Reklama

Australian Open. Dobry dzień Polek. Świątek i Linette ze zwycięstwami

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

18 stycznia 2022, 08:58 • 8 min czytania 6 komentarzy

Iga Świątek zgodnie z oczekiwaniami, czyli bez większych problemów. Magda Linette wykonała już plan na ten turniej, a wszystko, co zrobi dalej, będzie wynikiem ponad stan. Magda Fręch powalczyła za to z Simoną Halep. We wtorkową noc Polki pokazały się na Australian Open z bardzo dobrej strony. Dwie z nich będą miały okazję powtórzyć to w czwartek.

Australian Open. Dobry dzień Polek. Świątek i Linette ze zwycięstwami

W sam środek tarczy

Ustalmy jedno: w meczu Igi Świątek spodziewaliśmy się tylko wygranej Polki, inny wynik nie wchodził w grę. Pytaniem pozostawało tylko, jak Iga zaprezentuje się na korcie. W końcu u naszej tenisistki sporo działo się w czasie przerwy zimowej, na czele ze zmianą trenera z Piotra Sierzputowskiego (który zresztą komentował dzisiejsze spotkanie Igi w telewizji) na Tomasza Wiktorowskiego, byłego szkoleniowca Agnieszki Radwańskiej. Świątek mówiła przy tym, że chciałaby wrócić do bardziej ofensywnej, agresywnej gry, jaką prezentowała na korcie w 2020 roku, gdy grała z pozycji outsiderki, nie faworytki.

Dziś jednak była właśnie faworytką. Ale to dziwić nie może – jej rywalka na koncie nie ma bowiem żadnych wielkich sukcesów. W rankingu zajmuje 123. miejsce, na kortach Australian Open tylko raz awansowała do II rundy, a w ogóle w turniejach wielkoszlemowych raz doszła do III – w 2019 roku na kortach Wimbledonu, jej ojczystego szlema. Lepszymi wynikami może pochwalić się w deblu i mikście, ale singlowo od Igi po prostu zdecydowanie odstaje. Można wręcz zaryzykować stwierdzenie, że najwięcej uwagi dałoby się poświęcić jej nazwisku i zapytać, czemu nie zdecydowała się na rzucanie lotkami do tarczy. Bo przecież Harriet Dart wydawała się do tego wprost naznaczona.

Ale że wybrała rakietę, to dziś los zetknął ją z Igą Świątek. I nie było to dla Brytyjki zbyt miłe doświadczenie.

Reklama

Cały mecz trwał ledwie 72 minuty i 15 gemów. Przez pierwsze cztery małe partie Harriet zaskakiwała – grała odważniej i uzyskała nawet przełamanie, które potwierdziła obroną serwisu. Prowadziła 3:1 i można było się zastanawiać, jak długo utrzyma taki poziom skuteczności. Na rozważania nie było jednak dużo czasu – bo Brytyjka szybko pokazała, że to nie jej normalny poziom gry. Gdy tylko Iga poprawiła się na returnie i zaczęła odgrywać lepsze piłki, Harriet zgasła. I to na tyle, że przegrała… 11 kolejnych gemów oraz całe spotkanie. Skończyło się wynikiem 6:3 6:0 dla Polki, która grać zaczęła na takim poziomie, jakby co chwila trafiała w sam środek tarczy.

– Pierwsza runda zawsze jest trudna. Do tego przy tak świecącym słońcu trudno jest serwować. Powtarzałam sobie, żeby zachować spokój. Wierzyłam w siebie i w to, że znajdę rytm. Trudno jest osiągnąć perfekcję, takie błędy, jak na początku dzisiejszego meczu będą się zdarzały. Normalnie byłabym o to zła, ale teraz skupiam się na znalezieniu rozwiązań i pracy nad technicznymi elementami – mówiła po meczu Świątek. I już to samo w sobie wskazuje na zmianę jej podejścia. Wiadomo, przeciwniczka nie była z najwyższej półki, ale w zeszłym sezonie Iga prawdopodobnie bardzo denerwowałaby się złymi zagraniami. W tym meczu nerwów nie było widać. Raczej zacięcie, by wrócić na swój poziom. Co zresztą szybko zrobiła.

W II rundzie Polka zagra z Rebeccą Peterson. Szwedka też nie powinna sprawić jej większych problemów, choć to przeciwniczka o kilka klas lepsza od Dart, w swojej karierze wygrała nawet dwa turnieje WTA (najniższej rangi). Z Igą zmierzyła się jednak do tej pory raz – na ubiegłorocznym Roland Garros – i Świątek była wyraźnie lepsza. Wygrała 6:1 6:1. W czwartek liczymy na powtórkę.

