W poniedziałkowej prasie: wywiad z Dominikiem Pankiem prowadzącym blog Piłkarska Mafia, szyderka z Filipa Bednarka, Milik wojujący z Napoli i… wysokość zarobków Roberta Lewandowskiego na TikToku.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Górnik Zabrze odniósł trzecie zwycięstwo w trzecim ligowym meczu i znów uczynił to w dobrym stylu.
Górnik jest przekonujący, energetyczny i pewny siebie, za to Lechia gra dobrze jedynie fragmentami, a to za mało, by liczyć na punkty. W tym sezonie to drużyna nijaka, niby posiadająca sporo atutów, ale za nic w świecie nie potrafiąca ich wyeksponować. W środku pola są przecież piłkarze kreatywni, ale poruszają się, jakby mieli betonowe buty. Pusty śmiech może ogarnąć kibica Lechii, gdy przypomni sobie jaki monolit nie tak dawno przecież na środku obrony stanowili Michał Nalepa i Błażej Augustyn. Teraz ten mur, już z innymi bohaterami jak w Zabrzu, w budowlanym przecież klubie jest popękany i łatwy do sforsowania. Wizyty na Śląsku na pewno dobrze wspominać nie będzie Maloča, który zamiast utrudniać zabrzanom, to ułatwiał.
Zdaniem Antoniego Bugajskiego wiele wskazuje na to, że Bogdan Zając dał impuls Jagiellonii, która za poprzedniego trenera popadała w miałkość i bylejakość.
Jagiellonia w trzech meczach zdobyła pięć punktów i choć nie jest to zdobycz oszałamiająca, trzeba docenić, że do tej pory jeszcze nie poległa, pokonała Legię przy Łazienkowskiej, a w miniony piątek choć przegrywała do przerwy 0:2, pokazała pazur i doprowadziła do wyrównania. Taki początek można potraktować jak dobrą wróżbę, bo w meczach Jagiellonii zaczyna się coś dziać, jeśli nawet sporo rzeczy się jej nie udaje, przykuwa uwagę.
Można sobie wyobrazić, że Zającowi życzliwie podpowiada nudzący się w domu Nawałka, ale nie idealizujmy tego układu. Mamy symptomy wskazujące, że Zając się usamodzielnia. W szatni, przy linii bocznej i do dziennikarzy mówi własnym głosem. I choć w jego wypowiedziach pobrzmiewa mdła dyplomacja byłego selekcjonera reprezentacji, trudno z tego czynić mu zarzut. Jeśli to ma być Nawałka z 2016 roku, może nas nawet usypiać frazesami, bo mimo wszystko byłaby to dobra wróżba.
Raków Częstochowa szykuje już jedenasty transfer do klubu tego lata. Lada chwila zawodnikiem częstochowian zostanie Daniel Szelągowski z Korony Kielce.
Przy Limanowskiego rozważali też zatrudnienie innego młodzieżowca Krystiana Wachowiaka z Chojniczanki. Był on jednak opcją rezerwową, na wypadek braku porozumienia z Koroną w sprawie Szelągowskiego. Według naszych ustaleń ostatecznie trafi on do ekstraklasy, ale do innego klubu. Lider II ligi sprzeda go do Cracovii. Wracając do Rakowa, to możliwe, że kadrę zespołu uzupełni jeszcze jeden środkowy obrońca. Wygląda więc na to, że właściciel klubu Michał Świerczewski, wspólnie z trenerem Papszunem i działem skautingu zrobili w zespole cichą rewolucję, bo klubu przyszło lub trafi jedenastu zawodników, a ponad drugie tyle pożegna lub pożegnało się z czerwono-niebieskimi barwami.
Czy opisujący korupcję w polskim futbolu Dominik Panek ma zrytą głowę? Czy w całej aferze są też pozytywne postacie? Dlaczego wielu podejrzanych zatrzymywano akurat przed świętami? Rozmowa z Dominikiem Pankiem, od lat prowadzącym bloga Piłkarska Mafia.
Czy w tej historii są pozytywni bohaterowie? Czy wertując akta trafił pan na kogoś, kto oparł się propozycji?
Są pozytywni bohaterowie. To jest ten przyjemny temat rzadko poruszany w rozmowach o korupcji. Pozytywnym bohaterem jest Piotr D.
Też korumpował.
Ale zgłaszając się na policję, wiedział, że to zamknie mu wszystkie drogi w życiu, które do tej pory prowadził, czyli w środowisku piłkarskim. Ze szczegółami opowiedział o wszystkich przestępstwach, jak wyglądały. No i zgodził się wziąć udział w operacji specjalnej policji.
On wręczał pieniądze sędziemu Antoniemu F., które później znaleziono w kole samochodu.
To dzięki niemu to wszystko, dzięki niemu rozmawiamy. Pan Piotr zgłosił się do wrocławskiej policji po artykule dotyczącym Polaru. Bez jego zeznań ta sprawa skończyłaby się na kilku oskarżonych i tyle. Nie byłoby więcej. A okazało się, że śledztwo się rozwija. To, co opowiedział policjantom, podtrzymał w prokuraturze. Prawdziwy bohater.
