Reklama

Błędy, bałagan i afery. Jak wygląda świat hiszpańskich sędziów?

Paweł Ożóg

Autor:Paweł Ożóg

12 marca 2023, 10:02 • 21 min czytania 7 komentarzy

Temat złego sędziowania w Hiszpanii stał się już przykrą normą. Właściwie nie ma dnia z LaLigą, w którym nie doszłoby do pomyłek panów biegających z gwizdkiem. Doszliśmy do takiego momentu, gdy błędy sędziowskie należy traktować jako stały punkt programu, element ciemnej strony hiszpańskiego futbolu. Ale to nie oznacza, że trzeba się z nimi godzić.

Błędy, bałagan i afery. Jak wygląda świat hiszpańskich sędziów?

Jak wygląda poziom sędziowania w Hiszpanii z perspektywy widza i piłkarza? Jak prezentują się realia pracy sędziów w lidze hiszpańskiej? Co uderza w ich wiarygodność? Dlaczego Hiszpanie powinni rozważyć wypożyczanie arbitrów z innych krajów? Odpowiedzi na te i inne pytania znajdziecie poniżej. Przepytaliśmy między innymi Damiana Kądziora, Cezarego Wilka i Matta Miazgę.

*

W przypadku hiszpańskiej piłki często żart opowiada się sam. Pod tym względem LaLiga jest wyjątkowa. Przykład pierwszy z brzegu stanowi nazwa trofeum przyznawanego najlepszemu sędziemu sezonu. Mowa o Trofeo Guruceta, które swoją nazwę zawdzięcza tragicznie zmarłemu arbitrowi. Sęk w tym, że nie wydaje się najlepszym pomysłem nagradzanie arbitrów statuetką nazwaną na cześć człowieka, który zyskał rozgłos w wyniku podjęcia złej decyzji. Swego czasu Guruceta odgwizdał rzut karny dla Realu w meczu z Barceloną po faulu, który miał miejsce wyraźnie przed polem karnymi. Nie była to jedyna spektakularna wpadka w karierze tego sędziego, więc w kraju nie cieszył się dużym zaufaniem. Swego czasu sędziował mecz Anderlechtu z Nottingham Forest. Podjął w nim kilka niezrozumiałych dla widzów decyzji. Po latach okazało się, że były prezes belgijskiego klubu zaangażował miejscowego gangstera do wręczenia Gurucecie 18 tys. funtów w zamian za „wydrukowanie meczu”.

Zatem stawianie Gurucety za wzór rzetelnej pracy w tym zawodzie nie jest najszczęśliwszym pomysłem.

Reklama

Jak wygląda sędziowanie w Hiszpanii?

Soczewka ligi

Nie ulega wątpliwości, że najbardziej znanym z aktywnych hiszpańskich arbitrów jest Mateu Lahoz. I nie jest to raczej powód do dumy. Jego znakiem firmowym są pomyłki połączone z rubaszną gestykulacją. Jeżeli szukacie człowieka, który nie rozumie tego, że wyrazistość powinna być przyprawą, a nie esencją, to trafiliście w dziesiątkę.

Co więcej, Lahoz uważa, że ​​w byciu dobrym sędzią pomaga mu to, że podczas meczu może zapytać Gerarda Pique, jak się mają jego dzieci, Weligtona (gdy ten grał w Maladze), czy otworzył już nową kawiarnię lub rzucić do Kevina De Bruyne podczas finału Ligi Mistrzów „pozdrów ode mnie swoich rodziców”, choć nigdy nie zamienił z nimi słowa. Cały on.

[LISTA BŁĘDÓW MATEU LAHOZA]

W kontekście rozmów z zawodnikami bywa zmienny. I trzeba mieć się na baczności wchodząc z nim w polemikę. Przekonał się o tym Sergio Canales, który otrzymał dwie żółte kartki w ciągu kilkunastu sekund po następującej wymianie zdań, którą rozpoczął od zapytania o doliczony czas gry.

Reklama

– Możesz doliczyć jeszcze jedną minutę?

– Jeśli dalej będziesz protestował, to cię wyrzucę.

– Skoro nie mogę nic mówić, to nie pytaj mnie więcej o sprawy osobiste.

