Real Madryt z Cristiano Ronaldo w szczytowej formie, z doskonałymi Modriciem, Marcelo czy Sergio Ramosem. Real Madryt, w którym za sznurki pociągał sam Zinedine Zidane, legenda klubu. Real Madryt, który jako pierwszy w historii Ligi Mistrzów wygrał ją dwa razy z rzędu. A potem jeszcze poprawił trzecim zwycięstwem.
Real Madryt, który odniósł historyczne sukcesy, w miniony wtorek sam stał się historią.
Hiszpańska Marca w środę dała wymowną okładkę – fotografię Estadio Santiago Bernabeu, futbolowej świątyni w ostatnich latach regularnie oglądającej wielkie triumfy, z podpisem: tutaj spoczywa drużyna, która przeszła do historii. To symboliczny koniec ery, zwłaszcza, że stanowi domknięcie tryptyku. Dwie porażki z Barceloną, definitywna utrata szansy na mistrzostwo, na Puchar Hiszpanii i na triumf w Lidze Mistrzów. Siedem dni, które zakończyło kilkuletni cykl królewskiej drużyny. Oczywiście, rozpad nie przydarzył się z dnia na dzień, zwłaszcza, że przecież równie symboliczne było odejście Cristiano Ronaldo. Do meczu z Ajaksem fani Realu mogli się jednak jeszcze łudzić: jakoś to będzie. Jakoś z tego wyjdziemy, przecież zawsze wychodziliśmy z najostrzejszych zakrętów.
Nie, nie tym razem. Porażka 1:4 (!) na Bernabeu (!!) z Ajaksem Amsterdam (!!!) to koniec jakichkolwiek złudzeń.
Przyczyny można wymieniać długo, na wstępie na ławie oskarżonych powinna zasiąść biologia. Z jednej strony – nie da się zatrzymać starzenia Luki Modricia, Marcelo, Sergio Ramosa, Karima Benzemy. Z drugiej – to również czysto biologiczny proces – nie da się utrzymać ich przez tak długi okres w stanie maksymalnej koncentracji, maksymalnego spięcia. Dotarli do granic swoich możliwości, co doskonale wiedział Zizou, schodząc ze sceny na szczycie. Poza tym, raz jeszcze ukłon w stronę nauk przyrodniczych, w historii świata rzadko zdarza się, by udało się zastąpić kosmitę człowiekiem. Szczególnie gdy mowa o tak utalentowanym kosmicie jak Cristiano Ronaldo i tak młodym człowieku jak Vinicius.
Wiadomo było, że Real w końcu zgaśnie, choć nikt nie spodziewał się tak drastycznego plaskacza na otrzeźwienie. Ale może tak właśnie musiało być? Przyglądamy się obecnemu Realowi i tak naprawdę chyba przespano czas na ewolucję. Teraz trzeba już prawdziwego trzęsienia ziemi.
ATAK
Zaczynamy od frontu, bo tutaj ułomność Królewskich widać najmocniej. Nieunikniony był spadek jakości po odejściu Cristiano Ronaldo, to człowiek niezastąpiony nie tylko w kontekście Realu, ale ogólnie w kontekście historii futbolu. Nie ma wątpliwości, że lukę po CR7 i Lionelu Messim piłka nożna będzie łatać latami, a być może nigdy jej nie załata. Największym wyzwaniem stojącym przed hiszpańskimi gigantami w ostatnich latach było więc przygotowanie gruntu na życie po osieroceniu przez kosmitów. Barcelona wykonała już szereg zabiegów, a kolejne letnie ruchy, m.in. transfer de Jonga już oficjalnie potwierdzono. Real?
Cóż, Real chyba nie docenił, jak wielkie znaczenie miał dla niego Ronaldo. Niektórzy twierdzili, że bez podań kolegów jest mu ciężej, że nie potrafi zmienić się w kreatora, tak jak robi to Messi. Ale z nim na boisku Real zawsze miał plan B – podajmy do niego, niech coś zrobi. Czasem wystarczyło, że ściągał na siebie uwagę wszystkich zawodników rywali, czasem wystarczył stały fragment, pojedynczy drybling.
