Reklama

PRASA. Ambrosini: To nie Szczęsny jest największym problemem Juventusu

redakcja

Autor:redakcja

18 września 2021, 08:39 • 9 min czytania 3 komentarze

W sobotniej prasie nie znajdziemy jakichś ponadprzeciętnych materiałów ligowych, za to jest trochę do poczytania w tematach zagranicznych.

PRASA. Ambrosini: To nie Szczęsny jest największym problemem Juventusu

PRZEGLĄD SPORTOWY

Kacper Skibicki z Legii żadnych kar nie uznaje.

– Ja rywalizacji się nie boję, poważnych przeciwników też nie. Tak naprawdę nie przychodzi mi do głowy nic, czego teraz bym się obawiał… Może jedynie trenera Michniewicza. Koledzy z zespołu czasem żartują, że to mój drugi tata, że traktuje mnie po ojcowsku. Nie przeszkadza mi to – uśmiecha się Skibicki. Nie narzeka, że spadł w hierarchii. Raczej docenia, jak duży postęp zrobił w ostatnich kilkunastu miesiącach.

Doskonale pamięta, jak we wrześniu ubiegłego roku trenował w rezerwach, gdzie często miał problem, by przebić się do składu. Przełom w jego życiu nastąpił w listopadzie, kiedy pierwszy raz został powołany na mecz drużyny Michniewicza. – Zupełnie się tego nie spodziewałem. Przyjechałem do ośrodka Legii w Książenicach na zbiórkę przekonany, że przenocuję i następnego dnia, kiedy pierwsza drużyna będzie się przygotowywała do meczu, ja pojadę do domu. Gdy stawiłem się w bazie, Czarek Miszta zdziwiony zapytał, dlaczego nie zabrałem ze sobą swoich rzeczy, skoro jadę z nimi na mecz. Kolega musiał mi przywozić torbę z mieszkania, zupełnie się tego nie spodziewałem. Noc miałem jednak spokojną, szybko zasnąłem – opowiada o tym, co się działo przed spotkaniem, w którym nie tylko zadebiutował w ekstraklasie, ale i strzelił gola Lechowi (2:1). – To był dla mnie mecz absolutnie przełomowy. Dał mi drugie życie, bo przez pół roku nie grałem, jako piłkarz rezerw naderwałem więzadła w stawie skokowym. Było ciężko. Jedno spotkanie wszystko zmieniło, to był kluczowy czas w mojej karierze – wspomina 19-latek, który świadomie wypowiada słowo „kariera”, gdy mówi o tym, co przeżywa. – Tak, karierze, nie boję się używać tego słowa. Wiem, że ona dopiero się zaczyna, ale liczę, że potoczy się w dobrym kierunku – stwierdza. 

Reklama

W meczu z Wisłą rzut wolny miał wykonywać Rafał Pietrzak, ale piłkę wziął Ilkay Durmus, który strzelił gola.

 – Cieszę się, że tak wyszło. Ilkay pokazuje na treningach, że potrafi dobrze uderzyć piłkę. Natomiast to ja byłem wyznaczony do wykonania rzutu wolnego. Trochę o tym dyskutowaliśmy, co było zresztą widać. Chwała Ilkayowi za to, że trafił. Nikt nie ma do niego pretensji, cieszyłem się z tej bramki. Nie ukrywam, że chciałem wykonać ten rzut wolny, bo po pierwsze wiem, że potrafię to robić, a po drugie miałem też inną motywację. Wiedziałem, że lada moment, następnego dnia urodzi nam się córka, więc chciałem to godnie uczcić. Może w następnym meczu będzie okazja – wyjaśnia Pietrzak.

Obrońca Biało-Zielonych ma powody do zadowolenia, bo faktycznie wkrótce po meczu z Wisłą (2:2) na świat przyszła Laura. Przed 29-latkiem zapewne sporo nieprzespanych nocy, ale też mnóstwo radości. Być może już w najbliższym meczu z Piastem pojawi się okazja do zaprezentowania tradycyjnej „kołyski”. Warunek jest jeden, Pietrzak musi być twardszym negocjatorem!

