Być może polski futbol powinien się poddać i przestać się łudzić, że Spartak Trnawa jest do regularnego ogrywania. Być może po prostu nie jest – tak jak człowiek nie może wytrzymać dłużej niż tydzień bez wody, tak ligowiec nie może przezwyciężać potężnych Słowaków. Próbowała Legia – bez efektu. Próbował Lech – bez efektu. Udało się wprawdzie Rakowowi, ale teraz znów próbuje Wisła i… chyba efektu też nie będzie.
Co prawda podeszliśmy do sprawy sprytnie i wysłaliśmy na Słowację pierwszoligowca, a nie ekstraklasowicza, licząc na zlekceważenie rywala, prześlizgnięcie się pod nogami tego niekwestionowanego giganta współczesnego sportu. Przecież nawet pierwsze minuty były teatrem – Kiakos wywrócił się jakby nigdy nie był na WF-ie, Biedrzycki zagrał ręką, sugerując, że on z ręcznej, a nie z nożnej i rywale dostali rzut karny.
Co prawda sędzia ostatecznie się tutaj wtrącił i po VAR-ze rozgrzeszył Kiakosa (chyba go bardzo lubi), ale ziarno niepewności zostało zasiane: czy ci goście w ogóle kiedyś w to grali?
Spartak trochę się rozczulił, zaczął nawet pykać z Wisłą w jednej drużynie, czego efektem był gol Rodado po stracie – albo właśnie współpracy – Spartaka w środku pola.
I tu należało powiedzieć stop: taki numer, my przecież umiemy grać i was pokonamy! Daliście się nabrać!
Niestety – ten element planu okazał się najtrudniejszy, bo naprawdę trudno mieć przekonanie, że defensywa Wisły coś potrafi. To znaczy poza boiskiem może tak, pewnie jajecznicę Biedrzycki robi wyśmienitą, a Broda jest kapitalny w warcaby, ale niestety dziś chodziło jednak o futbol.
No i Wisła poległa, mimo że każdej bramki na spokojnie dało się uniknąć.
Niestety przy pierwszym trafieniu nikt nie wpadł na pomysł, żeby piłę wybić byle dalej, więc Duris wbił ją do bramki. Przy golu na 2:1 Broda mógł wyjść do piłki, ale najwyraźniej miał inne zajęcia, koledzy też nie pomogli, wykopali piłkę pod nogi Azango i znów był klops. A trafienie na 3:1 powinno być pokazywane na slajdzie „jak nie kryć w piłce nożnej”. Duris to nie jest jakiś mikrus, żeby go zgubić niczym czterolatka w supermarkecie, a Wiślakom się jednak udało.
3:1. Mogło być fajnie, ale z krakowianami ostatnio często tak bywa – że może być fajnie, ale nie jest. Wciąż jedynymi zwycięstwami tej drużyny w tym sezonie są mecze z Llapi, co trochę martwi, jeśli chodzi o przyszłość, bo spotkań z Llapi już nie będzie (chyba że towarzyskie, albo na jakąś miesięcznicę ostatniego triumfu).
A Spartak… No mógłby dać nam spokój. Ale chyba nie da.
Spartak Trnawa – Wisła Kraków 3:1
Duris 47′ 68′ Azango 60′ – Rodado 26′
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Kibice Legii zostali powitani i ugoszczeni przez Duńczyków
- „Skończy w Realu”, „zagra w reprezentacji”. O idealnie przebiegającej karierze Jana Ziółkowskiego
- Śledź: „Czy rozliczam trenerów z wyników? Tak, z wyników ich pracy”
Fot. Newspix