Piątkowa prasa nie zdążyła przetrawić pucharowego czwartku, ale mamy inne ciekawe rzeczy. Dawid Janczyk opowiada o kolejnym wyskoku alkoholowym (i nadal nic nie rozumie), Jacek Zieliński mówi o sytuacji Arki, Marek Papszun o nowych piłkarzach Rakowa, a Daniel Dziwniel o kontuzjach. Zapraszamy.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Remis z BATE Borysów piłkarze Piasta Gliwice braliby w ciemno, ale z Białorusi wyjeżdżali z niedosytem. Teraz muszą zaplanować, jak pogodzić Superpuchar z rewanżem w eliminacjach Ligi Mistrzów.
Powody do rozmyślań miał szczególnie Patryk Dziczek, który szczęśliwie nie skończył meczu z czerwoną kartką. Miał dwa agresywne wejścia, a po tym drugim trener natychmiast zareagował zmianą. Kiedy Waldemar Fornalik wyciągnął rękę do Dziczka, ten wściekły kopnął murawę. Nie mógł sobie wybaczyć nierozsądnych wejść, a jego reakcja została źle odebrana przez fanów. Kiedy tylko ochłonął, przyszedł do szkoleniowca ze skruchą. – Chciałem wszystkich przeprosić, bo źle się zachowałem. Złość nie była skierowana w stronę trenera z powodu zmiany, ale tylko do mnie, bo rozegrałem słaby mecz. Nie powinienem tego robić, ale człowiek uświadamia sobie to po czasie. Nie chciałbym, żeby wszyscy myśleli o mnie źle. To była sportowa złość po moim występie – tłumaczył Dziczek.
Pomocnik sam przyszedł przeprosić sztab szkoleniowy i kolegów, ale w zespole nikt nie ma do niego żalu o tę sytuację. – To była autentyczna złość, że ten mecz mu nie wyszedł. Takie słowa zresztą padły z jego ust. Wszystko jednak rozumiemy. Ostatnio miał niesamowitą dawkę emocji podczas rozgrywek klubowych i reprezentacyjnych. Podobne postawy się zdarzają, a najważniejsze, że przyszedł do nas, by wyjaśnić te emocje – mówił Fornalik o uczestniku niedawnych młodzieżowych mistrzostw Europy. Dla młodego piłkarza to ważna lekcja, jak nie przegrywać z ambicją. Tej sytuacji nie powinien rozpamiętywać zbyt długo, bo w środę Piasta czeka rewanż o II rundę el. Ligi Mistrzów, a wcześniej w sobotę spotkanie o Superpuchar z Lechią (godz. 20.30).
Z jednej strony świetne CV i pochwały od sław futbolu, z drugiej urazy i afery, z którymi łączono jego nazwisko. Taki jest Ivan Obradović, nowy obrońca Legii.
Obradović zaczął karierę w Partizanie Belgrad. Jako dziecko mógł oglądać występującego w barwach tego klubu obecnego szkoleniowca Legii Aleksandara Vukovicia. 10 lat temu wyjechał do Realu Saragossa. Tam został zamieszany w skandal korupcyjny. W ostatniej kolejce sezonu 2010/11 zawodnicy jego drużyny do utrzymania w lidze potrzebowali zwycięstwa nad Levante. Wygrali 2:1, a zdaniem prokuratury pomogli sobie, przekupując rywali. Aż 42 osoby – 36 piłkarzy obu zespołów, trener Saragossy Javier Aguirre i prezes tego klubu Agapito Iglesias – w 2014 roku zostały oskarżone o udział w ustawieniu meczu i przekazanie zawodnikom Levante 965 tys. euro za odpuszczenie spotkania. W tym gronie był też Obradović, ale i jego znacznie sławniejsi koledzy: Ander Herrera (latem trafił z Manchesteru United do PSG) i Gabi, który potem został kapitanem Atletico Madryt. Trzeba jednak przyznać, że Serb nie znalazł się w gronie osób, które w ciągu dwóch dni przed spotkaniem wypłaciły z banku większe sumy gotówki, by potem – zdaniem prokuratory – przekazać je graczom Levante. A w podejrzanym starciu nie zagrał. W końcu sprawa została umorzona przez sędzię z Walencji, ale w zeszłym roku sąd nakazał ponowne jej rozpatrzenie. Sportowo to też nie był najlepszy czas w jego karierze. Grał w kratkę, miał urazy. Szczególnie poważną kontuzję leczył w ostatnim sezonie w Aragonii, gdy zerwał więzadła i wystąpił tylko w meczu pierwszej kolejki. Odszedł z Saragossy i został bez klubu. W końcu po półtora roku wrócił na boisko, ale już w barwach belgijskiego Mechelen. Tam doszedł do wielkiej formy i zapracował na transfer do Anderlechtu.