– Ronaldo dawał coś ekstra w strefie mentalnej. Sama świadomość posiadania tego piłkarza w swoich szeregach dawała inne poczucie wartości pozostałym zawodnikom, inną wiarę w siebie. Mało tego, bardzo często absorbował on uwagę nawet kilku rywali, co dawało pozostałym więcej swobody – przekonywał na antenie Weszło FM Mateusz Borek.
Po prostu – przy Ronaldo wpadało. Dziś czytanie teorii o tym, że bez niego Bale i Benzema wreszcie zaczną oddychać pełną piersią wydaje się śmieszne. Podobnie jest zresztą z następcą Ronaldo, Viniciusem. Brazylijczyk ma wszystkie narzędzia, by stać się klasowym piłkarzem. Ale on w Madrycie powinien terminować u boku mistrza, podpatrywać każde jego zagranie i zachowanie meczowe, chłonąć wiedzę i nabierać doświadczenia. Zamiast tego Real wrzucił 18-latka na najwyższego możliwego konia, oczekując, że w krytycznych chwilach to właśnie Vinicus pociągnie cały wóz.
Raczej oczywisty jest koniec Garetha Bale’a w tej drużynie. Nigdy nie dał tyle, ile od niego oczekiwano, na koniec przegrał rywalizację z Lucasem Vazquezem, który kosztował dokładnie 100 razy mniej. 31-letni Karim Benzema nawet rozgrywając najlepszy sezon od lat nie daje nadziei na utrzymanie klasy europejskiej – pasował jako towarzyszy Ronaldo, ale w samodzielnej roli wypada nieprzekonująco. – Mariano zawiódł po powrocie z Lyonu, zdobył w tym sezonie dwie bramki i trapiły go kontuzje, przez co więcej czasu niż na boisku, spędził na trybunach i w gabinetach lekarskich. Jeśli ostatecznie Karim nie odejdzie, pewnie z klubem rozstanie się Mariano, a Real wciąż będzie potrzebował innego napastnika, gwarantującego gole. Ostatnim takim był Alvaro Morata – dopowiada Krzysztof Rot ze strony realmadryt.pl.
Zła wiadomość dla Realu jest taka, że na rynku brakuje mocnych, perspektywicznych snajperów, zaś światowy top skrzydłowych to ceny przekraczające dotychczasowy rekord Królewskich. Nie będziemy oryginalni: Florentino Perez potrzebuje tu co najmniej dwóch dużych nazwisk, które natychmiast zaczną grę na mistrzowskim poziomie. Na giełdzie trudno wymyślić coś nowego – stale przewijają się nazwiska Kyliana Mbappe, Neymara, Roberta Lewandowskiego czy Edena Hazarda. Wydaje się rzeczą trudną złożenie tercetu ofensywnego właściwie od nowa. Jeśli założymy, że najlepiej w Madrycie rokuje Vinicius, naturalne wydaje się dobranie do niego snajpera pokroju Lewandowskiego oraz skrzydłowego w typie Hazarda czy Mbappe. Tu jednak pojawia się w grze Financial Fair Play, do którego zresztą wrócimy.
– Tłum kibiców skandował „Florentino dimision”. A Perez jest facetem, który lubi działać pod publiczkę. On się zmienił w swoim podejściu do polityki transferowej, natomiast spodziewam się, że ściągnie ku uciesze tłumu duże nazwisko. Pytanie – czy tym wielkim nazwiskiem będzie trener, czy jednak piłkarz klasy Hazarda czy Icardiego? W Realu też trzeba pamiętać o zarządzaniu emocjami. Transfer takiego Hazarda spowodowałby zmianę optyki przyjętej przez kibiców, którzy pewnie na oficjalnej prezentacji takiego zawodnika zjawiliby się w liczbie 50 tysięcy. Perez takim ruchem mógłby odsunąć presję od siebie. Zresztą wystarczy popatrzeć na sondy przeprowadzane w prasie czy w radiach hiszpańskich. Tam 70-80% ludzi uważa, że winnym obecnego stanu rzeczy jest właśnie prezes, a nie Solari czy zawodnicy. Największa krytyka ogniskuje się na Perezie – mówi Tomasz Ćwiąkała, ekspert i komentator Canal+Sport.
