Reklama

Źle kupowałeś, to spadałeś. 10 najgorszych zimowych transferów w Ekstraklasie

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

01 czerwca 2023, 09:07 • 8 min czytania 18 komentarzy

W niedzielę chwaliliśmy, dziś będziemy ganić. Wiele klubów Ekstraklasy nie trafiło z zimowymi transferami. Niektóre zapłaciły za to najwyższą cenę.

Źle kupowałeś, to spadałeś. 10 najgorszych zimowych transferów w Ekstraklasie

Mamy na myśli przede wszystkim Miedź Legnica i Wisłę Płock. Na papierze ruchy „Miedzianki” przed drugą rundą wyglądały dobrze. Postawiono w końcu na ligowe doświadczenie, nowi piłkarze mieli z miejsca dać jakość. W praktyce na dłuższą metę wyszło inaczej. Wielkie inwestycje dały bardzo przeciętny efekt.

W Płocku zapłacili przede wszystkim za brak następcy dla Damiana Rasaka, w środku pola brakowało elementu agresji i zapierdzielania. Podstawowy błąd polegał na tym, że wyłożono się na kwestiach formalnych z Martinem Haskiem.

Może być grafiką przedstawiającą tekst

Pojęcie „nieudany transfer” bywa dość szerokie. Byli w tej rundzie gorsi obrońcy od Hoskonena, ale on nie przychodził do Cracovii jako ktoś, kto ma się uczyć i pokazać za jakiś czas, dlatego to właśnie jego uwzględniamy, a nie na przykład Andrejsa Ciganiksa. Łotysz, delikatnie mówiąc, nie przekonuje w Widzewie, tyle że od początku miał raczej status uzupełnienia niż wzmocnienia. Podobnym przypadkiem do Hoskonena jest Danijel Loncar z Pogoni. Jego „uratował” fakt, iż pierwszą część wiosny stracił z powodu kontuzji i trudniej było mu wskoczyć na wyższe obroty.

Reklama

Generalnie martwi fakt, że bez problemu moglibyśmy dopisać do tej listy kolejnych pięć nazwisk, a gdybyśmy musieli powiększyć ją do dwudziestu, też nikt z uwzględnionych nie powinien czuć się pokrzywdzony i nominowany na siłę.

Najgorsze transfery w Ekstraklasie – zima 2023 [RANKING]

10. Chico Ramos (Radomiak Radom)

Przezroczysty zawodnik. W zasadzie nadal nie wiemy, jakie są jego atuty, poza tym, że nie rozbijano dla niego banku w momencie podpisywania kontraktu. Z całą pewnością nie można się po nim spodziewać fajerwerków i ofensywnych konkretów. Pomocnik ten ma już 28 lat, a w całej karierze seniorskiej zdobył 10 bramek, z czego dziewięć dotyczy drugiej ligi portugalskiej. W defensywie również się zbytnio nie wyróżnia. Od razu jednak wskoczył do składu u Mariusza Lewandowskiego, mimo że najczęściej grał słabo lub bardzo słabo. A Ramos, w przeciwieństwie do Donisa, nie musiał się odkręcać po dwóch latach bez gry. Jesienią od października regularnie występował w Nacionalu.

Kto wie, może wraz z przyjściem Constantina Galcy również Portugalczyk zanotowałby zwyżkę formy. Niewykluczone. Tego jednak nie sprawdzimy, ponieważ w meczu z Cracovią doznał fatalnie wyglądającej kontuzji, oznaczającej długi rozbrat z boiskiem. Po powrocie Ramos będzie mógł się tłumaczyć koniecznością mozolnego odzyskiwania optymalnej dyspozycji. Na razie po prostu życzymy zdrowia.

9. Jakub Szymański (Wisła Płock)

„Nafciarze” sprzedali Górnikowi Zabrze Damiana Rasaka, a w drugą stronę powędrował Jakub Szymański. Kapitalny interes, tyle że dla klubu ze Śląska.

Reklama

20-latek w Górniku zaliczał epizody i raczej nie pokazał w nich, że poważnie rokuje w kontekście Ekstraklasy. W Wiśle zaczął nawet nieźle, od solidnych występów z Radomiakiem i Zagłębiem Lubin, ale później był jednym z symboli degrengolady Wisły na finiszu sezonu. Jeśli jego drużyna broniła nisko, jeszcze to jakoś wyglądało, ale gdy gra się rozciągała, Szymański miał olbrzymie problemy z rywalami. Bezlitośnie wykorzystywały to Jagiellonia i Śląsk, a z Legią 20-latek w banalny sposób stracił piłkę, co skutkowało golem na 0:2.

