Reklama

Co tam dzisiaj w Lidze Mistrzów? Ostatnia potańcówka Setiena i koncert Lewego?

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

08 sierpnia 2020, 11:47 • 5 min czytania 4 komentarze

Nie będziemy was czarować – to dość miła odmiana dla sobotnich wieczorów. Przyzwyczailiśmy się do tego, że w sobotę zaczynamy dzień około piętnastej, oglądamy Maniasa, Zapolnika czy Serrarensa i tak to się żyje na tej wsi. Dzisiaj do salonu wpadają nam panowie Messi, Lewandowski czy Mertens. A pytania przed drugim dniem maratonu z Ligą Mistrzów się mnożą. Kto lepiej zareaguje na przerwę? Czy Barcelona wykorzysta piłkę meczową z Neapolu? Ktokolwiek jest w stanie zagrozić Lewandowskiemu w wyścigu po króla strzelców tej edycji Champions League?

Co tam dzisiaj w Lidze Mistrzów? Ostatnia potańcówka Setiena i koncert Lewego?

Praca w czterech aktach czy „Ostatni taniec”?

Choć ten temat wydaje się najbanalniejszy w kontekście rewanżu Barcelony z Napoli, to trudno od niego uciec. Właściwie w każdym hiszpańskim dzienniku przewija się dziś temat „ratowania sezonu” przez Blaugranę. Mistrzostwo uciekło na rzecz Realu Madryt, z Pucharu Króla pogonił ich Athletic Bilbao, Messi i spółka walczy zatem na ostatnim froncie. Pierwsza piłka meczowa jest po ich stronie – bo remis w Neapolu daje pewną przewagę, natomiast dobrze wiemy, że Barcelona w ostatnich latach potrafiła tracić już nie takie argumenty z pierwszego meczu.

Ładnie dziś pisze o tym starciu „L’Esportiu” już na okładce – „Praca w czterech aktach”. Czyli plan prosty – Barca dziś odprawia Napoli, a później już w Lizbonie urządza sobie rajd do finału. Ale trzymając się tej nomenklatury filmowo-teatralnej – ten plan może się posypać już przy próbie generalnej. I zamiast czterech aktów będzie „Ostatni taniec” Setiena.

Sama stawka ma być motywacją

Sam trener „Dumy Katalonii” twierdzi, że ani przez moment nie brał pod uwagę tego, że rewanż z Napoli może być jego ostatnim spotkaniem w roli trenera Barcelony. Ale chyba tylko wyjątkowy naiwniak sądzi, że przegranie ligi z Realem w takim stylu oraz odpadnięcie w 1/8 Champions League byłoby kapitałem, na którym szefowie klubu chcieliby budować drużynę na kolejny sezon.

– Nie musimy szukać jakiejś dodatkowej motywacji, wszyscy wiedzą o co toczy się gra – mówi sam Setien. Problem jednak polega na tym, że tu nie chodzi już tylko o nastawienie zespołu. Nie żyjemy w późnych latach ’80, to nie jest pastwisko na obrzeżach Manchesteru, by sprowadzać wszystko do tego, jak kto będzie nagrzany na to starcie. Chodzi najzwyczajniej o dobrą grę w piłkę. A z tym w Barcelonie był poważny problem. Choć widzimy też pewną zależność – Katalończykom wygodniej grało się z zespołami, które chciały choćby momentami prowadzić grę. Nie trzeba było szukać otwieracza do defensyw (w tej roli klasycznie Messi), można było poszukać przestrzeni po przechwycie, zaskoczyć przeciwnika przy jego niedoskonałej organizacji.

Reklama

I być może w tym kibice Barcelony powinni szukać pocieszenia przed tym meczem? Może nie pocieszenia, a uspokojenia. To wcale nie musi być „Ostatni taniec” tego sezonu dla Barcelony. Choć jeśli dziś polecą z Ligi Mistrzów, to kadencję Setiena na pewno nie podsumowalibyśmy tytułem dokumentu o Chicago Bulls. „Ostatni taniec”? Bardziej przypominałoby to wtedy szkolną dyskotekę i niezgrabnego przytulańca z Martą z 4c.

Lewandowski już dziś może się koronować na króla strzelców

Wiemy, że futbol nie takie rzeczy już widział. Ale prędzej uwierzymy, że Gino Lettieri wróci do Kielc, a Niemcy znów zechcą zainwestować w Koronę niż w to, że dzisiaj Chelsea odrobi straty z pierwszego meczu. Nie w Monachium, nie z 0:3 w pierwszym starciu i nie przy obecnej sytuacji kadrowej. Frank Lampard mówi, że wierzy w odrodzenie i że awans wciąż jest do wywalczenia, ale… no co ma chłop powiedzieć? „Do Monachium jedziemy na wycieczkę, Mount wreszcie zobaczy Bawarię z lotu ptaka, żona poprosiła mnie o kilogram wurstów, szybkie 0:2 w łeb i wracamy do chaty”? No nie.