Mądry Perez po szkodzie, można powiedzieć, bo przecież prezes z tak wielkim doświadczeniem mógł przewidzieć, że odejście Cristiano odbije się czkawką na całym zespole. W Madrycie żałują dziś, że nie wyciągnęli z Bayernu Roberta Lewandowskiego i że nie przycisnęli mocniej Chelsea o Edena Hazarda. Pytanie – co latem zrobi Real? Czy będzie szukał na absolutnym topie w gronie dziesięciu najlepszych piłkarzy świata? Czy jednak zadowoli się leczeniem zachowawczym ponownie szukając młodziaków lub piłkarzy na dorobku?
– Nie wiem, czy Icardi jest takim zawodnikiem, który usatysfakcjonuje kibiców Realu. Ale jestem przekonany, że z tych 50 goli, które gwarantował Cristiano i których dziś Realowi brakuje, byłby w stanie zagwarantować chociażby 30. Tak samo Hazard byłby w stanie strzelić i wypracować podobną liczbę bramek. Tymczasem dziś poza Karimem Benzemą, który ma wzloty i upadki, ale generalnie rozgrywa dobry sezon, oraz Viniciusem, reszta ofensywy gra dramatycznie. Czy to Asensio, czy Bale, czy Isco. Nikt nie wziął odpowiedzialności na siebie po Ronaldo. Modrić miał wzloty i upadki, nie jest może takim piłkarzem jak w poprzednim sezonie, ale gwarantuje pewien przewidywalny poziom. Natomiast Toni Kroos jest cieniem samego siebie – dodaje Ćwiąkała.
POMOC
W teorii tutaj problemy są najmniejsze: Modrić przed momentem wzniósł w górę Złotą Piłkę, Casemiro jest bodaj w najlepszym wieku dla pomocnika, Kroos też jeszcze nie kładzie się do trumny. Sęk w tym, że cała trojka działa wyjątkowo statycznie, każdemu z nich brakuje dynamiki, najstarszemu Modriciowi zaś chyba również pary. Podczas gdy Barcelona już ekscytuje się perspektywą współpracy Arthura i Frenkiego de Jonga, Real zostaje z piłkarzami nieszczególnie efektownymi, zwłaszcza w tym sezonie. O ile brak ofensywnego polotu w pomocy można zamaskować mocnym atakiem, o tyle przy problemach Królewskich coraz bardziej odczuwalny jest brak wsparcia w środku.
– Nie poruszają się między liniami tak, jak zrobił to w sobotę Rakitić, co przyniosło Barcelonie gola. Brakuje również dynamiki i pressingu, a co za tym idzie, gry piłką, prostopadłych podań i niekonwencjonalnych dryblingów. Rozwiązaniem mogłoby być np. rzucenie Asensio do środka pola, gdzie przecież grał już w Mallorce, albo James, który najprawdopodobniej wróci do Madrytu latem – komentuje Rot.
W teorii z szóstki Modrić, Casemiro, Kroos, Isco, Asensio, Rodriguez powinno się ulepić całkiem solidną pomoc. Jeśli coś tu zmieniać, to chyba Modricia na jakiś nowszy model. Pytanie tylko, czy w ogóle taki jest dostępny na rynku po oficjalnym ogłoszeniu de Jonga piłkarzem Barcelony. Raczej nie będzie to Zieliński. Dostarczyciel produktów piłkarskich z Monaco po wydrenowaniu przez Premier League trochę się zaciął. Dele Alli? Dybala? Nabil Fekir? Jakaś powiązana z Balem transakcja w celu pozyskania Eriksena? Nawet hiszpańskie media, które łączą ze swoimi dwoma największymi klubami jakieś 80% istniejących na świecie zawodników, nie rozpisują się o prawdopodobnych transferach do Realu akurat na te pozycje. Niewykluczone, że Real po prostu zmieni ustawienie, stawiając odważniej na dwójkę napastników i dwójkę skrzydłowych. Albo – co bardziej prawdopodobne – zostawi problemy w pomocy uznając, że większe dziury ma w pozostałych formacjach.
