Reklama

PRASA. Ekstraklasa w połowie stycznia? To byłby najszybszy start w historii

redakcja

Autor:redakcja

13 listopada 2020, 08:25 • 15 min czytania 8 komentarzy

Piątkowa prasa stoi pod znakiem kadry oraz projektu szybszego rozpoczęcia rundy wiosennej w Ekstraklasie. O co w nim chodzi i skąd ten pomysł? – Z powodu epidemii w obecnym sezonie PKO BP Ekstraklasy przełożono łącznie już siedem meczów. Poważnym dzwonkiem alarmowym był jednak ostatni ligowy weekend – odwołano aż połowę gier dziewiątej kolejki. Aby wkrótce nie doszło do absurdalnej zbitki terminów (część drużyn uczestniczy także w Pucharze Polski, a Lech występuje w Lidze Europy), rozegrano też dwa spotkania awansem z dziesiątej kolejki – tłumaczy „Przegląd Sportowy”.

PRASA. Ekstraklasa w połowie stycznia? To byłby najszybszy start w historii

Sport

Jerzy Engel, czyli szef wszystkich eskpertów, komentuje mecz Polaków z Ukrainą. Co podobało się byłemu selekcjonerowi, a co niekoniecznie?

Jakie wnioski można wyciągnąć po meczu z Ukrainą?

– Bardzo korzystne. Był duży znak zapytania, czy damy radę w starciu z takim rywalem i w takim ustawieniu personalnym, na jakie zdecydował się trener Brzęczek. Walczyliśmy z naprawdę niezłym rywalem, tym bardziej zatem warte podkreślenia są plusy, które można było dostrzec.

Może pan wymienić te plusy?

Reklama

– Na pewno Łukasz Skorupski w bramce. Zanotował bardzo dobry występ, podobnie jak w środku pola Jacek Góralski. Bardzo poprawnie zagrali obaj środkowi obrońcy. Do tego dobry występ zanotował debiutujący w narodowych barwach Przemysław Płacheta. Podsumowując – tych plusów było naprawdę sporo.

A minusy w grze biało-czerwonych?

– Trochę za luźne krycie w pierwszej połowie, stąd też za łatwo rywale dochodzili do bramkowych sytuacji. Brakowało też trochę bardziej skoncentrowanej gry pomocników, nie tylko w odbiorze piłki, ale też w rozegraniu. To powodowało, że obrońcy sami musieli wziąć na swoje barki ciężar wyprowadzania piłki. Stąd też wziął się ten karny dla Ukraińców w pierwszych minutach, bo Walukiewicz chciał rozgrywać – nastąpił przechwyt, poszła kontra, a w jej następstwie był faul i karny. Ten mankament koniecznie trzeba poprawić.

Wieści z ligowego frontu. Górnik Zabrze może mieć kolejnego zdolnego młodzieżowca. Michał Rostkowski błysnął w debiucie w wyjściowym składzie zabrzan.

Na ligowe spotkanie ze Śląskiem Wrocław „górnicy” pojechali w mocno odmłodzonym składzie. W dużej mierze za sprawą koronawirusa, który dotknął też i zabrzańską ekipę. W bezbramkowo zremisowanym spotkaniu nie mogło grać kilku podstawowych zawodników, jak Michał Koj, Erik Janża, Jesus Jimenez czy Adrian Gryszkiewicz. W tej sytuacji sztab szkoleniowy musiał postawić na nieograną młodzież. Na środku defensywy zagrał 19-letni Aleksander Paluszek – to był jego czwarty występ w ekstraklasie – z kolei na skrzydle biegał Michał Rostkowski. 20-latek po raz drugi grał w pierwszym zespole w najwyższej klasie rozgrywkowej, a po raz pierwszy w wyjściowym zestawieniu. (…) We Wrocławiu jednym z największych wygranych był Michał Rostkowski. 20-letni piłkarz pokazał trenerowi Marcinowi Broszowi, że warto na niego stawiać. Po raz pierwszy zagrał w wyjściowym składzie zabrzan i był jednym z wyróżniających się zawodników swojego zespołu. Rywal często musiał się uciekać do fauli, żeby go powstrzymać.

