Reklama

Kadencja Zbigniewa Bońka może być wyjątkowo nieco dłuższa niż planowano

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

25 marca 2020, 08:44 • 10 min czytania 2 komentarze

Termin październikowych wyborów w PZPN za kilka tygodni może być poważnie zagrożony – to kolejny niespodziewany skutek rozprzestrzeniającej się epidemii koronawirusa. Zbigniew Boniek już od dawna wie, że to jego pożegnalne miesiące na stanowisku szefa związku, ale nie mógł przypuszczać, iż ta druga, czyli ostatnia dopuszczalna prawem kadencja, może być wyjątkowo wydłużona – pisze Antoni Bugajski w „Przeglądzie Sportowym”. Co poza tym dziś w prasie?

Kadencja Zbigniewa Bońka może być wyjątkowo nieco dłuższa niż planowano

„PRZEGLĄD SPORTOWY”

Ciekawa sylwetka Gieorgija Żukowa z Wisły Kraków. Trochę o tym, jak to się w ogóle stało, że taki grajek trafił do Polski.

Po trzech sezonach w Kajracie Ałmaty, choć to nowoczesny klub, płacący dużo lepiej niż wszyscy w Polsce, czuł, że do silnej ligi szybciej przebije się, występując w naszym kraju. – O Wiśle powiedział mi agent. Nie miałem oferty z Krakowa, ale przekazałem mojemu menedżerowi, że chciałbym trafi ć do tego klubu. Później działacze się mną zainteresowali i tak zostałem graczem Białej Gwiazdy – opowiada 25-letni pomocnik. Dziś częściej zdarzają się transfery w drugą stronę – to czołowi zawodnicy ekstraklasy (Konrad Wrzesiński) albo grający już wcześniej za granicą reprezentanci Polski (Jacek Góralski) trafi ają do Kajratu. Żukow zrobił inaczej, mało tego – w Polsce zarabia dziesięć razy mniej niż w Kazachstanie. Mówi się o ledwie trzech tysiącach euro miesięcznie. Choć kiedyś by tak nie powiedział, bo zdarzało mu się zmieniać kluby przede wszystkim dla wyższej pensji, dziś przekonuje, że pieniądze nie są najważniejsze. Motywacja numer dwa – wielkim wsparciem dla Gieorgija jest ojciec, któremu, choć bardzo tego chciał, nie udało się zostać profesjonalnym sportowcem. – Tata lubił grać w hokeja, ale przede wszystkim biegał na nartach. Uwielbiał to, pokonywał ponad 20 kilometrów dziennie, później startował w zawodach na długich dystansach. Był czas, gdy marzył o zostaniu zawodowcem. Wydawało się, że ma ku temu możliwości, ale przeszkodą okazało się zdrowie. Ojciec miał problem z sercem i lekarz zabronił mu podejmowania wielkiego wysiłku – opisuje sytuację Żukow.

Reklama

Tomas Petrasek opowiada m.in. o tym, że w Czechach wydaje się już mandaty za to, że nie zasłania się twarzy w miejscach publicznych.

Muszę powiedzieć, że choć nie jestem zwolennikiem obecnej władzy w Czechach, doceniam to, co robi. Kilka dni temu został uruchomiony most powietrzny między Pragą a Chinami. Samoloty, w tym gigantyczne maszyny An-124 Rusłan, transportują dziesiątki ton sprzętu, testy na koronawirusa, stroje ochronne, w tym maski. Te ostatnie najpierw trafi ają do tych, którzy są na pierwszej linii frontu: pracowników służby zdrowia, policjantów, strażaków, ale też osób pracujących w sklepach. Obowiązuje nakaz zasłaniania twarzy w miejscach publicznych, trzeba to robić niekoniecznie maseczką. To może być cokolwiek, nawet szalik klubowy. Ludzie radzą sobie sami, w Czechach wszystkie kobiety, które potrafi ą szyć, młodsze, starsze, wykonują bawełniane maski. Po użyciu da się je wyprać, wyprasować i założyć ponownie. Efekt jest taki, że na ulicy prawie wszyscy mają zasłonięte twarze, a jeśli ktoś nie stosuje się do nakazu, czeka go mandat. Pierwsze w wysokości 10 tys. koron (ok. 1,7 tys. zł) już były wystawione.

Radosław Majewski w zeszłym roku doznał urazu kolana, ale do gry będzie prawdopodobnie dopiero latem. Zatem powoli układa sobie plan na „życie po życiu”.