Nie dziwi więc, że na przestrzeni lat Lahoz stał się pośmiewiskiem, kimś w rodzaju piłkarskiego animatora, który nie jest nawet zabawny. Ma to do siebie, że zwykle obie drużyny na niego narzekają, co stwarza pozory sprawiedliwie poprowadzonych zawodów. Popełnia furę kompromitujących błędów – również na arenie międzynarodowej. To on prowadził baraż o awans do mistrzostw świata w Katarze, w którym nie zauważył ewidentnego karnego dla Ukrainy w spotkaniu z Walią. Już na samym mundialu rozdawał kartki jak w amoku. W Holandii z Argentyną pokazał ich aż osiemnaście, czym pobił rekord mistrzostw świata.

Trafnie zdiagnozował go już kiedyś świętej pamięci Tito Vilanova:

– Sędzia może pomylić się przy rzucie karnym, nie zauważyć spalonego, wypaczyć wynik, ale Mateu Lahoz jest wyjątkowy. Swoim zachowaniem zmienia przebieg i obraz całej gry.

Chichot losu jest jednak taki, że to on jako ostatni z hiszpańskich arbitrów prowadził finał prestiżowych rozgrywek międzynarodowych. W 2021 roku był arbitrem głównym podczas finału Ligi Mistrzów. Dziesięć lat wcześniej Carlos Velasco Carballo prowadził finał Ligi Europy, więc sędziów z tego kraju często omijały spotkania, które decydowały o najważniejszych tytułach w piłce klubowej na arenie międzynarodowej. Faktem jest, że w meczach o najbardziej prestiżowe trofea klubowe na Starym Kontynencie często grały zespoły z LaLigi i w myśl obowiązujących reguł to wykluczało możliwość sędziowania tych spotkań przez Hiszpanów, ale przykładowo w ostatnich latach nie prowadzili finału mistrzostw świata czy Europy, co stanowi dla nich lekkiego kuksańca.

Lahoz – czy się to komuś podoba czy nie – jest soczewką ligi i poziomu sędziowania w swoim kraju. Zmienności, nieprzewidywalności, nerwowości, chaosu, wrzasków, gestów i rozgoryczenia. Na pierwszy plan powoli wychodzą nowe postacie, ale każdy z nich ma cząstkę Lahoza. Brakuje człowieka, o którym można by powiedzieć, że przecina wstęgę przed otwarciem nowej, lepszej ery. Wszyscy sędziują mniej lub bardziej po lahozowemu.

Kto zarządza tym bałaganem?

Luis Medina Cantalejo sam był sędzią międzynarodowym. W jednym sezonie został wybrany nawet najlepszym arbitrem ligi hiszpańskiej. To on prowadził słynne El Clasico, gdy na murawę Camp Nou wrzucono butelki, zapalniczki i… świński łeb. Od końcówki 2021 roku jest przewodniczącym Komitetu Technicznego Sędziów (CTA) i zastąpił na tym stanowisku Carlosa Velasco Carballo.

Trzeba mu oddać, że potrafi na jakiś czas odsunąć od prowadzenia spotkań nawet arbitrów międzynarodowych, gdy ci popełniają rażące błędy. Tak zrobił w przypadku Mateu Lahoza po grudniowych derbach Barcelony, gdy ten rozdawał kartki, jakby jutra miało nie być.

Szef CTA ma opinię człowieka autorytarnego, który nie gryzie się w język. Ma to również swoje wady, ponieważ zdarza mu się rzucić stwierdzeniem, które nie pomaga w odbiorze pracy jego podopiecznych. Podczas konferencji przed Superpucharem Hiszpanii wypalił coś tak abstrakcyjnego:

– Kryteria, które wyjaśniliśmy na początku sezonu, są takie same jak teraz. Pojawiają się błędy, ale jest większy procent dobrych decyzji. Kontrowersje są mile widziane, bo dzięki nim piłka nożna jest tym, czym jest.

Jeżeli osoba nadzorująca pracę arbitrów mówi, że kontrowersje wzbogacają widowisko, a tak trzeba rozumieć jego wypowiedź, to ręce same opadają. Wisienkę na torcie stanowi podkreślanie, że sędziowie podejmują więcej dobrych decyzji niż tych złych, choć przecież na tym polega ich praca, by ograniczać pomyłki do minimum. Hiszpan niepotrzebnie próbuje zaakcentować coś, co powinno być oczywiste. Aż wypadałoby zapytać, jaki stosunek dobrych decyzji do złych jest dla niego akceptowalny. Z wypowiedzi wynik, że nawet 51 prawidłowych d0 49 nieprawidłowych może oznaczać, że jest wszystko w porządku, a nie oszukujmy się, na tym poziomie jeden zły wybór może wypaczyć wynik spotkania.

