Reklama

Borussia narobiła w portki metr przed metą. Bayern znów mistrzem Niemiec

redakcja

Autor:redakcja

27 maja 2023, 19:43 • 6 min czytania 21 komentarzy

Cóż to były za emocje! Ostatnia kolejka Bundesligi rozpieściła nas wszystkim, co najlepsze. To, co dziś zobaczyliśmy, było kwintesencją multiligi. Były bramki, rzuty karne, czerwone kartki, zwroty akcji, łzy szczęścia i łzy rozpaczy. Tylko co z tego, skoro po raz kolejny triumfował Bayern. Co z tego, skoro po raz kolejny skompromitowała się Borussia.

Borussia narobiła w portki metr przed metą. Bayern znów mistrzem Niemiec

O to chodziło. Na wszystkich ekranach coś się działo. Niemal każdy mecz był wyjątkowo emocjonujący. Wszędzie toczyła się walka.

Co ostatecznie się wydarzyło?

Borussia się skompromitowała

Juergen Klopp, czyli ostatni trener, który zdobył mistrzostwo Niemiec z Borussią Dortmund, przestrzegał drużynę Edina Terzicia przed zbytnią pewnością siebie. Podkreślał, że nie można zbyt wiele myśleć o fecie mistrzowskiej, ponieważ jest jeszcze robota do wykonania. I to robota bardzo ciężka, bo starcie z drużyną, którą również doskonale zna, czyli Mainz. Drużyną, która była w tym sezonie jedną z rewelacji rozgrywek. 

Reklama

Niestety, dzisiejsi piłkarze Borussii chyba nie posłuchali. Spartolili sprawę na całego. Choć w zasadzie trudno ich podejrzewać akurat o zbytnią pewność siebie. Podopieczni trenera Terzicia wyglądali raczej jakby byli zwyczajnie zesrani. Jakby presja przytłoczyła ich do granic możliwości. 80 tysięcy fanów zgromadzonych na Signal Iduna Park ich nie poniosła, a raczej jeszcze bardziej splątała nogi. 

Dortmundczycy nie byli zupełnie sobą. Naprawdę jest to ogromne zaskoczenie, bo akurat na własnym stadionie radzili sobie w tym sezonie doskonale. Stali w sobotę przed szansą pobicia klubowego rekordu zwycięstw na Signal Iduna Park, bo to dzisiejsze, które ostatecznie nie nadeszło, mogło być już 15. w tym sezonie. Dotychczas odprawiali każdego rywala po kolei, bez większych problemów. 

Tym razem zostali jednak niemal znokautowani. Już po kwadransie otrzymali pierwszy cios. Cztery minuty później sami uderzyli się w twarz za sprawą nietrafionego rzutu karnego przez Sebastiena Hallera. Francuz jest chyba w ogóle najtragiczniejszą postacią tego dnia. Dopiero niedawno wrócił na boisko po wygranej walce z nowotworem, odżył, nastrzelał bramek, a teraz mógł wznieść mistrzowską paterę. Na koniec jednak zawiódł, a przecież wszyscy na niego liczyli.

Pięć minut po przestrzelonym karnym Hallera było już 2:0 dla Mainz i wydawało się, że jest po ptokach. Cokolwiek by nie mówić o Dortmundzie, trzeba im jednak oddać, że potrafili wstać z kolan. Szkoda, że tak późno, ale w pewnym momencie wydawało się już, że skapitulują, oddadzą mistrzostwo bez walki. Marne pocieszenie, ale zawsze jakieś.

Lepsze zafundowali im kibice, którzy pomimo ogromnego zawodu, zaśpiewali im jeszcze po meczu “You’ll Never Walk Alone”. 

Reklama

Bayern się uratował

Zupełnie inna atmosfera niż w Dortmundzie panuje w Monachium. Bayern ze swojej strony zrobił wszystko, co musiał, choć nie wszystko zależało dzisiaj od nich. Dość szybko strzelili bramkę, przeważali, prowadzili grę, ale mieli ogromne problemy z przypieczętowaniem przewagi. 

A co się dzieje najczęściej w takich sytuacjach? A jakże, pada bramka dla przeciwnika. Nie inaczej było tym razem. 

Ljubcić pokonał Sommera na dziewięć minut przed końcem regulaminowego czasu gry. Oznaczało to, że Borussia ma mistrzostwo, nawet pomimo tego, że przegrywa z Mainz. Nastroje na ławce Bayernu na stadionie w Kolonii były minorowe. Tuchel wyglądał dokładnie tak samo, jak wtedy, kiedy Manchester City rozjeżdżał jego drużynę w ćwierćfinale Ligi Mistrzów. Thomas Mueller nerwowo zdawał kolegom relację z tego, co dzieje się w Dortmundzie.

