Reklama

Galan: Odwiedziłem Auschwitz. Możesz o tym czytać, ale dopiero tam czujesz, co się stało

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

17 kwietnia 2023, 10:14 • 10 min czytania 18 komentarzy

Borja Galan zimą został bohaterem nieoczywistego transferu. Wychowanek Atletico Madryt trafił do Odry Opole, z którą walczy o utrzymanie w pierwszej lidze. Hiszpan opowiedział nam o swoich plakatach nad łóżkiem, nauce panowania nad piłką w ojczyźnie, polskim urlopie na krótko przed transferem czy też o swojej pasji do historii.

Galan: Odwiedziłem Auschwitz. Możesz o tym czytać, ale dopiero tam czujesz, co się stało

Pochodzisz z Madrytu.

Tak jest.

Dlaczego wybrałeś Atletico, a nie Real?

Skauci Atletico skontaktowali się ze mną, kiedy miałem dziewięć lat. Zaprosili mnie na testy do tego kubu, do akademii. Reszta jest historią.

Reklama

Ciekawą historią. Czego was uczyli w tym Atletico? Na czym się skupiali?

Nie tylko w Atletico, ale w całej Hiszpanii najważniejsze są podstawy. Kontrola nad piłką, dokładność podań — to, którą częścią stopy je wykonujesz i którą przyjmujesz przychodzące zagranie. Dlatego hiszpańscy piłkarze mają przewagę w późniejszej karierze. Trenerzy od małego uczą nas, jak panować nad piłką.

Więc kto najlepiej panował nad piłką?

Thomas Partey. Jeden z najlepszych zawodników, z jakimi grałem, od pierwszego dnia robił ogromne wrażenie. Nic dziwnego, że gra w Arsenalu, mimo że to nie takie łatwe. W całej karierze miałem kilkuset kolegów z szatni. Dwóch dotarło na najwyższy poziom, kilkudziesięciu gra profesjonalnie. Trzeba pamiętać, że zrobienie kariery nie jest rzeczą normalną. Normalnością jest to, że nie zostajesz profesjonalnym piłkarzem.

Tobie udało się dzięki naturalnemu talentowi, czy pracy?

Pięćdziesiąt na pięćdziesiąt. Każdy zawodnik, który dociera na profesjonalny poziom, ma talent. Jeśli jednak nad nim nie pracuje, talent się nie rozwija. Wiadomo, że talent, który mam, nie jest taki sam, jak talent Leo Messiego. Musiałem ciężko pracować, żeby go wykorzystać. Tak naprawdę bycie piłkarzem na poziomie zawodowym, nie jest łatwe. Musisz być kompletny: mieć talent, ciężko pracować i mieć silną mentalność.

Reklama

Luca Zidane to dobry piłkarz?

Oj tak, na pewno! Jest bramkarzem, więc wszyscy zwracają uwagę na jego interwencje, ale spójrz, jak gra nogami. W tym elemencie jest świetny, ma przewagę.

To może być naturalny talent. Po tacie.

Musi być świetnym nauczycielem, jeśli nauczył go tego, grając w ogrodzie. W przyszłym sezonie Luca zagra w La Liga, jestem tego pewien. Eibar jest liderem drugiej ligi, on jest podstawowym bramkarzem. Ostatnio przedłużył kontrakt o pięć lat.

Śledzisz jego karierę.

Instagram i WhatsApp. To najlepsze opcje, żeby być na bieżąco z karierami swoich kolegów z różnych zespołów. Starzeję się, więc trochę się ich zebrało!

Twoją karierę też powinniśmy śledzić?

Mam swój cel. Chcę grać dobrze w Odrze Opole i marzę o tym, żeby zagrać w Ekstraklasie. To powinien być mój cel, oczywistość. Uważam, że jest dobrze, ale może być lepiej. Każdy zawodnik chce być tylko lepszy.

Trzy gole, dwie asysty, trzy asysty drugiego stopnia. Twój bilans, od kiedy trafiłeś do Opola. Teraz zaliczyłeś bramkę i ostatnie podanie w Katowicach.

Ważny mecz, ważne trzy punkty. Walczymy o utrzymanie, pozwoliły nam wydostać się ze strefy spadkowej. Od kiedy przyjechałem do Polski, czuję się bardzo dobrze. Wszyscy dobrze mnie traktują, odnalazłem tu najlepszą wersję siebie. Strzelam, asystuję, jestem podstawowym zawodnikiem. Cieszy mnie moja obecna forma.

