Reklama

“Probierz nie ma wyników w pucharach? To zapytam – a kto w Polsce ma?”

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

24 lipca 2020, 08:25 • 13 min czytania 27 komentarzy

Kiedy o tym słyszę, to pytam, a kto ma wyniki w pucharach? Ostatnio żadnego polskiego klubu nie było w fazie grupowej pucharów, wcześniej tylko Legia, Lech, udało się również Wiśle Kraków. To znaczy, że inni trenerzy też nie mają wyników w Europie? To jest złożony problem polskiej piłki. Ktoś powie, że się powtarzam, ale o tym, że w Polsce potrzebne są bazy treningowe, jaką teraz ma Legia, mówiłem już dwadzieścia lat temu – mówi Michał Probierz w “Przeglądzie Sportowym”. Co poza tym dziś w prasie?

“Probierz nie ma wyników w pucharach? To zapytam – a kto w Polsce ma?”

“PRZEGLĄD SPORTOWY”

Dzisiaj starcie o sześć baniek złotych, o grę w pucharach i o to, by skończyć ten sezon z trofeum. Finał Pucharu Polski, Lechia kontra Cracovia.

Dla Cracovii, która jest mniej nasycona niż Lechia, to szczególne wydarzenie. Piłkarze Pasów mogą zapisać się w historii klubu złotymi zgłoskami. Ale dla Piotra Stokowca rozgrywki Pucharu Polski są niezwykle istotne. Podkreślał to odkąd trafił do Lechii. Zanim szkoleniowiec objął drużynę, gdańszczanie zazwyczaj odpadali w 1/16 albo w 1/8 finału tych rozgrywek. Przed rokiem jego zespół był w o tyle komfortowej sytuacji, że niezależnie od końcowego rozstrzygnięcia na Stadionie Narodowym miał zapewniony start w europejskich pucharach. Teraz czwarte miejsce, które zajęli na koniec Biało-Zieloni, nie gwarantuje tego. Będzie to zatem bój dwóch klubów, które mają szansę uratować sezon. – Duża w tym zasługa trenera Stokowca, że poważnie podchodzi do tych rozgrywek. Mam wrażenie, że większość trenerów inaczej traktuje Puchar Polski. Pamiętamy czasy, w których szkoleniowcy wystawiali inny skład niż w meczach ligowych. Ogrywali młodych zawodników, mecze stały na niższym poziomie. U nas było inaczej, w kluczowych momentach graliśmy optymalnym składem – mówił niedawno w „PS” Jakub Arak. Napastnik nie zagra w Lublinie, podobnie jak nie zagrał w zeszłorocznym finale.

Rozmowa z Michałem Probierzem. A skoro tak, to kilka iskier leci. Trener Cracovii odpiera zarzuty m.in. o to, że “Pasy” grają archaiczny futbol, że jego zespoły nie mają wyników w pucharach i że nie stawia na Polaków.

Reklama
Inny zarzut: Probierz nie ma wyników w pucharach, więc może lepiej, żeby Cracovia się do nich nie dostała. To też znam.

Kiedy o tym słyszę, to pytam, a kto ma wyniki w pucharach? Ostatnio żadnego polskiego klubu nie było w fazie grupowej pucharów, wcześniej tylko Legia, Lech, udało się również Wiśle Kraków. To znaczy, że inni trenerzy też nie mają wyników w Europie? To jest złożony problem polskiej piłki. Ktoś powie, że się powtarzam, ale o tym, że w Polsce potrzebne są bazy treningowe, jaką teraz ma Legia, mówiłem już dwadzieścia lat temu.

Kolejny: Probierz tyle mówi  o stawianiu na Polaków, a potem wystawia jedenastkę złożoną prawie wyłącznie z samych obcokrajowców.

Bo polskiego piłkarza 19- albo 20-letniego nie jesteśmy w stanie kupić. Przyjdzie zagraniczny klub, wyłoży za takiego zawodnika 1,5 miliona euro i nie możemy z nim konkurować. Oczywiście, pamiętam, co mówiłem dziesięć lat temu i teraz jest mi to wypominane. Ale czasy się zmieniły. Piłkarze wyjeżdżają z Polski dużo, dużo szybciej i trzeba to przyjąć do wiadomości, zmierzyć się z tym i szukać innych opcji. Ale jeśli ktoś chce tylko mnie uszczypnąć, to zawsze będzie przypominał tamte wypowiedzi.

