Weekend nie obciążał nadmiarem boiskowych wydarzeń, więc można było skupić się na większych rzeczach i widać to w poniedziałkowej prasie. Mamy obszerne rozmowy z Jerzym Brzęczkiem i Łukaszem Skorupskim, wywiad z Jakubem Koseckim, sylwetkę nowego napastnika Zagłębia Sosnowiec i kilka innych ciekawych rzeczy.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Jerzy Brzęczek w rozmowie z Izą Koprowiak mówi o swoich przemyśleniach dotyczących meczu z Włochami. – Ten mecz wskazał nam kierunek, ale powodu do zachwytów też nie ma – stwierdził.
(…) Co było dla pana ważniejsze: wynik czy jakość i styl gry?
Jerzy Brzęczek: Wynik jest ważny, szczególnie w naszej sytuacji. Porażka przy dobrej grze nie zmieni nastawienia kibiców. Ale my musimy do tego podchodzić bez emocji. Po pierwszej analizie zobaczyłem, że jest dużo pracy, trzeba wyeliminować wiele zachowań, które tworzą niebezpieczeństwo.
Słyszałam, że kiedy wszyscy byliśmy pod wrażeniem gry Polaków w pierwszej połowie, pan wszedł do szatni i miał dużo uwag, tak że w przerwie było naprawdę ostro.
Jerzy Brzęczek: Niekiedy musi tak być. W pewnych momentach za łatwo traciliśmy piłkę, sami napędziliśmy Włochów, by nam strzelili gola. Na takie rzeczy będziemy reagować, bez względu na to, jakie nazwisko przewini. Tym razem byli to Reca, Klich, Krychowiak, każdy z nich popełnił poważny błąd w środkowej strefie. Gdyby przeciwnik lepiej to rozegrał, konsekwencje byłyby większe. Ale mieliśmy też kilka bardzo dobrych odbiorów w środku pola, planowaliśmy to, choć na razie za rzadko przekładaliśmy je na sytuacje podbramkowe.
Przed meczem z Włochami miał pan bardzo mało czasu, tylko trzy treningi, a jednak można było zauważyć kilka wypracowanych schematów. Widział pan na boisku, że piłkarze zrozumieli, jak chce pan grać?
Jerzy Brzęczek: Czasem zajęcia nam się przedłużały, bo kiedy przychodzi coś nowego, to zawodnicy najpierw muszą to zobaczyć, potem zaczynało się tłumaczenie. Nie zawsze wnikaliśmy w szczegóły, nie można przesadzić, zbyt wielu informacji nie przyswoją. W meczu z Włochami często korzystaliśmy z rozegrania od Łukasza Fabiańskiego. Kilkakrotnie dobrze to wyszło, ale raz zrobił się problem, gdy Mateusz Klich się odwrócił, stracił kontrolę nad piłką i Włosi mieli dobrą sytuację. Na tym etapie jest to jednak nieuniknione, musimy próbować, by się rozwijać. Po meczu powiedziałem piłkarzom, że oczekuję, by stosowali takie rozegranie, nawet jeśli czasem stracimy piłkę.
Antoni Bugajski o tym, że Piotr Zieliński już u trzeciego selekcjonera obudził duże nadzieje. Czy tym razem je spełni?
Brzęczek dał mu trzecie życie w kadrze. Zieliński wreszcie był „dychą” (choć na plecach miał dwudziestkę, bo koszulkę z dziesiątką od dawna ma Krychowiak) z prawdziwego zdarzenia. Został bohaterem meczu z Włochami i najlepszym piłkarzem na boisku – strzelił gola, ciśnienie wytrzymał, pokazał klasę. I znowu sygnalizuje, że mając za sobą bardziej defensywnie ustawionych pomocników, bardzo dużo daje w ataku. Zrzucił z siebie niewidzialny pancerz, poczuł swobodę, z której zrobił właściwy użytek. Bo to, czego mu w tych w najważniejszych meczach kadry do tej pory brakowało, to właśnie luzu i nieskrępowanych ruchów. Jeśli to ma, o całą resztę nie trzeba się martwić, bo piłkarskiego talentu i umiejętności mu nie brakuje.