Szkoleniowiec Arki, Jacek Zieliński opowiada o osłabieniach drużyny, nowych piłkarzach i o swoim pomyśle na młodzieżowców.
JAKUB RADOMSKI: Czy był pan zaskoczony odejściem Luki Zarandii?
JACEK ZIELIŃSKI (TRENER ARKI): Nie. Spodziewałem się, że Luka może nas opuścić. Od dłuższego czasu byłem w klubie na to przygotowywany. Już w zeszłym roku interesowało się nim kilka zespołów, ale wtedy Zarandia miał problemy zdrowotne, które się przeciągały. Wyleczył się i dobrze prezentował w końcówce sezonu. Jego odejście nie mogło mnie zdziwić, choć tliła się nadzieja, że z nami zostanie.
Obok Zarandii latem Arkę opuścił Michał Janota. Nie udało wam się zatrzymać także Marko Vejinovicia. Z czterech najlepszych zawodników minionego sezonu pozostał tylko bramkarz Pavels Šteinbors. W ostatnich rozgrywkach zespół ledwo utrzymał się w lidze, a teraz dodatkowo się osłabiliście. Skąd czerpać wiarę w to, że znów uda wam się pozostać w ekstraklasie?
Mówi pan o odejściu trzech najlepszych piłkarzy, a ja bym to ujął nieco inaczej. Arkę opuściło trzech najbardziej kreatywnych i zarazem skutecznych zawodników, nie licząc Macieja Jankowskiego, który został. Straciliśmy trzy zęby trzonowe, a sytuacja jest skomplikowana, tym bardziej że w nowym sezonie z ligi spadają trzy drużyny. W Arce tak już jest, że zawodnicy pokazują się z dobrej strony, a potem idą wyżej. Tak było zawsze i my tego nie zmienimy. Janota otrzymał świetną finansowo ofertę z Arabii Saudyjskiej i trudno mu się dziwić, że bardzo chciał odejść. Luka kiedyś już był w Belgii. Trafił wtedy do KRC Genk. Nie wyszło mu, ale teraz inny tamtejszy klub, Waregem, bardzo go chciał, a on ma coś w tym kraju do udowodnienia. Poza tym to zwyczajnie silniejsza liga. Vejinovicia nie dało się zatrzymać. Nie było nas stać na jego wykupienie, a przy ewentualnym kolejnym wypożyczeniu – na utrzymanie. Proza życia.
Do pana zespołu trafiło kilku nowych zawodników, ale ich piłkarskie CV nie rzucają na kolana.
Bośniaka Azera Bušuladžicia bardzo chciałem w drużynie. Wierzę, że będzie prezentował poziom zbliżony do Vejinovicia. Dwa ostatnie lata spędził w Atromitosie i był podstawowym zawodnikiem czwartego zespołu silnej ligi greckiej, grał z nimi w pucharach. Wcześniej występował w Danii i też zbierał dobre recenzje. Hiszpan Santi Samanes ma duże możliwości, ale pewnym problemem może być dla niego przyzwyczajenie się do polskiej ligi, w której ważne są siła i warunki fizyczne. Widać po nim, że występował w Hiszpanii, gdzie zawodnik dostaje piłkę i ma sporo czasu, by nią pograć. Jednak nigdy nie mówiłem, że to jest człowiek, który pojawi się i od razu będzie zbawieniem Arki. Potrzebuje kilku tygodni.
Dariusz Żuraw w sparingach testował swój nowy plan na Lecha. I wygrał prawie wszystkie.
Pięć meczów i cztery zwycięstwa to dotychczasowy bilans letnich sprawdzianów Lecha. Chociaż to tylko sparingi, taki wynik robi wrażenie, zwłaszcza że Kolejorz mierzył się z solidnymi europejskimi zespołami i pokonał dwa, które grają w eliminacjach Ligi Europy. Poznaniacy tonują jednak nastroje. – Nie patrzymy do końca na wyniki, one mają teraz mniejsze znaczenie. Raczej interesował nas odpowiedni styl gry i to chcieliśmy na boisku szlifować – wyjaśnia napastnik Paweł Tomczyk. I trafia w sedno, bo bardziej niż rezultaty wszystkich ciekawi to, jak się zaprezentuje zespół Lecha po dużych zmianach kadrowych. Trener Żuraw przed startem przygotowań otwarcie zadeklarował, jak ma grać jego drużyna, a główny nacisk miał być położony na konsekwentne i spokojne budowanie akcji już od linii obrony. Podczas sparingów przyszła pora, by powiedzieć „sprawdzam” i… Lech w istocie tak grał. Czasem wychodziło to lepiej, innym razem trochę gorzej, ale ważne było, że poznaniacy w tych słabszych momentach nie porzucali natychmiast swojej koncepcji na rzecz grania dalekimi podaniami, tylko wytrwale trzymali się swoich założeń.