Dzisiaj zapadnie decyzja co do zmiany systemu rozgrywek w przyszłym sezonie – ESA30 zastąpi ESA37. Poza tym PZPN będzie decydował o tym, by wprowadzić pięć zmian w meczach oraz o tym, czy nadal kluby będą testować piłkarzy na koronawirusa.

Dzisiejsze posiedzenie zarządu będzie ostatnim przed początkiem nowego sezonu ligowego. Władze PZPN, Komisja Medyczna związku i Ekstraklasa SA muszą podjąć też decyzje dotyczące tego, czy nadal piłkarze będą w tzw. izolacji sportowej i czy wciąż muszą przechodzić obowiązkowe badania na obecność koronawirusa. Ponoć kwestią do dyskusji jest to, kto będzie płacił za testy na COVID-19. Dotychczas robił to PZPN. Za przebadanie piłkarzy i sztabów w ekstraklasie, I i II lidze (plus osoby odpowiedzialne za realizację telewizyjną) związek zapłacił 1,7 mln zł. To kwota, którą trzeba było wyłożyć za okres od 29 maja (wtedy wróciły rozgrywki ligowe), a teraz sprawę badań i ich płatnika należy rozstrzygnąć na cały sezon. Nieoficjalnie mówi się, że tym razem za testy będą płacić kluby. Rekomendacje na temat najbliższych tygodni powinna wydać również Komisja Medyczna PZPN. Nie wiadomo, czy ten temat będzie w ogóle poruszony na posiedzeniu zarządu, bo nie ma go ponoć w harmonogramie obrad. Kwestia jest niezwykle poważna, bo za chwilę dotknie nie tylko piłkarzy z ekstraklasy, ale również z I i II ligi. 

Reklama

Ciekawa rozmowa z Arturem Jankowskim, prezesem Zagłębia Lubin. M.in. o tym, że pogłoski o dużym budżecie lubinian są przesadzone. I że “Miedziowi” nie sprzedadzą Bartosza Białka za pieniądze typu pięć milionów euro.

Często słyszę uwagi, że z takim budżetem Zagłębie powinno rywalizować o puchary. A ja się pytam, z jakim budżetem? Kwota sytuuje nas w okolicach 8–12 miejsca w ekstraklasie.

Zakładałem, że to blisko 40 mln złotych, a więc spokojnie pierwsza szóstka.

Nie odnoszę się do żadnych kwot, jednak budżet Zagłębia obejmuje również utrzymanie stadionu, infrastruktury, akademii i bursy! To są poważne wydatki. Zapomnijmy, że pod względem finansowym Zagłębie mogłoby rywalizować nie tylko z Legią czy z Lechem, ale w ogóle z czołówką najbogatszych polskich klubów. Nie jesteśmy krezusami, kwestii finansowych nie przeskoczymy. Przestrzegamy wszystkich zasad, które dotyczą spółek z udziałem skarbu państwa, zawieramy umowy cywilnoprawne, gdzie mamy pełne opłaty na ZUS i opodatkowanie. Nie szukamy żadnych ułatwień związanych z fakturowaniem się przez zawodników, a właśnie na to mogą pozwolić sobie w innych klubach. Tam wrzucają w koszty jeszcze 19 proc. poniżej tego, co wydają na płace. Wynik sportowy jest bardzo ważny, lecz skupiamy się też na innym istotnym zadaniu, czyli wprowadzaniu młodych piłkarzy akademii do pierwszej drużyny.

Czy Bartosz Białek rzeczywiście nie zostanie sprzedany za kwotę niższą niż 5 milionów euro?

Mamy określony pułap, nie jest on niski, ale adekwatny do wartości zawodnika. Wyższy od liczby, o której pan mówi.

8 milionów euro?

Nie chcę podawać konkretnej sumy, bo ostatecznie wszystko zależy od negocjacji, ale moje oczekiwania to kwota w przedziale od sześciu do ośmiu milionów euro. Wszystko oczywiście jest wnikliwie analizowane też od strony agencji menedżerskiej reprezentującej zawodnika, jak i właściciela Zagłębia. Ważne przecież, jaki klub i który kierunek będzie najlepszy dla piłkarza.

Szykuje się czystka w Realu Madryt. Mistrzowie Hiszpanii nie mogą sobie pozwolić na finansowanie tak napompowanej kadry, więc do odejścia szykują się m.in. Mariano Diaz, Nacho Fernandez, James Rodriguez czy Gareth Bale.