Nie było ciężko przestawić się na nową, piłkarską rzeczywistość?

Pierwszy tydzień był ciężki, dziwny. Polska piłka jest bardziej fizyczna, więc możesz sobie wyobrazić, jak czułem się, kiedy po kilku miesiącach bez treningów z drużyną, zacząłem zimowe przygotowania w polskim stylu. Nie było łatwo się przystosować, jednak po kilku tygodniach złapałem optymalną dyspozycję.

Czyli koledzy z drużyny zaserwowali ci twarde przywitanie.

Pierwszy, czy drugi trening z Odrą. Piotr Żemło, nasz stoper, poczęstował mnie mocnym kopniakiem. Pomagał mi wstać i rzucił:

– Witaj w Polsce!

Pomyślałem: ok, tak się tutaj gra! (śmiech)

Zastanawiam się: czy sposób, w jaki fauluje się zawodników, różni się w poszczególnych ligach? W Hiszpanii byłeś bardzo często faulowany, w Polsce też tak jest. Które wejścia ciężej znieść?

Mój styl gry determinuje to, że jestem faulowany. Lubię drybling, rajd z piłką, więc przywykłem do bycia przepychanym, do częstych fauli. Faktycznie — w Polsce wejścia rywali są być może trochę mocniejsze, bardziej agresywne, natomiast to normalne. Obrońca też chce wykonać swoją robotę, wygrać piłkę. Nie sądzę, żeby ktokolwiek chciał zrobić krzywdę swoim wejściem. W Premier League też gra się agresywniej niż w Hiszpanii.

Gracie z Wisłą Kraków. Wychodzisz na mecz, a tam siedmiu Hiszpanów w składzie rywali. Pomyślałeś, że chyba nadal jesteś w ojczyźnie?

Wyjątkowy mecz, bo nawet na boisku mogliśmy ucinać sobie pogawędki po hiszpańsku! Z Luisem Fernandezem grałem w Deportivo La Coruna, to mój dobry kolega. Przekomarzaliśmy się przed meczem, w trakcie i po nim.

Koledzy z Deportivo w Polsce – Luis Fernandez i Borja Galan

Luis to najlepszy zawodnik w lidze.

Mhm. Strzela mnóstwo bramek, zalicza asysty, gra świetnie. Wiem, że Wisła Kraków ostatnio przegrała (rozmawiamy przed meczem ze Stalą Rzeszów — red.), ale mieli serię siedmiu zwycięstw. W jakiejkolwiek lidze ciężko jest o taką passą. Grałem z resztą przeciwko wielu zawodnikom, którzy są w Wiśle.

Pytali, kiedy do nich dołączysz?

Gramy na Wiśle w marcu, strzelam bramkę. Dwa tygodnie później jedziemy na Wisłę, żeby zagrać sparing. Znowu strzelam.

Zaliczyłeś też asystę.

I wszyscy mówili mi: to dla ciebie dobre miejsce, szczęśliwy stadion. Co przyjedziesz, to strzelisz. Żarty, klasycznie.

Ty strzelasz, oni strzelają. Wielu z was trafiło do ligi zimą, ale wszyscy sobie radzicie.

Nie wiem dlaczego, ale Polska stała się bardzo ciekawym, pożądanym kierunkiem dla hiszpańskich piłkarzy. Pięć-sześć lat temu przyjechał tutaj mój przyjaciel, Dani Ramirez. Był jednym z najlepszych zawodników w lidze. Opowiadał mi o kraju: dobrzy ludzie, dobra piłka. W Ekstraklasie, na zapleczu roi się od naszych rodaków. Dziesięć lat temu ciężko było znaleźć Hiszpana w polskiej piłce. A teraz wydaje się, że każda drużyna ma jednego, dwóch zawodników z tego kraju. Teraz gramy z GKS-em Tychy, tam gra Antonio Dominguez.

Dobry piłkarz.

Z jakiegoś powodu kochamy to miejsce, kochamy tu grać. Myślę, że mamy przewagę w wyszkoleniu technicznym, preferujemy nieco inny styl gry i dlatego kluby chcą mieć u siebie trochę hiszpańskiego talentu.

Odwiedziłeś Polskę na krótko przed transferem. Dlaczego?

Dwa miesiące przed przyjściem do Odry wybraliśmy się do Polski z przyjaciółmi. Kraków, Warszawa, krótki wypad, urlopowy. Dość zabawnie wyszło, że parę tygodni później przeprowadziłem się tu na stałe.