Reklama

Dobre wieści dla kibiców z Gliwic – do gry wraca Gerard Badia. Hiszpan korzysta z przerwy na kadrę, żeby wrócić do optymalnej dyspozycji.

Najważniejsza informacja dotyczy teraz aktualnego stanu zdrowia piłkarza. – Przerwa na kadrę i wcześniejsze dwa odwołane mecze sprawiły, że nie straciłem tak dużo. Dostałem trochę więcej czasu, żeby się przygotować. Najpierw trenowałem indywidualnie, a od prawie dwóch tygodni już pracuję normalnie na pełnych obrotach. Najważniejsze, że nie czuję bólu i nic mi nie przeszkadza – dodaje Katalończyk, który przy poprzednim urazie trenował i grał po specjalnych zastrzykach.

Sędziowanie w 1. lidze takie już jest, że raz daje, raz zabiera. Przekonał się o tym Eugeniusz Cebrat, który nadział się na kontrę w felietonie Bogdana Nathera.

Eugeniusz Cebrat „pojechał” z arbitrem meczu „swojego” GKS-u Tychy z Puszczą Niepołomice, zarzucając Markowi Opalińskiemu kardynalny błąd przy podyktowaniu rzutu karnego dla gości. Decyzję rozjemcy z Lubina nazwał – po imieniu – skandalem i trudno w tym momencie nie przyznać mu racji. Jest jednak jeszcze druga strona medalu. Kiedy przed trzema tygodniami sędzia Paweł Pskit z Łodzi „ograbił” drużynę GKS-u 1962 Jastrzębie ze zdobyczy punktowej w Tychach, były bramkarz nie zająknął się nawet słowem. A wina rozjemcy była ewidentna, bo dwa gole dla tyszan padły ze spalonego! Dlaczego pan Eugeniusz wtedy milczał jak grób?

O GKS-ie Tychy mamy także tekst dłuższy niż felieton. Co słychać w tyskim klubie? Sporo kontuzji.

Teoretycznie będzie trudniej niż w ostatnim spotkaniu, ponieważ najbliższym rywalem GKS-u Tychy jest bardzo dobrze spisujący się beniaminek z Łęcznej. Górnik, plasujący się na 3. miejscu w I-ligowej tabeli, ma jeden mecz mniej niż drużyna Artura Derbina, a mimo to podopieczni znanego w Tychach szkoleniowca, Kamila Kieresia, mają w swoim dorobku 4 punkty więcej i wystąpią w roli gospodarza. (…) Dodajmy, że na liście leczonych są: Dawid Kasprzyk, pauzujący od 29 września, Krzysztof Wołkowicz i Damian Nowak, którzy nabawili się kontuzji 28 października, oraz Oskar Paprzycki, który w niedzielę podczas spotkania z Puszczą, po zderzeniu ze słupkiem, dotrwał na murawie do 63 minuty. O tym, kto z nich będzie gotowy do gry, przekonamy się, gdy trener Derbin w sobotę ogłosi meczową kadrę.

Kazimierz Moskal zadebiutuje w roli pierwszego trenera Zagłębia Sosnowiec w Radomiu. Ma jednak problem, bo w obecnych warunkach ciężko jest poznać i poukładać zespół.

Moskal podkreśla, że da możliwość pokazania się wszystkim graczom znajdującym się w kadrze. – Ludzie, którzy są w klubie, dostaną szansę. Chcę zobaczyć jak pracują, jak się zachowują, a przede wszystkim: jak grają. Przed nami trudny czas. Spotkań do końca rundy nie zostało zbyt wiele, ale będziemy grać praktycznie co trzy dni. To sprawia, że nie będzie teraz czasu na codzienną pracę w takim wymiarze, jakbym mógł sobie tego życzyć. To trudny okres dla mnie, ale także dla zespołu. Zmiana trenera w trakcie rundy zawsze oznacza, że coś nie jest tak. Plan na najbliższe tygodnie to ugranie jak największej liczby punktów do zakończenia rundy. Tak, abyśmy mogli zapewnić sobie w miarę spokojną zimę i wówczas przygotować zespół według mojej filozofii. Na razie musimy przetrwać trudny okres. 

