Reklama

F1 2022. Verstappen, Hamilton i reszta. Kto zagrozi duetowi mistrzów?

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

19 marca 2022, 18:31 • 15 min czytania 3 komentarze

Wedle wszelkich przewidywań ekspertów Max Verstappen i Lewis Hamilton powinni w tym sezonie po raz kolejny walczyć o tytuł mistrzowski, choć ten drugi ma na razie problemy. Za ich plecami może się jednak kotłować dużo bardziej niż w zeszłym roku. Mocne jest Ferrari, swoje ambicje mają i inne ekipy. Pytanie brzmi więc: czy ktoś wmiesza się w walkę o mistrzostwo świata? I na co stać zespoły, które w ostatnich latach odstawały od Mercedesa i Red Bulla?

F1 2022. Verstappen, Hamilton i reszta. Kto zagrozi duetowi mistrzów?

Zapowiedź sezonu F1. Stawka się wyrówna?

Początek tego sezonu jest równocześnie początkiem wprowadzenia nowych przepisów, które w założeniu mają sprawić, że więcej zespołów będzie w stanie walczyć o punkty. Włodarzom F1 chodziło o to, by rywalizacja była ciekawsza, nie pojawili się – przynajmniej początkowo – odstający od wszystkich dominatorzy i każda ekipa mogła myśleć o mniejszych bądź większych sukcesach.

To dla mnie kluczowa kwestia. Ten sezon jest „nowym początkiem” w historii F1. Jeżeli wszystkie dane z papieru i tuneli aerodynamicznych zostaną przeniesione jeden do jednego na tor, to świetnie. Powinno być ciekawiej, ale niestety wolniej. Coś kosztem czegoś. Śrubowanie takich czasów jak w poprzednich sezonach, będzie niestety niemożliwe. Być może wyścigi będą jednak na tyle atrakcyjne, że wkrótce DRS przejdzie do lamusa – mówi Paweł Baran, dziennikarz TVP Sport, zajmujący się między innymi F1.

Co konkretnie zmieniono? W wielkim skrócie – budowę bolidów. Ograniczono rolę aerodynamiki w samochodach, by zwiększyć możliwość rywalizacji w zakrętach i zmniejszyć rolę DRS-u, na którym w ostatnich sezonach opierało się wyprzedzanie. Wymuszono też na zespołach, by stworzyły samochody, które pozostawią po sobie jak najczystszy strumień powietrza – to po to, by jadący za nimi kierowcy nie musieli obawiać się o osiągi czy niezawodność swojego samochodu.

Reklama

Wiązało się to z przebudową bolidów. Usunięto wystające części aerodynamiczne, w tym choćby rozbudowane mocowania lusterek, drobne części z przedniego skrzydła czy grzebienie na tylnym skrzydle. Ich usunięcie wiązało się jednak ze zmniejszeniem docisku bolidu do podłoża, co postanowiono nadrobić tak zwanym efektem przypowierzchniowym – przez szybkość, z jaką pod bolid będzie wpadać powietrze, zmniejszy się jego ciśnienie, a podłoga pojazdu stanie się swego rodzaju dyfuzorem.

To jednak technikalia, nad którymi nie ma co przesadnie się tu rozwodzić. Dodać można jeszcze, że zwiększyła się waga bolidów, a opony zostały poszerzone. Przebudowano również tarcze hamulcowe. To wszystko wpłynęło na zmianę charakterystyki aut, do której kierowcy musieli się dostosować. Równocześnie to, jak dobrze zespoły opracowały swoje konstrukcje, może okazać się jeszcze ważniejsze, niż w poprzednich sezonach.

Jest lepiej niż w ubiegłym roku, tak myślę. Wtedy, gdy dojechałeś do kogoś, nagle miałeś albo podsterowność, albo dużą nadsterowność. Nie dało się tego kontrolować. Teraz gdy jestem za kimś, tracę docisk, ale dzieje się to z przodu i z tyłu. To sprawia, że z mojej perspektywy jest to bardziej przewidywalne, łatwiej to opanować. Oczywiście, wiele zależy od balansu samochodu. Jazda na limicie jest trudna w każdym bolidzie. To się nie zmieniło – mówił po tegorocznych testach Max Verstappen. Tam, oczywiście, nie było typowego ścigania, ale kilka ekip postanowiło przeprowadzić swego rodzaju symulację warunków wyścigowych.

