Tymoteusz Puchacz zapowiedział, że strzeliłby mi liścia i ja mu wierzę. Natomiast gdyby powiedział, że kopnie prosto piłkę, to bym mu nie uwierzył.
Rozumiem, że Puchacz już szuka zajęcia po karierze, bo futbol ewidentnie mu nie idzie. Co prawda zaliczył w tym sezonie potrójną koronę, ale chyba nie takiej by sobie życzył, bo:
- spadł z Championship
- spadł z Bundesligi
- spadł z Ligi Narodów
Chciałby więc, by liść spadł na moją twarz, ale póki co jedynie on spada z ligi, gdziekolwiek się pojawi. Może gdyby był takim kozakiem na boisku, na jakiego pozuje poza nim, nie musiałby się tułać po gówno-klubach i przegrywać meczu za meczem. Oczywiście i to w sytuacji, kiedy gra, ponieważ jeśli któryś z trenerów mu się lepiej przyjrzy, to Puchacz już tylko w pozycji siedzącej ogląda, jak koledzy przegrywają.
Można więc powiedzieć, że Puchacz jest za słaby nawet na przegrywanie.
Nie dziwie mnie więc, że chciałby coś w swoim życiu poprawić i dla odmiany coś wygrać, czyli na przykład starcie z 53-latkiem, ale mogłoby mu to wyjść jak Marcinowi Najmanowi – czyli sporo zapowiedzi o wpierdolu, by na końcu wyszedł wpierdol w drugą stronę. Tak, jestem od Puchacza sporo starszy, ale na groźnego to on, kuźwa, nie wygląda. Więc ten liść mógłby być jego ostatnim.
I wtedy co, kogo wyzwiesz na pojedynek? Lecha Wałęsę?
Natomiast jak chcesz, to wpadaj na Bródno. Tylko zostaw ten głupi głośniczek w domu, bo ci jeszcze spadnie i się popsuje.
Taka jest ta reprezentacja. Jak nie Puchacz opowiadający o liściu dla dwukrotnie starszego gościa, to Pawka Dawidowicz sugerujący, że on by na miejscu Lewandowskiego symulował kontuzję.
Jeden Puchacz chce się bić, ale większość z was brzmi jak potłuczona.
WOJCIECH KOWALCZYK
CZYTAJ WIĘCEJ: