– Możemy mieć wobec tej kadry większe złudzenia niż do reprezentacji Nawałki, bo chcemy je mieć, ale oczywistych przesłanek jest niewiele. Kręgosłup zespołu jest. Niedawno wszedł do niego Szymański, który niedługo da drużynie więcej niż Zieliński z Grosickim razem wzięci – mówi Maciej Szczęsny na łamach Przeglądu Sportowego. Dziś siłą rzeczy prasa zdominowana przez kadrę, ale są też watki ekstraklasowe – wyznania Michała Kołby czy wywiad z Waldemarem Fornalikiem.
“PRZEGLĄD SPORTOWY”
Na otwarcie gazety relacja z wczorajszego zwycięstwa, a dalej oceny – Lewandowski z “ósemką”, nikt poniżej noty wyjściowej, jest kilka “piątek”.
ROBERT LEWANDOWSKI OCENA: 8 Umówmy się, widok Roberta Lewandowskiego siedzącego na ławce, jak miało to miejsce w minioną sobotę w Jerozolimie, był tak nienaturalny, jak centrum Warszawy bez Pałacu Kultury. Ale po krótkim eksperymencie wszystko wróciło do normy i Lewy tradycyjnie znalazł się w jedenastce. Ale już w zupełnie nietradycyjny sposób zepsuł okazję, gdy nie atakowany niedokładnie uderzył głową i Jan Oblak złapał piłkę. A później… Co fenomen, to fenomen. Orientując się, że Biało-Czerwonym zupełnie nie idzie, kapitan chwycił mocno ster. Po autorskiej akcji, mijając bezradnie przyglądających się Słoweńców, dał prowadzenie. To w końcu Lewy dryblingiem wymanewrował rywali, czym stworzył akcję na 3:2.
Walia rozprawiła się z Węgrami i jedzie na Euro – bohaterem Aaron Ramsey, strzelec dwóch goli.
Trener Walijczyków oszczędzał największe gwiazdy na kluczowe starcie z Węgrami. Zwycięstwo dawało jego drużynie awans, inny wynik przekreślał szanse Wyspiarzy. W potyczce z Madziarami pierwszy raz w tych kwalifikacjach Bale i Ramsey zagrali razem w pierwszej jedenastce. I szybko pokazali, jak ważni są dla zespołu. Ten pierwszy świetnie dośrodkował, a Ramsey głową zdobył bramkę. Poprzedniego gola dla kadry strzelił we wrześniu zeszłego roku w starciu z Irlandią (4:1). Po przerwie pomocnik Juventusu trafi ł ponownie, tym samym pierwszy raz w karierze zrobił to dwukrotnie w meczu reprezentacji, w której występuje od jedenastu lat. Walia została więc ostatnim fi nalistą EURO, który wywalczył awans poprzez eliminacje. Czterech kolejnych dołączy do tego grona 31 marca po zakończeniu barażów Ligi Narodów
Niezła rozmowa po eliminacjach z Maciejem Szczęsnym. Ten jak zwykle nie boi się mocnych tez. Na przykład takiej, że Szymański za chwilę da kadrze więcej niż Grosicki i Zieliński razem wzięci.
ROBERT BŁOŃSKI: Czy po zakończeniu eliminacji drużyna Jerzego Brzęczka jest silniejsza od tej Adama Nawałki sprzed czterech lat?
MACIEJ SZCZĘSNY: Możemy mieć wobec niej większe złudzenia niż wtedy, bo chcemy je mieć, ale oczywistych przesłanek jest niewiele. Mamy napastnika światowej klasy, który powinien dostać Złotą Piłkę, ale pewnie Lewandowski nie będzie się liczył w tym plebiscycie. Mamy Krychowiaka, o którego bałem się, że już nigdy nie osiągnie optymalnej formy, a tymczasem jest w lepszej niż kiedykolwiek. Wcześniej był psem gończym, rozbijał ataki rywali, potem stał się ratlerkiem, a teraz znowu przeistoczył się w buldoga i dołożył do tego umiejętność grania w piłkę. Regularnie trenuje, trafi ł we właściwe miejsce, w którym eksponuje wszystkie walory i nikt nie oczekuje od niego niemożliwego. Mamy dobrych bramkarzy i solidną parę stoperów. Czyli kręgosłup zespołu jest. Niedawno wszedł do niego Szymański, który niedługo da drużynie więcej niż Zieliński z Grosickim razem wzięci.