Wydawało się, że monachijczycy naprawdę stracili już nadzieję. Do końca meczu pozostały minuty, a tutaj wynik co najmniej niekorzystny. To byłby jeszcze boleśniejszy cios w twarz, gdyby nie udało się obronić tytułu pomimo porażki Borussii. 

Na szczęście dla wszystkich sympatyków z Bawarii, okazało się, że Tuchel ma nosa. Wpuścił na boisko przebojowego Jamala Musialę, co nie było tak oczywiste, bo Niemiec był ostatnio w kiepskiej formie. Trener chyba doszedł jednak do wniosku, że nie ma nic do stracenia i dał szansę młodości. 

I co? I 20-latek został bohaterem.

Musiala kilka minut po wejściu na boisko zrobił to, co potrafi najlepiej. Kilka zwodów, minięcie rywala, zejście do środka, przed pole karne i precyzyjne uderzenie. W punkt. Marvin Schwabe był bez szans. 

W tych okolicznościach Bayern sięgnął po 11. tytuł mistrzowski z rzędu, ale jest to ten tytuł, z którego cieszą się w Monachium najmniej. Bawarczycy przyzwyczaili do wygrywania tytułów znacznie wcześniej niż w ostatniej kolejce, a w dodatku trzeba sobie powiedzieć szczerze, że tym razem to Borussia bardziej przegrała mistrzostwo, niż oni je wygrali.

Pomimo ostatecznego sukcesu, w Monachium szykują nam się poważne zmiany. „Bild” jeszcze w trakcie świętowania poinformował już, że zarówno Oliver Kahn jak i Hasan Salihamidzić wylecą z roboty. To chyba nie spodobało się temu drugiemu, bo kamery telewizyjne uchwyciły, jak kłóci się z prezesem klubu Herbertem Hainerem jeszcze na murawie. Po prostu FC Hollywood.

Szykuje się więc kolejne gorące lato przy Saebener Strasse.

Schalke spadło

Ciekawie w sobotę było nie tylko na szczycie tabeli, bo walka trwała również na dnie. Scenariuszy było kilka, choć tym najbardziej prawdopodobnym był kolejny w ostatnich latach spadek Schalke. I choć drużyna z Gelsenkirchen dała kibicom nadzieję, to ostatecznie nie dała rady. Trochę tak, jak w przypadku Borussii. Choć tam nadzieję dawało raczej FC Koeln

Z naszej perspektywy pozytywem może być to, że Schalke złapało kontakt z Lipskiem przy stanie 0:2, dzięki Marcinowi Kamińskiemu. Polak wykorzystał dośrodkowanie z rzutu rożnego i trafił do siatki głową. Później udało się nawet wyrównać, ale to było wszystko. Na więcej drużyny Thomasa Reisa po prostu stać nie było. Potrzebowali zwycięstwa, a dostali w łeb 2:4 i po raz kolejny spadają w otchłań od razu po awansie. 

Skoro już była mowa o Kamińskim, to trzeba wspomnieć też tego drugiego Kamińskiego – Kubę, który również trafił do siatki i to w pięknym stylu!

A skoro w ogóle już mowa o Polakach, to w sobotę “pokazał się” też Robert Gumny. 24-letni obrońca maczał palce w obu straconych przez Augsburg bramkach w pierwszej połowie, żeby na koniec wylecieć z czerwoną kartką. Na jego szczęście nie wydarzyło się nic niezwykłego, więc jego zespół nie zleciał na miejsce barażowe.

Tak więc w Bundeslidze wszystko jest już jasne. Bayern zdobył mistrzostwo, w Lidze Mistrzów zagra Union Berlin, w barażach Stuttgart, spadek zaliczyło Schalke. 

Czekamy teraz na całą resztę, bo przecież to nie ostatnia multiliga w tym sezonie. Zaraz Ekstraklasa, w niedzielę Premier League, za tydzień LaLiga, Serie A i Ligue 1.

Kochajmy multiligi, bo kolejne dopiero za rok.

Czytaj więcej o Bundeslidze:

Fot. Newspix

Najnowsze

Polecane

Safety first? Nie tym razem, panie Pertile. Ryoyu Kobayashi walczy o skok… na 300 metrów

Sebastian Warzecha
0
Safety first? Nie tym razem, panie Pertile. Ryoyu Kobayashi walczy o skok… na 300 metrów

Niemcy

Komentarze

21 komentarzy

Loading...