Super Express

Reprezentacja Włoch ma problem z koronawirusem. Zmaga się z nim nawet selekcjoner, Roberto Mancini.

W środę Italia zmierzyła się we Florencji towarzysko z Estonią i bez żadnego problemu wygrała 4:0. W spotkaniu tym postawiono na drugi, a nawet itrzeci garnitur – zagrali zawodnicy, którzy normalnie nie mają większych szans na podstawową jedenastkę czterokrotnych mistrzów świata. (…) Pod znakiem zapytania i decyzji lokalnych władz stoi obecność w kadrze takich zawodników jak Cristiano Biraghi (28 l.), Gaetano Castrovilli (23 l.) czy przede wszystkim Ciro Immobile (30 l.). Jeśli ten ostatni otrzyma zielone światło, to na stadionie w Emilii-Romanii stanie naprzeciw Roberta Lewandowskiego (32 l.), któremu latem zgarnął niemalże sprzed nosa nagrodę Złotego Buta dla najlepszego strzelca w Europie.

Diego Maradona został wypisany do domu ze szpitala.

W asyście mediów i mnóstwa kibiców z transparentami karetka wioząca legendarnego Diego Maradonę (60 l.) opuściła klinikę w Buenos Aires, w której słynny Argentyńczyk przebywał od tygodnia na rekonwalescencji po operacji mózgu. Teraz „Boski Diego” ma wypoczywać w domu, ale czeka go też kuracja odwykowa. Lekarze opiekujący się Maradoną nie ukrywali, że pacjent szybko doszedł do siebie po zabiegu usunięcia krwiaka w mózgu, ale jego problemem pozostaje uzależnienie od alkoholu. 

„Superak” ocenia piłkarzy reprezentacji Polski za mecz z Ukrainą. Najwyżej Płacheta, najniżej Arkadiusz Milik, który został wręcz rozjechany. Skala 1-6.

Arkadiusz Milik – 1. Najsłabszy w naszej reprezentacji. Widać, że nie gra w Napoli, bo jest kompletnie bez formy. Biegał po boisku, atak jakby wogóle go na nim nie było. Jak tak dalej pójdzie, trener Brzęczek straci podstawy, by gopowoływać.

Przemysław Płacheta – 5. Niespodziewanie bardzo dobry występ Płachety. Często korzystał ze swojej nieprzeciętnej szybkości, był na skrzydle jak rakieta. Dodatkowo popisywał się dobrymi dryblingami. To dzięki niemu padł drugi gol.

Mateusz Klich – 2. Niestety, po świetnym październiku Klich wrócił do swojej stałej formy z reprezentacji Polski – czyli przeciętności. Mało widoczny, mało kreatywny, apatyczny. Oby to był tylko jednorazowy zjazd Klicha.

Przegląd Sportowy

Wszyscy się śpieszyli do przerwy zimowej, a tu proszę – kluby Ekstraklasy rozważają przyśpieszony powrót do gry. „Przegląd Sportowy” opisuje projekt ligi, która ma grać w styczniu.