Wliczając zawodników przebywających na wypożyczeniach, Real ma dziś aż 36 graczy, a to i tak liczba zredukowana o Javiego Sancheza (odszedł za 3 mln euro do Realu Valladolid) i Achrafa Hakimiego (sprzedany za 40 mln euro do Interu). To spory problem. Przepisy pozwalają zarejestrować w rozgrywkach LaLiga maksymalnie 25 zawodników. Jednak niemniej ważne jest i to, że w związku ze spadkiem dochodów madrytczycy nie mogą pozwolić sobie na utrzymanie tak szerokiej kadry. Klub chciałby się pozbyć pięciu zawodników z pierwszego zespołu. Sporym zainteresowaniem cieszy się Mariano Diaz, który nie ma zaufania Zinedine’a Zidane’a. Mają je Lucas Vazquez i Nacho Fernandez, którzy są ważnymi uzupełnieniami składu, ale nikt w Madrycie by po nich nie płakał. Otwarcie wypychani z Realu są James Rodriguez i Gareth Bale. Kolumbijczyk żałuje, że latem 2019 roku nie doszedł do skutku jego transfer do Atletico Madryt. Piłkarz był na tyle zrezygnowany, że przed wyjazdowym starciem z Athletikiem (1:0, 5 lipca) poprosił Zizou, by skreślił go z kadry na kolejne spotkania. 29-latek uznał, że skoro ma siedzieć na trybunach, to lepiej zostać z niedawno narodzonym dzieckiem w domu. James jest zdeterminowany, by zmienić klub i zrestartować swoją piłkarską karierę. Tego powiedzieć nie można o Bale’u. Walijczyk jest najlepszym dowodem na to, że określenie „życie jak w Madrycie” oznacza życie dostatnie, pozbawione trosk i zmartwień.

“SPORT”

Tylko 3700 kibiców wejdzie dziś na stadion w Lublinie. Ostatni raz tak mało osób oglądało finał Pucharu Polski prawie 20 lat temu.

Dzisiejszy finał będzie mogło zobaczyć około 3700 kibiców. Taką ilość można bowiem wpuścić na trybuny. Kluby otrzymały po 640 wejściówek. Znaczną część biletów rozprowadził PZPN, a niewielka pula trafiła do otwartej sprzedaży. Kiedy finał Pucharu Polski oglądało równie mało kibiców? Trzeba się cofnąć do czasów, kiedy o końcowym triumfie w tych rozgrywkach decydował dwumecz. W 2002 roku pierwszy mecz pomiędzy Amicą Wronki a Wisłą Kraków obserwowało zaledwie 2500 widzów. Zresztą do Amiki należy również niechlubny rekord w czasach, kiedy grano jeden mecz. 3000 ludzi przyszło bowiem na stadion przy ul. Bułgarskiej w Poznaniu, kiedy ekipa z Wronek – w 1999 roku – mierzyła się z GKSem Bełchatów. Rekord frekwencji finałów PP pochodzi natomiast z 1963 roku. Na Stadionie Śląskim Zagłębie Sosnowiec pokonało Ruch Chorzów, a spotkanie obserwowało 70 tysięcy sympatyków futbolu. Dziś będzie ich 20 razy mniej, ale więcej być nie może. Ci jednak, którzy na meczu będą muszą sobie zdawać sprawę z tego, że wezmą udział w ważnym wydarzeniu. Albo Lechia obroni Puchar Polski, albo Cracovia zdobędzie go po raz pierwszy.

Podsumowanie sezonu w wykonaniu Rakowa, a obok rozmówka z prezesem Wojciechem Cyganem – przede wszystkim o tym, czy w Częstochowie są zadowoleni z tego sezonu i czy latem będzie wietrzenie szatni.

Jak ocenia pan ten sezon – jest zadowolenie czy lekki niedosyt?

– Myślę, że trudno po takim sezonie mówić o niedosycie. 10. miejsce dla beniaminka, który rozegrał cały sezon na wyjeździe, jest bardzo dobre. Wypełnia ono cele wyznaczone przez nas przed rozgrywkami i z tego należy się wyłącznie cieszyć. Przytrafiały się nam oczywiście słabsze mecze, przez które nie znaleźliśmy się w górnej ósemce, ale nie zmienia to pozytywnej czy nawet bardzo pozytywnej oceny całego sezonu.

