Reklama

Grzech ciężki Thomasa Bacha

redakcja

Autor:redakcja

17 lutego 2023, 17:39 • 12 min czytania 10 komentarzy

Thomas Bach przez długi czas nie wyróżniał się specjalnie na stanowisku szefa MKOl-u. Ba, można było nawet go pochwalić za to, że… nie wzbudza wielkich kontrowersji i sprawnie unika afer. To już jednak nieaktualne. Obecnie Niemiec usilnie dąży do tego, żeby zaprosić Rosję i Białoruś na olimpijskie salony w przyszłym roku. 

Grzech ciężki Thomasa Bacha

– Nie, historia pokaże, kto zrobił więcej dla pokoju. Ci, którzy starają się być otwarci oraz komunikować, czy ci, którzy izolują albo dzielą – w taki sposób szef międzynarodowej federacji olimpijskiej odpowiedział parę dni temu na list otwarty ukraińskich sportowców, którzy pisali, że historia oceni jego poczynania. „Inwazja Rosji na Ukrainę, wspierana przez Białoruś, jest niezgodna z olimpijskimi i paraolimpijskimi wartościami – to wykroczenie, które musi spotkać się z surowymi sankcjami” – mogliśmy przeczytać.

69-latek zaszczytną funkcję w światowym sporcie pełni już niemal dekadę, od września 2013 roku. Gdybyśmy jeszcze parę lat temu powiedzieli, że Bach będzie szokował i wywoływał burzę, nikt by w to nie uwierzył. W swoim stylu rządzenia zwykł wybierać bezpieczne rozwiązania. Taki obraz szefa MKOl-u zmienił się jednak, w momencie, gdy sytuacja na świecie „przestała być tak łatwa”.

Kim jest Thomas Bach, szef MKOl-u?

Bach do roli, którą pełni obecnie, przygotowywał się długimi latami. Dość powiedzieć, że karierę sportowca skończył w 1980 roku… mając 26 wiosen na karku. Od tamtego czasu pracował już jako biznesmen oraz działacz. Doświadczenia na tych dwóch polach sprawiły zresztą, że ostatecznie po latach wylądował na najważniejszym stanowisku w MKOl-u.

Reklama

Nie znaczy to jednak, że w sporcie niczego nie zdążył osiągnąć. Wręcz przeciwnie. W ciągu kilku lat został mistrzem Niemiec w szermierce, medalistą mistrzostw świata oraz, co najważniejsze, mistrzem olimpijskim. Złoty medal igrzysk zdobył w 1976 roku w Montrealu, jako członek niemieckiej drużyny florecistów. Indywidualnie nie startował, ale to naturalnie nie miało wielkiego znaczenia.

Nieważne bowiem, gdzie potem działał Thomas Bach, zawsze robił to jako mistrz olimpijski. To było jego atutem, który potrafił wykorzystać.

Co z perspektywy obecnych wydarzeń jest bardzo ciekawe – tuż przed skończeniem kariery sportowej Niemiec chciał… zatrzymać bojkot igrzysk w Moskwie. Protest, w który się zaangażował, niewiele jednak dał. Niemcy Zachodnie, Stany Zjednoczone i 63 inne państwa ominęły imprezę w ZSRR. – Wypowiadałem się wtedy w imieniu wszystkich zachodnioniemieckich sportowców. Walczyliśmy o to, by móc wystąpić w Moskwie – wspominał (tłumaczył się?) po latach Bach.

Teraz zatem możemy powiedzieć, że Niemiec jest konsekwentny w swoich działaniach i do dzisiaj najwidoczniej uważa, że wszystko co jest „niezwiązane ze sportem”, nie powinno doprowadzić do wykluczenia państwa z igrzysk. Nawet zbrodnie wojenne.