Istotna jest też inna zmiana – czasu, który zespoły mogą spędzać w tunelu aerodynamicznym, rozwijając swoje projekty. Zwiększono jego ilość dla ekip z dołu klasyfikacji konstruktorów, równocześnie zmniejszając dla tych z jej szczytu. Wszystko po to, by słabsze ekipy mogły nadrabiać dystans dzielący je od najlepszych. Może się wydawać, że to niesprawiedliwe, ale nawet ekipy, które do tej pory dominowały, przyznawały, że wyrównanie stawki jest potrzebne dla widowiska. Już w sierpniu ubiegłego roku twierdził tak Toto Wolff, szef Mercedesa.

Potrzebujemy Ferrari w walce o tytuły. Potrzebujemy mistrzostw, gdzie o tytuł walczą cztery, może nawet pięć zespołów. Mam nadzieję, że rywalizować z nami będą oni, Red Bull, Aston Martin, Alpine i ktokolwiek, kto wejdzie na ten poziom. To sprawia, że mistrzostwa stają się dużo ciekawsze dla kibiców.

Reklama

Według wszelkich prognoz oraz wyników dotychczasowych sesji treningowych i kwalifikacji stawka faktycznie ma się wyrównać, a Ferrari powinno być dużo lepsze niż w ostatnich latach. Zacznijmy więc od nich.

Ferrari jest mocne

Poprzedni sezon poświęcili, by przygotować się odpowiednio do technicznej rewolucji. Na tegorocznych testach wykręcili łącznie najwięcej kółek. A ich bolid zachwycał – powszechnie uznano, że to jedna z najładniejszych tegorocznych konstrukcji. Na tym jednak zalety samochodu Ferrari się nie kończą. Ten okazuje się bowiem naprawdę szybki. Jego kierowcy udowadniali to i na testach, i na treningach przed GP Bahrajnu, i w czasie dzisiejszych kwalifikacji, w których zajęli pierwsze oraz trzecie miejsce.

Po testach chwalili ich zresztą nawet rywale:

Mają sprawy pod kontrolą. Wyglądają na mocnych, zarówno w jeździe z małą, jak i dużą ilością paliwa, dobrze zarządzają ogumieniem – mówił George Russell. Lewis Hamilton dodawał z kolei, że jego zdaniem to właśnie Ferrari jest najszybsze, lepsze nawet od Red Bulla. Co ważne – siedmiokrotny mistrz świata uważał, że Mercedes jest dopiero na trzecim miejscu, zresztą Russell twierdził podobnie. Ale w Ferrari takie opinie tonowali.

– To typowa postawa Mercedesa. Pochwały względem innych, a kiedy przyjadą na pierwszy wyścig, to znowu dołożą konkurencji. To typowe. Gdyby mówili tak pierwszy raz, pewnie bym im uwierzył. Ale robią to od pięciu, sześciu lat. Ciągle gniotą nas w pierwszym wyścigu. Możecie sobie wyobrazić, że w słowa Mercedesa niezbyt wierzę – mówił Carlos Sainz. Z kolei Mattia Binotto, dyrektor włoskiego zespołu, dodawał, że nie są faworytami, a outsiderami. Ogółem w Ferrari powtarzali też, że wszyscy byli zachwyceni ich osiągami na testach na przykład w 2017, 2018 czy 2019 roku. A potem ich bolid prezentował się kiepsko.

Powszechnie zakładano jednak, że to zasłona dymna. W Maranello po prostu nie chcieli, by na razie zwracano na nich przesadnie dużą uwagę. Trudno jednak tego nie robić, gdy wiadomo, że od w Ferrari od początku 2021 pracowali nad tym, by w tym sezonie liczyć się w stawce, zapewne współpracując przy tym na szeroką skalę z ekipą Haasa. W 2020 i 2021 ich problemem był gorszy od rywali silnik (efekt porozumienia z FIA po tym, jak w 2019 wykazano im, że osiągi jednostki napędowej wypracowali nie w pełni legalnie). Teraz wydaje się, że im na tym polu przestali odstawać.