Wiedząc, co dzieje się w Rakowie w przerwie rozgrywek, a także preferencje Marka Papszuna, można spodziewać się wielu ruchów kadrowych. Czy nowi zawodnicy będą w stanie szybko wprowadzić się do zespołu?

– Proszę nie spodziewać się wielkiej rewolucji, szczególnie mając na uwadze obecną sytuację i specyficzne okno transferowe. Dwaj nowi zawodnicy, Michał Litwa i Vladislavs Gutkovskis, w klubie pojawili się już wcześniej, aby przygotować się do sezonu oraz poznać specyfikę pracy drużyny oraz stylu gry. Co do adaptacji w zespole, to każda drużyna będzie się borykała z takimi problemami. Mogę wyrazić tylko nadzieję, że nowi piłkarze szybko dostosują się do panujących u nas warunków.

Znany i lubiany Tomasz Wróbel rozkręca swoją karierę trenerską. Karierę zakończył dwa lata temu, teraz wdraża w Rozwoju Katowice ofensywny styl gry, a i planuje walczyć o licencję UEFA Pro.

Legitymuje się licencją trenerską UEFA A, docelowo zamierza powalczyć oczywiście o tę najwyższą, czyli UEFA Pro.– Wiedzę zdobywałem przez 20 lat, skończyłem AWF.Uważam, że mój czas nadejdzie. Chcę wszystko robić systematycznie, uzyskać papiery. Teoretycznie powinno zaczynać się od asystentury. Miałem w życiu ze 30 trenerów, wielu świetnych. Trenerzy Lenczyk, Probierz, Janas, Ulatowski, Bartoszek, Moskal, Papszun, Motyka, Brehmer, Koniarek, Górak, Kiereś… Od każdego starałem się czerpać. Śmieję się, że już wtedy byłem asystentem. Słuchałem, uczyłem się, zapisywałem kolejne zeszyty. Gdy inni siedzieli z tyłu autokaru i grali w karty, ja kompletowałem notatki. Mam 500 stron różnego rodzaju zapisków, spostrzeżeń, ćwiczeń, myśli. To rękodzieło tworzone przez 20 lat. Przed treningami, po treningach, dzięki różnym rozmowom. No a w karty też grałem. Jak każdy! – śmieje się wychowanek Rozwoju.

I dodaje: – Mam w klubie trenerów, którzy sporo mi podpowiadają, maja większe doświadczenie w prowadzeniu drużyn w seniorskiej piłce. Przegadaliśmy już setki godzin, a pewnie tysiące jeszcze przed nami. Fajnie jest wymieniać poglądy i jednocześnie się uczyć. W IV lidze atutami jego drużyny mają być walory piłkarskie, jakość, styl – bo warunkami fizycznymi młodzież się w tych rozgrywkach nie obroni. Ale Wróblowi to pasuje. – Piłka się zmienia. Kiedyś wygrywały drużyny, które przede wszystkim się broniły. Jose Mourinho zdobywał trofea defensywą. To samo chciał zastosować w Manchesterze United – ale nie wyszło. Dziś liczą się zespoły ofensywne. Manchester City, Liverpool – one w niewielu fragmentach meczów się bronią. Miło było, gdy na jednej z kursokonferencji w Poznaniu podszedł do mnie pewien trener i zapytał się, czy moglibyśmy zagrać sparing, bo był na jakimś meczu Rozwoju i widział, jak gramy. Powiedział, że nie chodzi mu o wynik – wygraliśmy wtedy 5:0 – a styl i dominację na boisku. Chcę sprzedawać swoim zespołom ofensywną wizję. Mam nadzieję, że to się kiedyś obroni. Pięknie byłoby usiąść kiedyś na ławce i zobaczyć zbudowaną przez siebie drużynę, która dominuje, z której klub i kibice będą dumni… – zamyśla się.

“SUPER EXPRESS”

Przemysław Płacheta zameldował się już w Norwich, a “SE” pyta Czesława Michniewicza o to, czy skrzydłowy poradzi sobie w Championship.

Każdy podkreśla, że Championship to liga fizyczna, z dużą dawką meczów. Czy Płacheta w Anglii poradzi sobie?