Czas na Magazyn Lig Zagranicznych.

Również w tym sezonie Robert Lewandowski nie przestaje zadziwiać i imponuje skutecznością.

Reklama

Już dziesięć goli dla Bayernu Monachium strzelił w tym sezonie najlepszy polski piłkarz. Jeśli dodamy do tego trzy bramki w barwach reprezentacji Polski, uzyskamy wynik, na który niektórzy napastnicy potrzebują pół roku. Ale już wiemy od dawna, że mamy do czynienia z zawodnikiem wybitnym, fenomenalnym, niesamowitym, a żeby opisać osiągnięcia Lewego, często już brakuje odpowiednich określeń. I gdy wydawało się, że poprzednie rozgrywki, gdy Lewandowski pobił legendarny rekord Gerda Müllera strzelając 41 goli w jednym sezonie Bundesligi były momentem szczytowym jego kariery, okazuje się, że ten moment szczytowy w dalszym ciągu trwa, a niewykluczone, że wręcz dopiero nadejdzie. Patrząc na formę Lewego oraz jego kolegów z Bayernu, można spokojnie czekać na walkę z kolejnymi rekordami. A być może nawet okaże się, że te sławne już 41 trafień w sezonie 20120/21 są jednak do przebicia. Bo przecież należy pamiętać, że w poprzednich rozgrywkach nasz napastnik opuścił pięć meczów ligowych, z czego cztery z powodu kontuzji, a jeden, gdy dostał chwilę odpoczynku.

W Bundeslidze Lewy strzelił sześć goli w czterech kolejkach. To oznacza półtora trafienia na mecz. Oczywiście na tym etapie sezonu jeszcze za wcześnie na długoterminowe prognozy dotyczącej średniej bramek na mecz w wykonaniu Polaka, ale gdyby utrzymał obecną, czyli półtora trafienia na spotkanie, poprawiłby wynik z poprzednich rozgrywek o dziesięć bramek i przekroczył kolejną magiczną barierę 50 goli w 34 kolejkach. Oczywiście to myślenie wybitnie życzeniowe, a matematyka rzadko idzie w parze z wynikami na boisku. Jednak pozycję startową Lewandowski wyrobił sobie doskonałą.

Mimo że Romelu Lukaku kosztował blisko 100 mln funtów, Chelsea finansowo i tak tego lata wyszła na plus.

To prawdziwa sztuka kupić napastnika za blisko 100 mln funtów i wciąż wyjść finansowo na plus. Chelsea po transferze Romelu Lukaku się to udało. Jak? Sprzedając swoich najzdolniejszych wychowanków. Z około 110 mln, jakie klub ze Stamford Bridge zarobił na odstąpieniu graczy innym klubom, ponad 80 mln to przychód ze sprzedaży zawodników wyszkolonych przez akademię. Są to Tammy Abraham (34 mln, Roma), Fikayo Tomori (24 mln, Milan), Marc Guehi (20 mln, Crystal Palace), Tino Livramento (5 mln, Southampton), Lewis Bate (1,5 mln, Leeds) i Myles Peart-Harris (1,4 mln, Brentford). A to jeszcze nie wszystko. Suma może wzrosnąć w najbliższych miesiącach, jeśli okaże się, że Lokomotiw Moskwa zdecyduje się uruchomić klauzulę wykupu wypożyczonego na razie Tino Anjorina (17 mln).

Nie ma w tym żadnego przypadku. Taką listę można stworzyć każdego roku. Akademia Chelsea, której utrzymanie kosztuje 8-9 mln funtów rocznie, należy do najlepszych nie tylko w Anglii, ale i w całej Europie. Zarządza nią od 2004 roku Neil Bath, co ma duże znaczenie. Wszyscy najważniejsi ludzie są bowiem w ten projekt zaangażowani niezmiennie od kilkunastu lat, co zapewnia stabilizację i ciągłość działania. Efekty są imponujące. Statystyki pokazują, że ponad 90 procent piłkarzy, którzy kończą w Chelsea wiek juniora, zostaje profesjonalnymi graczami (dla porównania np. w najlepszych klubach w Holandii ten odsetek wynosi ok. 70 procent).