Do klubów dotarła już propozycja przyspieszenia startu piłkarskiej wiosny i teraz jest czas, by każdy ją dokładnie przemyślał oraz zgłosił uwagi. Ostateczna decyzja i tak będzie należeć do władz ligowej spółki, w której głos ma również PZPN. (…) W dyskutowanym projekcie pierwsza przyszłoroczna kolejka – wyznaczona w tej chwili na 5 lutego – zostałaby rozegrana dwa albo trzy tygodnie wcześniej, czyli może nawet 15 stycznia. Tak krótkiej zimowej przerwy nigdy nie było w blisko stuletniej historii ligowych rozgrywek. (…) Warto zauważyć, że zwykle w trzeci weekend stycznia rozgrywki wznawiała 1. Bundesliga, ale ona w tym sezonie przyspiesza i pierwsze ligowe mecze w 2021 roku zamierza rozegrać już 2 stycznia, czyli po krótkiej przerwie tylko na okres świąteczno-noworoczny. Jeżeli Niemcy chcą wystartować dwa tygodnie szybciej niż zwykle, Polacy też mogą iść ich śladem. (…) Powodem możliwych zmian w kalendarzu Ekstraklasy są oczywiście skutki wywołane pandemią. Już poprzedni sezon udało się dokończyć z najwyższym trudem, przeciągając rozgrywki do 19 lipca. (…) Z powodu epidemii w obecnym sezonie PKO BP Ekstraklasy przełożono łącznie już siedem meczów. Poważnym dzwonkiem alarmowym był jednak ostatni ligowy weekend – odwołano aż połowę gier dziewiątej kolejki. Aby wkrótce nie doszło do absurdalnej zbitki terminów (część drużyn uczestniczy także w Pucharze Polski, a Lech występuje w Lidze Europy), rozegrano też dwa spotkania awansem z dziesiątej kolejki – z udziałem zespołów, których pierwotni rywale są unieruchomieni przez COVID. Na razie pożar został więc ugaszony, jeżeli jednak przypadków odwoływanych meczów będzie przybywać, terminarzowy chaos może stać się poważnym problemem. 

Zwolennikiem takiego pomysłu jest Krzysztof Brede, trener Podbeskidzia Bielsko-Biała. „Każdy klub ma podgrzewane płyty, więc problemu z przygotowaniem boiska u nikogo nie będzie”.

PIOTR WOŁOSIK: Dotarliśmy do informacji, że jest rozważany pomysł, by piłkarska ekstraklasa wznowiła rozgrywki nie jak zaplanowano 5 lutego, a już w styczniu – 15 lub 22. Jak się pan na to zapatruje?

KRZYSZTOF BREDE: Bardzo przychylnie. Ze swoim sztabem dyskutowaliśmy o tym i wniosek był jeden – warto. Przekazałem nawet tę informację swojemu szefowi, czyli prezesowi Bogdanowi Kłysowi, i namawiałem, by w razie konsultacji z klubami poparł tę ideę. Ostatnia tegoroczna kolejka wypada 19 grudnia. Dajmy zawodnikom na święta dziesięć dni wolnego, by w tym czasie nieco odpoczęli od piłki. Następnie kilka dni indywidualnych treningów, później zajęcia z zespołem i w styczniu wracajmy do grania. Każdy klub ma podgrzewane płyty, więc problemu z przygotowaniem boiska u nikogo nie będzie.

Odpadają również ewentualne koszty zagranicznych obozów na które, jak każdego roku, wybierały się nasze kluby.

Po pierwsze wyjazd na przykład do Turcji to koszt 150–200 tysięcy. W czasach pandemii, w których wszyscy zaciskają pasa, zaoszczędzenie takiej kwoty nie jest drobiazgiem. Poza tym w dobie koronawirusa zorganizowanie obozu za granicą nie należy do łatwych spraw. I to niezależnie od kierunku: Turcja, Portugalia, Hiszpania. Wszędzie panują obostrzenia, ale jest jeszcze kolejna, istotna rzecz: nikt nie wie, co wydarzy się jutro. Pojawiają się nowe ogniska wirusa, kraje się zamykają, wprowadzają kolejne ograniczenia, każdy ma inne wymagania sanitarne. Mamy czas kompletnej niepewności i planowanie czegokolwiek to ryzyko.

Proces odmładzania reprezentacji Polski przez Jerzego Brzęczka przebiega zgodnie z planem. Większość debiutantów to „młodzi gniewni”.

W ciągu ostatnich czterech lat tylko dwukrotnie średnia wieku podstawowego składu reprezentacji Polski była niższa niż w środę w spotkaniu z Ukrainą (2:0), kiedy wynosiła 25,7 roku (licząc rocznikowo). Oczywiście to nie był mecz o jakąkolwiek, choćby najmniejszą stawkę, dlatego Jerzy Brzęczek zdecydował się dać odpocząć kilku kluczowym zawodnikom i sprawdzić teoretycznych dublerów, ale nieprzypadkowo na murawę Stadionu Śląskiego w Chorzowie wybiegła tak młoda drużyna, dodatkowo z dwoma debiutantami na prawym skrzydle – Robertem Gumnym oraz Przemysławem Płachetą. Obecny selekcjoner jeszcze chętniej niż poprzednik daje szanse szeroko pojętej młodzieży. (…) Brzęczek przebija Nawałkę we wprowadzaniu młodzieży – 75 procent debiutantów za kadencji obecnego selekcjonera miało nie więcej niż 23 lata (12 z 16 graczy). Arkadiusz Reca, Damian Szymański, Krzysztof Piątek, Krystian Bielik, Sebastian Szymański, Kamil Jóźwiak, Jakub Moder, Michał Karbownik, Bartłomiej Drągowski, Sebastian Walukiewicz i wreszcie Gumny oraz Płacheta – ci piłkarze zaliczyli swoje pierwsze występy w reprezentacji w ciągu 28 miesięcy pracy Brzęczka. Co więcej, połowa dostała szansę w 2020 roku. Z tej grupy jedynie Damian Szymański stracił zaufanie selekcjonera i od czerwca 2019 nie dostaje powołań, Bielika w ostatnim czasie wyeliminowała z gry poważna kontuzja, stabilne pozycje mają Reca, Piątek, Jóźwiak oraz Sebastian Szymański, natomiast największymi wygranymi jesiennych spotkań Biało-Czerwonych bezsprzecznie są Walukiewicz oraz Moder.

Łukasz Skorupski bardzo dobrze spisał się w meczu z Ukrainą. Spełnił swoje zadanie i w końcu nie miał pecha, który towarzyszył mu od początku przygody z kadrą.

Ma Skorupski pecha, bo w kadrze trafi ł na erę duetu Łukasz Fabiański i Wojciech Szczęsny, którzy – z mniejszym lub większym natężeniem – rywalizują w niej od ponad dziewięciu lat. Skorupski, gdy już przychodziły powołania do kadry, musiał zaakceptować dla siebie rolę zmiennika dla zmiennika. Z rzadkimi bonusami, czyli wpuszczeniem na boisko lub szansą wyjazdu na turniej w odległej od boiska perspektywie trzeciego bramkarza. Adam Nawałka, który doskonale znał Skorupskiego ze wspólnej pracy w Górniku Zabrze, planował zabrać go na mistrzostwa świata do Rosji, ale kontuzja na ostatniej prostej, czyli na zgrupowaniu w Arłamowie, spowodowała odesłanie golkipera do domu. Pechowym okazał się jeden z treningów, na którym nieszczęśliwie upadł na biodro. Ból był duży, a bramkarz na początku próbował ukrywać kontuzję przed trenerami. Ci jednak szybko zauważyli podczas jego interwencji, że coś jest nie w porządku. Skorupski ścigał się z czasem, przechodził intensywną rehabilitację, ale musiał się poddać. – Żałowałem, bo w trakcie przygotowań czułem się bardzo dobrze, nie mogłem narzekać na los, ale cóż. Rozumiałem trenera Nawałkę, że musiał się na coś zdecydować. Wytłumaczył mi wszystko, długo rozmawialiśmy na ten temat. Uciekła mi szansa, żeby być w Rosji, ale zrobię wszystko, by jeszcze kiedyś pojechać na taki turniej – starał się szukać pozytywów.

Jeśli można o kimś powiedzieć, że wykorzystuje szanse od losu, to na pewno jest to Przemysław Płacheta. Skrzydłowy Norwich dał z siebie wszystko i zasłużył na pozostanie w kadrze na kolejne mecze.