Efekt? W typowaniach ekspertów to właśnie Ferrari często jest wymieniane jako największy faworyt do mistrzostwa konstruktorów.

Nie bez podstaw. Możliwe, że to właśnie włoska ekipa ma najsilniejszy na ten moment zestaw kierowców w osobach Charlesa Leclerca i Carlosa Sainza. Ten drugi już w zeszłym sezonie pokazał, że nie musi być tylko dodatkiem do Monakijczyka, w klasyfikacji generalnej zajął bowiem wyższe od niego miejsce, a przed nim znaleźli się tylko kierowcy Red Bulla i Mercedesa. Na podium stał czterokrotnie. Jeśli w lepszym bolidzie poprawi te osiągi, może stać się kandydatem nawet w walce o podium klasyfikacji generalnej. O wygraną będzie mu jednak trudno.

Carlos Sainz i Charles Leclerc

Ale nie musi to oznaczać, że Ferrari nie będzie się liczyć w walce o tytuł kierowców. Często mówi się bowiem, że na ten może być stać Charlesa Leclerca. Twarz projektu włoskiej ekipy w zeszłym sezonie niespecjalnie sobie radziła, ale często wynikało to z podejmowanego przez Monakijczyka ryzyka, którym próbował nadrobić braki bolidu. W tym roku, siedząc w szybszym, lepszym pojeździe, będzie mógł sobie pozwolić na większy komfort kierowania. Pokazał to zresztą już w sesjach treningowych, gdy rywalizować i wygrywać z nim był w stanie właściwie tylko Max Verstappen, oraz w kwalifikacjach, w których Holendra pokonał i zgarnął pole position.

Sam Charles mówił, że były to najbardziej płynne przygotowania do sezonu w jego karierze. Może się okazać, że to właśnie 2022 będzie sezonem, w którym jego wielki talent – co do którego nikt nadal nie ma wątpliwości – eksploduje w pełni. Równocześnie nikogo nie powinno jednak zdziwić, jeśli na przestrzeni całego sezonu lepszy okaże się Carlos Sainz. Ferrari z tą dwójką kierowców ma po prostu wielki potencjał na wysokie lokaty i regularne meldowanie się na podium.

A co z tego wyjdzie? Przekonamy się z czasem, kilkukrotnie w ostatniej dekadzie widzieliśmy przecież, jak po świetnym początku roku bolid włoskiej ekipy tracił na tempie wyścigowym. Nie bez powodu ostatnim mistrzostwem Scuderii wciąż pozostaje tytuł Kimiego Raikkonena z 2007 roku.

Numer dwa i… numer dwa

Teoretycznie najlepsze warunki do walki z Lewisem Hamilton i Maxem Verstappenem powinni mieć… ich zespołowi koledzy. Zdecydowanie bardziej prawdopodobne wydaje się jednak, że zagrozić tej dwójce opcjonalnie mógłby George Russell (choć na pewno nie przy takim bolidzie, jak w dzisiejszych kwalifikacjach). Sergio Pereza jako kandydata do walki o mistrzostwo nie typuje z kolei niemal nikt.

A to z tego prostego powodu, że w Red Bullu cały projekt zbudowany jest wokół Verstappena (który zresztą przedłużył niedawno kontrakt… do 2028 roku!) i raczej nikomu nie powinno wpaść do głowy, że i Checo mógłby powalczyć o tytuł. Meksykanin zdaje się być jednak idealną „dwójką”. Mimo że przytrafiają mu się wpadki, to na ogół gwarantuje dobry, stabilny poziom. Przy szybkim bolidzie jest w stanie walczyć o regularne wizyty na podium, a nawet pojedyncze zwycięstwa. Potrafi też pomóc – jak w ostatnim GP poprzedniego sezonu – swojemu koledze, blokując jego rywali.