Dość obszerne podsumowanie eliminacji. Są noty, jest zbiór minut, skrótowy opis wszystkich meczów, wygrani (Kędziora, Szymański, Bielik, Reca), przegrani (Klich, Kownacki, Pazdan, Rybus, Linetty). Natomiast ciężko z tego coś zacytować. Później mamy wypowiedzi ekspertów o tym, czego spodziewają się po kadrze.
MACIEJ ŻURAWSKI 72-krotny reprezentant Polski Nie mam wielkich oczekiwań, nie spodziewam się dużego sukcesu, choćby na miarę wyniku z mistrzostw Europy we Francji. Znowu musiałoby się wydarzyć szereg rzeczy, aby taka powtórka była możliwa. W pierwszej kolejności wszyscy piłkarze musieliby być w wyśmienitej formie akurat w czerwcu. We Francji wszystko właśnie zagrało i można było nawet wejść do strefy medalowej. Takiego wyniku możemy jeszcze bardzo długo nie powtórzyć. Oczywiście po eliminacjach mamy prawo przyczepiać się do stylu, więc nic dziwnego, że teraz zapala się w głowie czerwona lampka. Jest natomiast okazja, by po raz pierwszy popatrzeć na start w mistrzostwach na chłodno, bez pompowania balonika. Składanie ambitnych deklaracji może wyłącznie zaszkodzić. Dużo będzie zależeć od formy Roberta Lewandowskiego, ale też pamiętajmy że w ostatnich mistrzostwach Europy to nie on strzelał gole w czterech pierwszych meczach, a jednak drużyna dobrze funkcjonowała. Ważne, żeby w przygotowaniach niczego nie zaniedbać. W czasie mundialu w Rosji z tym był chyba problem. Myślę na przykład o niespecjalnie szybkim bieganiu na tle innych drużyn.
Jest kręgosłup i jest świeża krew? Analiza tego, co kadra ma, czego jej brakuje i jaką przeszłą ewolucje przez te eliminacje.
Chcielibyśmy, żeby prawdziwym obrazem reprezentacji nie były wyjazdowe przeciętniactwo ze Słowenią czy Macedonią Północną, ale rewanż z tymi drugimi czy dwumecz z Izraelem. To wtedy zobaczyliśmy taką kadrę, jaka nie urąga naszym oczekiwaniom – ustawioną na połowie przeciwnika, agresywnie starającą się odebrać piłkę i bez nogi na hamulcu. Dziś jej skład wydaje się ustabilizowany, choć selekcjoner liczy, że wiosną ktoś jeszcze na tyle błyśnie, iż wskoczy na ostatniej prostej. W bramce tradycyjnie mamy kłopot bogactwa i tu nic nie zmieni się przez najbliższe lata. Brzęczek wskazał, kto jest u niego szefem na środku obrony, martwić może jedynie to, że nie wyklarował się jasny zastępca dla duetu Kamil Glik – Jan Bednarek. Lewa strona długo była zabezpieczana prawonożnym Bartoszem Bereszyńskim, co nie podobało się Sebastianowi Mili, przyglądającemu się kadrze jako ekspert TVP. – Ograniczamy tam jego i zespół, widać to w ofensywie. Z kontry to jeszcze pół biedy, ale rozegranie ataku pozycyjnego… On potrzebuje więcej czasu na opanowanie piłki lewą nogą. Dobrze nią gra, ale jednak różnicę widać. To i sekunda straty, ale czasem tyle decyduje o powodzeniu ataku pozycyjnego – argumentuje Mila.
Zwierzenia Michała Kołby, który dostał dwa lata zawieszenia za stosowanie dopingu. Wyjaśnia skąd niedozwolone substancje wzięły się w jego organizmie, dlaczego błędnie ufał dietetykowi. Poruszająca rozmowa.
List był krótki, nadawca krył się za rzędem drukowanych liter: POLADA – to skrócona nazwa Polskiej Agencji Antydopingowej. Kiedy Kołba został po meczu z Cracovią wytypowany do badania, nie spodziewał się, że kilka tygodni później dostanie taką przesyłkę. W środku koperty była kartka z krótkim opisem, a na końcu informacja, że w jego organizmie wykryto klomifen, czyli jedną z zabronionych substancji. W teorii miał mu pomóc w kłopotach związanych z niskim poziomem testosteronu. W praktyce brutalnie przerwał karierę. – O całej sprawie dowiedziałem się z klubu, bo listonosz nie mógł znaleźć mojego mieszkania. Po odebraniu telefonu z ŁKS, od razu ruszyłem na pocztę i odebrałem list. Później pojechałem na aleję Unii – wspomina, choć drogi na stadion nie pamięta. Pamięta za to jeszcze, że zanim wsiadł w samochód, zadzwonił do dietetyka, by dowiedzieć się, co mogło się stać.
