Reklama

Kubacki wrócił na podium, ale Granerud powiększył przewagę w Pucharze Świata

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

04 lutego 2023, 18:41 • 6 min czytania 0 komentarzy

Po serii czterech konkursów z rzędu bez miejsca na podium, Dawid Kubacki w Willingen wrócił na pudło. Ale w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata i tak stracił punkty, bo nie do zatrzymania zdaje się Halvor Egner Granerud. Choć sam Norweg… twierdzi, że wcale tak nie jest. Kto wie, może Kubacki udowodni to jutro?

Kubacki wrócił na podium, ale Granerud powiększył przewagę w Pucharze Świata

Można polatać

Że w Willingen da się skakać daleko, wiedzieliśmy od dawna. Udowadniał to już lata temu Adam Małysz, potem Janne Ahonen i inni. Obecnie konstruktorzy mówią nawet, że przy odpowiedniej przebudowie dałoby się skoczyć i 170 metrów. Na razie jednak tak dalekie loty na tym obiekcie to sfera marzeń, ale 160 już da się osiągnąć. Wczoraj udowodnił to Timi Zajc, choć skoku nie wylądował poprawnie. Zresztą – powiedzmy sobie wprost – nie bardzo miał na to szanse, bo swoją próbę po gwałtownym podmuchu wiatru pod narty, skracał i spadał z wysokiego pułapu. Jego 161.5 metra to jednak i tak skok, który przeniósł kolejne granice.

– To trochę przerażające, kiedy lot kończy się lądowaniem za 161. metrem. Z tego, co wiem, Timi ma się dobrze i to jest najważniejsze. Często mówimy, że ktoś „wylądował na płaskim”, ale on naprawdę wylądował na płaskim. Takie skoki powodują strach przed tym, co może się wydarzyć. Lądowanie na płaskim przy 120 km/h nie jest czymś, czego chce się doświadczyć – mówił po skoku Zajca Halvor Egner Granerud, lider klasyfikacji generalnej Pucharu Świata (cytat za skijumping.pl).

Reklama

Nie tylko Timi latał jednak daleko. W konkursie pań Katharina Althaus osiągnęła 149.5 metra w świetnym stylu. We wczorajszej rywalizacji mikstów – czyli wtedy kiedy szybował Zajc – 154.5 metra huknęła Yuki Ito. Ale skok podparła, czy też – ujmując rzecz dokładniej – przeszorowała plecami i głową po zeskoku tak, że aż spadły jej gogle. Ale równocześnie… nie zaliczyła „pełnego” upadku, bo ostatecznie stanęła na nogi.

Liczyliśmy, że skoczkowie znów polatają daleko. I że Polacy będą w tym wszystkim odgrywać główne role. Po części się udało.

Dawid zrobił swoje, ale Halvor też

W ostatnich trzech konkursach Pucharu Świata Dawid Kubacki radził sobie gorzej, niż przez poprzednią część sezonu. Szczególnie dało się to zaobserwować na Kulm, gdzie – w pierwszych w tym sezonie konkursach lotów – stracił koszulkę lidera Pucharu Świata, a Granerud uciekł mu z miejsca na ponad 100 punktów. W Austrii Kubacki był 10. i 17., wcześniej, w drugim i trzecim konkursie w Sapporo, 4. oraz 11. Po serii dziesięciu podiów z rzędu, czterokrotnie więc na pudle nie stanął.

On sam mówił, że zatracił te idealne skoki i praca nad tym, by wrócił do najlepszej dyspozycji, trwa. Podobnie wypowiadał się Thomas Thurnbichler. Dziś obaj mieli powody do zadowolenia, ale też podkreślali, że to jeszcze nie ta szczytowa forma Dawida. I dobrze, bo dziś Kubacki zajął trzecie miejsce (skoki na 147 i 137 metrów). Lepsi od niego okazali się Anze Lanisek (150 i 138) i, naturalnie, Halvor Egner Granerud (149.5 i 138). Norweg stanął na podium po raz 11.(!) z rzędu, wygrał też trzy ostatnie konkursy, ale w rozmowie z Eurosportem podkreślał, że wcale nie jest nie do pokonania.

– To na pewno nie był kolejny spokojny dzień w biurze. Myślę, że to mój najlepszy występ w tym sezonie, jestem naprawdę szczęśliwy z powodu obu skoków. Anze skakał świetnie. To był jeden z najlepszych konkursów w moim wykonaniu, a wygrałem tylko o 2.7 punktu. Więc nie wiem, czy jestem nie do zatrzymania.

https://twitter.com/Eurosport_PL/status/1621917527466213376

Reklama

O ile Norwega i Słoweńca dzieliło niewiele, o tyle Dawid był nieco za ich plecami. Choć oddał dwa naprawdę dobre, solidne skoki. Wszyscy trzej zresztą odsadzili resztę stawki i znów – jak wcześniej przez dużą część sezonu – skakali we własnej lidze. Kubacki stracił oczywiście kolejne 40 punktów w klasyfikacji generalnej (różnica to już 152 punkty na korzyść Norwega), ale pokazał, że nie ma zamiaru rezygnować z walki, bo do końca sezonu przecież daleko.