Mecz, na jaki czekaliśmy

Poprzedni sezon dla Magdy Linette od samego początku był pasmem wyzwań. Jeszcze przed planowanym wylotem do Australii doznała bowiem kontuzji kolana, przez którą ostatecznie musiała odpuścić start w Australian Open i kilka kolejnych turniejów, bo noga, jak się okazało, wymagała przeprowadzenia zabiegu.

Reklama

Gdy powróciła do gry, prezentowała się słabo. Na kortach ziemnych w czterech kolejnych turniejach nie była w stanie wyjść poza pierwszą rundę. Potrzeba było zmiany i Polka to dostrzegła. Dlatego w połowie maja rozstała się ze swoim trenerem, a na stanowisko tymczasowego szkoleniowca zatrudniła Dawida Celta, kapitana kobiecej reprezentacji Polski i męża Agnieszki Radwańskiej.

To przyniosło efekt. Już w pierwszym turnieju po rozpoczęciu tej współpracy, w Strasburgu, Magda doszła do półfinału. Na Roland Garros osiągnęła za to III rundę i była w stanie urwać seta Ons Jabeur. Podobnie na Wimbledonie, gdzie w trzecim meczu odpadła dopiero po znakomitej walce z Paulą Badosą. Owszem, zdarzyło jej się też trochę słabszych wyników, ale zwykle były one efektem fatalnego losowania. Kiedy dostawała szansę – potrafiła z niej skorzystać.

Liczyliśmy, że tak też będzie – mimo że już z innym szkoleniowcem, bo przed tym sezonem powróciła do współpracy z Markiem Gellardem, z którym notowała najlepsze rezultaty w karierze – w Australian Open. Choć szansa, jaka otworzyła się przed Magdą, wcale nie była tak duża. Bo po drugiej stronie siatki stanęła Anastasija Sevastova, kiedyś 11. rakieta świata i półfinalistka US Open 2018.

Kluczem było tu na szczęście słowo „kiedyś”. Łotyszka miała bowiem sporo problemów z kontuzjami i nie gra już na tak wysokim poziomie, w swoich dwóch ostatnich Australian Open odpadała zresztą w I rundzie. Dzisiejsze spotkanie szybko pokazało, że Sevastova jest do pokonania. Już w drugim gemie, w dużej mierze za sprawą podwójnych błędów, oddała swoje podanie. I choć stratę odrobiła, to jednak Linette jako pierwsza uspokoiła swoją grę i zaczęła zyskiwać przewagę. Problemem Polki był tylko serwis – funkcjonował nie najlepiej i to przez niego nie potrafiła utrzymać wypracowanej przewagi przełamania ani na początku seta, ani po tym, jak w siódmym gemie ponownie odebrała podanie rywalce. Na szczęście gdy zrobiła to trzeci raz, równocześnie oznaczało to, że wygrała całą partię 6:4.

W drugim secie obie dalej nie grały dobrze przy własnym serwisie. Na dwanaście rozegranych gemów przełamywały się aż… siedmiokrotnie. Lepiej wyglądać zaczęła w tym okresie Sevastova, która przez dużą część seta nie popełniała łatwych błędów, choć grała agresywnie. Linette musiała walczyć o każdą piłkę. I faktycznie to robiła, często skutecznie. Dlatego raz za razem była w stanie odrabiać straty, a jej prawdziwy popis przyszedł w dziesiątym gemie tej partii, gdy obroniła trzy piłki setowe – dwie po błędach forehandowych rywalki, jedną kapitalnym skrótem. Po chwili zdołała też przełamać Sevastovą.

Ten gem chyba ostatecznie podłamał Łotyszkę. Magda utrzymała swój serwis, a potem odważniej zagrała przy podaniu rywalki i zdołała wykorzystać trzecią piłkę meczową. Tym samym wygrała seta 7:5, osiągnęła II rundę Australian Open i… właściwie wykonała swój plan na ten turniej. Teraz bowiem jej rywalką będzie Daria Kasatkina, rozstawiona z numerem 25., która bez problemu pokonała w I rundzie Stefanie Voegele. Rosjanka jest w dobrej formie, w dwóch turniejach poprzedzających Australian Open doszła do półfinałów, pokonując między innymi Madison Keys, Garbine Muguruzę czy Sofię Kenin.