“SPORT”
Oceny za Słowenię – Piszczek z dziesiątką za całokształt, Lewandowski z dziewiątką, Reca trzy, Kędziora tylko dwa.
Arkadiusz Reca – 3 Przy pierwszej znaczącej akcji Słoweńców wyraźnie zaspał. A później dał się ograć niemiłosiernie i Słoweńcy strzelili wyrównującą bramkę. Źle się ustawiał, bezmyślnie faulował. Złapanie zapaśniczym chwytem zawodnika rywali na połowie boiska można potraktować w kategoriach faulu taktycznego, ale to zdecydowanie naciągana teoria. Potrafił podłączyć się do akcji ofensywnej, ale co z tego? Skoro piłka, po jego zagraniu, przecinała pole karne i skierowana była do… nikogo.
Tomasz Kędziora – 2 Był w centrum uwagi, kiedy pod koniec pierwszej połowy zmieniał Piszczka. A później w momencie, kiedy zajrzał mu w oczy Słoweniec, ten, który zagrał perfekcyjnie do partnera z zespołu i rywal strzelił gola na 2:2, był zupełnie przestraszony.
Luis Enrique wraca na ławkę reprezentacji Hiszpanii. Trudne momenty w życiu prywatnym są za nim, więc wrócił do pracy z kadrą.
Luis Enrique powraca na stanowisko selekcjonera Hiszpanii. „Euro bomba” – napisał na pierwszej stronie dziennik „Mundo Deportivo”. Luis Enrique zrezygnował z prowadzenia kadry w czerwcu z powodu choroby córeczki, która dwa miesiące później zmarła. Reprezentację przejął jego asystent Robert Moreno. Przed meczem z Rumunią prezes piłkarskiej federacji Luis Rubiales oświadczył, że jest zadowolony z pracy Moreno i decyzja o jego przyszłości zapadnie po zakończeniu eliminacji. Moreno czuł pewnie co się święci, bo po meczu ze łzami w oczach pożegnał się w szatni z piłkarzami i nie chciał spotkać się z dziennikarzami. „Hiszpania nie może być cyrkiem. Rubiales bardzo źle poradził sobie z tą sytuacją” – napisała „Marca”. Konferencja prasowa odbyła się następnego dnia i potwierdzono spekulacje. W finałach Euro 2020 reprezentację poprowadzi Luis Enrique.
Rozmowa z Waldemarem Fornalikiem. O lekcji wyciągniętej z pucharów, o letniej przebudowie i tym, że zimą znów zespół może zostać zdemontowany.
No właśnie, nie ma pan obaw, że tej zimy znów kilku zawodników może otrzymać kuszące oferty i będą chcieli odejść?
– Nie ukrywam, że taka możliwość istnieje, ale pracujemy z władzami klubu, sztabem szkoleniowym i dyrektorem Bogdanem Wilkiem nad tym, abyśmy mieli jak największy wpływ na przyszłe wydarzenia. Gdy latem Aleks Sedlar otrzymał świetną ofertę, nie mogliśmy nic zrobić. Pracujemy tak, żeby zimą ewentualne zmiany były jak najłagodniejsze. Najgorętszym nazwiskiem wydaje się Jorge Felix.
Piast przedstawił mu swoją ofertę nowego kontraktu, ale może on otrzymać ciekawe kontroferty, a po sezonie wygasa jego umowa…
– Zrobimy wszystko, by przedłużyć kontrakt Jorge Feliksa. Jeśli jednak do tego nie dojdzie, to w świecie piłki zdarzają się sytuacje, w których zawodnicy wypełniają swoje umowy, pomagając zespołowi udanie zakończyć sezon. Jorge ma teraz świetny czas. Wypalił niesamowicie, więc poczekajmy, co się wydarzy.
Jakby Wisła mało miała problemów, to trwa pat w rozmowach trio Jażdżyński-Błaszczykowski-Królewski z Towarzystwem Sportowym Wisła Kraków. Czyli otwarty kolejny front – z miastem, z TeleFoniką i tabelą.