Szczebel po szczebelku, aż na szczyt drabiny MKOlu

Ostatnią rzeczą, jaką dało się zarzucić „młodemu Bachowi”, był brak aktywności. Tak to bowiem wyglądało, że od momentu, gdy Niemiec zakończył karierę szermierza, a potem w 1983 roku skończył studia prawnicze, chwytał się wszelkich stanowisk, projektów i współprac. Nie zmieniało się jednak to, że nieprzerwanie, już od lat osiemdziesiątych, bardzo mocno trzymał się sportu i ruchu olimpijskiego.

Jeśli chodzi o sam MKOl: jego członkiem stał się w 1990 roku, jako zaledwie 36-latek. W 1996 roku był już w zarządzie Komitetu, a w 2000 został wiceprzewodniczącym, drugą najważniejszą postacią tej organizacji, po Juanie Antonio Samaranchu.

Reklama

W międzyczasie miał swoją firmę prawniczą, zdarzyło mu się pracować w Adidasie jako dyrektor ds. kontaktów międzynarodowych, albo koordynować działaniami grupy doradczej w niemieckim Ministerstwie Gospodarki. Współpracował też z markami takimi jak Philipp Holzmann, Michael Weinig, MAN Ferrostall czy Siemens. Albo doradzał partii politycznej FDP w trakcie zjednoczenia Wschodnich i Zachodnich Niemiec.

Bach oczywiście brał też udział w organizacji wielkich imprez sportowych, wyróżniając przede wszystkim piłkarski mundial w 2006 roku. Wszelkich powiązań Niemca możemy jeszcze wymienić – uwierzcie lub nie – bardzo, bardzo wiele. Ale tak naprawdę należy z tego wyciągnąć rzecz podstawową.

Otóż Niemiec obracał się sprawnie nie tylko w świecie sportu, ale w równym stopniu biznesu oraz polityki. I przez to – jako na dodatek mistrz olimpijski! – w 2013 roku stał się naturalnym wyborem jako nowy szef Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego.

Pierwsze sygnały, że coś jest nie tak?

Osobie, która przez tyle lat działała się w tylu środowiskach i obejmowała stanowiska decyzyjne, trudno jest zachować kompletnie czystą kartę. Nikogo raczej zatem nie zdziwiło, kiedy Thomasowi Bachowi, w okolicach wyborów na przewodniczącego MKOl-u, czy już po nich, wytykano kilka „przewinień” oraz niejasności.

Nie wszystkim podobało się oczywiście, jak blisko świata polityki oraz korporacji znajdował się przez dekady Bach. Kontrowersje wzbudzał choćby jego kontakt z Siemensem – pojawiały się pogłoski, że Niemiec miał pomagać firmie w załatwianiu inwestycji w Kuwejcie, gdzie ważną postacią był jego przyjaciel, szejk Ahmad al-Sabah.

Trudny do pominięcia wydawał się też fakt, że Bach był już ważną postacią w niemieckim ruchu olimpijskim w latach osiemdziesiątych – kiedy nie tylko w NRD, ale i RFN istniał sterowany centralnie system dopingowy. Z czego były szermierz musiał zdawać sobie sprawę.

W przeszłości Bach zarządzał też firmą Ghorfa, która – oprócz innych płaszczyzn działalności – zajmowała się handlem bronią i utrzymywała kontakt z krajami arabskimi. No i w końcu – nie do ukrycia była pobłażliwość Niemca w stosunku do występków Rosjan, którzy byli bohaterami największej afery dopingowej w XXI wieku. Oczywiście reprezentanci Sbornej spotkali się z falą dyskwalifikacji. Odbierano im też medale z poprzednich igrzysk. Ale koniec końców: nie zabrakło ich na żadnej imprezie olimpijskiej (pomijając kwestię nazewnictwa reprezentacji oraz liczby sportowców).