Innymi słowy: dla Red Bulla to znakomity wybór na fotel drugiego kierowcy, choć niewykluczone, że austriacka ekipa będzie myśleć o tym, by za rok wpuścić na niego kogoś młodszego, z wielkim potencjałem. Kontrakt Pereza wygasa bowiem po tym sezonie i sam Meksykanin mówi, że chciałby przede wszystkim walczyć o to, by go przedłużyć. W teorii można zakładać, że powinno mu się udać pokazać z bardzo dobrej strony – już w poprzednim sezonie potrafił się pokazać, a teraz rozpocznie drugi rok w Red Bullu.

Nie mogę doczekać się nowego sezonu. Gdy zaczynasz drugi rok w tym samym zespole, czujesz się o wiele bardziej komfortowo. Tak jest i u mnie. Jestem lepiej przygotowany, dobrze poznałem zespół, jego filozofię i sposób działania. To powinno zrobić różnicę. Choć na starcie tego sezonu wszyscy są w tym samym miejscu, przez zmiany w przepisach nikt nie zna dobrze swojego bolidu. W niedzielę czeka nas interesujący wyścig. Czekam na tegoroczne mistrzostwa, najważniejsze, żebym był regularny – mówił Checo.

O ile on skupia się na tym, by po prostu zdobywać wiele punktów i pomóc swojej ekipie w rywalizacji o mistrzostwo konstruktorów, a samemu być może wkraść się na podium generalki, o tyle George Russell w teorii może mieć większe ambicje. W świecie Formuły 1 powszechnie uważa się, że to przyszły mistrz świata. Ale czy stać go na to, by już w tym sezonie powalczyć o ten tytuł?

George Russell

Może być z tym problem. Choćby dlatego, że będzie to jego pierwszy sezon w Mercedesie i na razie nie jest liderem zespołu – tym pozostaje Lewis Hamilton. W niemieckiej ekipie widzą w George’u oczywiście gościa, który ma przejąć schedę po swoim rodaku, ale dopiero za sezon czy dwa. Nie zmienia to jednak faktu, że George ma kilka zalet, które mogą okazać się istotne. Abstrahując od jego wielkiego talentu, umiejętności i już teraz całkiem sporego doświadczenia, to jest to przede wszystkim wielka łatwość w adaptacji do bolidu i jego wymagań.

To może mu pomóc w walce o najwyższe cele. Choć on sam powtarza, że o tym nie myśli.

Uważam, że to trochę niesamowite, jak działa umysł kierowcy wyścigowego. Kiedy zakładam kask, nie ma dla mnie znaczenia, czy walczę o tytuł, czy – jak ja w ostatnich dwóch latach – jadę na końcu stawki. Na tor zawsze wyrusza się z tym samym nastawieniem – mówił George. Jego zwolennicy wskazują jednak, że skoro już w 2020 roku, gdy na Grand Prix Sakhiru ściągnięto go ratunkowo do Mercedesa, potrafił pokazać się ze znakomitej strony, to trzeba oczekiwać od niego wielkich rzeczy i w tym roku.

– George będzie z pewnością mocnym rywalem dla Lewisa w kontekście kwalifikacji. Robił cuda w Williamsie, to tym bardziej powinien radzić sobie w Mercedesie. Czy zagrozi siedmiokrotnemu mistrzowi świata? Chyba za wcześnie na ocenę. Po kilku Grand Prix będzie można powiedzieć więcej – mówi Baran.

Zagraniczni eksperci też nie zgadzają się w swoich przewidywaniach. Jedni typują, że Russell faktycznie będzie zagrożeniem dla Hamiltona. Inni, że w tym sezonie nie ma ze starszym kolegą po fachu szans i o tytuł na pewno nie powalczy. Wszyscy są jednak zgodni w jednym – George na pewno będzie w stanie dać z siebie więcej niż Valtteri Bottas i być bliżej Hamiltona, niż Fin w ostatnich latach. No i dodają też, że na Russella zdecydowanie warto zwrócić uwagę. Bo powinien być w stanie wielokrotnie dać show.