Skruszony bohater.
Dzięki ujawnieniu tych informacji nie poniósł żadnych konsekwencji.
Ale nawet po pierwszych zatrzymaniach panowała jeszcze zmowa milczenia.
Każdy bał się mówić, milczeli wszyscy. Zwłaszcza sędziowie. Jedna z gazet opisywała, że jeden z nich w pewnym momencie przesłuchania się rozpłakał. Tak był przerażony. Nie był w stanie nic powiedzieć.
Ale w końcu ktoś musiał pęknąć.
Zaczęli mówić, gdy zobaczyli, że prokuratura wie coraz więcej, no i wpadł „Fryzjer”. Oni byli tak zastraszeni, że bali się cokolwiek powiedzieć, bali się wykluczenia z tego środowiska. Po części to byli młodzi ludzie, bo nie wszyscy to doświadczeni, 50-60-letni obserwatorzy PZPN, którzy z niejednego pieca brali kasę.
Dariusz Dziekanowski o braku stylu w polskiej piłce.
(…) W miniony weekend mieliśmy też – w końcu świetny i zgodny z filozofią niemieckiego szkoleniowca – mecz na własnym podwórku. Mam na myśli spotkanie Śląska z Lechem. Szkoda tylko, że takie zawody są zdecydowanie wyjątkiem od normy. Normą jest niestety to, co zaprezentował w Płocku mistrz Polski, czyli Legia. Ale jak ma być u nas inaczej, skoro naszą narodową taktyką jest minowanie własnej połowy boiska. Co najgorsze, jest na to przyzwolenie, a wręcz poparcie najwyższych piłkarskich władz. Byłem lekko zaskoczony słowami Zbyszka Bońka, który tymi słowami opisywał i komplementował na łamach „PS” występ młodzieżowej reprezentacji Polski przeciwko Rosji. Prezes PZPN powiedział: „Oni wychodzą na boisko i tak zaminowują swoją połowę, że rywal ma kłopoty, by poradzić sobie z taktyką. Do tego są kontry i stałe fragmenty”. Chodzi tu o występ młodzieżowej reprezentacji Polski! Do tej wyszukanej taktyki brakuje mi jeszcze tylko tego, by dzień przed meczem na własnym stadionie na boisko wpuszczać stado dzików, które zryje murawę. To też mógłby być przecież nasz atut (gwoli wyjaśnienia: dla piłkarzy słabych technicznie murawa nie stanowi różnicy). Atut wpisujący się idealnie w szereg tych poprzednio wymienionych. Jeśli to mają być nasze firmowe znaki, to obawiam się, że z naszą piłką jest bardzo źle i nie idzie ku lepszemu.
Na koniec trochę śmiechu w rubryce Piotra Wołosika i janekxa. Filip Bednarek w Lechu Poznań na razie jest bardziej coachem niż bramkarzem.
Pech nie chce odczepić się od Lecha. Przed sezonem poznaniacy szukali bramkarza, a niechcący zatrudnili amatora coachingu. Jeśli chodzi o „kołczing”, wielu uważa go za zwykłą ściemę i raczej nie są dalecy od prawdy, przynajmniej, gdy słuchaliśmy bajek Filipa Bednarka. Po meczu bredził, że skoro faulowany rywal przyznał, iż nie powinno być karnego, sędzia, choć przekonany, co do swojej decyzji i utwierdziło go w tym wideo, powinien pokazać ludzką twarz i posłuchać piłkarza. Nie sądzimy, by sędziowie masowo zaczęli korzystać z porady „kołczingowca” z Lecha. W dodatku „wypowiedź” piłkarza Śląska Wrocław przyznającego się, że jedenastki być nie powinno, cytowana przez Bednarka została zmyślona.
„Wzrost popularności coachingu nie przekłada się na wzrost jego jakości” – narzekają specjaliści. My, na wszelki wypadek, będziemy trzymać się z daleka od coachingowców pokroju Filipa. „Podaj mi swój adres, a powiem ci, gdzie mieszkasz”, „Gdy byłem w twoim wieku, miałem szesnaście lat”. Dorzucamy jeszcze jedną, złotą myśl. „Jeśli Lech chce mieć dobrego bramkarza, musi w końcu zatrudnić dobrego bramkarza”.
SPORT
Michał Zichlarz pełen obaw przed meczami Piasta i Lecha w eliminacjach Ligi Europy.
