Reklama

Wojciech Cygan: – „Działacz” ma złą konotację, a przecież to zawód jak każdy inny

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

31 marca 2023, 08:02 • 10 min czytania 22 komentarzy

Wiceprezes PZPN ds. piłkarstwa profesjonalnego. Wiceprzewodniczący rady nadzorczej Ekstraklasa SA. Przewodniczący rady nadzorczej Rakowa Częstochowa. Wojciech Cygan jak mało kto w polskiej piłce może o sobie powiedzieć, że jest zawodowym działaczem. – Mówiąc „działacz”, nie ma się raczej na myśli niczego pozytywnego. Jest gdzieś z tyłu głowy obraz nawiązujący do lat dawno minionych, a przecież działacz sportowy to zawód jak każdy inny – oburza się laureat 13. miejsca w rankingu 100 najbardziej wpływowych osób polskiej piłki. Rozmawiamy o zarzutach Zbigniewa Bońka, koncyliacji, kompromisach, zmianie kierunku myślenia piłkarskiej centrali i przepowiedniach o końcu Rakowa. 

Wojciech Cygan: – „Działacz” ma złą konotację, a przecież to zawód jak każdy inny

ROBERT LEWANDOWSKI WYGRAŁ NASZ RANKING NA 100 NAJBARDZIEJ WPŁYWOWYCH OSÓB POLSKIEJ PIŁKI (miejsca 25-1)

Na którym miejscu umieściłby pan siebie w rankingu wpływowych? 

Nie wiem. Ciężko mi tak jednoznacznie stwierdzić. Pełnię kilka funkcji w polskiej piłce. W PZPN, Ekstraklasie, w klubie. Ale na pewno są ludzie z mocniejszą pozycją i większymi możliwościami niż ja. 

A więc?

Reklama

Pewnie nie pod sam koniec setki.

Jest pan znacznie wyżej.

Nie dałbym siebie też w pierwszej dziesiątce. 

Trzynaste miejsce jest adekwatne? 

Pewnie musiałbym przeanalizować, kto jest za mną, kto przed przede mną. Ale to mniej więcej może oddawać moją obecną pozycję w polskiej piłce. 

O miejscu zadecydowała nie tylko ranga pańskich stanowisk. Jest pan działaczem do tańca i różańca. I dogada się pan z leśnymi dziadkami, i dobrze wypadnie w mediach, i poprzerzuca się na rzeczowe argumenty z młodymi specjalistami. Zyska pan zaufanie barona w sztruksowej marynarce i nowoczesnego menedżera.

Reklama

Traktuję to jako komplement. 

Słusznie.

Jeśli panuje taka opinia, to jest mi miło. Zawsze chciałem być człowiekiem bardziej koncyliacji, uzgadniania stanowisk niż narzucania woli i autorytarnej decyzji. Faktycznie jestem w stanie spotkać się i podyskutować z każdym z Ekstraklasy, PZPN-u czy w ogóle piłki. Leśne dziadki? Mam wrażenie, że to nazewnictwo przechodzi powoli do historii…

Kilku jeszcze zostało. Każdemu środowisku się nie dogodzi. Ciężko pracuje się z postawą „wysłucham wszystkich”? Wielu myśli, że uda się panu wejść na głowę.

To nie tak, nikt mi na głowę nie wejdzie. Wysłuchanie wszystkich stanowisk to jedno. Drugie – podjęcie finalnej decyzji. Biorę pod uwagę rekomendacje, pomysły, ale w którąś stronę muszę te wysłuchane stanowiska kierować. Jednocześnie gdy interesy czy głosy w dyskusji są rozbieżne, moim zdaniem warto szukać stanowiska, które zbliża, a nie takiego, które pali mosty. 

Kluby nigdy nie mówią jednogłośnie. Zawsze będzie ktoś niezadowolony, że pan wysłuchał, a i tak swoje zrobił.

Pewną sztuką jest próba znalezienia pośród tych sprzecznych interesów rozwiązania kompromisowego. Ale nie zawsze istnieje możliwość kompromisów. I nie zawsze na siłę trzeba ich szukać.

