry, a na lewym wahadle zagra Tymoteusz Puchacz. Chyba największą zagadką jest prawe wahadło, a pod napastników podwieszony zostanie wracający do drużyny narodowej Piotr Zieliński. Kto będzie partnerem Roberta Lewandowskiego na szpicy? Paulo Sousa ma az trzech kandydatów, ale wydaje się, że najbliższy gry od pierwszej minuty jest Karol Świderski.
Opowieść o mecz z Albanią z 1985 roku. Pamiętne spotkanie, na które Boniek przyleciał prywatnym samolotem dzień po finale Pucharu Europy. I strzelił gola.
Kluczowy dla nas mecz rozgrywano 30 maja 1985 roku, dzień po finale Pucharu Europy Mistrzów Krajowych, w którym na Stadionie Heysel w Brukseli Juventus Turyn ze swoim asem Zbigniewem Bońkiem, mierzył się z obrońcą tytułu, Liverpoolem. Juve, w znacznej mierze dzięki grze Bońka, wygrał 1:0, ale nie to wtedy było najważniejsze. W trakcie zamieszek wywołanych przez angielskich kibiców śmierć poniosło aż 39 osób. Była to jedna z największych futbolowych tragedii w historii. Piłka była na drugim planie, ale finał PEMK zagrano bez oglądania się na cokolwiek. U nas zastanawiano się jak sprawić, żeby lider i kapitan naszej kadry zagrał w Tiranie. Wszystko w niespełna 24 godziny. Nie było wtedy terminów UEFA czy FIFA, a każdy organizował mecze jak się dogadał. Przykładowo Albańczycy z Belgami u siebie grali w tamtych eliminacjach na dwa dni przed Świętami Bożego Narodzenia. – Prezes Juventusu Agnelli dał mi swój odrzutowiec z dwójką pilotów. Wystartowałem z lotniska w Brukseli około wpół do trzeciej, a nad Tiraną byłem półtorej godziny później. Niestety, w nocy lotnisko było nieczynne. Musieliśmy odlecieć do Bari, gdzie przeczytałem poranną prasę i dowiedziałem się o prawdziwych rozmiarach tragedii na Heysel. Do Albanii dotarliśmy o siódmej czterdzieści pięć. W drodze z lotniska do hotelu widziałem tylko rowery, ludzi na rowerach i mnóstwo schronów – opowiadał Boniek Bogdanowi Rymanowskiemu na potrzeby książki „Gracze”.
„PRZEGLĄD SPORTOWY”
Rozmowa ze Zbigniewem Bońkiem. O awans jest względnie spokojny, a na pytanie o podsłuch w siedzibie PZPN odpowiada: – Nie interesuje mnie to. O meczu i o piłce możemy rozmawiać, o głupotach nie.
Mecze kadry dają panu optymizm w kwestii awansu?
Mam taką nadzieję, choć muszę powiedzieć, że tej drużynie trochę brakuje szczęścia. Zasługiwaliśmy na zwycięstwo z Węgrami, bo byliśmy lepszym zespołem. Z Anglią na Wembley dyktowaliśmy warunki w drugiej połowie i nie powinniśmy przegrać.
Kadra nie gra źle, ale sytuacja wygląda tak, że porażka w Tiranie eliminuje nas z walki o awans.
To prawda, jak przegramy, to nie jedziemy na mundial, a jak wygramy, to dalej mamy szanse grać w barażach, przy remisie podobnie. Trudne mecze dopiero jednak przyjdą.
Widzi pan analogię z 1985 rokiem? Co prawda są różnice, bo teraz Albania wyprzedza nasz zespół, a wtedy było odwrotnie, ale w razie zwycięstwa rywale też mogli was wyprzedzić i zamknąć drogę na mundial.
Też musieliśmy wygrać. W tamtych czasach w eliminacjach nie graliśmy tylu meczów co teraz. Zwykle mierzyliśmy się z dwiema-trzema drużynami. Nie było marginesu na błąd. Teraz gra się dziesięć spotkań w grupie i jest inna rzeczywistość.
Wtedy strzelił pan zwycięskiego gola, choć dzień wcześniej zagrał w finale Pucharu Europy w barwach Juventusu. Z dzisiejszej perspektywy, zwłaszcza dla kogoś, kto nie pamięta tamtych czasów, to brzmi niewiarygodnie.
Nie było jednolitego kalendarza jak teraz. Federacje same ustalały terminy spotkań i nikt w Polsce nie przewidział z rocznym wyprzedzeniem, że ta kwestia będzie dotyczyć któregoś z naszych piłkarzy. I potem to ja miałem problem. Musiałem przyjeżdżać za swoje pieniądze, sam wszystko organizować, bo związek miał z tym wiele problemów albo nie było go na to stać. Powiedziałem jednak w Turynie, że opuszczę finał, chyba że załatwią mi samolot, abym mógł przylecieć do Albanii na spotkanie reprezentacji. Taki postawiłem warunek.
Kamil Kosowski o pożegnaniu Fabiańskiego – podobne pożegnanie należy się też Błaszczykowskiemu. I kto jest dalej w kolejce do pożegnania się z kadrą?
Uważam, że pożegnanie należy się też Kubie Błaszczykowskiemu. Nie będę wymieniał jego zasług, bo to bez sensu. Kuba przez lata był sercem polskiej kadry, oddał jej to, co miał najlepszego i jemu też należy się wielki mecz przy pełnym Narodowym. Z piłkarzy, którzy rozstają się z kadrą, na myśl przychodzi mi jeszcze Kamil Grosicki.On wciąż walczy na boisku i chce grać w reprezentacji. Paulo sousa wydaje się mieć jednak inny pomysł na skrzydła i stawia na Przemak Płachetę, który w tym sezonie boiska zbyt często nie wącha. Pewnie po mundialu w Katarze (o ile do niego awansujemy) przyjdzie też czas na Kamila Glika.