– W jego boiskowym życiu trochę się zmieniło i Zieliński na razie potrafi to wykorzystać. Ma przecież nowego trenera nie tylko w kadrze, ale i w klubie. Carlo Ancelotti dotarł do niego i to widać już było w ligowych meczach Napoli. Nie znam Piotrka osobiście, jednak widzę, że stał się takim delikatnym rozrabiaką. Wszystko zaczyna się w klubie, a potem trzeba potrafić przełożyć to na kadrę narodową. W meczu z Włochami Piotrek potrafił. Przecież w lidze włoskiej, szczególnie w tak wymagającym klubie jak Napoli, nie grają jakieś prawdziwki, a Zieliński jest tam kluczową postacią i nie widzę przeszkód, by takiej roli nie odgrywał też u Jurka Brzęczka – ocenia były reprezentant Polski Jacek Krzynówek.
Arkadiusz Reca po debiucie w reprezentacji Polski. Piłkarz Atalanty przyznaje, że stres był olbrzymi.
– Przed meczem był stres. I to duży, szczególnie gdy wyjechaliśmy z hotelu. Najgorzej było w autokarze, miałem taki moment, że myślałem, że zejdę – opowiada obrońca Atalanty. – Gdy dojechaliśmy na stadion, wszedłem do szatni, wtedy było już w porządku, pojawiły się przyjemniejsze emocje – stwierdza. By się na to przygotować, od początku zgrupowania rozmawia z psychologiem sportu Damianem Salwinem. – Staram się, by moje ciało nie było sparaliżowane. Miałem kilka spotkań, na pewno mi to pomogło – mówi Reca.
Było mu też łatwiej, bo w szatni przemawiał do niego człowiek, którego dobrze zna. – To trener, z którym pracowałem kilka miesięcy temu w Wiśle Płock i który zrobił ze mnie lewego obrońcę. Jemu w dużym stopniu zawdzięczam transfer do Atalanty. To dla mnie duży plus, że on jest selekcjonerem – przyznaje.
Łukasz Skorupski w prześwietleniu Łukasza Olkowicza opowiada o swojej przemianie i bajkowym życiu we Włoszech.
Relacje z Ligi Narodów.
Trochę piłki ligowej. Małe są szanse, że Maciej Makuszewski będzie mógł pomóc Lechowi Poznań już w najbliższej kolejce.
Rozczarowujący Marcin Budziński dostał od Michała Probierza tydzień wolnego, żeby odzyskał wigor.
Cillian Sheridan trzy razy z rzędu był pomijany w meczowej kadrze Jagiellonii, za to teraz zdobył trzy bramki w sparingu w Giżycku.
Od pewnego czasu 29–latek spogląda w kierunku zagranicy. Wielu ofert nie było, bo słabiutka skuteczność atakującego jest pewnym problemem… W końcu, na finiszu okna transferowego, klub i Sheridan osiągnęli porozumienie z beniaminkiem rosyjskiej ekstraklasy z Orenburga. Gdy Irlandczyk powoli zajął się pakowaniem walizek, Rosjanie… zamilkli. Kiedy ponownie nawiązano kontakt, do końca zatrzaśnięcia okna transferowego pozostawała doba. Klub z miasta na pograniczu Europy i Azji zaproponował, by, badania Sheridan przeszedł w Białymstoku, a dokumentację medyczną przesłał. Na to, by w Rosji sprawdzić stan zdrowia Irlandczyka, czas absolutnie nie pozwalał. Sheridan, któremu mocno zależało na transferze, dostał pozwolenie na opuszczenie zajęć, pognał do kliniki, zrobił badania, wysłano je i… znowu cisza ze strony Orenburga! Po kilku godzinach, gdy Rosjanie ogłosili zakontraktowanie innego napastnika, stało się jasne, że do przeprowadzki Sheridana nie dojdzie.
Junior Torunarigha z Zagłębia Sosnowiec zapowiada się na totalnego ogórka, ale to nie znaczy, że jego historia sama w sobie nie jest ciekawa. Przedstawia ją Michał Trela.