Skoro kwestia awansu jest klarowna, to może skupmy się na występach indywidualnych. A tak się składa, że z dość dużą dozą prawdopodobieństwa dziś zobaczymy na boisku piłkarza, który z pewnych względów nas interesuje. Lewandowski się nazywa, niezły piłkarz.

Oczywiście dla Polaka otwiera się wielka szansa na upragnione trofeum za wygranie Champions League. Bayern wiosną wyglądał imponująco i głosy o tym, że Bawarczycy są głównym kandydatem do dotarcia chociażby do finału nas nie dziwią. Ale wydaje się, że dzisiaj „Lewy” może pozamiatać kwestię króla strzelców tej edycji Ligi Mistrzów. Gdyby gole Ronaldo dały wczoraj ćwierćfinał Juventusowi, to jeszcze uznawalibyśmy, że sprawa nie jest rozstrzygnięta. Za dobrze znamy Portugalczyka, by mówić, że w trzech meczach nie odrobi siedmiu goli straty. Ale na ten moment klasyfikacja najlepszych snajperów wygląda tak:

  • Robert Lewandowski – 11 goli
  • Erling Haaland – 10 goli
  • Serge Gnabry – 6 goli
  • Dries Mertens – 6 goli
  • Harry Kane – 6 goli
  • Raheem Sterling – 6 goli
  • Gabriel Jesus – 6 goli
  • Memphis Depay – 6 goli

Z tej listy w grze są jeszcze: Gnabry, Mertens (dzisiaj gra z Barceloną), Sterling, Jesus i Depay (wszyscy trzej zagrają w ćwierćfinałach). Czy widzimy tu jakiegoś poważnego konkurenta? Gnabry pracuje na Lewandowskiego, w City gole się rozkładają na kilku piłkarzy, Lyon nie jest faworytem ćwierćfinału, Napoli już dzisiaj może polecieć…

No zupełnie poważnie – nie widzimy nikogo, kto na ten moment jest w stanie realnie zaszkodzić Lewandowskiemu w drodze po tytuł króla strzelców Ligi Mistrzów 2019/20. Bardziej prawdopodobna jest samodzielna ucieczka Polaka – najlepiej rozpoczęta już dziś. Zwłaszcza, że okazja ku temu jest wymarzona – osłabiona Chelsea na talerzu, motywacja związana z ucieczką Benzemy w klasyfikacji wszech czasów.

Reklama

Kto będzie narzekał na przerwę?

Obserwując powrót Ligi Mistrzów trudno też nie zwracać uwagi na to, jak długie przerwy miały poszczególne drużyny od momentu zakończenia rozgrywek w ich ligach. Dajmy na to – po takim Realu było wczoraj widać jak na dłoni, że brakuje piłkarzom Zidane’a rytmu meczowego. Ale już Lyonowi długie urlopy jakoś niespecjalnie przeszkadzały i zameldowali się w ćwierćfinale.

Zerknęliśmy sobie na to, kiedy ostatnio oficjalny mecz rozegrały dzisiejsi bohaterowie wieczoru:

  • Napoli – 1.08
  • Chelsea – 1.08
  • Barcelona – 19.07
  • Bayern – 04.07

Różnicę są rażące. Zwłaszcza przy zestawieniu „The Blues” z mistrzami Niemiec – u jednych normalny rytm gry tydzień po tygodniu, u drugich ponad miesiąc czekania na oficjalne spotkanie. Oczywiście Hansi Flick poprosił o rozegranie sparingu wprowadzającego (1:0 z Marysylią), a przygotowania Bawarczyków trwają od 20 lipca. Ale to jednak najdłuższa przerwa z dzisiejszych ekip – nie licząc Francuzów czekających na granie od lockdownu.

Pytanie jest takie – czy takiej maszynie nawet miesięczna przerwa może pokrzyżować plany?

Setien zarzeka się, że jego zespołowi przerwa nawet się przydała, bo był czas na regenerację, odpoczynek, zresetowanie głów. Ale czy aby na pewno? Jedno jest pewne. Jak mawiał Takesure Chinyama – football is football, you know.

fot. NewsPix

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Od Pucharu Syrenki do… Złotej Piłki? Jak rozwijał się Jude Bellingham

Patryk Fabisiak
0
Od Pucharu Syrenki do… Złotej Piłki? Jak rozwijał się Jude Bellingham

Liga Mistrzów

Komentarze

4 komentarze

Loading...