– Typowy polski kibic zawsze marudzi. Tu mamy marudzenie na możliwą grę Casha w reprezentacji, wcześniej było marudzenie na Jerzego Brzęczka, na Paulo Sousę, na styl, gdy były wyniki i na wyniki, gdy nie było stylu. Uważam, że władze PZPN nie powinny się tym sugerować. Jeśli on chce grać w naszej kadrze, to może nie za wszelką cenę, ale jednak trzeba się postarać, pojechać do niego, porozmawiać i przekonać, że to dobry pomysł. Nasza kadra może na tym tylko zyskać – pisze Kamil Kosowski w felietonie na łamach „Przeglądu Sportowego”. Co poza tym dziś w prasie?
„SPORT”
Jedenastka kolejki według dziennikarzy Sportu – Hładun – Tudor, Tekijaski, Żyro, Conrado – Pich, Wlazło, Ivi, Szysz, van Amersfoort – Paixao.
Ivi LOPEZ
Przepiękne uderzenie z rzutu wolnego było ozdobą hitu między Legią i Rakowem. Jakby tego było mało, Hiszpan wcześniej trafi ł jeszcze z karnego. Aż żal, że takiej dyspozycji nie prezentował w europejskich pucharach.
Patryk SZYSZ
Gdy ofensywny zawodnik Zagłębia strzela gole – to zwykle efektowne. Aż miło było patrzeć, z jakim spokojem układa sobie piłkę na lewej nodze i posyła ją w róg bramki Warty.
Pele VANAMERSFOORT
Hat trick ustrzelony w Gliwicach mówi sam za siebie. Trafiał po stałym fragmencie, z kontry czy – jak rasowy snajper – po dobitce. Poprowadził „Pasy” do przekonywującego zwycięstwa.
Flavio PAIXAO
Niespełna tydzień po 37. urodzinach Portugalczyk z Gdańska doczekał się pierwszych goli w sezonie. Od razu ustrzelił dublet, nie mając litości dla beniaminka z Łęcznej, a na dokładkę dorzucił jeszcze asystę przy bramce… 19 lat młodszego Kacpra Sezonienki.
Legia kompletnie nie radzi sobie z łączeniem gry w Polsce z europejskimi pucharami. W lidze ma już tyle porażek, co w całym zeszłym sezonie.
Dodając do tego przegraną w Superpucharze Polski po rzutach karnych na początku sezonu z Rakowem, śmiało można stwierdzić, że Legia kompletnie nie radzi sobie z krajowymi rywalami, a kolejnym małym dowodem na to był niedawny mecz Pucharu Polski z Wigrami Suwałki. 10. drużyna w tabeli II ligi potrafiła w meczu z „wojskowymi” objąć prowadzenie, na krótko, ale jednak. Wracając do realiów ligowych, to Legia straciła w tym sezonie już 12 punktów, a jej dorobek jest o połowę mniejszy od liderującego Lecha. Jasne, drużyna ze stolicy rozegrała o dwa mecze mniej, ale – biorąc pod uwagę jej obecną dyspozycję – to przecież wcale nie jest powiedziane, że je wygra, choć warto pamiętać, że z Zagłębiem Lubin zmierzy się dopiero w grudniu, a termin meczu z Bruk-Betem Termaliką Nieciecza nie jest jeszcze znany. – Straciliśmy dużo punktów, to fakt. Polskie zespoły muszą nauczyć się grać w podobnych okolicznościach z jakimi my się obecnie zmagamy. Bardzo cieszymy się, że jesteśmy w Lidze Europy, ale nie jest łatwo łączyć meczów w ekstraklasie i w pucharach. Dochodzą podróże i to wszystko ma znaczenie. Trzeba jednak wyjść i grać – powiedział Czesław Michniewicz, szkoleniowiec „wojskowych” po porażce z Rakowem.
Zieliński wraca do formy – w zeszłym tygodniu najpierw strzelił gola, później zaliczył asystę. A Napoli jedzie przez ligę jak walec.