(…) O ile ojciec napastnika Zagłębia zrobił sporą międzynarodową karierę, a zanosi się, że podobną zrobi także jego młodszy brat, on sam musiał się zmagać z wieloma przeciwnościami. W Hercie nie zdołał się przebić do pierwszego zespołu. – Miałem w tamtym czasie mnóstwo problemów z kontuzjami. Jedynym moim kontaktem z pierwszym zespołem był wewnętrzny sparing rezerw z seniorami – opowiada. Pierwszy profesjonalny kontrakt podpisał w III-ligowym Rot-Weiss Oberhausen, ale drużyna po jednym sezonie spadła z ligi. Junior zaczął balansować na skraju gry amatorskiej i zawodowej. – Z IV ligi trudno się wydostać. Awansuje bardzo niewiele drużyn, spotkania nie są tak śledzone przez skautów. Carl-Zeiss Jena było jeszcze zawodowym klubem, ale w Neustrelitz, Meuselwitz czy Ambergu musiałem dodatkowo pracować. Dorabiałem, pracując w firmie prezydenta klubu. To były jakieś prace w magazynie lub w logistyce. Dostawałem jakieś czterdzieści pięć euro dziennie, by móc wiązać koniec z końcem. To był dla mnie trudny czas. Ciągle walczyłem o to, by być zawodowcem, a wtedy nie mogłem skupić się wyłącznie na piłce – podkreśla.
Po pobycie w IV-ligowym Ambergu postanowił jeszcze raz zawalczyć o profesjonalną karierę i jako 26-latek pojechał na testy do II-ligowej holenderskiej Fortuny Sittard.
Dariusz Faron rozmawia z Jakubem Koseckim, który wyemigrował do drugiej ligi tureckiej, ale przekonuje, że dziś byłby w Legii kluczową postacią.
(…) W pewnym momencie był pan jednym z najlepszych zawodników Legii. A później przeniósł się pan do 2. Bundesligi. Chyba nie do końca tak miała się potoczyć pana kariera?
Cóż, skoro byłem ważną postacią Legii i menedżer przychodził z ofertami z ostatniej drużyny ligi włoskiej, to coś było nie tak. Niektórym może się to nie spodobać i ktoś mnie może skrytykować za te słowa, ale czuję, że pewne osoby nie miały planu na moją karierę. Gdy Jana Urbana zastąpił Henning Berg, pojawiła się oficjalna propozycja z Espanyolu Barcelona. Byłem na rozmowach, tyle że Legia nie zgodziła się na transfer. Gdybym odszedł do Hiszpanii, dziś rozmawialibyśmy o mojej karierze zupełnie inaczej. Nie chcę jednak wracać do tego, co było, nie jestem osobą, która żyje przeszłością. Chcę po prostu grać, a później przyjdzie czas, by odpowiedzieć sobie na pytanie co dalej. Powiem tylko tyle: jestem przekonany, że ze swoimi umiejętnościami byłbym dziś w Legii kluczową postacią.
Założy pan jeszcze kiedyś koszulkę Wojskowych?
Gdyby zależało to tylko ode mnie, powiedziałbym, że tak. Jeśli będę się dobrze spisywał Turcji i Legia będzie mną zainteresowana, z wielką przyjemnością wrócę na Łazienkowską. W przypadku pojawienia się takiej możliwości nawet bym się nie zastanawiał i na pewno skorzystałbym z opcji. Jeśli jednak ktoś chce grać w Legii, musi prezentować odpowiedni poziom, to przecież najlepszy klub w Polsce. W pewnym okresie swojej gry w Warszawie miałem pod górkę, bo mimo młodego wieku nie bałem się wyrazić swojego zdania. Zdaje sobie sprawę, że niektórym osobom się to nie podobało, ale taki już jestem. Nie zmienię się.
Jerzy Dudek w felietonie broni Jakuba Błaszczykowskiego.
W meczu z Włochami nie widziałem żadnego wyraźnie słabego punktu w naszej reprezentacji. Sporo ludzi przyczepia się do Kuby Błaszczykowskiego, ale ja nie sądzę, by to miało sens. On doskonale wie, że znajduje się pod lupą właściwie całego piłkarskiego środowiska. Wie, że musi udowodnić, iż brak regularnej gry w Wolfsburgu nie wpływa na jego formę. On zawsze był bardzo ambitnym chłopakiem i myślę, że tak można wytłumaczyć jego niepotrzebną decyzję o wykonywaniu wślizgu, po którym arbiter podyktował rzut karny. Widać było, że Błaszczykowskiemu bardzo się chce. Tym razem chciało mu się za bardzo, ale bez przesady – nie ma sensu krytykować go na siłę. Uważam, że to szukanie dziury w całym.
