Lech Poznań szybko zwinął manatki i wyruszył w drogę powrotną do Polski. Już o godz. 22.30 Kolejorz miał zaplanowany powrót do kraju, jednak zanim zawodnicy wsiedli do samolotu, udało nam się podpytać ich, czy bezbramkowy rezultat w Bodo to raczej zwycięski remis, czy może zero zero po bezbarwnym.
Radosław Murawski i Filip Szymczak, którzy pojawili się w strefie mieszanej po meczu Bodo/Glimt z Lechem Poznań, byli zgodni co do jednego. Łatwo w Norwegii nie było. Obydwaj potwierdzali pogłoski na temat murawy na Aspmyra Stadion. Freddy Toresen, lokalny dziennikarz, wspominał nam, że rywale wicemistrza kraju mimo godzin spędzonych na analizach i tak są zaskoczeni tym, jak szybko gospodarze są w stanie wymieniać podania.
Wszystko to zasługa perfekcyjnie przygotowanej, obficie podlewanej – co ciekawe, w przerwie głównie na połowie drużyny przeciwnej – sztucznej nawierzchni stadionu Glimt.
– Coś w tym jest, piłka czasami nawet się nie kręciła, tylko po prostu sunęła po murawie. Pewnie też gracie na sztucznym boisku, wiecie, jak piłka się na nim zachowuje. Gdy pada, przemieszcza się naprawdę szybko. Wiedzieliśmy o tym, ale nie da się na pewne rzeczy przygotować, jeszcze bardziej się przyzwyczaić, kiedy na co dzień grasz na naturalnej nawierzchni – stwierdził Murawski, a Szymczak mu wtórował.
Defensywa przetrwała, ofensywy nie było – OCENY DLA LECHA W BODO
– Faktycznie inaczej grało się na sztucznej murawie. Oni tu trenują i grają, mają handicap. Czuć było różnicę nawet po sposobie, w jakim poruszali się po boisku – swobodnie. Po analizie byliśmy przygotowani na to, że będą grali wysokim ustawieniem, ale może nie aż tak wysoko, jak to wyglądało. To było spowodowane tym, że w pierwszej połowie po prostu nas zamknęli.
Piłkarze Lecha Poznań po meczu z Bodo/Glimt: Założenie było defensywne. W rewanżu zmienimy styl
Obaj zawodnicy Lecha Poznań są jednak przekonani, że teraz na stół wjedzie karta zamiany jak w UNO. Osoby sympatyzujące z Bodo/Glimt przed meczem często wspominały nie tylko o atucie w postaci murawy, ale też o niemal pewnej klęsce w Polsce. Nastroje w Norwegii może nie były wisielcze, jednak pośród lokalnych kibiców mało kto dawał wiarę, że na wyjeździe uda się rozstrzygnąć losy dwumeczu na korzyść rewelacji z północy Europy. Zdaje się, że w Wielkopolsce myślą podobnie.
– Zagramy na swoim stadionie, to będzie zupełnie inny mecz. Znamy swoją wartość, jesteśmy groźni. Zmienimy trochę nasz styl gry, może to wyglądać odwrotnie – zapowiedział Radosław Murawski, sugerujac, że w drugim ze spotkań Lech Poznań będzie bardziej otwarty i tym razem piłka będzie chodziła jak po sznurku pod bramką Bodo/Glimt. Jednocześnie dodawał, że defensywna taktyka była założeniem, z jakim Kolejorz wybrał się w tę długą podróż. – Doceniam pracę, jaką wykonaliśmy. Wyłączyliśmy kilku zawodników, nie mieli sytuacji. Możecie mówić, że graliśmy defensywie, ale takie było założenie, żeby nie dać im grać i to realizowaliśmy.
Filip Szymczak jest pewien, że piłka, którą Lech zaoferuje kibicom w Poznaniu, będzie odbiegała od tej spod znaku „oczu kąpiel”. W Bodo trzeba było jednak trzymać się planu, bo każde zejście z obranej ścieżki obarczone było ryzykiem wpadnięcia na minę. A wiadomo, jak kończą ci, którzy na nią wpadją. – Postawiliśmy twarde warunki, nasza gra w defensywie była na dobrym poziomie – ocenił młodzieżowiec z ekipy Johna van den Broma.
Lech Poznań zagłaskał Filipa Marchwińskiego
Filip Szymczak: Bodo/Glimt było lepszym zespołem. Widać u nich jakość
Jak to bywa w przypadku spotkań, których część układa się nie po myśli jednej ze stron, musiało także paść klasyczne hasło o dwóch różnych połowach. Szkoleniowiec Lecha Poznań już na wejściu postawił na murarkę i zaryglowanie środkowej strefy boiska. Tak trzeba było odczytywać wystawienie trzech zawodników, którym bliżej do roli odkurzacza niż reżysera gry. Według Murawskiego kluczowym momentem było to, że w przewie holenderski trener zdecydował się poprzestawiać klocki i z trzech „szóstek” zrobiły się dwie „szóstki” i „dziesiątka”. To sprawiło, że obraz gry się zmienił. Szerzej mówił o tym Szymczak.
– Cała drużyna lepiej czuła się w drugiej połowie. W pierwszej boczni obrońcy Bodo/Glimt grali bardzo wysoko, to powodowało, że ja i Michał Skóraś musieliśmy grać niżej. Próbowaliśmy grać z kontrataku, ale w naszych podaniach brakowało jakości, dlatego te kontry nie były dobrej jakości.
Nieudacznik czy Midas? Analiza pracy Tomasza Rząsy
Ofensywny piłkarz Lecha Poznań nie szukał też wymówek odnośnie gry i stwierdził, że Norwegowie pod względem szeroko rozumianej sztuki futbolu, zaprezentowali się jak absolwenci szkoły wyższej, podczas gdy Kolejorz trochę od tego uniwersyteckiego poziomu odstawał.
– Bodo/Glimt na przestrzeni całego spotkania było lepszym zespołem, trzeba to otwarcie powiedzieć. Może nie stworzyli sobie klarownych sytuacji, ale gdy byli przy piłce, pokazywali jakość.
Na koniec Szymczak mógł tylko pocieszyć kolegę z zespołu, który w rewanżu nie zagra z powodu żółtej kartki, którą dziś zobaczył. Radosław Murawski nie skakał z radości z powodu tygodniowych wakacji w środku lutego (nie zagra także w meczu z Zagłębiem Lubin – przyp.), ale na regulamin nie ma bata. Jak ostatnio stwierdził Kjetil Knutsen, opiekun Glimt – jest, jak jest.
A w przypadku Lecha, patrząc na sam wynik, jest optymistycznie.
WIĘCEJ O MECZU BODO/GLIMT – LECH POZNAŃ:
- Zgubne uroki Bodo/Glimt. John van den Brom i pułapki zastawione na Lecha
- Jest jak jest. Zmęczenie Knutsena, przewagi Lecha Poznań
- Plan na podbój północy, czyli pucharowy tydzień Lecha Poznań
- Rasizm, wypożyczenie na tygodnie, kontuzje i… rasizm. O Norwegach w Ekstraklasie
- „Brak planu B” i „murawa trudniejsza niż wam się wydaje”. Lech Poznań w Bodo
fot. Newspix