Znakomita passa Napoli trwa. Pokonując Cagliari 2:0 odniosło 6. z kolei zwycięstwo i jest jedynym zespołem z kompletem punktów, utrzymując się na prowadzeniu w tabeli od trzech kolejek. Dla nas dobrą wiadomością jest coraz lepsza forma Piotra Zielińskiego. W ciągu trzech dni najpierw w meczu z Udinese zdobył swoją pierwszą bramkę w tym sezonie, z Cagliari miał pierwszą asystę. Dopadł piłkę tuż przed linią końcową boiska, odegrał pod bramkę i nadbiegający Nigeryjczyk Victor Osimhen okazał się szybszy od obrońców gości, uzyskując prowadzenie. Fetując gola pobiegł w kierunku kibiców, szkoda tylko że zapomniał podziękować Polakowi. Zieliński też nie spieszył się z gratulacjami dla strzelca. W 57 minucie wynik kapitan Napoli Lorenzo Insigne z rzutu karnego, który wywalczył faulowany Osimhen, nazwany przez „Corriere dello Sport” cyklonem, który zmiótł Cagliari. W 4 ostatnich meczach zdobył 6 goli. Cagliari zagrał Sebastian Walukiewicz i był to słaby występ. Był jednym z dwóch zawodników, który nie przeszkodził Osimhenowi w zdobyciu gola, w 59 minucie zobaczył żółtą kartkę za faul na… Zielińskim. Opuścił boisko w 68 minucie (nota 5), minutę później zmieniony został także Zieliński (6,5).
„PRZEGLĄD SPORTOWY”
Przemysław Frankowski wychwalany za wejście do Lens, ale na co stać klub Polaka? Według Joachima Marxa – nawet na europejskie puchary.
– Fajnie, że tak szybko się odnalazł. Lens to klub z regionu, gdzie szanuje się Polaków. Klimat jest podobny do polskiego, łatwiej mu się tam odnaleźć niż na południu – dodaje Marx. Frankowski kontynuuje bowiem polskie tradycje w Lens, gdzie w przeszłości występowało wielu naszych rodaków i jeszcze więcej zawodników polskiego pochodzenia. Chyba najlepszym z polskich piłkarzy był Eugeniusz Faber, który zmarł w piątek. – Gdy Frankowski strzelił gola, przyjaciele pisali do mnie, że to bramka dla Gienka – opowiada Marx. Cała drużyna jednak zaskakuje. – Bałem się o Lens w tym roku – przyznaje Marx, tymczasem zespół prezentuje się rewelacyjnie. – Panuje tam kapitalna atmosfera, a siłą jest kolektyw. Tacy piłkarze jak Seko Fofana, Florian Sotoca, Jean-Louis Leca w odpowiednim momencie potrafi ą dać jakość – komentuje Jóźwiak. Jednocześnie studzi entuzjazm. – Jeśli Lens wejdzie do Ligi Konferencji, będzie to duży sukces. Spodziewam się, że skończy sezon między trzecim a ósmym miejscem, a najbardziej prawdopodobny wariant to szóste lub siódme, bo takie zespoły jak Nice, Lyon, Monaco się przebudzą – uważa. – Poza mistrzostwem Lens stać na wszystko. Na pewno powalczy o puchary, może nawet o Ligę Mistrzów – bardziej optymistycznie liczy Marx.
Alan Czerwiński w rok przeszedł od powołania do reprezentacji Polski do… bycia trzecim prawym obrońcą w Lechu. Kolejorz jednak nie rezygnuje z niego, Czerwiński pracuje indywidualnie ze sztabem Kolejorza.
Trener Maciej Skorża postawił na Czerwińskiego, ten zaliczył udany występ z Cracovią (2:0), po czym w Niecieczy został zmieniony po pierwszej połowie. – Zagrał słabo, był bardzo nerwowy – wyjaśniał szkoleniowiec. W kolejnym spotkaniu – z Lechią (2:0) – obrońca siedział w rezerwie, a w jeszcze następnym – z Pogonią (1:1) – na trybunach, po czym po przerwie na rywalizacje kadr narodowych – z Rakowem (2:2) – nieoczekiwanie wystąpił od początku i… ponownie zszedł w przerwie. – Ta zmiana była spowodowana tym, że nie potrafi liśmy wyjść spod pressingu i potrzebowaliśmy innego typu zawodnika. W tym wypadku kogoś o charakterystyce Pereiry. To nie do końca tak, że spisał się słabo, chodziło o względy taktyczne – tłumaczył Skorża. Ale od tamtej pory Czerwińskiego na boisku już nie oglądaliśmy. W klubie wciąż wierzą w defensora i nie zamierzają zostawić go samemu sobie. Stworzono program dla Czerwińskiego, który pracuje indywidualnie z jednym z asystentów Skorży – Maciejem Kędziorkiem. Z jednej strony obrońca ma poprawić największe braki, a z drugiej wzmocnić to, w czym już jest dobry, np. dośrodkowanie w pełnym biegu. – Sezon jest długi. Gramy do Bożego Narodzenia, także Alana na pewno jeszcze zobaczymy na boisku – przekonywał Skorża.