SUPER EXPRESS
Jedna strona o piłce. Piotr Zieliński tak bardzo denerwował Jorginho, że ten po dwudziestu minutach gry kazał mu się odczepić i przestać za nim biegać. Oprócz tego Robert Lewandowski nie mając kontraktu z Gillette może sobie pozwolić na zarost na twarzy, ale za to nie ma miliona złotych.
GAZETA WYBORCZA
Co wynika z remisu z Włochami? – zastanawia się Michał Szadkowski.
(…) Najważniejsze we Włoszech było jednak to, że pomysły Brzęczka wypaliły. Nie zawiódł go ani debiutant Arkadiusz Reca, ani wracający do reprezentacji po czterech latach Mateusz Klich. Nowa taktyka (4-2-3-1) pozwoliła odkryć nowego Roberta Lewandowskiego. Cofającego się, tworzącego przestrzeń kolegom. Jeśli pod koniec pracy Nawałki jednym z problemów kadry było to, że gra przewidywalnie, Brzęczek znalazł rozwiązanie.
Wojciech Kuczok uważa, że zremisowaliśmy z najbardziej paździerzową reprezentacją Włoch w dziejach.
Kiedyśmy ostatnio cokolwiek ugrali w meczu o stawkę na boisku nie w ciemię bitych gospodarzy z Europy Zachodniej?
Naprawdę chciałbym, żebyśmy mieli się z czego cieszyć, ale ten ranking FIFA nie jest wcale taki głupi. Wynika z niego, że Biało-Czerwoni zmierzyli się w piątek z najsłabszą reprezentacją Włoch od ćwierćwiecza.
Nie wynika z niego, że jest to najsłabsza kadra Azzurrich w historii tylko dlatego, że ranking istnieje dopiero od 1993 r. Włosi nigdy wcześniej nie wypadli poza drugą dziesiątkę. Są dzisiaj, przy zachowaniu proporcji i kibicowskich rozczarowań, tam, gdzie my byliśmy za czasów Waldemara Fornalika. Nikt nas nie poważał, nikt nas się nie bał, nikt normalny z nami nie przegrywał. Tyle że dla Polaków to stan powszechnie znany i nielubiany, zaś Włosi wciąż są w żałobie po pierwszym mundialu, który musieli oglądać w telewizji. Deheroizacja kadry czterokrotnych mistrzów świata jest czymś znacznie boleśniejszym, niż polscy kibice są w stanie sobie wyobrazić.
Rafał Stec przyznaje UEFA nobla za Ligę Narodów. Ironizuje.
Podołałem intelektualnie regulaminowi eliminacji Euro 2020 – złożonych z właściwych eliminacji oraz Ligi Narodów – i zostałem szczodrze wynagrodzony. Odkryłem, że wyznaczają nowe standardy nonsensu.
Musicie uwierzyć na słowo, ponieważ nie zamierzam niczego tłumaczyć – i tak byście nie zajarzyli. Skrótowo tylko ujawnię, dla agresywniejszego zaatakowania wyobraźni, że na mistrzostwa kontynentu awansuje na pewno ktoś z zacnego grona reprezentacji sklasyfikowanych obecnie na pozycjach od 40. do 55. w rankingu UEFA: Azerbejdżan, Macedonia, Białoruś, Gruzja, Armenia, Łotwa, Wyspy Owcze, Luksemburg, Kazachstan, Mołdawia, Liechtenstein, Malta, Andora, Kosowo, San Marino, Gibraltar. Co więcej, niekoniecznie poszczęści się akurat najlepszym, za półtora roku może się okazać, że niektórym opłacało się przegrywać, czego również nie zamierzam objaśniać – albo sami wnikniecie w instrukcję obsługi, albo musicie zaufać podstawowej informacji, że na kolejnym Euro wystąpi absolutny debiutant. Mówiąc narzeczem bukmacherskim: prawdopodobieństwo wystąpienia tego zdarzenia zbliża się do okrągluteńkich 100 procent. Pełnej setki nie ma, bo grozi nam Łotwa.
Fot. FotoPyk