– Pod względem fizycznym to gigant. Płacheta dba o swoje ciało. Na zgrupowaniach kadry zawsze pierwszy wychodził na trening i się do niego przygotowywał. Robił ćwiczenia profilaktyczne przed zajęciami, jak i po nich. Przemek ma rozpisane zajęcia, aby cały czas dbać o siebie. To jest szybkościowiec. Jeśli nie będzie dbał o ciało, to zaraz złapie kontuzję. Inwestował w siebie i teraz na tym zyskał. To bardzo świadomy piłkarz.

Jest pan spokojny o jego przyszłość w Anglii?

– Tak, bo jest pracowity. I on się tą pracowitością obroni. W Anglii też da radę.

West Bromich Albion wraca do Premier League, a wraz z WBA też i Kamil Grosicki. Czy tym razem trafi do siatki w angielskiej elicie?

W ostatniej kolejce ze strefy barażowej wypadł Nottingham Forest. Pary barażowe tworzą zatem: Brentford – Swansea City, Fulham – Cardiff City. Do League One spadają: Charlton Athletic, Wigan i Hull City – poprzedni klub Grosickiego. Polski kadrowicz wraca zatem do Premier League. Po raz ostatni na tym poziomie występował wiosną 2017 r., gdy do Hull City trafił ze Stade Rennes. Wtedy rozegrał 15 meczów, nie strzelił żadnego gola. Może teraz „Grosik” będzie miał więcej szczęścia?

“GAZETA WYBORCZA”

Mecz o uratowanie sezonu. A dla Cracovii też o to, by wreszcie coś wygrać. Bo mimo stabilnych finansów i bogatego właściciela “Pasy” wciąż od lat nic nie wygrały.

Dla Cracovii to szansa pod każdym względem historyczna. Szansa na to, by przestać żyć głównie przeszłością, wydarzeniami z czarno-białych zdjęć, sukcesami tak odległymi, że już prawie nikt ich nie pamięta. W Krakowie szczycą się hasłami „najstarszy klub” albo „pierwszy mistrz Polski”, ale historia najnowsza jest naznaczona niepowodzeniami, niedosytem, porażkami. Ostatni medal mistrzostw Polski Cracovia zdobyła w czasach, gdy występowała w lidze pod nazwą Ogniwo Kraków. 68 lat temu. Tomasz Siemieniec, były piłkarz, potem kierownik Cracovii, dziś głównie kibic zdzierający gardło na trybunach, opowiada: – Jednym z najstarszych kibiców z Krakowa na trybunach w Lublinie będzie mój tata. Ma 75 lat, ale wielkich sukcesów nie pamięta. Dlatego powiedział, że nie darowałby sobie, gdyby tego meczu nie zobaczył na żywo. Stwierdził, że kolejnej takiej szansy może już nie dożyć. Na sukces czeka też Janusz Filipiak. Jego firma Comarch zaczęła pompować pieniądze w Cracovię na początku XXI w. Dzięki nim od ponad dwóch dekad krakowski klub nie ma problemów z dopinaniem budżetu, piłkarzom płaci na czas (w Polsce to nie jest standard), w finansowych tabelach zostawia za sobą większość ekstraklasowych konkurentów. Innymi słowy: ma warunki, by bić się o medale i puchary. A mimo to za czasów Filipiaka Cracovia nigdy nie podskoczyła ponad czwarte miejsce w lidze. – Dla mnie, dla pokolenia 40+, szokiem było już samo dostanie się do ekstraklasy. Te wszystkie awanse sprzed lat, od trzeciej ligi do pierwszej, to były chwile największego szczęścia. Innych nie było – opowiada Siemieniec. – Szczególnie młodzi ludzie urodzeni pod koniec lat 90. łakną sukcesów, bo nie pamiętają w zasadzie żadnych. To też powód przeciętnej frekwencji na trybunach. Na przełom w Krakowie czekają od lat. Miał nadejść w tym sezonie. W ubiegłym Cracovia dobiła do czwartego miejsca (po raz trzeci w erze Filipiaka) i w klubie odważnie zaczęli deklarować, że zamierzają bić się o mistrzostwo Polski. Zespół długo kręcił się w pobliżu szczytu tabeli, ale w końcu jesienna seria porażek sprawiła, że skończyło się na 7. pozycji. Czyli na kolejnym rozczarowaniu, tak bardzo wpasowanym w Cracovię. Dlatego Puchar Polski to też szansa na uratowanie sezonu

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

27 komentarzy

Loading...