Rozmowa z lewym obrońcą Sampdorii, Tommasem Augello, dla którego zdecydowanie świat nie kończy się na piłce.

ALBERTO BERTOLOTTO: Jest pan jeszcze bardziej znany po bramce zdobytej w meczu z Interem, ale już wcześniej było o panu głośno z innego powodu. Jest pan jednym z niewielu piłkarzy występujących w Serie A, który studiuje na uniwersytecie.

TOMMASO AUGELLO (PIŁKARZ SAMPDORII): Tak, to prawda. Studiuję nauki polityczne na państwowym Uniwersytecie Mediolańskim. Dostałem się na studia po maturze. Kiedy mieszkałem w Mediolanie i grałem w Giana Erminio, spędzałem więcej czasu przy książkach. Gdy przeniosłem się do Spezii, zwolniłem. Potrzebowałem dopasować się do nowego środowiska. Z czasem wznowiłem naukę. Zdałem ostatni egzamin w kwietniu.

Kiedy pan się uczy?

To zależy od różnych rzeczy, związanych przede wszystkim z obowiązkami drużyny. Kiedy mam na przykład wolne popołudnie, uczę się. Kiedy zbliża się egzamin, uczę się więcej. Jak jestem na wakacjach, po rozgrywkach, wolę odpocząć, ale czasami otwieram książki. Chcę zdać jeden albo dwa egzaminy na rok. Brakuje mi pięciu, żeby skończyć studia.

Dlaczego pan to robi? Połączenie nauki i sportu na tym poziomie jest bardzo trudne.

To mój cel i osobista satysfakcja. Chcę skończyć studia. Wszystko jest możliwe, chociaż wiem, że trzeba poświęcić czas, żeby to zrobić.

Pana celem jest zdobycie dyplomu. Dotarcie do Serie A też nim było? Pamiętamy, że siedem lata temu grał pan w Serie D.

Nie. Kiedy byłem młody, nigdy nie należałem do dużego klubu, wychowałem się w Cimiano, małej drużynie w Mediolanie. Byłem już szczęśliwy i zadowolony, kiedy przeszedłem do Pontisola z Serie D i do Giana Erminio z Serie C. Z tym klubem w 2014 roku zadebiutowałem w zawodowej lidze. Już wzięcie udziału w takich rozgrywkach było niewiarygodną rzeczą. Pracowałem dużo na boisku, ale granie w Serie A nie było moją obsesją.

SPORT

Nikt tak dobrze nie zna niedzielnego rywala Górnika Zabrze jak rezerwowy bramkarz Daniel Bielica, który był rywalem Adriana Lisa w Warcie Poznań.

Sam pobyt w stolicy Wielkopolski wspomina bardzo dobrze. – Było megapozytywnie – podkreśla Daniel Bielica. – O atmosferę wielu mnie pytało: czy to wszystko „pod kamerę” nie było robione? Naprawdę było super i zawsze to będę podkreślał, a poza tym czuję, że tam się rozwinąłem. Meczów może nie zagrałem tyle, ile sobie założyłem, ale postępy zrobiłem – zaznacza.

Warta chciała zresztą, żeby 22-letni bramkarz dalej grał w wielkopolskim klubie. W umowie była opcja wykupu z Górnika, która jednak była poza zasięgiem finansowym Warty. Wiadomo zresztą, że ten dobrze zarządzany klub nie przepłaca za transfery czy menedżerskie prowizje. Były za to zapytania o kolejne wypożyczenie. Jednak jak z Górnikiem kontraktu nie przedłużył Martin Chudy, klubowi działacze i nowy sztab trenerski z Janem Urbanem na czele, stwierdzili, że lepiej będzie jak Bielica wróci.

W meczu ze Stalą piłkarze Rakowa mogą spotkać byłych kolegów. Ich sytuacja w ostatnich miesiącach w Mielcu nie wygląda najlepiej.