Chłopak, który dotychczas raczej grał słabo, wciąż grał słabo. Szok.

8. Kevin Friesenbichler (Lechia Gdańsk)

Po latach wrócił do Lechii i był to powrót ze wszech miar nieudany. W teorii nie wyglądało to najgorzej, nie trzeba było załamywać rąk. Friesenbichler miał za sobą sezon z ośmioma golami i trzynastoma asystami w łotewskiej ekstraklasie w barwach RFS Ryga. Jesienią on i koledzy dostali się do fazy grupowej Ligi Konferencji, w której potrafili urwać punkty Fiorentinie i Basaksehirowi.

W ekipie z Trójmiasta Austriak nie dał żadnego ofensywnego konkretu w dwunastu występach (blisko 450 minut na boisku). Żaden jego mecz nie był dobry, a większość była słaba. Być może gdyby mógł się wykazać jako typowa „dziewiątka”, wyszłoby inaczej. Nie miał jednak szans z wygraniem rywalizacji z Łukaszem Zwolińskim, więc ustawiano go w roli „dziesiątki” lub skrzydłowego.

7. Arttu Hoskonen (Cracovia)

W tym przypadku przede wszystkim bierzemy pod uwagę wyjściowe oczekiwania względem zawodnika. Hoskonen kosztował ponad milion złotych i traktowano go jako kogoś, kto od razu wchodzi do składu i wypełnia lukę po Mateju Rodinie. W tym drugim aspekcie nie do końca się udało. Fin stanowił raczej uzupełnienie w defensywie „Pasów”, a w spotkaniu z Lechem prezentował się katastrofalnie i został zmieniony w przerwie.

Jego trudne początki na konferencji przed ostatnim meczem z Wisłą Płock potwierdził trener Jacek Zieliński. – Niekiedy nie byliśmy w stanie zastąpić zawodników odchodzących 1 do 1. Trudno było zastąpić w ten sposób Rodina, gdy musieliśmy działać na szybko. Przyszedł Hoskonen, co by nie mówić reprezentant Finlandii i on ma na razie ciężko, żeby wkomponować się w zespół – stwierdził wprost.

Wymowne.

6. Jakub Świerczok (Zagłębie Lubin)

Mimo wszystko rozczarowanie. Wiadomo było, że Świerczok po rocznej przerwie spowodowanej zawieszeniem, z którego ostatecznie się wybronił, będzie potrzebował trochę czasu na dojście do formy. Zakładaliśmy jednak, że coś niecoś w tej rundzie zdąży pokazać. Mocno stojący za nim Waldemar Fornalik do gry wprowadzał go powoli, napastnik z Tychów w wyjściowej jedenastce znalazł się dopiero po dwóch miesiącach. Nie wyszło dobrze. Świerczok motorycznie wyglądał na kogoś, kto na co dzień już nie uprawia zawodowego sportu, dlatego po dwóch występach wrócił do rezerwy. Najlepiej zaprezentował się w Kielcach, gdy wszedł na 15 minut i wprowadził sporo ożywienia.

Mimo to w następnej kolejce nawet nie podniósł się z ławki, a później zgłosił uraz i już do końca sezonu nie zobaczyliśmy go na boisku. We wtorek oficjalnie doszło do rozstania. Jak informował Sebastian Staszewski, Świerczok nie wypełnił minimum minutowego pozwalającego automatycznie przedłużyć umowę, a „Miedziowi” nie kwapili się do przedstawienia nowej oferty, zwłaszcza że dużo wydadzą na wykup Dawida Kurminowskiego. Trudno im się dziwić.

Wygrani w Zabrzu, Szczecinie i Kielcach. 10 najlepszych zimowych transferów w Ekstraklasie

5. Stefanos Kapino (Miedź Legnica)

Nie był to nowy Rusłan Dzanajew. Kapino przychodził prosto z 2. Bundesligi, w tamtym sezonie wystąpił nawet w niemieckiej ekstraklasie, ale okazał się niewypałem. Udanie zadebiutował z Wisłą Płock, wtedy pomógł drużynie, ale w następnych trzech spotkaniach więcej popsuł niż obronił.

Jeżeli publicznie krytykuje cię Hubert Matynia, sugerujący, że nie zrobiłeś wszystkiego przy strzale Nene i lepiej, żeby bronił Polak, to mówi samo za siebie. – Na pewno nie oglądał poprzedniego meczu z Jagiellonią. Wydaje mi się, że mógł się rzucić, a on stanął. Szkoda. Mamy bardzo dobrych bramkarzy Polaków jak Abramowicz czy Lenarcik i myślę, że więcej by w tej sytuacji zrobili – stwierdził Matynia przed kamerami Canal+.