OBRONA
Marcelo jest jednym z najlepszych lewych obrońców w historii piłki nożnej. Bardzo długo solidny w defensywie oraz śmiertelny w ataku, teraz jest cieniem samego siebie sprzed parunastu miesięcy.
– W ostatnich 9 meczach, w których zagrał, Real zdobył zaledwie 5 punktów, tracąc 19 bramek i strzelając 6 – wylicza Krzysztof Rot. – Na ławce posadził go Reguilon, dla którego jest to pierwszy sezon w poważnej piłce i niewykluczone, że to właśnie wychowanek Królewskich rozpocznie przyszły sezon w pierwszym składzie, a latem pożegnamy się z Marcelo. Jeśli Brazylijczyk odejdzie, Real będzie musiał kogoś kupić.
I skoro problemem staje się tak mocny punkt królewskiego Realu ostatnich lat – do jakiego miejsca doszedł ten klub? Wydawało się, że chociaż tutaj Real ma spokój, ale nie, tu również szykują się głębokie reformy. Wstrzymalibyśmy się z krytyką Raphaela Varane’a, choć mistrz świata gra zdecydowanie poniżej swojego potencjału. Tutaj nie trzeba za dużo udowadniać, to po prostu spadek formy, trudno nam sobie wyobrazić, by Francuz permanentnie utracił swoją pewność z mundialu. Niemniej Varane nie gra jak przystało na mistrza świata i to głównie jego błędy sprawiły, że Real przed Dniem Kobiet kończy sezon. Jednym z najgorszych jego meczów był ten przeciwko Levante u siebie, gdzie samodzielnie dał gościom dwa gole. Oprócz tego w zaskakująco słabej dyspozycji jest Nacho, który wcześniej z reguły nie zawodził. Z kolei na czwartego stopera, Jesusa Vallejo (którego swoją drogą bardzo wszystkim szkoda, bo spory talent, inteligentny chłopak, ale zniszczony przez kontuzje) nikt już nie liczy i najpewniej odejdzie na wypożyczenie. Największą bolączką jest właśnie gra obrony. Całe multum błędów indywidualnych środkowych i bocznych obrońców sprawiło, że Real od początku sezonu musiał gonić Barcelonę. Wystarczy przypomnieć mecze z Levante, Eibarem czy Sevillą. Prowodyrem był tu Varane, ale kroku starał mu się dotrzymać Marcelo, po którego stronie padała większość bramek straconych przez Real. Kwintesencją jego sezonu był gol Malcoma w pierwszym meczu Pucharu Króla na Camp Nou, gdzie Marcelo był niemal 50 metrów za atakującym Barcelony i wracał truchtem.
– Bramkarza Real nie musi ściągać. Ma dwóch fachowców, którzy raczej cię nie zawodzą. Oczywiście po Courtois spodziewano się lepszej formy i tego, że wybroni zespołowi kilka punktów więcej, tymczasem oni broni tyle, co musi. Ale na pewno nie obsada bramki jest w tym momencie problemem Realu – mówi Ćwiąkała: – Podobnie lewa obrona – Sergio Reguilon pokazał, że warto w niego inwestować, a i Marcelo może pozwoli się odbudować. Na prawej stronie też nie ma dramatu, bo jest przecież Dani Carvajal, kupiony za 30 milionów Alvaro Odriozola i Achraf Hakimi, który obecnie przebywa na wypożyczeniu w Borussii Dortmund. Wśród stoperów też nie ma pomoru, bo Sergio Ramos pogra na dobrym poziomie jeszcze z dwa-trzy lata, a Raphael Varane, który rozgrywa kiepski sezon, wciąż jest jednym z najlepszych środkowych obrońców swojego pokolenia. Być może przydałby się tu ktoś jeszcze, bo Nacho Fernandez nie jest piłkarzem, którego stać na wejście w buty Ramosa. Pozycja stopera powinna zostać wzmocniona, natomiast priorytetem dla Realu wydaje się odmienienie ofensywy.
