Wtorkowa prasa w dużej mierze koncentruje się na Lidze Mistrzów, ale są też tematy z naszego podwórka: bogactwo kadrowe w Legii, niepotrzebne eksperymenty ze składem w Górniku Zabrze, tekst o Filipe Raiceviciu, echa wydarzeń na trybunach w Poznaniu i ciąg dalszy zamieszania z transmisjami meczów w II lidze.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Robert Lewandowski podejmuje kolejną próbę wymarzonego triumfu w Lidze Mistrzów. Na razie przeszkodą jest Chelsea.
Dla Bayernu starcie z Chelsea to nie tylko rywalizacja o awans do ćwierćfinału. To również dwumecz mający dać odpowiedź, w którą stronę powinien zmierzać najlepszy niemiecki klub. Bo jeśli nie uda się pokonać nie najmocniejszego przedstawiciela Premier League, to oznaczać będzie konieczność sporej rewolucji kadrowej. Dlatego też rozmowy na temat przedłużenia kontraktów z niektórymi zawodnikami zostały przełożone na drugą połowę przyszłego miesiąca. Rewanż z Chelsea odbędzie się 18 marca i wówczas będzie już wiadomo, czy obecny sezon w europejskich pucharach będzie lepszy od poprzedniego. – Nie interesują mnie rozważania o przyszłości mojej lub piłkarzy. Nie w tej chwili. Teraz liczy się jedynie odpowiednie przygotowanie do meczu z Chelsea – powiedział przed odlotem do Londynu Flick.
Trener Bawarczyków zdecydował się na trochę inną formę przygotowań. Ostatni trening przed spotkaniem z The Blues Lewy i koledzy mieli na swoich obiektach klubowych wczoraj przed południem. Dopiero potem wyruszyli do Anglii i odpuścili sobie zwyczajowe zajęcia na obiekcie rywala. Za to w samolocie miało być po piwie z okazji przypadających wczoraj 55. urodzin niemieckiego szkoleniowca.
Piłkarze Napoli nie są faworytem dwumeczu, ale dwie poprzednie konfrontacje Barcelony z Włochami w fazie pucharowej kończyły się dla niej źle. Arkadiusz Milik i Piotr Zieliński chętnie przedłużyliby tę passę.
Polskim piłkarzom z reguły słabo wiedzie się w meczach z Barceloną. Pamiętamy oczywiście sensacyjny triumf Rubina Kazań (2:1) na Camp Nou, kiedy jego zawodnikiem był Rafał Murawski, ale w fazie pucharowej takie rzeczy już się nie zdarzały. W dziejach Champions League tylko dwaj nasi rodacy cieszyli się z awansu, kiedy wpadali na zespół z Katalonii. Tyle że w obu przypadkach radość jest połowiczna, bo była udziałem rezerwowych bramkarzy. W 2007 roku, kiedy los skojarzył w 1/8 finału Katalończyków i Liverpool, The Reds przeszli do kolejnej rundy (wygrali 2:1 na Camp Nou, przegrali 0:1 u siebie), a na ławce w obu spotkaniach siedział Jerzy Dudek. Sezon później w półfinale Barcę wyeliminował Manchester United (0:0 w Hiszpanii, 1:0 w Anglii), a z tej samej perspektywy przypatrywał się temu Tomasz Kuszczak. Później Czerwone Diabły wzniosły Puchar Europy.
– Czy Napoli może wygrać Ligę Mistrzów? Nigdy nie mów nigdy – zarzeka się Gattuso. Musi jednak zdawać sobie sprawę, że byłaby to sensacja nie z tej ziemi. Azzurri nigdy nie przedarli się do ćwierćfinału tych rozgrywek, to będzie ich trzecia próba. Poprzednio fiaskiem kończyły się te w 2012 (emocjonujący dwumecz z Chelsea i odpadnięcie po dogrywce) i 2017 roku (gładkie dwie porażki z Realem Madryt).
Trener Legii, Aleksandar Vuković będzie miał „pozytywny” ból głowy, jak zestawić jedenastkę na mecz z Cracovią.
O ile przywrócenie Novikovasa do podstawowego składu niespodzianką nie było, bo Maciej Rosołek niespecjalnie zachwycił w Bełchatowie, to już posadzenie między zmiennikami Andre Martinsa było ogromnym zaskoczeniem. – Jeśli Portugalczyk usiądzie na ławce, będzie to oznaczało, że Legia ma bardzo silną drugą linię – mówił w ubiegłym tygodniu na naszych łamach ekspert nc+ Grzegorz Mielcarski.