– Dzisiaj wykonałem swoją robotę. Na pewno mogła być wykonana lepiej, ale wraca to wszystko na dobre tory. Sprawdza się to, o czym mówiliśmy i nad czym pracowaliśmy. Jeszcze wymaga doszlifowania, ale jest coraz lepiej. Myślę, że były epizody, gdy próbowałem za bardzo. Trzeba było wrócić do podstaw, dobrze, że szybko to zauważyliśmy. Musiało wrócić dobre czucie, potem te bardzo dobre skoki. Dzisiejsze skoki? Na czwórkę z małym plusem, na zachętę. W pierwszej serii było za późno, w drugiej nieco bliżej, ale też spóźniłem. Finalny efekt i tak był okej. Jak mówię – jest jeszcze nad czym pracować – mówił.

CZYTAJ TEŻ: HALVOR EGNER GRANERUD. SYLWETKA LIDERA PUCHARU ŚWIATA

Thomas Thurnbichler mówił z kolei, że Dawid wraca na właściwe tory i odzyskał sporo pewności siebie. Podkreślał też, że Halvor – mimo tego, jak dobrze skacze – na pewno jest do pokonania. Kto wie, może Kubacki udowodni to jutro?

Piotrek zadowolony, Kamil wręcz przeciwnie

Niemal wszyscy pozostali Polacy wylądowali w trzeciej dziesiątce. Aleksander Zniszczoł był 27., Kamil Stoch o dwie pozycje wyżej, a Paweł Wąsek chyba przezwyciężył swój kryzys z ostatnich tygodni i skończył na 22. miejscu. Od kolegów odskoczył jednak Piotr Żyła, który postanowił… trzymać się Dawida Kubackiego. Zajął bowiem czwarte miejsce i to mimo tego, że po pierwszej próbie (skoczył 137 metrów) był zaledwie jedenasty. Skokiem z drugiej serii (138 m) sporo jednak nadrobił. Bo i była to próba niezła pod względem odległości, jak na trudne warunki, w których leciał, i bardzo dobra technicznie.

Potem więc stał długo na miejscu przeznaczonym dla lidera i z lekkim niedowierzaniem przyglądał się temu, jak wszyscy lądują za nim.

– Piotr oddał świetny skok w drugiej serii. Wciąż ma nieco problemów, ale gdy wszystko mu wychodzi, skacze znakomicie. Potrzebujemy takich wyników, nie tylko dla konkretnych skoczków, ale całego zespołu. One dają pewność siebie – mówił Thomas Thurnbichler. Trudno odmówić mu racji, bo po Piotrze było widać i tę pewność, i zadowolenie, gdy na antenie Eurosportu opowiadał – w swoim stylu – tak:

– Fajny był ten skok w drugiej serii. Wcześniej nie było czasu się rozskakać. Wczoraj się nie udało [skoczkowie mieli tylko jedną serię treningową – przyp. red.], dziś były tylko kwalifikacje, potem od razu pierwsza seria. Jestem zadowolony. Dość szybko złapałem to czucie, bo drugi skok był naprawdę dobry. Jak się odda taki faktycznie udany skok i awansuje się o sporo pozycji, to jest fajnie. Tam jednak było dość ciasno w punktach, tylko ta trójka odskoczyła trochę za bardzo w pierwszej serii. Sam w pierwszej to skoczyłem bardziej „na czucie”, bo uznałem, że jak nic specjalnego nie zrobię, to chociaż niczego nie zepsuję.

Żyła miał więc spore powody do zadowolenia – choć do podium, patrząc na punkty, zabrakło mu sporo. Tych powodów brakowało Kamilowi Stochowi, który do niedawna zdawał się dobijać do Piotra i Dawida tak skutecznie, że zastanawialiśmy się, kiedy w końcu wygra konkurs numer 40 w karierze. A teraz coś się zepsuło. Sam Stoch uznał, że o takich skokach nie ma czego mówić i do wywiadu po konkursie nie podszedł, ale kilka słów o nim powiedział Thurnbichler.

– Kamil ma problemy, musimy to zaakceptować, on też. Musi pracować i odnaleźć odpowiedni „feeling”, wtedy będzie skakać lepiej – powiedział krótko. Cóż, pozostaje mieć nadzieję, że ten feeling Kamil odnajdzie szybko. Najlepiej jeszcze przed zbliżającymi się mistrzostwami świata.

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Polecane

Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
2
Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]
Polecane

Zniszczoł: Skłamałbym, jakbym powiedział, że nie stresowała mnie nowa rola w kadrze

Szymon Szczepanik
0
Zniszczoł: Skłamałbym, jakbym powiedział, że nie stresowała mnie nowa rola w kadrze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...