Urlop w Polsce?

Będę szczery: sprawdzaliśmy, gdzie da się polecieć w najlepszej cenie. Tanio, po kosztach. Okazało się, że najlepszą ofertą jest lot do Polski. Staramy się podróżować w wolnym okresie. Amsterdam, Budapeszt, Londyn…

Ale w Polsce było najlepiej?

Naprawdę spodobał nam się Budapeszt, ale Kraków zachwycił. Historia, kultura — wszystko tam jest bardzo intensywne. Byliśmy także w obozie koncentracyjnym w Auschwitz-Birkenau.

Jak obcokrajowiec odbiera wizytę w takim miejscu, jak Auschwitz?

Bardzo emocjonalna podróż. Możesz o tym czytać, możesz oglądać dokumenty, ale dopiero kiedy tam pojedziesz, poczujesz, co to znaczy. Dotkniesz tego miejsca, wyobrazisz sobie, jakie rzeczy tam się działy i jak w ogóle mogło dojść do takiej tragedii. Pamiętam wejście do miejsc, w których ci ludzie spali i żyli. Mała przestrzeń, małe łóżka, wielki głód. Uch… To nie jest wycieczka pełna uśmiechów. Nie jest wesoła. Trzeba jednak poznać historię. Dobrze jest ją znać.

Pasjonuje cię historia?

Mój tata jest nauczycielem historii i geografii, więc nie muszę dodawać, że tak.

Zaraził cię tym.

Kiedy byłem dzieckiem, czytał mi książki o historii. Z każdego okresu. Uczy w szkole średniej i tak samo traktuje swoich uczniów. Uwielbia im przekazywać wiedzę o historii jako całości, nie o konkretnym etapie w dziejach świata.

Uwielbiasz podróżować, grasz w piłkę. Nie ciągnęło cię do połączenia tych rzeczy? Wielu Hiszpanów wyjechało dużo szybciej od ciebie.

Moja ciekawość świata to następstwo tego, że jako dziecko mieszkaliśmy z rodziną w Kalifornii. Moja mama także jest nauczycielką, rodzice wyjechali tam, żeby uczyć hiszpańskiego.

Musieli uczyć hiszpańskiego akurat na drugim końcu świata?!

To już pytanie do nich! (śmiech) Wyszło nam to na dobre. Razem z bratem nauczyliśmy się języka angielskiego, to był dla nas bonus na przyszłość, a dla mnie plan „B”, gdyby nie wyszło w piłce. Znam dwa języki, liznąłem też francuskiego, skończyłem studia na kierunku stosunków międzynarodowych. Jako piłkarz miałem wolne popołudnia, więc chciałem coś zrobić. Zawsze warto ćwiczyć umysł.

Ostatecznie w Kalifornii spędziliśmy dwadzieścia miesięcy. Od tamtej pory chcę odkrywać nowe kraje, poznawać je, więc odczuwam podwójną satysfakcję, kiedy mogą gdzieś grać i jednocześnie poznawać daną kulturę.

A jednak całą dotychczasową karierę spędziłeś w ojczyźnie.

Taka jest piłka. Wiesz, grałem w dobrych zespołach — Atletico Madryt, Deportivo La Coruna, Racing Santander. W tamtym czasie nie myślałem o tym, żeby wyjeżdżać, byłem szczęśliwy. Teraz poczułem, że to dobry moment na nowe doświadczenia.

Z drugiej strony grałeś w drużynach rezerw. To nie było frustrujące?

Nie, nie. Bardzo ciężko jest dostać się do pierwszego zespołu, grać w najwyższej lidze. Drużyny rezerw to wartościowe miejsce, pełne dobrych piłkarzy. Każdy marzy o tym, żeby zagrać w Atletico Madryt, też o tym marzyłem, natomiast to miejsce dla zawodników z absolutnego topu. Obecność w drugiej drużynie daje ci szansę obcowania z nimi, wspólnych treningów, a to coś, czego nie wszyscy mogą doświadczyć.

Co ma w głowie piłkarz, który przez pół roku nie gra, nie ma klubu?

Najbardziej zastanawiało mnie to, jak będę wyglądał pod względem fizycznym. Ćwiczyłem indywidualnie, miałem swojego trenera personalnego, ale to nie to samo. Dlatego chciałem znaleźć nowy klub jak najszybciej. Kiedy dołączyłem do Odry Opole, byłem dumny i zadowolony z siebie, bo po dwóch tygodniach nie odstawałem od reszty zespołu na tle fizycznym. To znaczy, że wykonałem dobrą pracę, gdy pozostawałem bez klubu.