Martins był dotąd niezastąpiony, w tym sezonie opuścił tylko jeden mecz ligowy – w sierpniu w Łodzi, kiedy zespół
szykował się do rewanżu z Rangers FC w Lidze Europy i odpoczywało większość podstawowych graczy. – Andre ma trzy żółte kartki i kolejne upomnienie wykluczyłoby go z meczu z Cracovią. To pierwszy z powodów, dla których nie zagrał z Jagiellonią. A drugi jest taki, że Walerian Gwilia prezentuje wysoką formę. Stać go na dobrą grę i potwierdził to w sobotę – tłumaczył Vuković.
Przez najbliższe dwa lata kibice Lechii nie będą mogli pojawiać się na stadionie przy Bułgarskiej.
Do eskalacji napięcia na trybunach doszło, gdy w sektorze najzagorzalszych fanów Kolejorza, czyli w tzw. „Kotle” została wywieszona do góry nogami oprawa przygotowana na ten mecz przez gdańskich kibiców. – W niewiadomy sposób te tzw. „sektorówki” znalazły się w posiadaniu poznańskich kibiców, a ważną kwestią do wyjaśnienia pozostaje, jak zostały potem przeniesione przez cały stadion i przeszły przez wszystkie zabezpieczenia po drodze, aż znalazły się na trybunie po drugiej stronie boiska – opowiada Borowiak.
Inna sprawa, że elementy oprawy fanów Lechii nie powinny się w ogóle w okolicy stadionu znaleźć. Lech nie wydał zgody na wniesienie, ponieważ informacja na ich temat została zgłoszona do klubu zbyt późno, dopiero w dniu meczu. Kibice z Gdańska zostali poinstruowani, że powinni pozostawić je w pociągu specjalnym, którym dotarli do Poznania. W reakcji na przejęcie „sektorówek” kibice Lechii zaczęli obrzucać racami najbliższy im sektor zajmowanych przez fanów Lecha, znajdujący się za jedną z bramek.
Filip Raičević udowadnia, że wypożyczenie go z Livorno miało sens. Śląsk Wrocław wreszcie nie jest zdany na kaprysy formy dołującego Erika Exposito. A akurat teraz WKS czekają Derby Dolnego Śląska z Zagłębiem Lubin.
Raičević przez kilka lat gry w Serie B zetknął się z kilkoma włoskimi klasykami. Nie tak sławnymi jak derby Rzymu czy Mediolanu, ale mającymi atmosferę tak gęstą, że aż dającą się kroić nożem. Italia to kraj scalony z trudem w jeden organizm dopiero w XIX wieku – wcześniej kilkadziesiąt państw i państewek przez stulecia zaciekle rywalizowało, a nawet toczyło krwawe wojny. Stąd nawet mecze w niższych ligach są najeżone rozmaitymi podtekstami historycznymi i politycznymi. Na dodatek Livorno, miasto, skąd pochodzi klub Raičevicia wypożyczający napastnika Śląskowi, to jeden z mateczników włoskiej lewicy. To tam założono Włoską Partię Komunistyczną i… widać to na trybunach. Oprawy z sierpem i młotem, wizerunki Che Guevary, a nawet Józefa Stalina czy pieśni okolicznościowe na cześć rozmaitych współczesnych polityków, stających okoniem wobec kapitalizmu są na Stadio Armando Picchi na porządku dziennym.
Raičević w politykowanie się nie bawił, jednak raz zrobił coś, co wśród fanów AS Livorno wzbudziło zachwyt, natomiast kibice lokalnego AC Pisa odebrali to jako prowokację: opublikował w mediach społecznościowych zdjęcie, na którym, korzystając ze złudzeń wynikających z perspektywy, traktuje słynną pochyloną dzwonnicę pizeńską kopniakiem. „Derbów się nie gra, derby się wygrywa. Obalmy tę wieżę” – napisał na swoim koncie na instagramie. – Z Livorno do Pizy jest zaledwie 25 kilometrów. To rywalizacja, podczas której na trybunach jest szaleństwo. Traktowane jest to jako supermecz. Jeśli zespoły grają w tej samej lidze, mowa o wydarzeniu roku. Wrzuciłem zdjęcie dla żartu. Kto mnie zna, ten wie, że nie traktuję tego jak sprawy życia i śmierci. Przyznaję, że dostałem trochę wiadomości od fanów z Pizy – mówi wyraźnie zakłopotany wywołanym przez siebie zamieszaniem Raičević.