Teraz Luis Medina Cantalejo jest zajęty przede wszystkim “sprawą Negreiry”, przez którą hiszpańskim arbitrom mocno się dostaje i muszą walczyć o dobre imię.

Sprawa Negreiry

W Hiszpanii na przestrzeni lat nie brakowało kontrowersji, które stawiały sędziów w złym świetle i podważały ich kompetencje, ale tak gorąco nie było już dawno. Wszystko za sprawą potężnej afery – caso Negreira.

Jose Maria Enriquez Negreira w przeszłości pełnił funkcję wiceszefa Komitetu Technicznego Arbitrów. Do niedawna pozostawał dla wielu osób niemal anonimowy. Jednak teraz ta postać jest już doskonale znana w mainstreamie ze względu na informacje, jakie wyciekły do mediów.

Okazało się, że wspomniany człowiek w latach 2001-2018 pobrał od FC Barcelony ponad 6 milionów euro poprzez swoje firmy w zamian za usługi doradcze w zakresie sędziowania. Sam zainteresowany zadeklarował Hiszpańskiemu Urzędowi Skarbowemu, że otrzymywał przelewy w zamian za zapewnienie neutralności sędziów wobec katalońskiego klubu.

A to ciekawe…

W gruncie rzeczy na tym polegała jego praca na rzecz hiszpańskiego futbolu, żeby nikt nie miał prawa czuć się pokrzywdzony, więc dlaczego przyjmował na boku dodatkowe pieniądze od FC Barcelony? Gdyby nie przyjął tej kasy, co zmieniłoby się w kontekście katalońskiego klubu? Na co jeszcze mogła liczyć Barca poza sprawiedliwym sędziowaniem, za które zapłaciła?

Coś tu nie gra. Musicie przyznać, że taka argumentacja Negreiry tylko podsyca podejrzenia.

Kiedy szambo wybiło, liczono, że szybko Negreira pokusi się o wyjawienie konkretów i powstrzyma się od cynicznych wypowiedzi. W mgnieniu oka El Espanol poinformował o działaniach jego prawnika. Ten przekazał, że jego klient cierpi na początkowe stadium Alzheimera. W hiszpańskiej prasie sugerowano, że w ten sposób miałby skorzystać z prawa do odmowy składania zeznań lub nawet w przypadku stwierdzenia pogorszenia stanu zdrowia, ograniczyć odpowiedzialność karną – jeśli dostałby wyrok. Taki obrót spraw brzmi co najmniej podejrzanie, ale tę kwestię należy pozostawić lekarzom.

Do głosu dochodzą sędziowie. Xavier Estrada Fernandez wyszedł przed szereg i samodzielnie złożył skargę na swojego byłego przełożonego w sądzie w Barcelonie. Jego prawnik w podczas audycji Cadena SER zapowiedział, że wspólnie będą bronić wiarygodności hiszpańskich sędziów.

A wątków w tej historii tylko dochodzi.

W poprzednim tygodniu odbyła się konferencja Andreu Campsa, sekretarza generalnego RFEF (Królewska Hiszpańska Federacja Piłkarska) i Luisa Mediny Cantalejo. Potwierdzono, że sędziowie otrzymali kwestionariusz, w którym mieli określić swoje relacje z Negreirą. Według Campsa tylko jeden arbiter odmówił wypełnienia formularza, ale nazwiska wówczas nie podano.

Kilka dni temu Mundo Deportivo wyjawiło, że Negreira dwa lata po zaprzestaniu „współpracy” z FC Barceloną ponownie zgłosił się do klubu. Zasugerował, że może pomóc z VAR-em i dzięki temu FC Barcelona miałaby lepiej, ale klub nie odpowiedział na jego propozycję. Z kolei w El Pais ujawniono, że skierowano do sądu oskarżenie FC Barcelony, podając w wątpliwość cel płatności na rzecz Negreiry. Do tematu odniósł się też Luis Rubiales (prezes Hiszpańskiej Federacji Piłkarskiej) i powiedział:

– Wydaje się to nieprawdopodobne, że jedna osoba otrzymuje pieniądze od klubu w wysokości prawie 7 milionów euro, będąc wiceprzewodniczącym CTA. Mocno wierzę w hiszpański wymiar sprawiedliwości i prędzej czy później wszystko będzie na swoim miejscu.