Przeciwko Ukrainie miał nie zagrać. Podobnie zresztą jak na młodzieżowym EURO. Do kadry dołączył dość niespodziewanie, wcześniej w eliminacjach nie zagrał ani razu. We Włoszech też nie dane mu było zebrać wielu minut w koszulce reprezentacji, bo na boisku przebywał ledwie 19 minut w końcówce przegranego 0:5 meczu z Hiszpanią. Wtedy znacznie wyżej stały akcje Konrada Michalaka, dziś będącego od pierwszej kadry bardzo daleko. Jednak ten krótki epizod wystarczył, by Płachetę zmobilizować do jeszcze cięższej pracy. Nieco ponad rok po wspomnianym EURO 22-latek zaliczył występ z orzełkiem na piersi, ale tym razem w kadrze A. Pewnie na swoją szansę musiałby jeszcze poczekać, gdyby nie to, że na zgrupowaniu nie pojawili się Michał Karbownik i Damian Kądzior. Ale skoro gracz Norwich już dołączył do zespołu Brzęczka, postanowił zrobić wszystko, by zostać w nim na dłużej. W meczu przeciwko Ukrainie wychowanek Pelikana Łowicz miał kilka udanych dryblingów, w pierwszej połowie oddał groźny strzał, a na dokładkę zaliczył asystę przy trafi eniu Jakuba Modera. – Cieszy mnie występ Przemka Płachety. Zagrał kilka ciekawych piłek, pokazał też swoją szybkość – chwalił młodego skrzydłowego po meczu selekcjoner reprezentacji. Bardzo prawdopodobne, że przygoda 22-latka z seniorską kadrą nie zakończy się na jednym występie.

Rozmowa z Mariuszem Lewandowskim po meczu Polska – Ukraina. Wiadomo, że ciężko o lepszego specjalistę od piłki nożnej w tym kraju.

ANTONI BUGAJSKI: Reprezentacja Ukrainy w środowym meczu pana zaskoczyła?

MARIUSZ LEWANDOWSKI (BYŁY PIŁKARZ REPREZENTACJI POLSKI I SZACHTARA DONIECK): Jeżeli już, to może końcowym wynikiem. Ci, którzy oglądali mecz, widzieli, że Ukraińcy długimi okresami prowadzili grę, mieli też dobre okazje, których nie umieli wykorzystać. Andrija Szewczenkę ta porażka na pewno zabolała. Na pewno ma pretensje do swoich zawodników. Za to my możemy się cieszyć – za nami już piąty z rzędu mecz bez porażki i trzeci bez straty gola. Trener Jerzy Brzęczek ustawił drużynę w niskiej obronie, szukaliśmy szans w kontrataku i to wyszło. Nie wiem jednak, jak by się potoczył mecz, gdyby Andrij Jarmolenko strzelił karnego. Wtedy musielibyśmy ruszyć do przodu, co Ukraińcom mogłoby odpowiada.

Słyszę ostatnio, że Jacek Góralski jest porównywany do Mariusza Lewandowskiego. A pan się zgadza, jednak z tym zastrzeżeniem, że Góralski musi się jeszcze trochę podciągnąć.

No i po co mnie pan prowokuje? Mówiąc jednak poważnie, uważam, że Góralski w reprezentacji odgrywa bardzo ważną rolę. Drugiego zawodnika na pozycji numer sześć tak dynamicznego, twardego i konsekwentnego nie mamy. Dlatego jest potrzebny.

W wyjściowej jedenastce?

Moim zdaniem tak.

Z młodzieżowej reprezentacji kraju wypadło 12 zawodników. Ale to i tak nie jest największy kłopot, bo nawet wygrana z Łotwą nie da nam awansu. Trzeba liczyć na wpadki innych.