A czemu pozostawałeś bez klubu?

Miałem oferty w Hiszpanii, dobre oferty. Wolałem jednak zaczekać na ofertę zagraniczną. Okazało się, że zajęło to sześć miesięcy, co oczywiście nie jest dobre, jednak ostatecznie jestem szczęśliwy, że się udało.

Byłeś pewien, że ta ona nadejdzie?

Nigdy nie wiesz, co się wydarzy, ale miałem na tyle udaną karierę; mam na tyle duże umiejętności, że byłem przekonany, że w końcu się uda.

Udało się, tyle że w Odrze Opole. Klubie, który walczy o utrzymanie w pierwszej lidze. To nie mogła być oferta marzeń.

Idziesz tam, gdzie cię chcą. W Odrze mnie chcieli, więc się nie zastanawiałem. W Opolu byli przekonani, że zrobię różnicę w zespole, że dobrze wypadnę na tle ligi. Jedynym znakiem zapytania było to, że nie grałem przez dłuższy okres, a w takiej sytuacji wszyscy w ciebie wątpią — kibice, dziennikarze, nawet trenerzy. Zastanawiają się, co poszło nie tak, czy nie przytrafiła się jakaś kontuzja. Dostałem jednak duży kredyt zaufania i myślę, że go spłacam.

Jako wychowanek Atletico Madryt tęsknisz za Estadio Vicente Calderon?

Miałem to szczęście, żeby rozegrać tam kilka spotkań. Magiczny, wyjątkowy stadion, choć obecny obiekt — Wanda Metropolitano — też ma swój urok. Jest nowy, większy. Ale tak, dla mnie, Vicente Calderon to zawsze będzie specjalne miejsce.

Szkoda, że stadion wyburzyli.

Skoro to zrobili, pewnie trzeba było to zrobić. Poprzedni stadion był zbyt mały, żeby pomieścić wszystkich kibiców. Był też tak zlokalizowany, że ciężko było się tam dostać. Obecny jest dużo lepiej dostosowany, wszechstronny.

Nadal kibicujesz Atletico.

To inny rodzaj kibicowania niż to, które praktykujesz jako dziecko, gdy marzysz o tym, żeby pewnego dnia zagrać w tym zespole. Życzę im najlepiej, jednak, będąc poza klubem, bardziej skupiam się na polskiej piłce. Śledzą naszą ligę, Ekstraklasę.

Wiadomo, Atletico Diego Simeone gra tak atrakcyjnie, że lepiej już włączyć Ekstraklasę.

Ale są efektywni!

Skoro marzyłeś o grze dla Atletico, czyj plakat miałeś nad łóżkiem?

Fernando Torresa. To był idol nas wszystkich, najlepszy piłkarz w zespole. Też grywałem w ataku, chociaż najczęściej występowałem na lewym skrzydle. Obsadzę wszystkie ofensywne pozycje, ale to tam czuję się najlepiej. Mogę zejść do środka i strzelić, pójść w drybling i dośrodkować piłkę.

Dodam tylko, że swoje marzenie spełniłem. Byłem w pierwszym zespole, pojechałem na mecz Ligi Europy. Pracowałem z Diego Simeone. Można to nazwać spełnieniem marzeń.

WIĘCEJ O 1. LIDZE:

SZYMON JANCZYK

fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Grają o mistrzostwo w szkolnej hali. ”Słyszę to od 10 lat. To musi się zmienić”

Jakub Radomski
2
Grają o mistrzostwo w szkolnej hali. ”Słyszę to od 10 lat. To musi się zmienić”
Piłka nożna

Rekord Ruchu na tle Europy – wynik nieosiągalny dla PSG, Bayeru czy Lipska

AbsurDB
4
Rekord Ruchu na tle Europy – wynik nieosiągalny dla PSG, Bayeru czy Lipska

1 liga

Piłka nożna

Rekord Ruchu na tle Europy – wynik nieosiągalny dla PSG, Bayeru czy Lipska

AbsurDB
4
Rekord Ruchu na tle Europy – wynik nieosiągalny dla PSG, Bayeru czy Lipska
Hiszpania

Od Pucharu Syrenki do… Złotej Piłki? Jak rozwijał się Jude Bellingham

Patryk Fabisiak
5
Od Pucharu Syrenki do… Złotej Piłki? Jak rozwijał się Jude Bellingham

Komentarze

18 komentarzy

Loading...