Reklama

Złoto! Aleksandra Lisowska mistrzynią Europy w maratonie

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

15 sierpnia 2022, 14:03 • 5 min czytania 29 komentarzy

Pierwszy w historii Polski medal maratonu na mistrzostwach Europy. I to od razu złoty! Aleksandra Lisowska, choć uznawano ją za zdolną do sprawienia niespodzianki, zaskoczyła ekspertów, zostawiając w tyle wszystkie rywalki. A kilka minut po tym, jak dobiegła do mety, okazało się, że od razu ma i drugi medal – w rywalizacji drużynowej Polki (z Angeliką Mach i Moniką Jackiewicz) zajęły trzecie miejsce. Co za początek mistrzostw! 

Złoto! Aleksandra Lisowska mistrzynią Europy w maratonie

Niespodzianki są najlepsze

Nie da się nie uśmiechnąć, gdy zdobywamy medal, którego się nie spodziewaliśmy. Jasne, nawet typując faworytów do podiów wspominaliśmy Aleksandrę Lisowską, ale złoto? Tego raczej nikt nie przewidywał. Nawet Marcin Nagórek, trener biegania, który mówił nam tak:

– To może być kandydatura, która zaskoczy wiele osób, ale jest szansa na medal w maratonie kobiet. Wprawdzie nie widziałem pełnych list startowych na tym dystansie, ale w momencie kiedy zawody odpuści kilka naturalizowanych Kenijek, które reprezentują Izrael oraz Rumunię, wtedy Aleksandra Lisowska z życiówką na poziomie 2:26:08 posiada wynik na poziomie pierwszej dziesiątki całej stawki. Jeżeli pogoda i taktyka biegu będą jej pasowały, to przy dobrym układzie może wskoczyć na podium. Biorąc pod uwagę poziom maratonu w Polsce, byłoby to zaskoczenie. Ale uważam, że jest to realny scenariusz.

Orlen baner

Reklama

Faktycznie, scenariusz okazał się realny. Jednak pomiędzy „wskoczyć na podium” i to zakładając nieco szczęścia, dobry zbieg okoliczności, a „zdobyć złoto, biegnąc znakomicie od startu do mety” różnica jest spora. Ola Lisowska pokazała jednak, że stać ją na to drugie. Od początku kontrolowała bowiem sytuację na trasie znakomicie, cały czas trzymając się w czołówce. Gdy kolejne zawodniczki odpadały z przewodzącej stawce grupie, ona nadal się w niej utrzymywała. Na 35. kilometrze było ich dziewięć. Na 38. już tylko pięć. A jeszcze przed 40. zostały dwie – Lisowska i Miriam Dattke z Niemiec.

Po chwili Polka biegła po złoto sama, a jej przewaga wynosiła mniej więcej 10 sekund. Na mecie stopniała do sześciu (czas Oli to 2:28:36), ale to zupełnie się nie liczyło. Ważne było tylko złoto. Sensacyjne tym bardziej, że pierwsze w historii polskiego maratonu na mistrzostwach Europy, wywalczone po fantastycznym biegu. O którym Ola – na antenie TVP – powiedziała nawet, że… był za wolny.

Te prędkości dziś nie były jakieś naprawdę szybkie. Powyżej 3:30 na kilometr to dla mnie wolny bieg. Chwilami nie mogłam się w tym odnaleźć. Kiedy jakieś dziewczyny ruszyły nieco szybciej, to wiedziałam, że to tempo dla mnie. Te ostatnie kilometry biegło mi się nawet lepiej, niż początkowe. Rok temu w Dębnie pobiegłam rekord Polski, a nie biegałam takich treningów, jak teraz. Teraz na treningach byłam szybsza. Wiedziałam, że jestem w stanie powalczyć nawet o rekord Polski, ale tu liczył się przede wszystkim medal. A czas mogę jeszcze poprawić. 

Pokazać, że się nie znają

Ola dodawała też po biegu, że motywowała się innymi niespodziewanymi sukcesami polskich lekkoatletów: Dawida Tomali i Katarzyny Zdziebło. Ale ważną rolę w przygotowaniu jej do dzisiejszego startu odegrały również… artykuły na temat maratonu, w których pisano, że na indywidualny medal dla Polski nie ma szans. To sprawiło, że tym bardziej chciała taki zdobyć.

Reklama

– Jestem bardzo wdzięczna Dawidowi Tomali i Kasi Zdziebło, bo oni pokazali wcześniej, że się da, myślałam o nich w trakcie biegu. Czytałam też dużo artykułów, które były negatywne w stosunku do nas, maratończyków. Nikt nie stawiał na indywidualne medale, tylko drużynowe. To mnie zmotywowało, przypomniałam sobie te artykuły. Chciałam pokazać, że ci, którzy je pisali, się przeliczyli, bo uważam, że nasz poziom rośnie – opowiadała.

I cóż, trzeba przyznać, że pokazała. Inna sprawa, że ona sama dobre pół godziny po biegu nadal nie do końca w to wszystko wierzyła.

– Jeszcze to do mnie nie dociera. Nie ukrywam, że byłam przygotowana. Z treningów wynikało, że powinnam zdobyć medal. Liczyłam na to złoto. Uważam, że byłam w życiowej formie i chciałam to wykorzystać. Przeciwnością był tylko odcisk, który pojawił się na początku przygotowań do maratonu i nadal są z nim problemy. Osiągnęłam to, na co tak ciężko ostatnio pracowałam. Jak zobaczyłam, że prowadzę, to nie mogłam się w tym odnaleźć. Dopiero przeskoczyłam na wyższy poziom. Muszę się oswoić z tym, że potrafię i mogę biec w czołówce.  

Twierdziła też, że to jednak „tylko” medal mistrzostw Europy. A czekają na nią i ważniejsze imprezy – mistrzostwa świata czy też kolejne igrzyska olimpijskie. I oby tam też zdołała się pokazać, choć, oczywiście, będzie o to dużo trudniej. Dziś jednak może cieszyć się złotem i… brązem, bo i taki medal wywalczyła.

Drużyna też zrobiła swoje

Rywalizacja maratońska na tegorocznych mistrzostwach Europy rozgrywa się bowiem nie tylko indywidualnie, ale i drużynowo. Tam poza zasięgiem wszystkich ekip były Niemki, których łączny czas wyniósł 7:28:48. O ponad dziesięć minut wolniejsze były Hiszpanki, a za ich plecami – z wynikiem 7:40:54 – uplasowały się Polki w składzie Aleksandra Lisowska, Angelika Mach i Monika Jackiewicz. Czwarte Belgijki udało się wyprzedzić o 41 sekund.

ILE MEDALI ZDOBĘDĄ POLACY NA MISTRZOSTWACH EUROPY?

Taki rezultat oznacza też, że Polska już po pierwszym dniu będzie wysoko w klasyfikacji medalowej mistrzostw. A liczymy przecież, że nasza reprezentacja powalczy o to, co udało się osiągnąć w Amsterdamie, sześć lat temu – zwycięstwo w tymże zestawieniu. Do tego potrzeba jak najwięcej złotych medali. Pierwszy, niespodziewany, już jest. Oby za nim przyszły kolejne.

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
2
Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Inne sporty

Komentarze

29 komentarzy

Loading...