W połowie grudnia Majewski skończy 34 lata. Deklaruje, że zamierza kontynuować karierę, ale z drugiej strony zdaje sobie sprawę, że prędzej niż później będzie musiał przestać grać na profesjonalnym poziomie. – Przyszedł czas na myślenie, co będzie ze mną po zakończeniu kariery. To chyba dobry moment, prawda? Chcę być na to przygotowany. Żeby nie okazało się, że pewnego dnia wstanę rano i zadam sobie dramatyczne pytanie: „Radek, i co teraz?”. Mam już plany na siebie – twierdzi. Plan pierwszy – telewizja. Majewski już pojawia się w niej jako ekspert i zamierza dalej iść tą drogą. Plan drugi – wynajmowanie boiska ze sztuczną nawierzchnią. W październiku były zawodnik m.in. Nottingham Forest otworzył „Arenę Piłkarską Pruszków”, czyli plac do gry pod specjalnym balonem, który każdy może wynająć podczas zimy. I wreszcie plan trzeci, najważniejszy. – Od półtora roku buduję restaurację z salą bankietową. To duża inwestycja, największa w moim życiu.

Reklama

Plan Rakowa jest ciekawy, ale niemożliwy do zrealizowania ze względu na rozporządzenie ministra zdrowia – mówi Mateusz Dróżdż były prezes Zagłębia Lubin, prawnik specjalizujący się w organizacji imprez masowych.

Pomysł ze skoszarowaniem ligi i dograniem sezonu w zamkniętych ośrodkach jest do zrealizowania z punktu widzenia obowiązującego prawa?

MATEUSZ DRÓŻDŻ: Ze względu na rozporządzenie ministra zdrowia, które ogłasza stan epidemii, pomysł uważam za niemożliwy do zrealizowania. Według rozporządzenia zakazana jest jakakolwiek działalność w zakresie sportu. Proponowane rozwiązania, czyli rozgrywanie meczów, przeprowadzanie zgrupowań, według mnie naruszałyby ten przepis. Ten problem pojawił się już wcześniej, po ogłoszeniu pierwszego rozporządzenia, czy w klubach w ogóle da się prowadzić treningi. Na ten temat była długa dyskusja i większość prawników, którzy zajmują się sytuacjami kryzysowymi i szeroko pojmowanym prawem sportowym, uznała, że niestety nie można tego robić. Zatem tym bardziej dotyczy to zgrupowań, a z tym byśmy mieli do czynienia, gdyby pomysł wszedł w życie. Oczywiście prawnicy mogą zaproponować różne rozwiązania, aby to obejść. Na przykład takie, że piłkarze sami by sobie za to zapłacili. Ale nie wiem, czy mamy czas i miejsce, żeby takie rzeczy wykonywać.

Pojawiła się informacja, że pomysłodawcy chcieliby, aby władza zrobiła dla nich wyjątek i dała zielone światło na wprowadzenie projektu w życie.

Rozporządzenie ministra zdrowia, które obowiązuje, nie przewiduje generalnie wprowadzania wyjątków co do prowadzenia działalności, która w tej chwili jest ograniczona. Tam są wskazane wyjątki co do kwarantanny.

Antoni Bugajski rozkłada na czynniki pierwsze procedurę wyborów nowego prezesa PZPN. Przez epidemię koronawirusa może się zdarzyć tak, że kadencja Zbigniewa Bońka nieco się wydłuży.

Termin październikowych wyborów w PZPN za kilka tygodni może być poważnie zagrożony – to kolejny niespodziewany skutek rozprzestrzeniającej się epidemii koronawirusa. Zbigniew Boniek już od dawna wie, że to jego pożegnalne miesiące na stanowisku szefa związku, ale nie mógł przypuszczać, iż ta druga, czyli ostatnia dopuszczalna prawem kadencja, może być wyjątkowo wydłużona. Na pierwszy rzut oka niby nic aż tak rozwalającego plan nie powinno się zdarzyć, bo wybory w przymiarkach dopiero 28 października. Szmat czasu, w najczarniejszych scenariuszach nie zakładamy, że będzie wtedy obowiązywał zakaz zgromadzeń. Tylko że zjazd wyborczy jest zwieńczeniem trwającej kilka miesięcy procedury. Jeśli jej start będzie przesuwany, fi nalnie przesunie się również termin wyborów. Rzecz w tym, że nowego prezesa muszą wybrać delegaci między innymi z wojewódzkich związków (w sumie jest ich 60 na 118 elektorów, czyli większość), którym teraz kończy się kadencja. Trzeba wybrać nowych na kolejne cztery lata, a więc przede wszystkim na centralny zjazd wyborczy. Delegaci wybierani są podczas regionalnych zjazdów, szesnastu w całym kraju. Każdy wojewódzki związek działa w oparciu o własny statut, lecz istnieje wspólny mianownik – wybory w województwach muszą się odbyć nie wcześniej niż sześć miesięcy i nie później niż dwa miesiące przed zjazdem PZPN.

