Reklama

Na przekór losowi i… właścicielowi. Sheffield United wraca na salony

Patryk Fabisiak

Autor:Patryk Fabisiak

29 kwietnia 2023, 10:05 • 8 min czytania 2 komentarze

Nie będzie przesadą, jeżeli powiemy sobie wprost, że Sheffield United awansowało do Premier League wbrew wszystkim i wszystkiemu. Na ich drodze stanęło sporo przeszkód, na czele z pewnym podejrzanym nigeryjskim inwestorem i nie tylko podejrzanym, ale nawet siedzącym już za kratami… amerykańskim biznesmenem. A wszystko to wina jeszcze innego, już nieco mniej podejrzanego biznesmena, księcia Abdullaha, właściciela klubu, który w momencie spadku do Championship dwa lata temu, nieco znudził się swoją zabawką i chciał czmychnąć z Bramall Lane. Najgorsze jest to, że powrót do najwyższej klasy rozgrywkowej może wcale nie przekonać go do zmiany decyzji, a to stanowi kolejną przeszkodę.

Na przekór losowi i… właścicielowi. Sheffield United wraca na salony

Ten mecz nie układał się po myśli Paula Heckingbottoma. W pogodny, środowy wieczór na Bramall Lane Sheffield United wyglądało znacznie gorzej od West Bromwich Albion i nic nie wskazywało na to, żeby kibice gospodarzy mieli co świętować. Wiceliderzy Championship prezentowali się, jakby sparaliżował ich strach, jakby nie wiedzieli, jak udźwignąć wrzucony na ich barki ciężar. Tego wieczoru potrzebowali trzech punktów. Sytuację mieli komfortową, bo ewentualna strata punktów zapewne tylko odłożyłaby w czasie świętowanie, ale nikt nie chciał dopuścić tej myśli.

W środę w Sheffield chodziło o coś jeszcze.

Nie tylko o samo wywalczenie awansu.

To, na czym przede wszystkim zależało Heckingbottomowi, byłemu piłkarzowi lokalnego rywala The Blades – Sheffield Wednesday, to nie tylko samo zapewnienie sobie awansu, ale zapewnienie go sobie przed własną publicznością. Niby nie ma to większego znaczenia, gdzie przypieczętujesz swój sukces, bo liczy się tylko on sam w sobie, ale nie w sytuacji, kiedy na świętowanie go przed własną publicznością czekasz ponad pół wieku. Sheffield United po raz ostatni wywalczyło awans do najwyższej klasy rozgrywkowej na Bramall Lane dokładnie 52 lata temu – w 1971 roku. Dopiero teraz udało im się powtórzyć ten wyczyn.

Reklama

Święto udało się tak, jak wszyscy na to liczyli. Na trybunach Bramall Lane zgromadziło się 30 tysięcy fanów The Blades, którzy nie stracili wiary, pomimo kiepskiej postawy swoich ulubieńców w pierwszej połowie. Po przerwie, zapewne również po konkretnej „suszarce” Paula Heckingbottoma, wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Udało się stworzyć kilka dogodnych okazji, piłkarze West Bromu nabrali respektu, ale w końcu stracili bramkę. Sander Berge, jeden z tych, którzy nie wypięli się na klub po spadku z Premier League, otworzył wynik i wprawił trybuny w euforię. W tamtym momencie było czuć, że jest blisko, ale dla świętego spokoju potrzebna była jeszcze „kropka nad i”, którą postawił na kwadrans przed końcem Anel Ahmedhodzić.

The Blades po dwóch latach nieobecności zameldowali się w Premier League.

Amerykański Vanna Ly

Całe to świętowanie odbywa się jednak w atmosferze nieznośnej niepewności co do przyszłości klubu. Wszystko to wina właściciela, saudyjskiego księcia Abdullaha bin Musaida Al Sauda, który zdaje się nie do końca wiedzieć, co zrobić z Sheffield United, czyli największym klubem, który ma we władaniu. Oprócz The Blades zarządza jeszcze między innymi emirackim Al Hilal United czy indyjskim Kerala United. Te dwa kluby nie są jednak w stanie napsuć mu tyle krwi, co ten angielski.