TRENER
– Koniec cyklu na pewno nadszedł. Spodziewam się wielu zmian, ale nie w kontekście ilościowym. Nie ma co oczekiwać tego, że Real latem wymieni dziesięciu piłkarzy. Natomiast samo zachowanie Zidane’a latem było symptomem tego, że koniec pewnej ery nadchodzi. Już po fakcie przyznawał, że w meczach Copa de la Rey z Leganes widział, że zawodnicy nie są odpowiednio zmotywowani – czy to w lidze, czy w pucharze. Francuz czuł pismo nosem i wycofał się w odpowiednim momencie. Myślę, że można było mówić o ewolucji w przypadku, gdyby Zidane’a zastąpiła równie wielka postać. Tymczasem brak tego zastępcy zwiastował koniec cyklu „Królewskich” – uważa Ćwiąkała.
Dochodzimy zatem do kwestii być może najważniejszej – trenera. Wszystko wskazuje na to, że Real po rozstaniu z Zidanem podjął dwie błędne decyzje przy obsadzie szkoleniowca. Najpierw wtopił z Julienem Lopeteguim, a później błąd załatał strażakiem z sikawką o niezbyt mocnym strumieniu (bez skojarzeń), czyli Santiago Solarim. Kadra Realu nie jest może taką, którą bezwzględnie typowalibyśmy na niekwestionowanego kandydata do zwycięstwa w Lidze Mistrzów, natomiast patrząc na nazwiska nie powiedzielibyśmy też, że to ekipa, która już w marcu może pożegnać się z walką o wszystkie trofea. Część winy za tak spartaczony sezon leży po stronie trenera.
Póki co żadnego oficjalnego komunikatu o zwolnieniu Solariego nie ma, natomiast nie jest tajemnicą, że jego posada wisi na włosku. – Problemem Realu jest to, że na rynku trenerskim nie ma na ten moment wielu szkoleniowców, którzy mieliby na tyle mocne nazwisko, by uspokoić nastroje na trybunach i by realnie poprawić jakość sztabu trenerskiego. Oczywiście przy poszukiwaniu potencjalnych kandydatów natychmiast do głowy przychodzi Jose Mourinho. Natomiast co z pozostałymi kandydatami, o których można myśleć od lata? Tutaj Real będzie prawdopodobnie odbijał się od ściany. Jurgen Klopp jest nie do wyjęcia z Liverpoolu, podobnie też Tottenham nie puści Mauricio Pochettino. Natomiast sam jestem ciekaw tego, jak postąpi Perez. Czy zwolni Solariego, by ściąć głowę pod presją fanów? Wcale tego nie wykluczam. Natomiast byłaby to desperacka próba ratowania sezonu, w którym nie ma już czego ratować – komentuje Ćwiąkała.
Nie ma przypadku w tym, że kolejne kluby ze ścisłego europejskiego topu wymyślają kwadratowe jaja i sięgają po trenerów, którzy nie są sprawdzeni w walce na tak trudnym froncie. Chyba najlepszym przykładem będzie tu Niko Kovac, któremu wystarczyły dobre wyniki w Eintrachcie Frankfurt i umiejętność posługiwania się językiem niemieckim, by dostać propozycję pracy w Bayernie Monachium. Kolejne miesiące pokazały jednak, że czym innym jest wojować szabelką z pozycji outsidera w Bundeslidze, a czym innym jest zarządzanie szatnią z Riberym, Lewandowskim, Hummelsem czy Neuerem.
Wielkie kluby są jednak coraz częściej zmuszane do tego, by szukać w sztabach półśrodków, czyli trenerów z teoretycznie drugiego szeregu, lub wymyślać dla futbolu nowych trenerów. Jak Barcelona z Guardiolą czy jak Real z Zidanem.
– Być może Perez będzie chciał znów testować rozwiązanie z trenerem, który nigdy nie pracował na tak wysokim poziomie. Na przykład z Raulem czy Gutim. Problem polega jednak na tym, że tacy goście jak Zidane pojawiają się raz na setki byłych piłkarzy, którzy zostają w futbolu jako trenerzy. A symptomatyczne jest to, że żaden zawodnik z ery Zidane’a w Realu nie został do tej pory wielkim szkoleniowcem. Zidane był jedyny w swoim rodzaju i trudno spodziewać się, że Perez przeglądając skład swojego Realu sprzed dwóch dekad wpadnie na człowieka, którym będzie mógł zastąpić Solariego – dodaje ekspert Canal+.