Przepis o młodzieżowcu miał być kompromisowy?

Większość klubów stała na stanowisku, że zmiana jest konieczna. Według obiegowej opinii optował za tym tylko jeden czy dwa kluby… To nie jest prawda.

Zbigniew Boniek mówi u nas: – Zmiana przepisu o młodzieżowcu nie była żadną decyzją kolegialną czy niekolegialną. To robota przedstawiciela Rakowa.

Nie poczytuję sobie tego jako atak czy powód do  wstydu, bo wiem, jaka praca została wykonana. To pewnie jeden z najszerzej skonsultowanych przepisów w ostatnich latach. Omawiany był nie tylko z klubami Ekstraklasy, ale też pierwszej ligi, Komisją Techniczną, Komisją ds. Rozgrywek i Piłkarstwa Profesjonalnego… Finalnie większość opowiedziała się za zmianą. Gdy spojrzymy na tabelkę dotyczącą występów młodzieżowców w tym sezonie, to bodajże wszystkie kluby poza Zagłębiem Lubin skorzystały w jakimś wymiarze czasowym z dobrodziejstwa tej regulacji. Nawet te, które były początkowo przeciwko. Przepis jest kojarzony z Rakowem, bo od początku mocno artykułowaliśmy, co sądzimy o poprzednim brzmieniu przepisu.

Raków nawet nie udaje. Zbojkotował temat, nie wystawia młodych, woli zapłacić.

Sytuacja Rakowa w tej tabelce byłaby zupełnie inna, gdyby nie paskudna kontuzja Szymona Czyża, który wywalczył sobie miejsce i był naszym podstawowym zawodnikiem. Niestety, zerwał więzadła krzyżowe i wypadł się na kilka miesięcy. Od początku jasno mówiliśmy, że nie chcemy trzymać w kadrze kolejnych zawodników tylko po to, żeby zwiedzali Polskę i oglądali stadiony. Interesują nas piłkarze, którzy mogą realnie grać i to nie dlatego, że są młodzi, ale dobrzy. Woleliśmy wypożyczyć Daniela Szelągowskiego, Oskara Krzyżaka czy Kubę Mądrzyka po to, by mogli się ogrywać.

Jeżeli klub ma jednego młodzieżowca, to znaczy, że nie jest zabezpieczony.

Jasne. Pytanie, czy per saldo gramy o to, żeby być najlepsi na boisku i wygrywać mecze, czy w to, by rozwijać jak największą rzeszę młodych piłkarzy. Uważam, że istotniejszy jest poziom na boisku, a nie status tego, który przygotował więcej zawodników do wyjazdu zagranicę. Przy czym absolutnie nie mam problemu z polityką klubów, które budują młodych piłkarzy, sprzedają ich i liczą zarobek. Ale to nie oznacza, że taki model jest jedyny najlepszy i powinien go wdrażać każdy klub. Kluby, zwłaszcza na najwyższym poziomie, to w dużym stopniu prywatne przedsiębiorstwa zarządzane przez ludzi, którzy patrzą na piłkę jak na biznes. I niekoniecznie chcą go prowadzić według jednego, narzuconego wzorca.

Jak będzie z przepisem o młodzieżowcu? Zostanie rozszerzony? Zaorany?

Podejmiemy decyzję do końca kwietnia. Zeszłoroczna regulacja wygasa wraz z końcem tego sezonu. W którą stronę pójdziemy? Istotna będzie pewnie opinia klubów i chłodna analiza obecnego rozwiązania. Na pewno nie możemy dopuścić do sytuacji jak w poprzednim sezonie, gdy ustaliliśmy kształt przepisu kilka dni przed rozpoczęciem rozgrywek. To zdecydowanie za późno, nawet przy założeniu, że kluby miały wówczas informacje, co się dzieje. Jakiekolwiek rozwiązania na przyszły sezon na pewno będą znane przed zakończeniem obecnego.

Lubi pan być nazywany działaczem?

Powiem szczerze, kiedyś bardziej mi to nazewnictwo przeszkadzało. 

A teraz?

Mam do niego ambiwalentny stosunek. Nie spowoduję, by to słowo zniknęło ze słowników. 