Choć książę Abdullah zapewnia od 2013 roku, kiedy to trafił na Bramall Lane, że kocha Sheffield United, to ta miłość ostatnio nieco osłabła. Saudyjczyk nie potrafił się pogodzić ze spadkiem z Premier League w 2021 roku. W wielu wywiadach opowiadał, że powrót do Championship poważnie odbił się na jego zdrowiu, a także na jego życiu rodzinnym. Sam pobyt na zapleczu najwyższej klasy rozgrywkowej może nie jest aż tak straszny, ale dramaturgia mu towarzysząca już tak. The Blades mieli szansę na powrót do elity już rok po spadku, ale przegrali w dramatycznych okolicznościach z Nottingham Forest w półfinale baraży. Abdullah mocno to przeżył i tylko przyspieszył działania w kierunku sprzedaży klubu, co planował już od momentu spadku.

Jako że tak znany angielski klub był do wzięcia, to zainteresowanie było ogromne. Ofert było sporo, ale najkonkretniejszy okazał się pewien Amerykanin – Henry Mauriss. Swoją propozycję opiewającą na 115 milionów funtów złożył jeszcze w kwietniu, a więc przed barażami, ale z konkretami trzeba było poczekać. Kiedy już do nich doszli, na jaw wyszły dość zaskakujące fakty. Mauriss był objęty śledztwem FBI, które podejrzewało go o malwersacje finansowe. Niedługo później okazało się, że w czasie, kiedy miało dojść do wstępnego porozumienia z Abdullahem, Amerykanin… został zatrzymany i zamknięty w więzieniu, w którym przebywa do dziś. Na wolność wyjdzie dopiero w kwietniu 2024 roku.

Reklama

Inwestor z Nigerii na ratunek

Jak można się domyślić, od momentu wystawienia na sprzedaż, klub popadł w finansowe tarapaty. Z oczywistych względów Abdullah nie był skłonny do większego inwestowania, a z uwagi na niepewną przyszłość trudno było o kolejnych sponsorów. Doszło do tego, że w pewnym momencie naprawdę zagrożone były pensje zawodników, nie mówiąc już na przykład o jakichś większych wzmocnieniach. Mało tego, na początku sezonu klub poinstruował personel, aby maksymalnie oszczędzać nawet nawóz i… farbę do malowania linii w ośrodku treningowym. Latem wydano tylko 4 miliony funtów na Anela Ahmedhodzicia, ale niedługo później na Sheffield i tak został nałożony zakaz transferowy. Wszystko przez to, że władze klubu zwlekały z zapłatą Liverpoolowi za Rhiana Brewstera. Ban został zniesiony dopiero kilka tygodni temu, po uregulowaniu wszystkich zaległości.

Wcześniej sytuację nieco uratował nowy inwestor – Dozy Mmobuosi, jeden z najbogatszych mieszkańców Afryki. Nigeryjczyk był na tyle zdeterminowany, żeby przejąć klub, że postanowił jeszcze przed podpisaniem umowy nieco pomóc i przelał na konto klubu 8 milionów funtów. Dzięki temu udało się wypłacić pensje pracownikom. To jednak sprawiło mu sporo problemów, bo do porozumienia ostatecznie nie doszło. Plan finansowy Mmobuosiego został odrzucony przez EFL, więc ten był zmuszony do zrezygnowania z kupna The Blades. Problem w tym, że zainwestowanych 8 milionów już nie było, a przecież Abdullah nie zamierzał mu oddać z własnej kieszeni. Cała sprawa zakończy się więc najprawdopodobniej w sądzie.

Tak więc dziś Sheffield z jednej strony jest w euforii, bo awansowało do Premier League, ale poza tym nie ma się z czego cieszyć. Nic nie wskazuje na to, żeby Abdullah chciał zostać w klubie, a o kolejnych inwestorach nie słychać. Nie mówmy nawet o jakichś wzmocnieniach przed grą w elicie, bo problemy zaczęły się już teraz. Mianowicie, może być problem z wypłatą premii za awans, które są zresztą niezwykle wysokie. Pula to dokładnie 8 milionów funtów, czyli tyle samo, ile na przykład zawodnicy Manchesteru United dostaliby w przypadku… zdobycia mistrzostwa Anglii.

