Reklama

Lekkoatletyka. Duplantis o centymetry od rekordu, Kszczot nadal bez minimum

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

19 lutego 2022, 19:36 • 6 min czytania 4 komentarze

Halowy sezon lekkoatletyczny rozkręcił się już na dobre. Dwa dni temu padł pierwszy w tym roku rekord świata – w Lievin Jakob Ingebrigtsen został najlepszym w historii biegaczem na 1500 metrów pod dachem. W Birmingham, gdzie odbywał się kolejny mityng z cyklu Indoor Tour Gold, liczyli, że tam też ktoś osiągnie rekordowy rezultat, zerkając głownie na Armanda Duplantisa i Elaine Thompson-Herah. I choć walka o rekord świata to zawsze wielka sprawa, to nas równie mocno interesowały występy Polaków. 

Lekkoatletyka. Duplantis o centymetry od rekordu, Kszczot nadal bez minimum

Gdyby nie poprzeczka…

Thompson-Herah zapowiadała, że chciałaby zbliżyć się – a najlepiej pobić – swój rekord życiowy na 60 metrów. Ten wynosi 6.98 s i ustanowiła go właśnie na tym mityngu, ale już pięć lat temu. W tym sezonie jej najlepszy rezultat przed wylotem do Wielkiej Brytanii wynosił 7.19, ale oczywistym było, że dziś go pobije – w Kingston pobiegła tyle bowiem na stadionie, z mocnym wiatrem w twarz. Podstawowe pytanie przed mityngiem w Birmignham brzmiało: jaki czas osiągnie? I czy rzuci wyzwanie Ewie Swobodzie, która przewodzi listom światowym ze znakomitym 7.00?

– Pamiętam, jak biegłam 6.98. Nie spodziewałam się wtedy zupełnie, że mogę przebić barierę siedmiu sekund. Mój start nie jest najlepszy, ale pracuję nad tym. Naprawdę chciałabym pobić swoją życiówkę, a gdybym mogła poprawić też rekord świata  [6.92 Iriny Priwałowej z 1993 roku – przyp. red.] byłoby świetnie, ale nie nakładam na siebie presji. Pracuję spokojnie, miesiąc po miesiącu. Chcę zobaczyć, w jakim miejscu jestem. Na razie nie jestem pewna, czy pojadę na halowe mistrzostwa świata – mówiła przed mityngiem.

Zawodniczka, która na igrzyskach w Tokio zgarnęła hat-trick złotych medali, przekonała się jednak, że z sześćdziesiątką nie jest tak łatwo, jak ze sprintami na otwartym stadionie. W Birmingham pobiegła 7.08. I choć to rezultat naprawdę dobry, to jednak zdecydowanie można było liczyć na więcej. Inna sprawa, że do halowych mistrzostw jeszcze miesiąc. I jeśli Elaine urwie z tego czasu kolejnych kilka sekund, to będzie mogła śmiało na nie pojechać by walczyć o złoto. Z Ewą Swobodą, rzecz jasna.

Reklama

Skoro Elaine się nie udało, pozostawał Armand Duplantis. On z tego mityngu też miał dobre wspomnienia – to na nim przed dwoma laty ustanowił rekord świata, obowiązujący do dzisiaj. Inna sprawa, że nie działo się to w Birmingham, a Glasgow, ale symbolika pozostaje symboliką. Dziś cel miał jeden – zaatakować, po raz kolejny, tamten właśnie rezultat. Wiadomo było, że rywali najpewniej bez trudu pokona. Nawet w rozmowach sprzed mityngu pytano go tak naprawdę nie o walkę o zwycięstwo, a o najlepszy w historii rezultat.

– Chcę być bardziej agresywny przy doborze wysokości. Na poprzednich mityngach oddawałem zbyt dużo skoków przed próbą pobicia rekordu. Byłem zmęczony, teraz chcę być w idealnej formie przy skokach na 6.19.  Inna sprawa, że do pobicia takiego wyniku potrzeba rytmu i pewności siebie. Wszystko musi być perfekcyjne. Cieszę się, że na trybunach będą fani. Ich energia mnie napędza. Dobrze, że możemy występować z kibicami na trybunach. Mam nadzieję, że będzie głośno – opowiadał Szwed.

Głośno było. Rywali faktycznie pokonał bez problemu. A potem za trzecią próbą skoczył 6.05 (najlepszy wynik w sezonie). Pozostało jedno – atak na rekord świata. Dwa pierwsze ataki mu nie wyszły, ani przez moment nie było mowy o tym, by rekord mógł pobić. A potem przyszła trzecia próba, w której zabrakło… wyłącznie nieco szczęścia. Bo był dobry nabieg. Było odpowiednie założenie. Było przewyższenie. Ale o poprzeczkę zahaczył, już opadając. Ta delikatnie podskoczyła, przez chwilę wydawało się nawet, że zostanie na stojakach.

Nie została. Choć było niesamowicie blisko. I po tym skoku trzeba spodziewać się jednego – że Duplantis swój rekord za niedługo wyśrubuje.

A skoro o śrubowaniu rekordu, to warto w tym miejscu wspomnieć o jednym wyniku. Keely Hodgkinson, reprezentantka gospodarzy, wybiegała na 800 metrów 1:57.20. To najlepszy wynik w tym roku i nowy rekord Wielkiej Brytanii. Równocześnie to najszybszy bieg na osiemsetkę w hali od 3 marca 2002 roku. Czyli dnia, w którym… Keely się urodziła.