Widzew na kursie do Ekstraklasy. Ale przed nim teraz trudny terminarz, który zweryfikuje – pozytywnie lub negatywnie – aspiracje łodzian.
Dlatego teraz zespół Niedźwiedzia czeka prawdziwy test kompetencji. W najbliższych czterech meczach RTS zmierzy się kolejno: z Koroną (wyjazd; obecnie 2. miejsce), ŁKS (dom; 8. miejsce), Resovią (wyjazd; 11. miejsce) i Miedzią (dom; 4. miejsce). – Nawet mecz z Jastrzębiem pokazał, jak trudno jest w tej lidze o punkty. Na chodzonego się niczego nie wygra. W najbliższych spotkaniach rywalizować będziemy z zespołami, które mają bardzo duży potencjał. Będziemy robić wszystko, żeby wygrać. Nasze nastawienie nie może się jednak zmienić, bo to są tak samo ważne punkty. Musimy doceniać wszystkie punkty. To nie jest tak, że liczą się tylko starcia z najlepszymi – powiedział w rozmowie z klubowymi mediami Niedźwiedź.
Ostatnia wygrana z ostatnim w tabeli Jastrzębiem (3:1) nie przyszła widzewiakom tak łatwo, jak mogłoby się wydawać patrząc na sam wynik i tabelę. Łodzianie momentami grali tak, jakby chcieli oszczędzić nieco sił przed czekającymi ich spotkaniami z ligową czołówką. Sztab szkoleniowy też nie chciał ryzykować i w minioną niedzielę nie zagrał jeden z najważniejszych graczy RTS Juliusz Letniowski. – Już wraca do normalnego treningu, będziemy monitorować jego sytuację – przyznał trener.
Rozmowa z Erjonem Bogdanim, były reprezentantem Albanii. Twierdzi, że to Polska jest pod presją. A Albania ma kim straszyć.
Czy Lewandowski będzie dla Albanii najważniejszym zagrożeniem?
Zdecydowanie tak. Według mnie to najlepszy piłkarz świata. Na szczęście Reja może polegać na świetnych bramkarzach, takich jak Berisha i Strakosha, a jeżeli chodzi o linię obrony, znajdziemy inne rozwiązanie. Na miejsce Djimsitiego może zagrać Veseli, który występuje w Serie A, tak jak Kumbulla oraz Ismajli.
Najgroźniejszy dla Polski będzie natomiast Armando Broja. Ma tylko 20 lat, ale ma imponującą passę: strzelił decydujące bramki w obu meczach z Węgrami i zdobył gola z San Marino.
Ma dobry moment, to prawda, pokazał coś ważnego w tych spotkaniach. Ma wszystko, aby grać regularnie na międzynarodowym poziomie, ale trzeba pamiętać, że jest młody i trzeba mieć do niego cierpliwość. Może pomóc reprezentacji, ale nie możemy na niego naciskać.
A jeżeli chodzi o Nedima Bajramiego? W Empoli prawie zawsze znajduje się w wyjściowym składzie, a w kadrze Albanii czasami wchodzi na boisko w drugiej połowie. Według pana może być asem w rękawie przeciw Polsce?
Tak, szczególnie w dzisiejszej dobie, przynajmniej od kiedy trenerzy mogą zmieniać pięciu zawodników podczas spotkania. W ten sposób może okazać się kluczowym piłkarzem, ponieważ ma dobrą technikę i ma ofensywne cechy. Wszystko zależy od konkretnego meczu. Z silnym rywalem, takim jak Polska, który musi wygrać, nie ma sensu dla naszego zespołu atakować już od początku. Drużyna musi mieć równowagę i być cierpliwa.
„SUPER EXPRESS”
Po co miał być podsłuch w siedzibie PZPN? Ktoś chciał szantażować Kuleszę w sprawie gigantycznego kontraktu.
W piątek wieczorem w gabinecie prezesa PZPN znaleziono podsłuch. Podczas rutynowej kontroli pluskwę odkryto w obudowie grzejnika znajdującego się w gabinecie prezesa. W momencie wykrycia tego urządzenia podsłuch był sprawny i aktywny. Policja zebrała odciski palców, przesłuchano m.in. ekipę sprzątającą, sprawdzane są niemal wszystkie pomieszczenia w związku. – Na korytarzach PZPN snuje się różne scenariusze. Padają nazwiska osób, które mogły zlecić podłożenie podsłuchu. Jedna z hipotez głosi, że mogło chodzić o załatwienie gigantycznego kontraktu. A taśmy były potrzebne do szantażu – mówią nasi rozmówcy z PZPN.
Piotr Świerczewski zapowiada, że biało-czerwoni mogą być dziś przez Albańczyków… opluwani.
Albańczycy dosyć niespodziewanie zdobyli Puskas Arenę w Budapeszcie, wygrywając z Węgrami 1:0. Dla nich dzisiejszy mecz z Polakami będzie meczem o wszystko. Naszych w Tiranie czeka prawdziwe piekło. – Albańczycy to porywczy ludzie. Na pewno będą w nas pluć i rzucać w naszych piłkarzy, czego im nie życzę. Obawiam się tego spotkania, bo oni na Narodowym może i przegrali, ale długimi fragmentami utrzymywali się przy piłce. Piłkarsko prezentowali się lepiej, ale wynik był dla nas. Już nawet nie mówię, żebyśmy grali dziś dobrze, ale wygrajmy to spotkanie 1:0 – mówi Świerczewski, były pomocnik reprezentacji.
fot. FotoPyk