Dopiero w piątek prokuratura oficjalnie postawiła klubowi zarzut korupcji w związku z płatnościami na rzecz Negreiry. Ten sam zarzut usłyszało też czterech członków byłego kierownictwa klubu – byli prezydenci Josep Maria Bartomeu i Sandro Rosell oraz były członek Wyższej Rady ds. Sportu Albert Soler i były dyrektor generalny klubu Oscar Grau. Cała czwórka oprócz korupcji usłyszała zarzuty licznych prób oszustw oraz fałszowania dokumentacji handlowej. Prokuratura powołała już także świadków, wśród których znalazł się m.in. obecny prezydent klubu Joan Laporta oraz jeden z jego poprzedników Joan Gaspart.

Wszystko wskazuje na to, że w najbliższych tygodniach wątków w tej sprawie będzie tylko dochodzić.

Kilka krótkich historii

W drugiej połowie października odbyła się kolejka, która obfitowała w poważne pomyłki sędziowskie. Oszczędzono Papu Gomeza, który omal nie połamał nóg Fede Valverde. Dani Garcia targnął się na zdrowie Gaviego. Doszło do wymiany zdań między Lahozem i Canalesem zakończonej czerwoną kartką, o której wspomnieliśmy w segmencie poświęconym temu arbitrowi.

Oprócz tego w tamtym okresie wywiązała się też pewna sprawa obyczajowa. W tygodniu zmarł legendarny wiceprezydent Villarrealu, Jose Manuel Llaneza. Alex Baena po zdobyciu jednej z bramek podniósł koszulkę, by odsłonić kolejną z napisem: „Llaneza, dziękujemy ci za wszystko”. De Burgos Bongoetxea pokazał mu za ten gest drugą żółtą kartkę. W hiszpańskich mediach ukaranie Baeny opisano jako brak zdrowego rozsądku. I co warto zauważyć, piłkarz nie złamał regulaminu. Nie było nadmiernego zabierania czasu z tytułu celebracji gola, nie było gołego torsu i nakrycia głowy. Piłkarz był czysty. Ot, zwykłe nadużycie władzy sędziego i nieudana próba pokazania siły.

Kąsani przez media i kluby

Rzuca się w oczy, że sędziowie nie trzymają ciśnienia i należy postawić sprawę jasno, że na to składa się wiele elementów takich jak przygotowanie do pracy, rozpamiętywanie błędów popełnionych w przeszłości, ale i presja z zewnątrz, o której nie należy zapominać.

Hiszpańskie media są zafiksowane na punkcie futbolu, ale jest to miecz obosieczny. Można być pod wrażeniem mnogości hiszpańskich stacji radiowych i telewizyjnych. Dyskusje tam bywają naprawdę ciekawe, ale część z nich zdominowana jest przez temat oceny sędziowania. I fajnie, o ile ewidentne błędy należy sędziom wytykać i poświęcić im odpowiednio dużo czasu, o tyle często mówi się o nich więcej niż o samym meczu. Gdzieś te proporcje zostały zachwiane i to dodatkowo wzmaga niechęć do sędziów. Wśród kibiców, klubów, piłkarzy.

[O FENOMENIE HISZPAŃSKIEGO RADIA]

Nie da się ukryć, że od dawna kluby znajdują się na ścieżce wojennej z sędziami. Obrzucanie toksycznym błotem nie bierze się z niczego, ale niekiedy robi się już niesmacznie i spirala wzajemnej niechęci się napędza. W tunelu po meczu Elche z Realem Betis panowała paskudna atmosfera. Właściciel Elche wykrzykiwał do arbitrów: – Nie wyjedziecie stąd. Dyrektor sportowy dopowiadał: – Skurwysyny nie macie wstydu. Równocześnie klub udostępniał apele, w których prosił o szacunek. Cyrk.

W kwestii walk z arbitrami jedyne w swoim rodzaju podejście ma telewizja klubowa Realu Madryt, która od czasu do czasu przygotowuje filmy, które mają pokazać arbitrów najbliższego meczu w złym świetle. Te produkcje sugerują wprost, że określone osoby w przeszłości już skrzywdzili ten klub, więc mogą znów to zrobić.

Oto jedno z takich nagrań.