Nowy trener młodzieżówki Maciej Stolarczyk na pewno nie tak wyobrażał sobie przygotowania do wtorkowego debiutu z Łotwą – meczu kończącym zmagania w eliminacjach mistrzostw Europy. Prawie codziennie wypada któryś z powołanych graczy, głównie z powodu koronawirusa. We wtorek ogłoszono, że wykryto go u pomocnika Legii Kacpra Skibickiego. Zgrupowanie w Opalenicy opuścił też bramkarz stołecznego klubu Cezary Miszta. On co prawda jest zdrowy, ale z klubowym kolegą przyjechał jednym samochodem. Już wcześniej z powodów zdrowotnych szkoleniowiec musiał zrezygnować z Bartosza Bidy, Karola Fili, Adriana Gryszkiewicza, Mateusza Praszelika, Bartosza Slisza i Macieja Żurawskiego. Z kolei na przyjazd Maika Nawrockiego nie zgodził się jego klub, Werder Brema. Uraz wyeliminował też Jakuba Kamińskiego, który najpierw miał u c z e s t n i c z yć w zgrupowaniu pierwszej reprezentacji, a po meczu z Ukrainą dołączyć do młodzieżówki, tak jak Robert Gumny i Przemysław Płacheta, którzy zadebiutowali w seniorskiej kadrze. Ostatecznie ten drugi pozostanie jednak z dorosłą kadrą, a Gumny dołączy do młodszych kolegów w sobotę. Na zgrupowanie nie dotarł również kolejny piłkarz Legii Maciej Rosołek. Oznacza to, że Stolarczyk nie może skorzystać z aż dwunastu zawodników, z których planował! 

Gazeta Wyborcza

Reprezentacja Polski to szczęściarze. Nie grają nic, a wygrywają mecze. Rafał Stec pisze o tym, jak nasza kadra wynikami zakłamuje rzeczywistość i idealnie realizuje plan.

Środowy mecz w Chorzowie należał do gatunku tych, które dotąd rozgrywało się zazwyczaj zimą, poza kalendarzem FIFA, w Azji albo na południowym koniuszku Europy. (…) Tylko rywala napotkaliśmy silnego – Ukraina wygrała grupę eliminacji Euro 2020 z Portugalią i Serbią, miesiąc temu pokonała Hiszpanię (w Lidze Narodów), a na boisko rzuciła graczy, którzy już Polaków w przeszłości krzywdzili (Andrij Jarmołenko), wieloletnich rutyniarzy z Ligi Mistrzów oraz złotych medalistów rozgrywanego na naszych stadionach mundialu do lat 20. Dlatego nasza reprezentacja wyglądała mizernie. Nawet znany z nadnaturalnego, czasem złoszczącego kibiców optymizmu Jerzy Brzęczek przyznał, że to goście regularnie przeprowadzali przemyślane akcje, w ataku pozycyjnym lub po przechwyceniu piłki w środku pola. Jego wybrańcy częściej zajmowali się piłki gubieniem, usiłowali ją odzyskiwać opieszale, sami polegali wyłącznie na solowych zrywach, o płynnych natarciach nie było mowy. A jednak wygrali. (…) Jeśli pominiemy poddany bez walki mecz z Holandią, cała jesień przebiega według tego wzorca. O wygranych z Bośnią (wyjazd) i Finlandią przesądził w sporej mierze Kamil Grosicki, który od awansu do Premier League nie kopnął piłki w West Bromwich. W tym ostatnim sparingu gole strzelali również oddychający nimi Piątek, zmarginalizowany w Hercie, oraz Arkadiusz Milik, całkiem usunięty z kadry Napoli. Żółtodziób Moder asystę dał już w październiku, a teraz dorzucił do reprezentacyjnego dorobku bramkę; Michał Karbownik ozdobił asystą swój debiut; Karol Linetty uczcił golem powrót do kadry po dwóch latach wygnania; nieodwołalnie rozbrajającą Ukraińców akcję wypracował absolutny nowicjusz Przemysław Płacheta. Podane statystyki nie mówią oczywiście wszystkiego o występach piłkarzy, ale stanowią bezcenny dla nich, twardy konkret. A także dają satysfakcję Brzęczkowi, potwierdzając jego selekcyjną intuicję. 

Fot. Newspix

Najnowsze

Komentarze

8 komentarzy

Loading...