„SPORT”

Profesor Uniwersytetu Opolskiego analizuje kilka ścieżek ratunku dla polskich klubów z związku z kryzysem finansowym na rynku sportowym.

Jest jeszcze ścieżka ewentualnego ratunku w postaci wniosku o ogłoszenie upadłości spółki sportowej z przygotowaną likwidacją (pre-pack) albo otwarcie postępowania restrukturyzacyjnego. Wymaga ona jednak przygotowania mentalnego i w wielu przypadkach pewnej adaptacji regulacji ligowych. Sprawa jest o tyle trudna, że niekiedy krajowe przepisy ligowe są tworzone w ramach regulacji przyjętych przez międzynarodowe związki sportowe. Jeżeli spółka sportowa będąca aktualnym właścicielem klubu sportowego jest niewypłacalna, to klub sportowy należałoby przenieść do innego podmiotu, który nie ma takich problemów. Long story short: zadłużona spółka składa wniosek o upadłość wraz z wnioskiem o przymusową likwidację jej aktywów: klubu sportowego. Nabywcą może być nawet spółka założona przez akcjonariuszy upadającej spółki sportowej. Sąd ogłasza upadłość i jednocześnie zatwierdza warunki przygotowanej likwidacji.

Rozmowa z Pawłem Mogielnickim z portalu 90minut, o najbardziej prawdopodobnych rozwiązaniach na dogranie (lub też nie) sezonu. I co w przypadku, gdyby rozgrywek nie udało się dokończyć.

PZPN na wypadek braku możliwości dogrania sezonu już kilkanaście dni temu podjął uchwałę o ewentualnym przyjęciu obecnych tabel za końcowe. Co pan o tym myśli?

– Moim zdaniem to rozwiązanie niemal najgorsze z możliwych. Gorsze byłoby tylko całkowite anulowanie rozgrywek, czyli zapomnienie o tym, co było, i przystąpienie do kolejnego sezonu od zera tym samym składem. Najlepiej byłoby po prostu dokończyć sezon, kiedy tylko będzie się dało. To już zależy od UEFA, która powinna odgórnie określić ramy, w jakich rozgrywki 2019/20 mają się zakończyć. Sytuacja jest o tyle klarowna, że cała Europa jest w podobnym położeniu. UEFA musi coś zrobić, by dać krajom, federacjom, możliwość dokończenia rozgrywek. Bo przerywanie ich, ustalanie odgórnie, kto jest mistrzem, kto spada, kto trafia do pucharów… Nie widzę tego. Wiadomo, że w Anglii nikt nie będzie miał pretensji, jeśli przyzna się tytuł Liverpoolowi, ale są kraje, w których lider zmienił się dosłownie kilka dni przed przerwą, a różnice wynoszą punkt. I jak wtedy ogłosić mistrza?

Akurat w Polsce wszystko wydaje się już jasne. Trudno wyobrazić sobie inny scenariusz niż mistrzostwo Legii czy spadki ŁKS-u, Arki i Korony.

– Ale już w pierwszej czy drugiej lidze sytuacja nie jest tak klarowna. Zawsze znajdziemy kogoś, kto będzie poszkodowany. Mało kto o tym wspomina, ale w pierwszej lidze zespół nawet z 10. czy 12. miejsca ma dziś realne szanse awansu poprzez baraże. Te wszystkie projekty, głosy o powiększeniu ekstraklasy do 18 drużyn, by nikt nie spadał, to dla mnie jakiś kosmos. Majstrowanie. Powtórzę, że najlepiej, jeśli UEFA pozwoliłaby dokończyć rozgrywki.

Podbeskidzie zorganizuje telekonferencje dla kibiców, by przekazać im jak się ma sytuacja w klubie.