W tym przypadku wytknięto Gonzalezowi Gonzalezowi, że podyktował rzut karny po ręce Nacho w meczu z Deportivo Alaves, a w podobnej sytuacji w spotkaniu Realu z Athletikiem uznał, że jeden z zawodników z Kraju Basków nie przewinił. Na tym nagraniu poświęcono też chwilę Munuerze Montero, a właściwie jego zachowaniu. Cofnął decyzję arbitra głównego o nieprzyznaniu gola dla Eibaru w meczu z Realem, po czym zbił piątkę ze swoim sztabem.

Puentę materiału stanowiło zdanie: – Miejmy nadzieję, że tym razem to nie oni będą bohaterami meczu.

Miguel Angel Gil Marin (CEO Atletico) po ostatnich derbach Madrytu wydał oświadczenie, w którym skrytykował tego typu działania Realu i zasugerował, że sędziowie w LaLiga boją się podejmować decyzje krzywdzące Królewskich.

– Presja Realu ma rzeczywisty wpływ na arbitrów. Królewscy prowadzą kampanie przeciwko sędziom, którzy ich zdaniem wyrządzili im krzywdę.

Z drugiej strony Atletico też wojuje z sędziami. Kilka dni temu Los Colchoneros opublikowali na Twitterze wpis o następującej treści: – Nie mów nic, tylko daj retweeta, jeżeli chcesz, by przepisy sędziowskie były egzekwowane tak samo dla wszystkich.

Coraz częściej drużyny LaLiga wkraczają na ścieżkę sądową w zakresie kwestionowania decyzji arbitrów. Przykładowo Cadiz złożył wniosek do Trybunału Arbitrażowego ds. Sportu o powtórzenie meczu z Elche, ponieważ uznano gola gości po ewidentnym spalonym. W oświadczeniu klubu opublikowanym na Twitterze poinformowano, że klub apeluje o to, żeby wstrzymano rozgrywki do wyjaśnienia.

Burza wokół Viniciusa

Wydaje się, że to dobry przykład pokazujący bolączki sędziów w tych rozgrywkach. Dużo się mówi o tym, co dzieje się wokół tego brazylijskiego zawodnika. Warto natomiast zauważyć pewną zależność. Sędziowie ligowi nie potrafią go ochronić – ale również innych zawodników, zwłaszcza tych bazujących na podobnych cechach, ze smykałką do dryblingu – przed nadmierną agresją rywali. Zestawcie to sobie z tym, co dzieje się wokół skrzydłowego w Lidze Mistrzów. Tam nie ma takiego polowania na jego nogi, nie zbierają się wokół niego tak potężne pokłady negatywnej energii. Można pokusić się o tezę, że sędziowie w Lidze Mistrzów lepiej zarządzają chaosem i kontrolują boiskowe chamstwo. Basta.

W Hiszpanii niestety nie panują też nad zachowaniem samego Brazylijczyka. Rzucało się to w oczy zwłaszcza w ostatnim klasyku. Do pewnego stopnia przymknięto oko na zapaśniczy rzut skrzydłowego Realu wykonany na Frenkie’em de Jongu. Co więcej, Brazylijczyk agresywnie zwracał się do Munuery Montero i nie wiązało się to z żadną dodatkową karą, podczas gdy każdy inny zawodnik po zgotowaniu takiej kakofonii musiałby udać się do szatni.

[VINICIUSIE, WEŹ PRZYKŁAD Z RODRYGO]

To pokazuje, jaki jest strach wśród hiszpańskich arbitrów przed wyrzuceniem gwiazdy w tak ważnym meczu. To samo dotyczyło Gaviego, który powinien wylecieć z boiska za liczne przewinienia, ale Jose Luis Munuera Montero go oszczędził. Kwintesencja sędziowania w tej lidze. Dlatego o ile często kibice spierają się w kwestiach oceny konkretnych sytuacji, o tyle po meczu mogą zbić piątkę, bo cechą wspólną jest to, że obie strony są niezadowolone z sędziowania.

Skoro wśród sędziów istnieje obawa przed skutkami podjęcia trudnej decyzji, to coś tu jest nie tak. Arbiter musi być pewny siebie i nie może oglądać się na odbiór swoich decyzji. W przeciwnym razie będzie się mylił i działał w taki sposób, żeby się nie narazić. Niestety można odczuć, że właśnie w taką pułapkę zapędzają się sędziowie LaLigi i nie potrafią się odkręcić.