Z jednej strony Abdullah twierdzi, że pieniądze są i zostaną wypłacone zgodnie z zapowiedziami, ale zawodnicy mają obawy. Nie ma się im co dziwić, bo dopiero co było blisko, żeby nie otrzymali wypłat, a teraz mieliby dostać od 250 do 400 tysięcy funtów na głowę, w zależności od liczby rozegranych minut. Wydaje się jednak, że właściciel spełni obietnicę, ale prawdopodobnie z opóźnieniem, bo poczeka, aż dostanie pieniądze za awans. A to jest ponad 50 milionów funtów już w pierwszym roku po awansie.

Ostatnia nadzieja

W Sheffield panuje więc ogromny chaos. W tym momencie atmosfera jest jeszcze całkiem niezła, bo jesteśmy świeżo po awansie, ale im bliżej do nowego sezonu, tym będzie gorzej. Przecież jeżeli nie uda się znaleźć inwestora, The Blades będą wciąż w tym samym położeniu, a tak nie da się utrzymać w Premier League. Najbardziej prawdopodobny scenariusz to po prostu ekspresowy spadek. Nikt by tego nie chciał, ale takie są na ten moment realia.

Dziś wszystko, co dobre w klubie opiera się w zasadzie tylko na Paulu Heckingbottomie. To jedyny „normalny” w klubie, który pomimo wszelkich trudności zdaje się ich nie zauważać i robić swoje. Uszył awans na tym co miał i za to mu chwała. A przecież to nie jego pierwszy wielki wyczyn w Sheffield. Gra w barażach w zeszłym sezonie to też przede wszystkim jego zasługa. Kiedy jesienią 2021 roku przejmował stery po Slavisy Jokanoviciu, The Blades byli w bardzo trudnej sytuacji, dopiero na 16. miejscu w Championship. Swoją szansę dostał tylko i wyłącznie dlatego, że był trenerem drużyny do lat 21, a Abdullah nie zamierzał ściągać nowego trenera, któremu trzeba by było sporo zapłacić. 45-latek wykorzystał ją jednak najlepiej, jak tylko mógł. W tamtym sezonie rzutem na taśmę wciągnął Sheffield do Top 6, więc wziął udział w barażach, w których przegrał z Nottingham, ale brawa i tak mu się należały. Szczególnie że już rok później wywalczył bezpośredni awans.

Czy Heckingbottom, który do tej pory nie może się pochwalić większymi sukcesami trenerskimi, będzie w stanie sobie poradzić w tej trudnej sytuacji? Tego nie wiemy, ale 45-latek wygląda na kogoś, kto jest ekspertem od działania w ekstremalnych warunkach. Premier League to jednak zupełnie inna rzeczywistość niż Championship. Sam mówił od razu po awansie, że nie wyobraża sobie wejścia do Premier League bez żadnych konkretnych wzmocnień, ale trudno ich wypatrywać. Jedyne co pozostaje The Blades, to wziąć przykład z Brentford, które pomimo wyjątkowo niskiego budżetu radzi sobie w elicie doskonale już kolejny sezon.

Przykład można przecież wziąć też z samego Sheffield Chrisa Wildera, które jako beniaminek w sezonie 2019/20 było rewelacją ligi i zajęło 9. miejsce. Wtedy jednak Abdullah był świeżo po przejęciu 100 proc. akcji klubu i zainwestował w nowych zawodników ponad 60 milionów funtów. Dziś nie zamierza wykładać ani złotówki.

Czytaj więcej o angielskiej piłce:

Fot. Newspix

Urodzony w 1998 roku. Warszawiak z wyboru i zamiłowania, kaliszanin z urodzenia. Wierny kibic potężnego KKS-u Kalisz, który w niedalekiej przyszłości zagra w Ekstraklasie. Brytyjska dusza i fanatyk wyspiarskiego futbolu na każdym poziomie. Nieśmiało spogląda w kierunku polskiej piłki, ale to jednak nie to samo, co chłodny, deszczowy wieczór w Stoke. Nie ogranicza się jednak tylko do futbolu. Charakteryzuje go nieograniczona miłość do boksu i żużla. Sporo podróżuje, a przynajmniej bardzo by chciał. Poza sportem interesuje się w zasadzie wszystkim. Polityka go irytuje, ale i tak wciąż się jej przygląda. Fascynuje go… Polska. Kocha polskie kino, polską literaturę i polską muzykę. Kiedyś napisze powieść – długą, ale nie nudną. I oczywiście z fabułą osadzoną w polskich realiach.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Komentarze

2 komentarze

Loading...