Trener Rakowa Częstochowa, Marek Papszun opowiada o nowych zawodnikach w swojej drużynie.
Andrija Luković
Są wobec niego duże oczekiwania i oby jest spełnił. Ma ogromny potencjał. Nie ma przypadku w tym, że był w Crvenej Zvezdzie, której jest wychowankiem. Samo funkcjonowanie w takim klubie już wiele o nim świadczy. Stosunkowo młody zawodnik, który ma sporo do pokazania. Myślę, że będzie wartością dodaną dla naszego zespołu
Bryan Nouvier
Ma trochę nietypowy jak na nasz rynek piłkarski rodowód, bo jest Francuzem, a tych w Polsce nie gra wielu, poza tym trafił do nas przez Rumunię. W Metz się nie przebił, był tam na pograniczu pierwszej i drugiej drużyny. Później wyjechał do mistrza Rumunii CFR Cluj, gdzie już grał, więc to pokazuje, że nie jest przypadkowym piłkarzem. Ostatnio był wypożyczony do Sepsi i również regularnie występował. Oglądaliśmy go i zdecydowaliśmy się na transfer. Umiejętności ma duże, kwestia tylko jego adaptacji. Może być wahadłowym lub w naszym ustawieniu jednym ze środkowych ofensywnych piłkarzy, będących bezpośrednio za napastnikiem. Jeszcze nie zdecydowaliśmy się, do której pozycji zostanie przypisany.
Trzecia próba Daniela Dziwniela. 26-letni obrońca dwa razy zrywał więzadło w kolanie i dwa razy wracał do gry. Teraz liczy, że limit pecha już wyczerpał.
Wszystko trwało sekundę. Może dwie. Wślizg rozpędzonego przeciwnika, upadek na sztuczną murawę i koniec. Pół roku stracone. Marzenia o podboju ligi szwajcarskiej można było odłożyć na półkę. – Nie potrzebowałem diagnozy lekarza, od razu wiedziałem, że jest źle – wspomina Daniel Dziwniel.
Obrońca Korony trafił do Sankt Gallen w styczniu 2015 roku. Transfer wydawał się jak najbardziej logiczny i słuszny. Niezły zespół, trener, który nalega na sprowadzenie piłkarza i przeprowadzka z Chorzowa do urokliwego miasteczka w Szwajcarii. – Życie pokrzyżowało mi plany – wzdycha piłkarz. Pierwsze pół roku w Sankt Gallen było słabe. Zagrał tylko w trzech meczach, ale nie zrażał się i obiecywał sobie, że w nowym sezonie będzie lepiej. – I wtedy, w trakcie przygotowań do nowych rozgrywek zerwałem więzadła – wspomina niechętnie.
SPORT
Dzisiaj i w poniedziałek zabrzanie rozegrają ostatnie przed startem ekstraklasy sparingi. Czy pomogą one Marcinowi Broszowi w podjęciu ostatnich decyzji personalnych? Na razie może się cieszyć, że ma nowego bramkarza.
(…) Ten okres tak naprawdę zakończy piątkowy sparing. Po tym spotkaniu, do poniedziałku, chcemy stworzyć ścisłą kadrę, by na tydzień przed inauguracją być przygotowanym do rozgrywek. Oczywiście zakładamy, że nie będzie ona w 100 procentach ostateczna, ale w dużym przybliżeniu będzie nas ona reprezentowała w najbliższym okresie – stwierdził niedawno trener Marcin Brosz.