(…) Podobnie sytuacja z minutami na murawie wygląda w przypadku Kamila Kościelnego i Macieja Domańskiego. Pierwszy rozegrał ich w tym sezonie 17, drugi 13. Powodem były problemy zdrowotne. Bolesny przypadek dotknął Kościelnego. Zawodnik w 2019 roku zerwał więzadła, przez co stracił rundę wiosenną, gdy Raków grał jeszcze w pierwszej lidze. Udało mu się jednak wrócić do zdrowia. Wbrew pierwotnym oczekiwaniom przedłużył z nim umowę do czerwca 2020 roku, a nawet chciał związać się z nim na dłużej, jednak Kościelny chciał wrócić do macierzystego klubu. Tam przez całą rundę jesienną był podstawowym stoperem, tym razem w czasie zimowego okresu przygotowawczego ponownie zerwał więzadła, jednak w drugiej nodze. Kościelny na kilka miesięcy wrócił do Częstochowy na rehabilitację. Teraz powoli jest wprowadzany do zespołu.

Rozmowa z Rafałem Górakiem, trenerem GKS-u Katowice.

W czwartek ponieśliście porażkę 2:4 z Arką Gdynia i macie już na koncie 18 straconych bramek. Co się dzieje z GieKSą?

– Myśli są miliony, trzeba je bardzo mocno uporządkować w głowie – i to szybko. Moja drużyna musi poczuć wsparcie i jednocześnie zdać sobie sprawę z własnych niedoskonałości. Zawodnicy muszą najnormalniej w świecie zejść na ziemię – choć nie twierdzę, że dotąd nosy były zadarte – i mieć świadomość, że liga nas bardzo mocno weryfikuje. Płacimy bardzo wysoką cenę za naukę. Obyśmy ją zdobywali i potrafili przekładać na następne dni treningowe, których jest bardzo mało, bo przecież już w poniedziałek gramy w Polkowicach. Przez dwa ostatnie lata niejednokrotnie widziałem w szatni ogromny charakter i ogromną pokorę. Musimy podnieść się po tej porażce i serii meczów, w których padło wiele bramek. Mamy zadanie do wykonania. Chcemy się zweryfikować i mocno pracować, by utrzymać pierwszą ligę w Katowicach.

Nie jest tak, że GKS próbuje grać zbyt ładnie, zbyt ofensywnie, a po prostu nie ma dziś do tego wykonawców?

– Trudno się odnieść do stwierdzenia, że chcemy grać zbyt ładnie. Chcemy grać piłkę zdefiniowaną, która będzie nam dawała odpowiedź, dlaczego wygraliśmy i dlaczego przegraliśmy. Rzeczywiście przechodzimy trudny moment. Trzeba brać się ostro do pracy, a nie lamentować.

SUPER EXPRESS

Massimo Ambrosini uważa, że Wojciech Szczęsny nie jest największym problemem Juventusu.

– Jest pan zaskoczony falstartem ze strony Juventusu, który w dorobku ma tylko punkt?

– Postawa Juve jest olbrzymim rozczarowaniem. Już remis z Udinese był dla Starej Damy jak przegrana, a porażkę z Empoli na stadionie w Turynie odebrano jako wielką sensację. Juve potrzebuje wygranej w lidze, aby się odbudować i zyskać pewność siebie. To dobra drużyna, która wyjdzie z tego stanu. Już w niedzielę hit z Milanem, który będzie okazją do przełamania się.

– W Polsce dużo mówi się ostatnio o błędach Wojciecha Szczęsnego…

– Owszem, popełnia błędy, ale nie zgodzę się z opinią, że jest największym problemem Juventusu. Nie uważam, aby zmiana w bramce była potrzebna. Stara Dama ma problemy z powrotem do gry po straconej bramce. Tak, jakby uchodziło z niej całe powietrze. W poprzednich latach, nawet przy takich błędach bramkarza, Juve potrafiłby wyciągnąć wynik i odwrócić losy spotkania. Obecnie brakuje im tego.

Fot. Newspix

Najnowsze

Komentarze

3 komentarze

Loading...