Co ciekawe – „ciepłe” stosunki z Rosją wypominał Bachowi w rozmowie z nami w 2019 roku Maciej Petruczenko, wieloletni dziennikarz „Przeglądu Sportowego”:

– Do tego dochodzą też interesy polityczne, co widać przy okazji jego strasznej łaskawości w stosunku do Rosjan. W moim przekonaniu za jego plecami w ostatnich latach i tak siedzi dyplomacja niemiecka. Bo Niemcy mają bardzo głębokie interesy z Rosjanami. Po zachowaniu Bacha wyraźnie widać, że nie ma całkowitej niezależności od Rosjan – ujmując to najdelikatniej. Dlatego, gdy chciano sporych sankcji wobec Rosji w obliczu igrzysk w Rio, to on na to nie poszedł. I do tej pory trwa ta jego bardzo ugodowa postawa wobec tego kraju. Co mnie nie dziwi. Tak to wygląda.

Pozostałymi z zarzutów kierowanych w stronę Bacha była niewystarczająca transparentność w polityce informacyjnej czy za duża tolerancja w stosunku do korupcji (oczywiście nie w samym MKOl-u, tylko organizacjach z nim współpracującymi). Reasumując: dziesiąty szef MKOl-u nie był nigdy święty. Inna sprawa, że i tak nie wypadał źle na tle poprzedników.

Początkowy obraz przewodniczącego

W przypadku samej płaszczyzny biznesowej Bach sprawdzał się jako szef MKOl-u dbając o to, żeby w kierunku jego organizacji spływały środki finansowe. Za jego rządów daleko w przeszłości znalazł się też temat korupcyjny, dawna bolączka Komitetu.

Niemiec bez wątpienia działał też na rzecz równouprawnienia (obecnie na igrzyskach startuje tyle samo kobiet, co mężczyzn), a zamiast bardzo mocno ingerować w program igrzysk, usuwając z niego masę dyscyplin, zadbał o dodanie kilku nowych, w teorii atrakcyjnych dla młodszej widowni – jak skateboarding czy wspinaczka sportowa (czy te jednak faktycznie „wypaliły”?).

Bach – choć za jego rządów igrzyska zagościły w Rosji czy Chinach – nie oddał się kompletnie trendowi, w którym organizatorami wielkich imprez sportowych są kraje bogate, ale przy tym łamiące prawa człowieka. Stąd następne „olimpiady” zagoszczą kolejno w Paryżu, Los Angeles oraz Brisbane. W tym przypadku mówimy też o trzymaniu się pewnej tradycji, która jest istotna dla ruchu olimpijskiego – bo stolica Francji czy Miasto Aniołów w przeszłości przyjmowały już tysiące sportowców z całego świata. I znowu będą miały okazję to zrobić.

Podejmując się więc oceny początkowych rządów Bacha – można było odnaleźć się w nich parę plusów. Z drugiej strony można było też powiedzieć, że Niemiec jest przewodniczącym w miarę nijakim, który raczej obierał dość oczywiste kierunki – bo trudno zakładać, żeby inny człowiek na jego stanowisku nie starał się ruszyć nieco programu igrzysk czy wesprzeć międzynarodowego ruchu równouprawnienia kobiet w sporcie.

Obraz Bacha jako „ostrożnego przywódcy” wspierał też choćby fakt, że 69-latek zwykł wypowiadać się w bezpieczny sposób i – aż do czasu wybuchu pandemii – dość sprawnie unikał „pierwszych stron gazet”.

Mamy jednak 2023 rok i wiele się w tych kwestiach zmieniło. Najpierw wypadałoby przejść do lat 2020-2021, w których ruch olimpijski napotkał niespodziewaną przeszkodę.

Pandemia i igrzyska? Będzie dobrze, obiecuję!

Trudno jednoznacznie stwierdzić, jak MKOl poradził sobie w czasach pandemii. Koniec końców igrzyska w Tokio udało się zorganizować. I to jest rzecz najważniejsza. Sam Bach często pokazywał się natomiast jako optymista. Najpierw – kiedy temat koronawirusa zaczynał przebijać się w mediach – twierdził, że igrzyska nie są zagrożone. Potem – w marcu 2020 roku – mówił, że nie chce ich przełożenia. Aż wreszcie okazało się, że chęci chęciami, ale organizacja imprezy faktycznie została przesunięta na 2021 rok.