Kamil Kosowski optuje za tym, by nie tylko Matty’ego Casha nie skreślać, ale by postarać się o to, by chciał grać dla biało-czerwonych.
Jest to więc podstawowy piłkarz drużyny grającej w najlepszej lidze świata. Ilu takich mamy? Spieszę z odpowiedzią – dwóch. Łukasza Fabiańskiego, który karierę reprezentacyjną ma już za sobą, i Mateusza Klicha. Czy stać nas na pominięcie takiego piłkarza w kontekście kadry? Moim zdaniem nie. Matty Cash może się przydać reprezentacji, zwłaszcza gdy spojrzymy na pozycję, na której występuje. Aston Villa gra systemem z trójką środkowych obrońców i dwoma wahadłowymi. I właśnie na wahadle biega piłkarz, o którym dyskutujemy. Takie samo ustawienie preferuje selekcjoner reprezentacji Polski Paulo Sousa. Portugalczyk stawia na tych pozycjach na Kamila Jóźwiaka, który lepiej czuje się jako klasyczny skrzydłowy, Bartosza Bereszyńskiego, któremu bliżej jest do bocznego obrońcy, Tymoteusza Puchacza, który przepadł nam w Unionie Berlin i Tomasza Kędziorę, do którego sam selekcjoner nie jest przekonany. Mamy więc zawodnika na pozycję, na której nie narzekamy na kłopot bogactwa. M alkontenci zawsze będą doszukiwać się minusów. Nie przeczę, że ich nie ma. Dawno nie mieliśmy w kadrze takiego zawodnika, który dostał paszport po to, by grać w reprezentacji. Ale też dawno nie mieliśmy obcokrajowca na stanowisku selekcjonera. Czytałem w internecie głosy, że Cash chce dostać polski paszport, by się wypromować w naszej kadrze. O jakiej promocji jest tu mowa? Najlepszą promocją dla piłkarza jest regularna gra w najlepszej lidze świata i on to właśnie robi. Kadra nie poprawi jego notowań na rynku transferowym. Jeśli ktoś ma go wypatrzyć, to zrobi to w meczu Aston Villi z Manchesterem United, a nie w meczu reprezentacji Polski z Andorą. Typowy polski kibic zawsze marudzi. Tu mamy marudzenie na możliwą grę Casha w reprezentacji, wcześniej było marudzenie na Jerzego Brzęczka, na Paulo Sousę, na styl, gdy były wyniki i na wyniki, gdy nie było stylu. Uważam, że władze PZPN nie powinny się tym sugerować. Jeśli on chce grać w naszej kadrze, to może nie za wszelką cenę, ale jednak trzeba się postarać, pojechać do niego, porozmawiać i przekonać, że to dobry pomysł. Nasza kadra może na tym tylko zyskać.
„SUPER EXPRESS”
Frankowski Frankowskim, ale inni Polacy powołani do kadry też błysnęli w miniony weekend. Krychowiak z golem i asystą, Buksa z dwunastym trafieniem w sezonie.
O miejsce w jedenastce Sousy nie martwi się zazwyczaj Grzegorz Krychowiak. Pomocnik FK Krasnodar błysnął piękną asystą w wygranym 3:0 meczu z PFK Soczi. Jego długie podanie do Remy’ego Cabelli było ozdobą spotkania. „Krycha” dorzucił do tego gola z rzutu karnego, wykonanego nieco w stylu Lewandowskiego. Nie zatrzymuje się też Adam Buksa. Jego New England Revolution pokonało Orlando City 2:1, a Polak trafił do siatki już po raz 12. w sezonie. – To był jeden z najlepszych meczów Adama. Występ niemal kompletny – mówił po spotkaniu Bruce Arena, trener NER.
fot. FotoPyk