Negocjacje dotyczące przejęcia Wisły Kraków SA z rąk Towarzystwa Sportowego Wisła Kraków stanęły w martwym punkcie. Jakub Błaszczykowski, Tomasz Jażdżyński i Jarosław Królewski, sprawujący od blisko roku realną władzę w spółce zarządzającej sekcją piłkarską Wisły, nie są w stanie zgodzić się na żądania TS-u, do którego – przypomnijmy – wciąż należą akcje Wisły SA. I które najwyraźniej nie chce stracić w niej wpływów oraz profitów z nimi związanych. Przy Reymonta trwa mała wojna domowa. Jażdżyński uznał, że kibice mają prawo wiedzieć, co się dzieje, dlatego udzielił obszernego wywiadu portalowi interia.pl oraz „Gazecie Krakowskiej”. Sytuacja Wisły nie jest godna pozazdroszczenia. Nie potrafi porozumieć się z miastem, TS-em i Tele-Foniką, a drużyna zamyka tabelę ekstraklasy i poważnie grozi jej spadek.
“SUPER EXPRESS”
Klimala to boiskowy skurczybyk – mówi o napastniku Jagiellonii Czesław Michniewicz.
Klimala zdradził, że na Dolnym Śląsku, skąd pochodzi, wszyscy mówią o nim „Diabeł”. Pasuje do niego ten przydomek?
Czesław Michniewicz: –To boiskowy skurczybyk. Ale w pozytywnym sensie. Nie pęka. Jest silny, szybki i dobry technicznie. Ale ja mówię do niego „Dziekan” lub „Tulipan”. Dlaczego? Fryzura ułożona, dba o każdy jej szczegół. Ostatnio odniosłem wrażenie, że za dużo go w mediach. Zaraz ludzie będą mieli przesyt i go znienawidzą. Patryk to mądry chłopak. Także to zauważył. Wyciszył się. Mniej gadania, więcej grania.
– Jak udało się panu dotrzeć do niego?
– Pojechałem kiedyś do Ostródy, gdzie Stomil grał z Wigrami. Klimala strzelił dla ekipy z Suwałk gola. Popatrzyłem na niego, porozmawiałem. Wydał mi się taki ura-bura, tatuaże, uroda jak Dziekanowski. Pierwsze wrażenie: cwaniaczek. Myślę sobie: uuuuu, kolego będzie trudno, ale poradzimy sobie.
Grał dłużej niż to było przewidziane, ale Łukasz Piszczek pożegnany w wzruszającej dla kibiców chwili.
„Piszczu” został uhonorowany przed meczem, otrzymując pamiątkową paterę od prezesa Zbigniewa Bońka, apotem dostał całą pierwszą połowę gry. Miał występować przez 30 minut, ale po kontuzji Kamila Glika sytuacja się nieco zmieniła i Piszczek musiał dłużej pozostać na boisku. W doliczonym czasie gry pierwszej połowy, przy ogłuszającym aplauzie trybun i przechodząc przez szpaler kolegów, po raz ostatni w roli piłkarza reprezentacji opuścił boisko. Oczy szkliły mu się ze wzruszenia.
“GAZETA WYBORCZA”
Lewandowski z stylu Messiego – robił różnicę, dryblował, strzelał, asystował.
Niewiele działo się do 53. min, gdy Robert Lewandowski przeprowadził akcję z gatunku tych, którymi olśniewał Leo Messi. Zaczął od ogrania dwóch obrońców właściwie w miejscu, po przyjęciu piłki przerzucając ją sobie z nogi na nogę. Potem zbiegł na prawe skrzyło i atakowany przez trzech rywali strzelił tak, że bramkarz Atletico był bezradny. Kapitan jeszcze raz robił różnicę. To był 61. gol Lewandowskiego dla reprezentacji i jeden z najpiękniejszych. Poderwał drużynę do ataku i już za chwilę Piotr Zieliński powinien zdobyć gola na 3:1, ale stojąc przed Oblakiem uderzył tak, że bramkarz obronił. Przy swoim wyjątkowym wyszkoleniu technicznym pomocnik Napoli mógł skończyć akcję zdecydowanie lepiej. Tak jak mógłby być bardziej aktywny w kreowaniu akcji zespołu. Do pomocy cofał się zniecierpliwiony Lewandowski, rozgrywał piłkę, próbował poderwać kolegów do walki.
fot. FotoPyk