Inna sprawa, że – jak na razie – problemy Mercedesa, w które na początku niezbyt wiele osób wierzyło, zdecydowanie okazały się prawdziwe. Tempo bolidów tej ekipy jest bowiem dużo słabsze od Red Bulla i Ferrari. I choć na przestrzeni sezonu pewnie uda im się to nadrobić (a i w wyścigu może okazać się, że przy większej liczbie kółek wcale nie będzie z Mercedesami tak źle), to jego początek może sprawić, że Hamilton i Russell zanotują duże straty, które potem będzie trudno odrobić.

Najlepszy z całej reszty?

Zaskakująco wysoko wśród bukmacherów stoją niezmiennie akcje Lando Norrisa, który momentami wyprzedza w notowaniach szans do tytułu mistrzowskiego Sergio Pereza, a nawet Carlosa Sainza. A to już świadczy o tym, że wiele się po nim oczekuje, choć utrudnić walkę w tym sezonie może mu gorszy niż przed rokiem bolid, który dodatkowo na testach w Bahrajnie miał problemy z hamulcami. W tej chwili wydaje się bowiem, ze McLarenowi trudno będzie nawet o miejsca na podium, nie mówiąc już o wygranych.

Daniel Ricciardo w kwalifikacjach odpadł już w pierwszej sesji (choć on z powodu choroby ominął testy, co może być tego przyczyną), a Lando zajął ledwie 12. miejsce. Inna sprawa, że Norris wielokrotnie udowadniał, że znakomicie potrafi odnaleźć się w wyścigowym tłoku i powalczyć o wysokie lokaty. Choć wciąż brakuje mu pierwszego zwycięstwa, to regularnie jest typowany do roli gościa, który w tym sezonie z przytupem wejdzie do czołówki.

Takie typowania wynikają z tego, że Norris zadomowił się w McLarenie i już wiadomo czego się po nim spodziewać. Do tej pory z sezonu na sezon notował regularny progres, nie regres. Poprzedni rok pokazał, że jest w stanie dość regularnie bić się o czołową piątkę – mówi Baran.

W 2021 roku Lando czterokrotnie kończył wyścigi na podium. W stawce jest jednym z najmłodszych kierowców, na karku ma w końcu ledwie 22 lata. Gdy raz utrudniał życie Lewisowi Hamiltonowi, ten pochwalił go w rozmowie ze swoim zespołem. Wydaje się, że Lando ma wszystko, by zacząć zachwycać. I jeśli tylko McLarenowi uda się poprawić osiągi, powinien to zrobić.

Lando Norris

Będzie zdesperowany, by wygrać wyścig. Staje się coraz lepszy, Zak Brown [CEO McLarena – przyp. red.] miał rację, stawiając na niego. On i Daniel Ricciardo to dobra kombinacja. Dopóki nie zaczną walczyć między sobą, powinni notować dobre rezultaty. Uzupełniają się – mówił niedawno Damon Hill, mistrz F1 z 1996 roku. Inni eksperci się z nim zresztą zgadzali – wielu uważa, że to będzie rok, w którym Lando zgarnie pierwsze zwycięstwo. A jak pójdzie dobrze to drugie, trzecie i tak dalej.

Inna sprawa, że McLaren ma czas. W swojej strategii sami określili rok 2024 jako pierwszy, w którym na poważnie chcą wrócić do walki o tytuł. Lando będzie miał wtedy 24 lata i pięć sezonów doświadczenia w F1. Jego ekipa z kolei powinna do tego czasu się rozwinąć, obecnie mocno inwestuje bowiem w infrastrukturę, starając się rozwinąć nie tylko bolid, ale i jego otoczenie, w ten sposób pomagając sobie w walce o tytuły.

Ich plany są jasno określone i bardzo zaawansowane. Ten rok w teorii ma być kolejnym krokiem na drodze do wielkości. Jego początek pokazuje jednak, że wszystko może okazać się nieco trudniejsze, niż to pierwotnie zakładano. Możliwe jednak, że nawet w przypadku problemów talent Lando weźmie górę. I Norris i tak będzie regularnie walczyć o miejsca na podium.