Bach – sami możemy ocenić, czy słusznie – nie poddawał się też presji japońskiego społeczeństwa, które w większości sprzeciwiało się przyjęcia sportowców z całego świata. Na dodatek przez wiele miesięcy trzymał się stanowiska, że na olimpijskich trybunach pojawią się kibice. Generalnie – jak wspominaliśmy – optymistyczne spojrzenie nie opuszczało go nawet na krok.

– Igrzyska mają być światełkiem w tunelu dla ludzkości, która zacznie wychodzić z koronawirusowego kryzysu – to słowa Bacha z pandemicznych miesięcy, których wariacje wypowiadał wielokrotnie. W jego narracji olimpijska impreza nie miała być problemem dla nikogo, tylko właśnie remedium na problemy.

Ostatecznie na parę tygodni(!) przed igrzyskami w Tokio usłyszeliśmy, że zostaną one zorganizowane bez kibiców. Znowu okazało się zatem, że nadzieja, którą dawał szef MKOl-u, na końcu prysła. 23 lipca jednak impreza wystartowała bez przeszkód, a 8 sierpnia się zakończyła. Podczas niej nie doszło też do najczarniejszego scenariusza – czyli wśród sportowców zgromadzonych w Tokio nie wybuchło wielkie ognisko koronawirusa.

Oglądalność i sukces igrzysk w Tokio? Ponownie – ich ocena była utrudniona, bo wiadomo, że zawody bez kibiców stanowiły po prostu gorszy produkt od tego z poprzednich edycji. Nic więc dziwnego, że telewizja NBC – właściciel praw do transmisji i dystrybucji sygnału igrzysk – odnotowała najgorsze wyniki w historii (4.2 miliona mniej widzów w „prime timie” w porównaniu do zimowych igrzysk w Pjongczangu).

W każdym razie – Thomas Bach i MKOl przetrwali pandemiczną burzę. Choć po igrzyskach w Tokio na wizerunku Niemca na pewno pojawiło się kilka kolejnych rys.

Rosja i Bach, czyli stary duet

„Ruch olimpijski jest zjednoczony w przekonaniu, że to niesprawiedliwe karać sportowców za działania władz ich kraju, jeśli sami w nich aktywnie nie uczestniczą. Chcemy zapewniać uczciwą rywalizację każdemu bez żadnej dyskryminacji” – mogliśmy przeczytać w początkowej części oświadczenia MKOl-u z 28 lutego 2022 roku.

Komitet już wówczas głosił krótkowzroczną teorię o „niełączeniu sportu z polityką”. Ale ostatecznie z racji na tak zwany „dylemat” (sportowcy z Ukrainy przez trwającą wojnę czasami w ogóle nie są w stanie uczestniczyć w sportowej rywalizacji) postanowił się ugiąć. I faktycznie nawoływał do zbanowania Rosjan i Białorusinów z międzynarodowej rywalizacji:

„W celu ochrony integralności światowych zawodów sportowych oraz dla bezpieczeństwa wszystkich uczestników, Rada Wykonawcza MKOl zaleca, aby Międzynarodowe Federacje Sportowe i organizatorzy imprez sportowych nie zapraszali ani nie zezwalali na udział rosyjskich i białoruskich sportowców oraz oficjeli w zawodach międzynarodowych”.

Kilka miesięcy po publikacji tego oświadczenia Bach już przymierzał się do odbudowywania mostu z Kremlem. W październiku podczas posiedzenia ANOC (Stowarzyszenie Narodowych Komitetów Olimpijskich) mówił: „wykluczyliśmy sportowców z Rosji i Białorusi z ciężkim sercem”. A także popisał się kuriozalną logiką zaznaczając, że w obliczu dalszego przejmowania sportu przez politykę, los Rosji i Białorusi mogą podzielić kolejne kraje.

Niemiec wrotki odpalił na dobre już w 2023 roku. Pod koniec stycznia MKOl nakreślił plan, który pozwoliłby wrócić Rosjanom i Białorusinom do świata sportu i wystąpić na zbliżających się igrzyskach olimpijskich.