Czas uderzyć pięścią w stół

Rewolucje zawsze wywołują strach, ale niekiedy są po prostu potrzebne. W świecie hiszpańskich sędziów aż prosi się o to, żeby ktoś uderzył w pięścią w stół i wywrócił system do góry nogami. Na dobrą sprawę LaLiga nie ma już nic do stracenia, a może powalczyć o odzyskanie zaufania i skończyć erę biadolenia.

Dobrym rozwiązaniem byłoby wypożyczanie sędziów z innych federacji na najważniejsze spotkania. Oczywiście, tak poważne kroki wiązałyby się z ogólnokrajową dyskusją. Chcąc nie chcąc, takie rozwiązanie uderzyłoby w wielu sędziów, ich szefa, w całą federację, ale sami sobie tego piwa nawarzyli i w takim przypadku wypada je wypić.

Na świecie już dochodzi do wypożyczeń, w które zaangażowani są również polscy sędziowie. Szymon Marciniak ma już w swoim CV wiele spotkań za zaproszenie innych federacji. Wśród nich znajdziemy choćby: hit ligi egipskiej Al-Ahly SC – Pyramids FC, ligi czeskiej Slavia – Sparta i spotkanie ligi saudyjskiej Al Shabab z Al-Ittihad FC, a zaproszeń spływa do niego coraz więcej. Raczej nie pogardziłby El Clasico, podobnie jak sędziowie innych nacji.

Co więcej, w styczniu Szymon Marciniak na łamach TVP Sport opowiedział o zmianach, jakie mogą czekać arbitrów w przyszłości:

– Nie chcę zdradzić niektórych rzeczy, bo rozmowy są toczone i jest spora szansa na pewne ruchy. Niektórym ludziom bardzo zależy, aby wymienność sędziów w najwyższych ligach ruszyła jak najszybciej.

Hiszpanie mogliby podłapać taki pomysł i wyprzedzić bieg wydarzeń. Powinno im zależeć na uczestnictwie w wymianie sędziów, a co za tym idzie w dzieleniu się informacjami i wzorcami. W międzyczasie spokojnie mogliby porządkować sytuację na krajowym podwórku. Kiedyś sprowadzało się trenerów z zagranicy, żeby coś od nich podpatrzeć, za moment na podobną skalę może być z arbitrami.

Warunki pracy sędziów w Hiszpanii

Kilka lat temu sprofesjonalizowano umowy z hiszpańskimi sędziami, co miało ułatwić im temat rozliczania się z fiskusem, opłacania składek i określaniu zakresu ich obowiązków poza prowadzeniem spotkań. Z biegiem czasu wprowadzano kolejne zmiany. Do niedawna mecze w najwyższej klasie rozgrywkowej mogli prowadzić wyłącznie sędziowie przed 45. urodzinami. To zmieniono niedawno, by pójść na rękę dwóm wiekowym arbitrom – Mateu Lahozowi i Carlosowi Del Cerro Grande. Pieszczotliwie nowy zapis okrzyknięto „normą Mateu”. Natomiast jest przy tym zapisie drobna gwiazdka, ponieważ po 45. roku życia sędziowie muszą przechodzić dodatkowe testy.

A ile zarabiają hiszpańscy sędziowie? Warunki kontraktów nie są jawne, ale hiszpański Business Insider opublikował ciekawy artykuł, w którym powołał się na dane goal.com. Wynika z niego, że arbiter Primera Division otrzymuje pensję podstawową, która wynosi 12,5 tys. euro brutto miesięcznie i należy doliczyć do niej pieniądze za sędziowanie spotkań – 4,2 tys. euro jako arbiter główny i 2 tys. jako sędzia VAR. Zatem można dojść do wniosku, że nie stanowi dla tamtejszych arbitrów problemu zarabianie 300 tys. euro brutto w skali roku. A przecież część z nich sędziuje jeszcze spotkania w europejskich pucharach.

[ILE ZARABIAJĄ POLSCY SĘDZIOWIE?]

Znajdziemy również obrońców hiszpańskich arbitrów

Nie wszyscy hiszpańscy eksperci są jednak tak negatywnie nastawieni do pracy Lahoza, Munuery Montero i spółki. Inaczej do tego tematu podchodzi Pavel Fernandez Garcia, który na co dzień odpowiada za ocenę pracy sędziów w Radiu Marca.