Reklama

Nie ma przypadków.

Kszczot żegna się powoli

Adam Kszczot niedawno ogłosił zakończenie sportowej kariery, które nastąpi po tym sezonie halowym. Po ostatnim, nieudanym starcie w Lievin, dodawał, że chciałby pożegnać się występem na mistrzostwach świata w Belgradzie. Na ten moment niewiele wskazuje jednak, by miał tam pojechać. Dziś w biegu na 800 metrów rywalizował w mocnej stawce, a cel miał jeden – zdobycie minimum. Nie udało się jednak ani osiągnąć dobrego rezultatu, ani dobiec na wysokim miejscu. Minimum wypełnił dziś za to Marcin Lewandowski, z którym Kszczot na osiemsetce mierzył się już 72. raz.

Kawał historii polskiego biegania. I choćby dlatego – mimo słabej formy Kszczota – warto było ten bieg obejrzeć. I warto będzie też włączyć kolejne z udziałem Adama. Bo nawet jeśli będzie dobiegać z tyłu stawki, to zasłużył sobie na wielkie owacje.

Adam Kszczot kończy karierę!

Gdyby ktoś jednak szukał dziś lepszych rezultatów Polaków, zerknąć mógł choćby na Justynę Święty-Ersetic, która zajęła trzecie miejsce w biegu na 400 metrów z czasem 52.09, ale biorąc pod uwagę, że słabo wystartowała i biegła na trzecim torze, to jej forma zdecydowanie powinna pozwolić na jeszcze szybsze bieganie przy okazji kolejnych startów. Świetnie też, choć na niecodziennym dystansie 1000 metrów, zaprezentowała się Angelika Cichocka – wynik 2:38.57 to jej rekord życiowy i drugie miejsce w polskich tabelach historycznych na tym dystansie!

To wynik tym cenniejszy, że Angelika przez ostatnich kilka sezonów niemal bez przerwy zmagała się z urazami. Nie była przez nie w stanie zbudować odpowiedniej formy choćby w poprzednim roku, nie pojechała na igrzyska w Tokio. Teraz pokazuje jednak, że gdy zdrowie sprzyja, nadal potrafi biegać znakomicie. I oby tak było przez cały rok. Bo przecież imprez mistrzowskich mamy w tym sezonie mnóstwo, a nasza mistrzyni Europy z 2016 roku śmiało może powalczyć o medale.

Swoją drogą warto dodać tu jeszcze jedną ważną rzecz – cała trójka naszych biegaczy średniodystansowych (Kszczot, Lewandowski, Cichocka) do Birmingham docierała samochodem z francuskiego Lievin. Wichury uniemożliwiły bowiem dotarcie do Anglii samolotem, przez co na tamtejszym mityngu nie pojawił się choćby Michał Rozmys, któremu odwołano lot.

On w Birmingham miał startować na 1500 metrów. Tam go zabrakło, na pewno za to pojawi się w Toruniu. I, jak sam mówił, ma tam zamiar atakować rekord Polski.

Czas na Polskę

Do Torunia już we wtorek zjadą zresztą gwiazdy światowej lekkiej atletyki – a w tym gronie liczyć musimy też Polaków. Na największym w naszym kraju mityngu halowym na pewno pokaże się choćby Ewa Swoboda. Nasza sprinterka już zapowiadała, że powalczy o poprawę swojego najlepszego rezultatu.

– Nie obiecuję, ale myślę, że ten wynik 7.00 będzie poprawiony. Bardzo lubię biegać w hali i sądzę, że hale też mnie lubią. Jestem głodna tego wszystkiego, bo nie chce mi się już siedzieć i płakać przed telewizorem, oglądając finały setki, czy finały sześćdziesiątki – mówiła Swoboda, która w poprzednim sezonie ominęła większość startów przez kontuzje. Zresztą całkiem możliwe, że do Torunia przyjedzie już po złamaniu granicy siedmiu sekund – jutro bowiem wystartuje jeszcze w Duesseldorfie, gdzie zmierzy się choćby z Pią Skrzyszowską, wracającą po urazie.

Wróćmy jednak do Torunia i ORLEN Copernicus Cup. Na co w jego trakcie jeszcze szczególną uwagę powinni zwrócić fani? Na pewno na bieg kobiet na 400 metrów, gdzie pokaże się większość polskich gwiazd tego dystansu (na czele z Natalią Kaczmarek, która w hali imponuje na razie formą) i spróbuje pokonać fantastyczną Femke Bol, która w zeszłym roku w Toruniu została podwójną halową mistrzynią Europy.

Jeśli chodzi o inne zagraniczne gwiazdy, szczególnie ciekawe mogą się okazać dłuższe biegi. Plan jest bowiem taki, że w dwóch z nich celem ma być rekord świata. O najlepszy w historii rezultat powalczyć mają Etiopka Gudaf Tsegay na 1500 metrów kobiet (3:53.09) oraz jej rodak Selemon Barega na 3000 metrów mężczyzn (7:24.90).

Może więc co nie udało się w Birmingham, uda się w Toruniu i to właśnie tam padnie kolejny lekkoatletyczny rekord świata?

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

4 komentarze

Loading...