Po 0:4 w Gdańsku Kapino poszedł w odstawkę, a po porażce z Piastem kibole Miedzi zrobili piłkarzom pogadankę. Zszokowany Grek miał wtedy stwierdzić, że więcej już tu nie zagra. I faktycznie, słowa dotrzymał. Kilka razy znalazł się jeszcze w meczowej kadrze, a 19 maja ogłoszono rozwiązanie kontraktu.

4. Kamil Drygas (Miedź Legnica)

Jego przyjście miało zrobić wielką różnicę w walce Miedzi o utrzymanie. Nie zrobiło, mimo że klub wiele zainwestował w ten transfer i zaoferował Drygasowi długi kontrakt na dobrych warunkach. Prowadzący Radomiaka Mariusz Lewandowski – również interesował się wychowankiem Lecha – powiedział nawet w Weszłopolskich, że za jego pensję mógłby sprowadzić dwóch, a może i trzech pomocników o podobnej klasie.

Drygas zaliczył po prostu bardzo przeciętną rundę. Zawalił gola z Lechem, najlepiej zaprezentował się na stadionie Pogoni, a tak po prostu był typowym czwórkowiczem. Nie po to go sprowadzano.

3. Alex Vallejo (Stal Mielec)

Nigdy nie zrozumiemy sensu zatrudniania takich obcokrajowców. Stal wzięła gościa, który głównie podaje do najbliższego i w zasadzie na tym jego atuty się kończą. Osławione uspokajanie gry – to jego specjalność. Od początku było wiadomo, że Hiszpan jest słaby motorycznie, więc nie będzie wszędobylską „szóstką”, która notuje odbiór za odbiorem.

A skoro tak, czy nie lepiej stawiać na swoich? Czy Fryderyk Gerbowski lub Bartłomiej Ciepiela nie mogliby grać zamiast niego? Nie byłoby problemów z minutami młodzieżowców i nie trzeba byłoby męczyć Ciepieli wystawianiem go jako napastnika lub skrzydłowego.

2. Andrzej Niewulis (Miedź Legnica)

Zawiódł jeszcze bardziej niż Drygas. Prostymi błędami technicznymi wprowadzał nerwowość w defensywie. Doszło do tego, że na dwa mecze nawet stracił miejsce w składzie, a wydawało się, że ktoś przychodzący z Rakowa do Miedzi będzie nietykalny. Niewulis potwierdził, że nie bez powodu nie było już dla niego miejsca w zespole spod Jasnej Góry.

Jeśli go z czegoś zapamiętamy w barwach „Miedzianki”, to z tego, że on i Gulen nie dogadali się z Abramowiczem w Mielcu po ladze Leandro (Niewulis uchylił głowę przed piłką) oraz z przepuszczenia między nogami strzału Dąbrowskiego z dwudziestu metrów, gdy stał przed linią bramkową.

Na pocieszenie doświadczony stoper odebrał złoty medal za jesień w Rakowie. Mistrzostwo i spadek w jednym sezonie – to zdecydowanie nie zdarza się co roku.

1. Martin Hasek (Wisła Płock)

Największy absurd zimowego okienka. Doświadczony Czech potencjalnie miał zastąpić w drugiej linii „Nafciarzy” Damiana Rasaka, ale bardzo długo nawet nie mógł być brany pod uwagę przy ustalaniu składu, bo klub nie mógł go zgłosić do rozgrywek. Wszystko wynikało z faktu, że FIFA nie potrafiła ustalić faktycznego statusu zawodnika. Jego poprzedni klub – turecki Erzurumspor twierdził, że rozwiązał umowę z powodów dyscyplinarnych. Z kolei Czech uważał, że to turecka strona jest winna rozwiązania kontraktu. Ponad miesiąc trwała wymiana pism, żeby finalnie 5 kwietnia Hasek został zatwierdzony do gry.

Jak już wreszcie po wielu tygodniach uporano się z przeszkodami proceduralnymi, facet okazał się nieprzydatny na boisku. Zaliczył trzy symboliczne wejścia, dające łącznie kwadrans gry.

W praktyce płocczanie stracili Rasaka i nikogo w jego miejsce nie mieli. Paranoja i symbol bałaganu, który od dłuższego czasu panował w Wiśle. Na spadek wszyscy tam naprawdę solidnie zapracowali.

CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:

Fot. FotoPyK/Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

18 komentarzy

Loading...