– Uważam, że nasi sędziowie jako całość są najlepsi na świecie. I opieram się na liczbach – przekonuje w rozmowie z nami fachowiec z hiszpańskiego radia. – To nasi rozjemcy mają najwięcej nominacji w europejskich rozgrywkach i są najczęściej wykorzystywani do prowadzenia tego typu spotkań. Jest to potwierdzone wyliczeniami.

Skoro twierdzisz, że jest tak dobrze, to z czego biorą się negatywne opinie?

Większość kontrowersji dotyczy wszystkich zagrań interpretacyjnych, to znaczy takich, w których sędzia musi interpretować intensywność chwytu lub kopnięcia. Każdy ma swój punkt widzenia i niemożliwe jest, aby wszyscy sędziowie mieli jednolite kryterium. Jeśli dodamy do tego całe napięcie, jakie wywołała sprawa Negreiry, to wszystko budzi większe kontrowersje niż kiedykolwiek. Sędziowie są teraz w oku cyklonu.

Moim zdaniem czasem sędziom brakuje odwagi, żeby wyrzucić z boiska gwiazdy w ważnych meczach, ponieważ boją się presji.

Tak się może wydawać z poziomu kanapy czy mikrofonu. Na boisku nie jest wszystko takie proste i sędziowie nie mogą egzekwować przepisów zbyt ostro. Trzeba umieć odnaleźć się w trudnej sytuacji, ale znów wracamy do kwestii interpretacji.

Ale jednak pomyłki sędziów zdarzają się regularnie. Co powinno się zmienić?

Uważam, że liga hiszpańska pilnie potrzebuje systemu półautomatycznego spalonego, ponieważ przy obecnym narzędziu jest wiele wątpliwości. Wszystko, co zdejmuje odpowiedzialność z sędziów, jest mile widziane.

Sędziowie okiem piłkarzy, którzy grali w LaLidze

Powytykaliśmy arbitrom różnego rodzaju błędy, wskazaliśmy nasze zastrzeżenia, opowiedzieliśmy o realiach ich pracy w Hiszpanii, ale warto poznać też spostrzeżenia zawodników, którzy grali w tej lidze. O hiszpańskim sędziowaniu porozmawialiśmy z Damianem Kądziorem, Mattem Miazgą i Cezarym Wilkiem.

– Na pewno da się zauważyć, że pozwalają tam na twardą grę. Eibar był drużyną grającą dosyć agresywnie i często było widać, że dopuszczają do takiej gry. Wydaje mi się, że często w tej lidze zdarzają się duże pomyłki i często mówiło się o tym w Hiszpanii. Większość z nich fajnie zarządzała meczem, ale są też tacy jak Lahoz. Chłopaki zawsze zwracali uwagę, żeby nie wdawać się z nim w rozmowę. Z perspektywy tego, co widziałem to nie popełniali jakiś rażących błędów w meczach Eibaru, a wiem, że opinia na ich temat jest różna. Sam nie zwracam szczególnej uwagi na boisku na sędziów, tylko skupiam się na grze, ale uważam, że w Polsce sędziowanie jest na niezłym poziomie, choć jak każdemu zdarzają się pomyłki. Zwróciłem też uwagę na to, że system VAR jest tam gorzej obsługiwany niż w Polsce czy Chorwacji i to chyba największa różnica – mówi Damian Kądzior, który w rundzie jesiennej sezonu 2020/21 grał w Primera Division.

Rzuca się w oczy, że w dalszym ciągu część zespołów może sobie pozwolić sobie na twardą grę. Widać to zwłaszcza w przypadku Mallorki, Osasuny i często te drużyny są beneficjentami przyzwolenia na „podostrzanie”.

– Myślę, że za moich czasów poziom sędziowania w Hiszpanii nie był zły. Mnie się podobało, że mogłem porozmawiać z arbitrami. Było o tyle łatwiej, że znali  język angielski. Przykładowo w Belgii kompletnie nie odpowiadało mi sędziowanie. Gdy gra była twarda i fizyczna, pokazywano zbyt wiele kartek. Z drugiej strony ostatnio przeglądałem statystyki i widzę, że w Hiszpanii pokazuje się najwięcej kartek spośród czołowych lig i trochę mnie to dziwi, bo wcześniej tak często piłkarzy nie karano – przekonuje Matt Miazga, obrońca Deportivo Alaves w sezonie 2021/22.