Co drażni w „działaczu”?

To słowo powinno być kojarzone z działaniem. Jeśli ktoś używa go w tym kontekście, nie mam z nim żadnego problemu. Ale nie zawsze tak jest. „Działacz” ma jakąś wewnętrzną złą konotację. Mówiąc „działacz”, nie ma się raczej na myśli niczego pozytywnego. Jest gdzieś z tyłu głowy obraz nawiązujący do lat dawno minionych, a przecież działacz sportowy to zawód jak każdy inny.

Jak, jeśli nie „działacz”? 

Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Wiele osób polskiej piłki mówi mi po imieniu. Ta formuła jest zdecydowanie najlepsza. 

Jakie trzy najważniejsze cechy powinny znaleźć się w podręczniku młodego działacza?

Zacząłbym od ambicji, takiej wewnętrznej chęci zgłębienia tematu i odpowiedniego przygotowania merytorycznego. Pewien poziom wiedzy o piłce, regulacjach, rozwiązaniach, czy to w Polsce, czy na świecie – bez tego trudno się poruszać w środowisku. Merytorykę trzeba połączyć ze zdolnością do poświęceń. Piłka to często zarwane weekendy, niespodziewane sytuacje, życie na podniesionej adrenalinie. Nagłe zwroty akcji, które sprawiają, że wszystkie plany mogą w jednym momencie ulec zmianie. Działacz musi zaadaptować się do tego, że piłka jest nieprzewidywalna. Co jeszcze? Mimo wszystko ta relacyjność. Warto rozmawiać z ludźmi, żeby funkcjonować dobrze w środowisku. Mieć swoje kontakty, swoje relacje, przekonywać do własnego zdania.

Są cechy, których działacz absolutnie nie powinien mieć?

To raczej pewne uniwersalne zasady. Uczciwość i sprawiedliwość to cechy bardzo pożądane, ale – jak w każdym środowisku – nie zawsze występują w nadmiarze.

Z których działań w roli wiceprezesa PZPN-u ds. piłki profesjonalnej jest pan najbardziej zadowolony?

Trochę odwróciliśmy kierunek myślenia piłkarskiej centrali. Nie zawsze powinniśmy podejmować decyzje autorytarnie, a więcej rozmawiać z klubami czy przedstawicielami środowiska. Mam wrażenie, że to uległo zmianie. W każdym wywiadzie mówię, że polska piłka nie potrzebuje rewolucji, a wymienienia niektórych klocków czy świeżego spojrzenia na pewne sprawy.

Co do samych zmian, to drobne udogodnienia dotknęły klubów grających w pucharach – jak choćby zwolnienie z udziału w 1/32 Pucharu Polski czy zmiany dotyczące definicji zawodnika szkolonego w Polsce. Zmieniliśmy przepis o młodzieżowcu, mimo kontrowersji, jakie to wywołało. Ruszyliśmy mocno z profesjonalizacją środowiska klubowego. Kursy na dyrektorów sportowych, dyrektorów akademii, skautów, analityków czy trenerów przygotowania motorycznego to tylko niektóre z tych działań. Bardzo dobrze współpracujemy z pierwszą ligą, która mocno idzie w stronę profesjonalizmu. Efektem tego jest choćby nowy terminarz, w którym kluby 1 ligi nie grają w terminach reprezentacyjnych czy takie bieżące wsparcie przy licznych inicjatywach tego środowiska. Pewne rozwiązania są przygotowane z perspektywą końca obecnego sezonu – takie jak choćby nowy regulamin Piłkarskiego Sądu Polubownego pozwalający w konsekwencji na traktowanie tego sądu jako niezależnego trybunału i uznanie orzeczeń przez organy FIFA. Nowe i duże zagadnienie to także implementacja przepisów dotyczących agentów piłkarskich. Musimy być gotowi przed październikiem. Takich tematów jest więcej.

Macie już przygotowany w Rakowie plan działania po mistrzostwie Polski?

Nawet, jeśli go mamy – poczekajmy. Jesteśmy na autostradzie. Ale nawet jadąc autostradą ktoś czasem nie dojeżdża do celu. Postaramy się jednak nie doświadczyć takich negatywnych niespodzianek.