Można przypuszczać, że na ten moment najmocniejsza jedenastka zabrzan będzie się prezentować tak, jak w sparingu z AEK: Chudy – Sekulić, Wiśniewski, Bochniewicz, Janża – Zapolnik, Bainović, Matras, Baidoo – Jimenez, Angulo. Aczkolwiek nie jest wykluczone, że między słupki bramki wskoczy Dawid Kudła, który wczoraj z powodzeniem zakończył testy w Górniku i podpisał dwuletni kontrakt z opcją przedłużenia o rok. 27-latek w ostatnim sezonie reprezentował w ekstraklasie barwy Zagłębia Sosnowiec, lecz nigdy nie ukrywał, że jest wielkim fanem zabrzańskiej ekipy. Kudła urodził się w Rudzie Śląskiej i właśnie w Górniku stawiał swoje pierwsze futbolowe kroki. Natomiast oficjalnie przygodę z „trójkolorowymi” zakończył Wojciech Pawłowski, który wczoraj podpisał kontrakt z drugoligowym Widzewem Łódź. 26-letni bramkarz ostatni mecz w górniczych barwach zagrał ponad rok temu, a jego kontrakt z zespołem wygasł formalnie z końcem czerwca. Z Widzewem trenował już od kilku dni.
Michał Góral to kolejny gracz Legii, który w nadchodzącym sezonie ma bronić barw sosnowieckiego spadkowicza z ekstraklasy.
Napastnik Michał Góral to młodzieżowy reprezentant Polski. Ostatni sezon spędził na wypożyczeniu w Stomilu Olsztyn. W 23 meczach w I lidze zdobył 5 bramek. W ekipie z Sosnowca zagrał już w jednym meczu kontrolnym. Dziś ma się zaprezentować w starciu z Rakowem Częstochowa. Dla sosnowiczan będzie to mocny akcent kończący prawie dwutygodniowe zgrupowanie. Ekipa Radosława Mroczkowskiego wyruszy wczesnym rankiem z Wodzisławia do Sosnowca, gdzie na Stadionie Ludowym o godz. 11.00 zmierzy się z beniaminkiem ekstraklasy.
Jeśli Góral przekona do siebie sztab szkoleniowy sosnowiczan, będzie kolejnym legionistą w Zagłębiu. To już tradycja, że w barwach sosnowieckiego klubu znajdują się gracze wypożyczani z Legii. Dzieje się tak dzięki umowie podpisanej w lutym 2014 roku, choć tak naprawdę wszystko zaczęło się jeszcze wcześniej. W czerwcu 2013 roku władze obu klubów, przy współudziale sosnowieckiego samorządu, podpisały list intencyjny. Za całością projektu stał m.in.: Marcin Jaroszewski, który właśnie w czerwcu 2013 roku został nowym prezesem klubu, przejmując schedę po Leszku Baczyńskim, dziś honorowym prezesie 4-krotnego wicemistrza Polski.
SUPER EXPRESS
Dawid Janczyk będąc pijanym został sfotografowany przed jednym ze sklepów w centrum Warszawy, po raz pierwszy opowiedział o problemach rodzinnych i przyznał, że z Odry Wodzisław wyleciał przez alkohol. Niestety wygląda na to, że nadal nie rozumie, iż ma poważny problem.
(…) Co z tobą jest nie tak? Przez całą jesień i zimę pracowałeś sumiennie w Odrze Wodzisław. Chodziłeś na terapię. A tuż przed startem ligi popłynąłeś…
– To przez to, że nie gram. Myślę, że zasługiwałem na miejsce w składzie. Rozmawiałem na ten temat z prezesem i z trenerem Wieczorkiem. Gdybym dostał od niego szansę, to wszystko znowu byłoby dobrze. Gdybyśmy wywalczyli awans, gdybym miał normalny kontrakt, mieszkał sam albo z rodziną, to wtedy wróciłbym jako normalny piłkarz, jakim byłem kiedyś.
– Przyczyną rozstania z Odrą był alkohol?
– Tak. Znowu przyjechałem do domu i nie mogłem do niego wejść. I znowu coś pękło. Żaden człowiek nie pogodziłby się z tym, że po sześciu miesiącach niewidzenia dzieci przyjeżdża do własnego domu i musi spać na klatce.
– Jesteście z żoną w stanie jeszcze sobie zaufać?
– Wydaje mi się, że po tej sytuacji z policją już chyba nie. Że to się już skończyło. Jak masz złote jajko i kurę, która je znosi, to po co jej ucinasz łeb?
– Ale ty już nie znosisz złotych jajek jak w czasach Moskwy, Belgii, Legii…
– No właśnie… A jak kura nie znosi już złotych jajek, to trzeba jej uciąć łeb…
– Wstyd ci, jak patrzysz na to zdjęcie sprzed sklepu?
– Jest mi przykro. Ale takich rzeczy nie wrzuca się do sieci. To zrobiła jakaś gnida.
GAZETA WYBORCZA
Nic o piłce.
Fot. Michał Chwieduk/400mm.pl