Opcje są zatem dwie. Właściwie to trzy:
– Real zwalnia Solariego teraz i zastępuje go innym trenerskim żółtodziobem z Realem w piłkarskim CV
– Real zwalnia Solariego teraz i zastępuje go Jose Mourinho
– Real daje Solariemu popracować do końca sezonu, żegna się z nim latem i ściąga wymarzonego trenera
No, chyba że Jurgen Klopp zrezygnuje z gonitwą za Manchesterem City w tabeli Premier League i uzna, że jeśli Perez dzwoni, to prawą ręką wciska się zieloną słuchawkę, a lewą bukuje bilety do Madrytu.
***
Okej, czyli ustaliliśmy – w Realu trzeba wymienić wszystko: trenera, pół składu, rezerwowych, gwiazdy, młodzież i sprzątaczkę.
Brzmiałoby to wszystko dość pesymistycznie, gdyby nie jeden mały szczegół. Financial Fair Play. W czasach, gdy w piłce w okrojony i bardzo umowny sposób, ale jednak reguluje się wydatki na transfery, Real zyskuje dość nieoczekiwaną przewagę nad rywalami. Gdy niektórzy z nich muszą się uciekać do wypożyczeń (Mbappe) czy mierzyć się z zakazami (Chelsea), Królewscy szykują się do skoku. Ostatniego galactico Real kupił w 2014 roku, wydając 80 milionów euro na Jamesa Rodrigueza. Od tej pory ani razu nie przekroczył granicy 50 baniek, co stwarza możliwość odważnej szarży w nadchodzących okienkach. Przebudowie ma ulec Santiago Bernabeu, co ma na celu zwiększenie przychodów, do sprzedania jest kilku piłkarzy z mocnymi nazwiskami, za których wciąż można otrzymać ogromne kwoty.
Real podczas odnoszenia bezprecedensowych sukcesów zachowywał się dość oszczędnie, nie dokładał do składu gwiazd, nie szarżował z kwotami za młodych zawodników. Teraz to ma przynieść korzyść: miejsce na trzy czy nawet cztery duże transfery.
To może oznaczać prawdziwą rewolucję, ale… tak chyba miało być. W Realu nie dbano o żadne ewolucyjne rozwiązania, delikatne przejście z jednej epoki do drugiej, wręcz przeciwnie, jakby szykowano się do wykonania wielkiego skoku. Przespano moment, w którym można było bawić się w zachowanie płynności, w składzie znalazło się jednocześnie zbyt dużo zawodników, którzy nie gwarantują wymaganej jakości. To zresztą widać na boisku – nie ma stopniowego zjazdu, nie ma przejścia z taśmowego zdobywania trofeów do gry w półfinałach. Zamiast tego z nieba do piekła, z trzech kolejnych triumfów w Lidze Mistrzów do odpadnięcia z Ajaksem Amsterdam.
– Od początku tego sezonu zakładałem, że Perez stawia na coś w rodzaju „okresu przejściowego”. Wskazywał na to właśnie fakt, że Ronaldo nie został zastąpiony piłkarzem ze ścisłej światowej czołówki. To było jak przyznanie, że nie stanie się tragedia, jeśli madrytczycy nic w tym sezonie nie wygrają. Natomiast Perez na pewno nie zakładał, że w marcu Real nie będzie już o nic walczył. Najbardziej dotkliwe jest to odpadnięcie z Ligi Mistrzów na tak wczesnym etapie. Zresztą Toni Kroos powiedział wczoraj, że Champions League to rozgrywki, które kręcą ich najbardziej. I to może być sygnał do działania dla Pereza – obrazuje sytuacje madrytczyków Ćwiąkała.
W takich warunkach można robić nawet i zamach stanu. Real Zidane’a i Ronaldo definitywnie się skończył, teraz Królewscy mają kilka miesięcy by określić, jaki Real się zacznie.
Mają markę, pieniądze oraz możliwości.
Przed nami najciekawsza przebudowa od czasów Zidanes y Pavones. Od czasów pierwszej rewolucji Florentino Pereza.