Magdzie będzie więc bardzo trudno, ale Polka znana jest z tego, że w takich meczach potrafi zaskoczyć. A stawka jest całkiem wysoka – bo to nie tylko III runda turnieju wielkoszlemowego, ale też potencjalny polski mecz. Gdyby bowiem obie wygrały swoje drugie spotkania w Australii, to w trzecim Iga Świątek i Magda Linette zmierzą się ze sobą. I tego im, sobie oraz wam życzymy.

Po walce

Od drugiej Magdy, Fręch, trudno było dziś oczekiwać cudów. 24-letnia Polka miała co prawda całkiem dobry poprzedni sezon, ukoronowany przedostaniem się do najlepszej setki rankingu, a co za tym idzie – bezpośrednią kwalifikacją do Australian Open. W Melbourne jednak losowanie jej nie sprzyjało. Już w I rundzie trafiła na Simonę Halep, jedną z najlepszych tenisistek ostatnich lat.

– Cieszę się, że udało mi się zakwalifikować do Wielkiego Szlema bez konieczności gry w eliminacjach, bo zawsze jest mniejsze obciążenie w nogach. I cieszę się, że wróciłam do Australian Open po czteroletniej przerwie. To bardzo ciekawy turniej, ludzie są tu niesamowici i panuje świetna atmosfera – mówiła, cytowana przez oficjalną stronę Polskiego Związku Tenisowego. – Czeka mnie na pewno bardzo trudny mecz, bo Simona jest świetną zawodniczką, bardzo utytułowaną i doświadczoną. Raz już się przekonałam o sile jej gry, ale nie zamierzam się z góry poddawać. Wyjdę na kort i postaram się zagrać jak najlepiej i sprawić niespodziankę. A te najczęściej zdarzają się właśnie w pierwszych rundach wielkoszlemowych turniejów.

Niespodzianki, niestety, nie było. Ale też trudno mówić o jakimkolwiek rozczarowaniu, bo Fręch na korcie zaprezentowała się dobrze. Po prostu nie osiągnęła przy tym poziomu, który pozwoliłby jej powalczyć o zwycięstwo z dużo bardziej doświadczoną i utytułowaną rywalką. Ale kilka razy Simonę postraszyła. Była w stanie przełamać jej podanie, wygrywała dłuższe wymiany. Brakowało jedynie regularności, stąd Halep w pierwszym secie wyszła na prowadzenia 5:2. I choć Magda wygrała dwa gemy z rzędu, to potem Rumunka zamknęła seta przy swoim serwisie.

Druga partia rozpoczęła się od przełamań – najpierw serwis straciła Polka, ale stratę szybko odrobiła, a potem to ona zaczęła kontrolować sytuację na korcie. Wygrała jeszcze kolejne dwa gemy i prowadziła już 3:1. Niestety, na tyle było ją stać. Od tamtego momentu spokojem i dokładnością imponowała Halep, która nie pozwoliła już Magdzie na wygranie choćby jednego gema i spotkanie zamknęła przy drugiej piłce meczowej, wygrywając 6:4 6:3. Fręch nie ma jednak powodów do wstydu. Zagrała naprawdę dobrze, zmuszając Simonę do sporego wysiłku. Z wieloma rywalkami pewnie dałoby jej to wygraną. Pech chciał, że trafiła na jedną z najlepszych.

Jeszcze przed startem turnieju Polka mówiła, że jej celem na ten sezon jest powrót do TOP 100 rankingu WTA – bo z setki w międzyczasie wypadła – i walka o to, by jak najbardziej przybliżyć się do czołowej „50”. Jeśli będzie w stanie grać na takim poziomie jak dziś, to faktycznie może zacząć marsz w górę. Najbliższe miesiące sporo nam w tej kwestii powiedzą.

Wyniki:

Iga Świątek 6:3 6:0 Harriet Dart

Magda Linette 6:4 7:5 Anastasija Sevastova 

Magda Fręch 4:6 3:6 Simona Halep 

Swój mecz rozegra dziś jeszcze Kamil Majchrzak. Jego rywalem będzie Andreas Seppi.

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Niemcy

Kłopoty kadrowe Bayernu przed półfinałowym meczem Ligi Mistrzów

Piotr Rzepecki
0
Kłopoty kadrowe Bayernu przed półfinałowym meczem Ligi Mistrzów

Australian Open

Tenis

Iga Świątek awansowała do 1/2 turnieju w Stuttgarcie. Nie było łatwo

Kacper Marciniak
0
Iga Świątek awansowała do 1/2 turnieju w Stuttgarcie. Nie było łatwo

Komentarze

6 komentarzy

Loading...