Kamil Kosowski żałuje, że Robert Lewandowski nie jest piłkarzem Chelsea.
Chelsea ma z przodu Abrahama, jest Giroud, ale to nie ta jakość. Od kilku sezonów ubolewam, że Lewandowski nie trafił do tej drużyny. Chelsea to zespół, do którego Polak idealnie by pasował, byłby jednym z najlepszych, jak nie najlepszym strzelcem Premier League. Niestety tak się nie stało, będzie próbował postrzelać na Stamford Bridge we wtorek. Kiedy patrzę na Anglików, to myślę, że nie powinno być to szczególnie trudne. Co prawda w ostatnim meczu z Tottenhamem obrona The Blues zagrała dobrze, ale ich defensorzy nie są tak wysokiej klasy, jak w Liverpoolu Virgil van Dijk czy Joel Matip. Londyńczycy mają problem na bokach obrony, to duża szansa dla gości. Myśląc o dzisiejszym spotkaniu nie wracam do meczu z Liverpoolem, raczej przypominam sobie jesienne spotkanie z Tottenhamem (7:2), kiedy Bayern zdemolował Anglików już w pierwszej połowie. Myślę, że podobnie może być tym razem. Szczególnie, że w bramce Chelsea stoi Wilfredo Caballero. 38-latek jest dziś ich numerem jeden, ale nie ma już tej gibkości, szybkości co kilkanaście lat temu. Jeden bramkarz jest lepszy na przedpolu, drugi na linii. A w jego przypadku trudno orzec, w czym on jest tak naprawdę dobry. To kolejny powód, dla którego absolutnym faworytem jest dla mnie Bayern.
SPORT
Stare porzekadło głosi, że zwycięskiego składu się nie zmienia. W Górniku Zabrze najwyraźniej o tym zapomniano.
Nie można oczywiście zwalać wszystkiego na Matrasa. Zastanawiały bowiem kolejne zmiany. O ile powrót do wyjściowej jedenastki pauzującego z Arką za żółte kartki Szymona Matuszka nie był zaskoczeniem, o tyle gra w wyjściowym składzie Piotra Krawczyka już tak. 25-letni napastnik jeszcze nigdy nie wyszedł na boisko w podstawowej jedenastce Górnika. We Wrocławiu dostał szansę, ale niewiele pomógł i na drugą połowę już nie wybiegł. Zastanawia, dlaczego sztab szkoleniowy nie zdecydował się na dobrze spisujących się przeciwko Arce, Alasanę Manneha i Łukasza Wolsztyńskiego, czy Davida Kopacza, który dał dobrą zmianę w Kielcach. Do tego obsada prawej obrony. Czy nie lepiej by było, gdyby grał tam nominalny boczny defensor – nawet i lewy – jak choćby Gryszkiewicz? Przecież inne zespoły na prawej stronie obrony też korzystają z lewonożnych graczy… Na te i wiele innych pytań będą sobie musieli odpowiedzieć w Górniku przed sobotnim meczem z Pogonią.
Ofensywny piłkarz DAC 1904 Dunajska Streda, Kristopher Vida, jest bardzo blisko Piasta Gliwice. Wczoraj rozpoczął badania, a umowa transferowa jest finalizowana.
W niedzielne popołudnie słowackie media jako pierwsze poinformowały, że Piast Gliwice po raz drugi w ostatnim czasie powziął starania, by pozyskać ofensywnego gracza DAC 1904 Dunajska Streda, Kristophera Vidę. Gliwiczanie czynili na niego zakusy już przed sezonem, ale bezskutecznie. Teraz powinno być inaczej, bo wszystko wskazuje na to, że finalizacja transferu to już nawet nie kwestia dni, a godzin. W poniedziałek Vida przyjechał na Górny Śląsk, gdzie rozpoczął badania medyczne. Mają one maksymalnie potrwać do wtorku. W tzw. międzyczasie działacze kontynuowali sprawy „papierkowe”, czyli sporządzanie umowy transferowej. Warunki ogólne zostały ustalone, teraz trzeba dopiąć wszystkie szczegóły i podpisać dokumenty. Jeśli więc nie nastąpi nieoczekiwany zwrot akcji, Vida zostanie piłkarzem Piasta. Węgier ze słowackim klubem ma kontrakt do lata 2020 roku, więc gliwiczanie będą musieli za niego zapłacić. Portal transfermarkt.de wycenia zawodnika na 700 tysięcy euro, ale czy aż taką kwotę przyjedzie wysupłać mistrzom Polski? – Jakość kosztuje – usłyszeliśmy jedynie w klubie z Okrzei.