Prezes Podbeskidzia, Bogdan Kłys, trener Krzysztof Brede, a także pomocnik Rafał Figiel wezmą udział w specjalnej telekonferencji, która zostanie zorganizowana w czwartek, 26 marca, podczas której przedstawiciele klubu odpowiedzą na wszystkie nurtujące kibiców pytania. Możne je nadsyłać do dziś. Zarówno na adres mailowy pytanie@ tspodbeskidzie.pl, jak również na profilach klubu w mediach społecznościowych, czyli na facebooku i twitterze. Aby pytanie zostało wzięte pod uwagę, jego treść powinna być opatrzona hashtagiem #ZapytajPrezesa. Klub zwrócił się również z prośbą o zaznaczenie do kogo kierowane jest pytanie. Pomijane będą pytania z kont anonimowych.

Rozmowa z Piotrem Tworkiem, trenerem Warty Poznań, o tym jak sztab Zielonych monitoruje bieżące indywidualne treningi warciarzy.

Teraz ma pan więcej pracy niż w normalnym okresie startowym?

– Nim piłkarze rozjechali się do domów, wyposażyliśmy ich w zegarki z GPS-em i daliśmy im gumy rozciągające oraz power bandy. Ponadto otrzymali wytyczne, aby unikali treningów w dużym skupisku ludzi. Chodzi nam o to, by nasi podopieczni do minimum ograniczyli zagrożenie, bo troszczymy się o ich zdrowie. Po każdym dniu konsultujemy treningi. Ze swoim sztabem codziennie robię telekonferencję, wymieniamy się wnioskami, analizujemy treningi i próbujemy jakoś ten trudny okres przetrwać. Byłoby nam łatwiej, gdybyśmy znali termin powrotów do normalnych zajęć, bo wtedy można więcej rzeczy zaplanować. Na razie pracujemy z dnia na dzień. Główne zadanie stojące przed piłkarzami to utrzymanie parametrów fizycznych, które zbudowaliśmy wcześniej. Chodzi o to, byśmy nie stracili wartości, nad którymi wcześniej tak długo pracowaliśmy.

„SUPER EXPRESS”

Borussia Dortmund, Bayern Monachium i AS Monaco obetną piłkarzom część zarobków. Polscy piłkarze w tych klubach stracą na tym setki tysięcy, a nawet miliony euro miesięcznie.

Decyzje monachijskich działaczy zostały podjęte w porozumieniu z radą drużyny. Dzięki obniżce stawek kontraktów Bayern zachowa płynność finansową i będzie mógł wciąż płacić innym swoim pracownikom, zarabiającym wielokrotnie mniej niż piłkarze. Według nieoficjalnych informacji Lewandowski zarabia 20 mln euro brutto rocznie, czyli ponad 1,6 mln euro mies. Obniżka o 20 proc. oznacza w skali miesiąca stratę około 320 tys. euro, czyli wobec obecnego kursu ok. 1,47 mln zł. Podobnie postąpi Borussia Dortmund, a więc klub Łukasza Piszczka (35 l.). Według nieoficjalnych danych były reprezentant Polski zarabia tam około 4 mln euro brutto na sezon, czyli około 330 tys. euro mies. Obniżenie gratyfikacji o 20 proc. w jego przypadku oznacza stratę około 300 tys. zł w skali miesiąca.

Para Andrea i Sergiu Hanca imponuje raz za razem. Tym razem Rumuni wsparli krakowski szpital zapasami dwóch tysięcy butelek z wodą mineralną.

Skąd pomysł na tak piękną akcję? 

– Zastanawiałam się, jak mogę pomóc, co zrobić, kogo znam, na kogo mogę wpłynąć, żeby to dało pozytywny efekt. Razem z Sergiu działamy też charytatywnie w Rumunii, a Polacy nieraz przy tych akcjach nam pomogli. Chciałam się też odwdzięczyć.

– A skąd idea, aby to akurat woda była dostarczona do szpitala?

Woda, którą dostarczyliśmy szpitalowi, jest produkowana przez rumuńską firmę. Moja ulubiona, zawsze z Sergiu właśnie tę wodę piliśmy. Kiedy przyjechaliśmy do Polski, też jej szukaliśmy, ale wtedy nie można było jej kupić. Jednak kilka miesięcy temu zaczęła być dostępna również w Polsce. Zadzwoniłam do rodaków pracujących przy tym projekcie w Polsce i zapytałam, czy mogliby przekazać spore zapasy takiej wody do szpitala. Zgodzili się od razu.

„GAZETA WYBORCZA”

Odwołane igrzyska, tekst o Adamie Kownackim. Nic o piłce.

fot. FotoPyk

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

2 komentarze

Loading...