Ta wypowiedź stanowi ważną poszlakę. W ostatnim czasie sporo zmieniło się w kwestii dyskusji z sędziami i być może jeszcze wielu zawodników do tego nie przywykło, że w Hiszpanii dialog z arbitrami został do pewnego stopnia ukrócony. Ma to odzwierciedlenie w liczbach i w obecnym sezonie (dane Relevo) oglądamy średnio prawie jedną kartkę na mecz, która wynika z rozmów z sędziami.

– Gra w Hiszpanii bez rozmów z sędziami? Kiedyś to było nie do pomyślenia. Te dialogi sprawiały, że człowiek lepiej rozumiał ich decyzje, zamiary, porządkowały one relacje między nami. Oczywiście mówię o wymianę zdań na pewnym poziomie. Teraz obserwuję, co się dzieje i te kartki sypią się jedna po drugiej. To samo dotyczy trenerów i sztabu – opowiada Cezary Wilk, były zawodnik Deportivo la Coruna i Realu Saragossa.

– Mam wrażenie, że gdy grałem w Hiszpanii nie miało miejsca tak wiele pomyłek sędziowskich, co teraz. Być może to kwestia perspektywy i kiedyś nie zwracałem tak na to uwagi, ale nie przypominam sobie, żeby dochodziło do kontrowersji z taką częstotliwością. Ciężko przejść obok błędów, które widzę teraz. Nie po to ogląda się spotkania, żeby regularnie się oburzać z powodu czyichś błędnych decyzji. Mam szczerą nadzieję, że kiedyś będzie tłumaczenie decyzji na bieżąco. Wówczas wszystko byłoby bardziej zrozumiałe dla kibiców i sytuacje boiskowe nie byłyby owiane taką tajemnicą – kontynuuje Wilk.

Kiedyś w jednym z programów „El Larguero” Iturrralde Gonzalez, były arbiter LaLigi a obecnie ekspert,  postawił tezę, że sędziowie obniżyli loty w momencie wprowadzenia systemu VAR. I nie jest w tym poglądzie osamotniony.

– Coś może być na rzeczy z tym systemem VAR. Kiedyś sędzia był alfą i omegą. Podejmował decyzje i wiedziałeś, że jego wybór jest nieodwracalny. Przyjmowało się to, co mówił, i kropka. VAR zmienił postrzeganie sędziowania. Niestety razi to, że wielokrotnie jest źle wykorzystywany lub wcale, gdy aż się o to prosi. Może kuleje współpraca i przez to nie ma płynnego wykorzystania tego narzędzia. Mam wrażenie, że obecni sędziowie w Hiszpanii nie czują meczu, nie czują sytuacji boiskowych, impetu i znaczenia niektórych przewinień. Niewykluczone, że kolejne pokolenia, które będą od samego początku kariery korzystać z wideoanaliz, będą lepiej czuć, co się dzieje na boisku – podsumował Wilk

Być może faktycznie trzeba poczekać na nowe pokolenie sędziów w Hiszpanii, które szturmem wbije do Primera Division i zmaże plamę po swoich poprzednikach. Jednak zanim – o ile w ogóle – do tego dojdzie, będziemy pewnie jeszcze długo musieli narzekać na różnego rodzaju kontrowersje, pomyłki, niedociągnięcia, aferki i konflikty.

Oby coś się drgnęło w temacie poprawy sędziowania w Hiszpanii, ale do tego trzeba czynów i odważnych kroków. A czy te nadejdą?

Czytaj więcej o sędziach:

Fot. Newspix

 

Redakcyjny defensywny pomocnik z ofensywnym zacięciem. Dziennikarski rzemieślnik, hobbysta bez parcia na szkło. Pochodzi z Gdańska, ale od dziecka kibicuje Sevilli. Dzięki temu nie boi się łączyć Ekstraklasy z ligą hiszpańską. Chłonie mecze jak gąbka i futbolowi zawdzięcza znajomość geografii. Kiedyś kolekcjonował autografy sportowców i słuchał do poduchy hymnu Ligi Mistrzów. Teraz już tylko magazynuje sportowe ciekawostki. Jego orężem jest wyszukiwanie niebanalnych historii i przekładanie ich na teksty sylwetkowe. Nie zamyka się na futbol. W wolnym czasie śledzi Formułę 1 i wyścigi długodystansowe. Wierny fan Roberta Kubicy, zwolennik silników V8 i sympatyk wyścigu 24h Le Mans. Marzy o tym, żeby w przyszłości zobaczyć z bliska Grand Prix Monako.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Komentarze

7 komentarzy

Loading...