Wygrane i awanse do kolejnych faz pucharowych rozgrywek są dla ekstraklasowych ekip konieczne, bo nasza liga stacza się w zawrotnym tempie w dół europejskiej klasyfikacji. Na chwilę obecną, licząc ostatnich pięć sezonów, to jesteśmy na początku już czwartej dziesiątki, na pozycji numer 32 tuż przed Liechtensteinem, gdzie przecież nie ma nawet ligi, a kluby walczą tylko o krajowy puchar! Niżej już nie uda się upaść? Oj można, można… Nieźle w tym roku radzą sobie drużyny z Albanii czy z Irlandii Północnej. Nie będzie wygranych naszych drużyn, to dalej będziemy się staczać po równi pochyłej w klubowej klasyfikacji UEFA, a decydenci czy eksperci w telewizyjnym studio dalej będą mówili, że nic się nie dzieje…
Michał Rzuchowski z Podbeskidzia bardzo blisko ekstraklasy był już sześć lat temu. Zadebiutował jednak niedawno, a w piątek strzelił premierowego gola.
Starcie w Zabrzu było jego debiutem w ekstraklasie. Od momentu, kiedy został zawodnikiem Ruchu, minęło dokładnie 6 lat, miesiąc i 54 dni. Na pierwszą bramkę tak długo czekać już nie musiał. W piątek trafił w Białymstoku. Zdobył gola głową, choć częściej takie gole zdobywają napastnicy albo… środkowi obrońcy. – Może nie jestem zbyt wysokim zawodnikiem, ale zawsze dobrze czułem się w polu karnym i cieszę się z tego gola – powiedział Rzuchowski. – Szkoda tylko, że nie zdobyliśmy kompletu punktów. Możemy być źli, że prowadziliśmy 2:0 i straciliśmy dwa gole. Jest niedosyt, ale uważam, że z przebiegu gry to raczej zyskaliśmy jedno „oczko”. Jagiellonia jest bardzo mocnym zespołem – podkreślił „Rzuchu”, który dodał, że jego zespół nie zamierza w tym sezonie walczyć jedynie o utrzymanie. – Potrzeba nam trochę pracy. Można powiedzieć, że płacimy frycowe. Wiemy, że trzeba zacząć punktować – zaznaczył środkowy pomocnik Podbeskidzia.
Piłkarze GKS-u 1962 Jastrzębie nie wygrali żadnego z ostatnich trzynastu meczów ligowych.
Liczby są nieubłagane… W ostatnich trzynastu meczach ligowych jastrzębianie aż dziewięć razy musieli uznać wyższość przeciwnika, a tylko cztery razy udało im się „wyciągnąć” remis. Różnica bramek też jest katastrofalna: 7:24! Na wygraną czekają od 7 czerwca, kiedy pokonali w Opolu tamtejszą Odrę 2:1. Kiedy kibice z Jastrzębia Zdroju doczekają się kompletu punktów swojej drużyny? Bóg jeden raczy wiedzieć, bo aż do połowy listopada (8 kolejek) podopieczni trenera Pawła Ściebury będą grali wyłącznie na wyjazdach.
SUPER EXPRESS
Robert Lewandowski zarabia fortunę na TikToku.
Golf Support wyliczyło, ile pieniędzy otrzymuje za jeden wpis. Kapitan kadry ma zgarniać 83,8 tys. euro, czyli ponad 350 tys. zł. Wyżej od niego w rankingu jest tylko sześciu zawodników. Na czele gwiazdor NBA Giannis Antetokounmpo, który zarabia po pół miliona zł. Przed „Lewym” są także pięściarz Amir Khan, piłkarze James Rodriguez, Sergio Ramos i Vinicius Junior, a także gwiazda NFL JuJu Smith-Schuste.
GAZETA WYBORCZA
Arkadiusz Milik na wojennej ścieżce z Napoli. Może przeszarżować.
(…) Propozycje wciąż otrzymuje – pozostaje tylko pytanie, na ile poważne i satysfakcjonujące. Ponoć chce go Fiorentina, ale to niekoniecznie klub odpowiadający ambicjom Polaka. Zainteresowanie zgłasza AS Roma, ale najpierw musiałaby się zapewne pozbyć wspomnianego Džeko – rynek transferowy jest systemem naczyń połączonych, czasami potrzeba przeprowadzenia transakcji A, B oraz C, by ubić interes D. Zasadzać się na Milika ma wreszcie londyński Tottenham, ale jego prezes Daniel Levy również słynie z ostrożnego obracania w palcach każdej monety i niekoniecznie wyrzuci gruby plik banknotów na kogoś, kogo za rok może przejąć za darmo. Mamy równanie z samymi niewiadomymi.
Wątpliwości nie pozostawia tylko to, że polski napastnik balansuje na krawędzi. Na razie polecono mu ćwiczyć w samotności, co nie stanowi najlepszej metody na utrzymywanie się w formie w sezonie poprzedzającym Euro 2021. Zarówno trener, jak i właściciel klubu zapowiedzieli, że do drużyny już go nie wpuszczą. Potężnie zraził też do siebie neapolitańskich fanów, od zawsze próbę przenosin do Juventusu traktujących jak zdradę – i nawet ci, którzy uważali, że Milika nie doceniano, teraz krzyczą, że nie chcą już nigdy oglądać go w koszulce Napoli.
Fot. Newspix