W dużej mierze mówimy o powtórce z rozrywki. Według Komitetu sportowcy z Rosji oraz Białorusi mieliby pojawić się w Paryżu czy Mediolanie, gdzie odbędą się następne zimowe igrzyska, jako „neutralni zawodnicy”, niereprezentujący swojego kraju i niepokazujący się pod żadną flagą, kolorem czy jakąkolwiek identyfikacją narodową.

Podobnie MKOl załatwił oczywiście sprawę Rosjan podczas igrzysk w Tokio, gdzie reprezentacja zwana „ROC” zdobyła 71 medali. Albo na zimowych igrzyskach w Pekinie, gdzie w skład Rosyjskiego Komitetu Olimpijskiego (rozwinięcie skrótu) weszło aż 212 sportowców, którzy uzbierali 32 krążki.

Jak potem tych samych medalistów olimpijskich witano w Moskwie? Jako neutralnych sportowców? Jako reprezentantów Komitetu? Jako nieznajomych? Nie, po prostu jako Rosjan. Rosjan, którzy odnieśli wielki sukces. Rosjan, których potem zapraszano na prowojenne wiece. Rosjan, którym wyników gratulował Władimir Putin.

Czy to uda się zatrzymać?

Nie musimy też tłumaczyć, że rosyjscy sportowcy wcale nie są kompletnie niezwiązani z terrorem, który ma miejsce w Ukrainie, bo ich również objęła w 2022 roku mobilizacja wojskowa. Za przykład możemy podać fightera Władimira Miniejewa czy siatkarza Nikitę Aleksiejewa. Nikita Nagorny natomiast, czyli wicemistrz olimpijski z Rio de Janeiro w gimnastyce, jest… oficerem w organizacji Junarmia, nazywanej „Putinjugend”.

To wszystko Thomas Bach i jego współpracownicy zamierzają jednak ignorować. Na niewiele zdały się „protesty” z Ukrainy. List otwarty do szefa MKOl-u wystosowali sportowcy z kraju naszych sąsiadów, Władimir Kliczko mówił natomiast, że Rosjanie mają „złoty medal olimpijski w zbrodniach wojennych”, a Wołodymyr Zełenski zaznaczył, że „dopóki Rosja zabija, nie ma dla jej sportowców miejsca na igrzyskach olimpijskich”.

Szef MKOl zdążył już skrytykować groźbę bojkotu, mówiąc, że takie zachowanie jest „sprzeczne z fundamentami i zasadami ruchu olimpijskiego”. I – jak wspomnieliśmy – odwołał się do historii. „Bo to ona oceni, kto robi więcej dla pokoju…”.

Presja wywierana na Międzynarodowy Komitet Olimpijski rośnie oczywiście z dnia na dzień. Przeciwko występowi Rosjan i Białorusi na igrzyskach są już władze samego Paryża, organizatora imprezy. Koalicja, która domaga się wykluczenia agresorów z rywalizacji olimpijskiej, liczy natomiast 35 państw. – Naszym celem jest świętowanie igrzysk olimpijskich bez Rosji i Białorusi – mówił podczas jednego z międzynarodowych spotkań Kamil Bortniczuk, polski minister sportu.

Obecny szef Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego okazywał się już w przeszłości niesłownym człowiekiem, więc niewykluczone, że wkrótce wycofa się ze swoich poprzednich zapewnień i wsparcia rosyjskich i białoruskich sportowców. Być może jednak będzie dalej przeć do przodu. I pośrednio doprowadzi do największego bojkotu igrzysk od ponad czterdziestu lat.

Jedno jest pewne: 69-letni Niemiec na dobre pozbył się „nijakości”. I choć sam uważa inaczej, nie przejdzie do historii jako ten przewodniczący MKOl-u, który działał na rzecz pokoju.

Czytaj także:

Fot. Newspix.pl

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

10 komentarzy

Loading...