Wiele klubów, zwykle te sięgające po mistrzostwo pierwszy raz w historii lub od lat, wyprzedaje swoich zawodników lub nie radzi sobie z sytuacją, gdy każdy chce odejść i w efekcie cała szatnia jest niezadowolona. Jak tego uniknąć? 

Piłkarze w szatni Rakowa generalnie czują się dobrze. Nie szukają na siłę odskoczni. Gdy odpadliśmy z eliminacji pucharów, wiele osób mówiło, że to już koniec Rakowa. Że na pewno odejdą Ivi, Vladan czy Franek. A oni wszyscy przedłużyli umowy. Są przeświadczeni o tym, że Częstochowa to dobre miejsce na funkcjonowanie w piłce i osiąganie sukcesów. Ivi mówi wprost, że ważniejsze jest dla niego bycie gwiazdą ligi niż status jednego z wielu w jakiejkolwiek innej drużynie w innej lidze.

Nie powiem, że zapoczątkowaliśmy trend przedłużania kontraktów, ale na pewno mocno pokazaliśmy, że warto tak działać. Musimy oczywiście sprzedawać jakościowych zawodników. Ale nie wyprzedawać. Nie ma powodu, by ktoś uciekał z polskiej piłki. Ekstraklasa to naprawdę projekt, który ma tendencję rozwojową.

19 milionów straty za sezon to dużo? 

Pewnie nie jest to rekordowa strata w skali Ekstraklasy. Z punktu widzenia funkcjonowania spółki to jednak duża kwota.

Taką stratę ma Raków, który jest, w pewnym uproszczeniu, zabawką Michała Świerczewskiego, więc to żaden problem, bo świadomie zasypie tę dziurę. Macie plan stworzenia organizacji, która zarobi na siebie?

W jeszcze poprzednim sprawozdaniu mieliśmy siedem milionów na plusie. Raz jest zysk, raz strata. Pamiętajmy, że wiele zdarzeń wpłynęło na tę sytuację. Nie sprzedaliśmy żadnego kluczowego zawodnika, mimo że pojawiały się zapytania czy oferty. Nie awansowaliśmy do fazy grupowej europejskich pucharów. Gdyby spełniło się przynajmniej jedno z tych zdarzeń, sytuacja finansowa spółki nie budziłaby takiego zaciekawienia. Najważniejsze jest to, że nie mamy problemów z realizacją swoich zobowiązań. Po prostu w tym sezonie w dużym stopniu funkcjonowaliśmy dzięki wsparciu właściciela. Nie chciałbym natomiast deklarować niczego w imieniu samego Michała. To najważniejsza osoba w tym projekcie i jedyna nie do zastąpienia.

Gdzie widzi pan siebie za kilka lat? Mówi się, że mógłby pan być wybranym w wyborach na stanowisko prezesa PZPN-u. Ma pan takie ambicje?  

Spokojnie. Nie ma jeszcze połowy pierwszej kadencji prezesa Kuleszy. Formuła jest zagospodarowana. A ja nie mam przekonania, że dobrze jest planować coś na dłużej niż kilka miesięcy do przodu.Trzeba robić swoje, iść do przodu, a nie myśleć, co będzie za kilka lat.

Wybiegnijmy więc o te kilka miesięcy.

Na dziś niczego nie zmieniam. Ale jestem gotowy, bo piłka jest dynamiczna, a życie lubi zaskakiwać. Teraz walczymy o mistrzostwo i trzeci finał Pucharu Polski. To najważniejsze. A za kilka miesięcy chciałbym oglądać mecze Rakowa w fazie grupowej europejskich pucharów. I może niekoniecznie Ligi Konferencji, a Ligi Europy czy Ligi Mistrzów.

 

CAŁY RANKING 100 NAJBARDZIEJ WPŁYWOWYCH OSÓB POLSKIEJ PIŁKI:

WIĘCEJ O RAKOWIE CZĘSTOCHOWA: 

Fot. FotoPyK

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
6
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Komentarze

22 komentarzy

Loading...