Zagłębie Sosnowiec ma problemy z kontuzjami środkowych pomocników, na dodatek ciągle szuka jeszcze nowego napastnika.
Miejsce pauzującego za kartki Fabiana Piaseckiego na szpicy zajmie Szymon Pawłowski, chyba, że w przeciągu najbliższych godzin sosnowiczanie zakontraktują jakiegoś napastnika. Jak na razie tegoroczne próby okazały się niewypałami. Sosnowiczanie testowali dwóch doświadczonych graczy z bogatymi CV, ale mających lata świetności za sobą. Belg Nathan Kabasele „imponował” sporym brzuszkiem, do tego spudłował z rzutu karnego i tyle go widzieli. Niewiele lepiej zaprezentował się w sobotnim starciu z Odrą Opole Japończyk Masato Kudo i wczoraj klub oficjalnie ogłosił, że do transferu piłkarza z Azji nie będzie. Zagłębie chciało z kolei pozyskać Bośniaka Jovo Lukicia, ale piłkarz I-ligowego FK Krupa na Vrbasu okazał się zbyt drogi dla sosnowiczan. Jeśli więc transferowe łowy, mające na celu znalezienie napastnika nie przyniosą efektu, w Sosnowcu będą musieli liczyć na podtrzymanie skuteczności z rundy jesiennej przez Piaseckiego oraz na szybki powrót do zdrowia Rafała Górala.
Stowarzyszenie Druga Liga Piłkarska dało klubom wolną rękę na dysponowanie prawami do transmisji meczów. Skra Częstochowa zamierza udostępniać sygnał za darmo, nad tym samym zastanawia się też GKS Katowice.
Drugoligowe kamery w końcówce zimy zaczęły się mocno… kręcić. Druga Liga Piłkarska, stowarzyszenie zarządzające rozgrywkami, najpierw poinformowało kluby, że dochód z internetowych transmisji meczów będzie wiosną przysługiwał wyłącznie gospodarzom, a nie – jak miało to miejsce przez ostatnie 1,5 roku – gospodarzom, gościom i stowarzyszeniu. Jednocześnie jednak, obarczono gospodarzy kosztami realizacji transmisji, dotychczas pokrywanych przez DLP. Chciano w ten sposób zmobilizować kluby, których mecze nie cieszyły się popularnością i musiało do nich dopłacać stowarzyszenie. Pisaliśmy o tym w „Sporcie”. To okazało się klubom nie w smak. Niektóre – jak Znicz Pruszków czy Górnik Łęczna – wprost i oficjalnie odniosły się do samozwańczego ustalenia prezesa stowarzyszenia, Pawła Guminiaka, sprzeciwiając się takiej dyrektywie. Efekt? DLP podjęło kolejną decyzję – o daniu klubom wolnej ręki w dysponowaniu prawami do transmisji (z wyłączeniem tych meczów, które zechce pokazać TVP). Są tacy, którzy już zapowiedzieli, że rezygnują z ich przeprowadzania, niektórzy będą czynić to za darmo. To oznacza, że druga liga częściowo otwiera się, a częściowo schodzi do podziemia po 1,5-rocznej hossie i przewadze w tym aspekcie nad pierwszą ligą, którą wybiórczo pokazuje tylko Polsat. Decyzja DLP jest tym bardziej kuriozalna, że całościowo transmisje przynosiły zysk, a nie stratę. Pewne jest, że niektórych meczów jednak nie zobaczymy.
SUPER EXPRESS
Parę słów o Lewandowskim przed Ligą Mistrzów i felieton Michała Listkiewicza.
Objawił się pierwszy kandydat do schedy po Zbigniewie Bońku. Do Marka Koźmińskiego trudno się o cokolwiek przyczepić. Świetny piłkarz, sprawny biznesmen, kulturalny interlokutor, życzliwy światu i elokwentny. Hejterom nie będzie z nim łatwo, podobnie jak kiedyś cynicznym politykom z tatą Marka Zbigniewem, najbardziej wyrazistym rzecznikiem PZPN w historii. Co prawda podłość ludzka nie zna granic, ale każde szambo kiedyś wysycha, więc mowę nienawiści będziemy wspominać jak przykrą chorobę z dzieciństwa. Pomarzyć dobra rzecz.
GAZETA WYBORCZA
Tylko Tyson Fury i koszykówka.
Fot. FotoPyK