Wyrównanie i wielkie emocje

Pierwsze treningi i kwalifikacje zdają się potwierdzać tezę, że tegoroczny sezon będzie najbardziej wyrównanym od lat. W czołowej dziesiątce kwalifikacji znaleźli się bowiem przedstawiciele sześciu ekip – poza kompletem zawodników z „Wielkiej Trójki” (Mercedes, Red Bull i Ferrari), wbili się tam też Pierre Gasly (AlphaTauri), Kevin Magnussen (Haas, zatrudniony w ostatniej chwili po zwolnieniu Nikity Mazepina), Fernando Alonso (Alpine) i Valtteri Bottas (Alfa Romeo F1 Team ORLEN).

Wyraźnie na plus odstawali kierowcy Red Bulla i Ferrari. Za nimi w teorii był Mercedes, choć przewagi nad innymi ekipami wcale nie miał dużej (Russell skończył zresztą dopiero na dziewiątym miejscu).

Ale poziom reszty wskazuje na to, że ten sezon może być naprawdę znakomity. W treningach i kwalifikacjach swoim tempem imponował choćby Haas, który w zeszłym sezonie był zdecydowanie najgorszą ekipą. Jako jedyni nie zdobyli wtedy choćby punktu, ale też bardzo wcześnie – podobnie jak Ferrari – zaczęli szykować się na techniczną rewolucję i rozpoczęty właśnie sezon.

Haas był gwiazdą testów. Do Barcelony przyjechali z autem, o którym wszyscy mówili. Przygotowywali się do nowych przepisów od dawna, ale uderzyło w nich odejście ich największego sponsora i rozwiązanie kontraktu z jednym z kierowców, związane z inwazją Rosji na Ukrainę. […] W padoku jest doza pewności, że Haas przygotował naprawdę dobry bolid – mówił Will Buxton, jeden z najbardziej znanych dziennikarzy, pracujących dla oficjalnych mediów Formuły 1.

Haas F1

Z dobrej strony pokazali się też weterani – Fernando Alonso i Valtteri Bottas. W przypadku tego pierwszego wielu zakładało, że Alpine może nie być w stanie przygotować bolidu, który Hiszpana by zadowolił. W poprzednim roku bolid, jaki do dyspozycji mieli on i Esteban Ocon, pozwolił im na walkę o podium w niektórych z wyścigów. Ocon zresztą raz nawet triumfował, Fernando po wielu latach przerwy zdołał wkraść się na podium, a Alpine ostatecznie było piąte w klasyfikacji konstruktorów.

W tym roku o taki wynik może być im trudniej, ale nie dlatego, że sami wydają się słabsi (choć trudno ocenić też, czy zrobili wielkie postępy), a z powodu dobrej formy innych ekip. Valtteri Bottas bardzo pozytywnie zaskoczył w kwalifikacjach w ekipie Alfy Romeo, zajmując szóste miejsce! W poprzednim sezonie takie wynik Alfy byłby wręcz niemożliwy. W tym ekipa, której członkiem jest też Robert Kubica, udowadnia, że może liczyć się w walce o całkiem wysokie lokaty. Tuż za plecami Bottasa znalazł się zresztą Kevin Magnussen, który pokazał, że bolid Haasa faktycznie wygląda dobrze.

Tak naprawdę jednak to samo można napisać o AlphaTauri, w której barwach chciałby poszaleć Pierre Gasly. Z kolei rozczarowaniem sezonu może okazać się Aston Martin, ale w barwach tej ekipy zabrakło dziś zakażonego koronawirusem Sebastiana Vettela, trudno więc ocenić ich faktyczne możliwości. Z tyłu za to – już tradycyjnie – znalazł się Williams. I to raczej się nie zmieni.

Oczywiście, w tym wszystkim trzeba pamiętać o jednym – treningi i kwalifikacje to coś zupełnie innego niż wyścigi. Niemniej jednak wydaje się, że to faktycznie może być najbardziej emocjonujący sezon Formuły 1 od lat.

SEBASTIAN WARZECHA

Fot. Newspix

Czytaj więcej o Formule 1: 

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Formuła 1

Komentarze

3 komentarze

Loading...