Reklama

Flis: – Latem wybrałem ofertę z Chin, ale wtedy okazało się, że żona jest w ciąży

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

03 lutego 2023, 09:32 • 9 min czytania 8 komentarzy

Marcin Flis rozgrywa swój trzeci sezon w Ekstraklasie dla Stali Mielec i znów jest jej pewnym punktem. Okres ten poprzedziły jednak dwa miesiące bezrobocia. Blisko 29-letni obrońca pierwotnie nie przedłużył kontraktu z klubem i dopiero pod koniec sierpnia ponownie został zawodnikiem Stali.

Flis: – Latem wybrałem ofertę z Chin, ale wtedy okazało się, że żona jest w ciąży

Dlaczego latem nie wyjechał za granicę? Jaka miła wiadomość sprawiła, że nie zdecydował się na Chiny? Czy w lipcu po raz pierwszy wrócił do rozmów w Mielcu i nie porozumiał się z powodu zwiększenia swoich żądań? Jak zmieniła się Stal pod wodzą trenera Adama Majewskiego i prezesa Jacka Klimka? Czy pozycja pół-lewego stopera jest jego wymarzoną? Czy żałuje, że w 2020 roku nie trafił do Rakowa? Zapraszamy. 

*

Na start rundy rewanżowej remisujecie z Lechem Poznań. To sygnał, że nie zamierzacie powtarzać sytuacji sprzed roku?

Na pewno chcielibyśmy uniknąć tamtego scenariusza, ale ta runda też będzie ciężka. Poprzedni sezon pokazał, że wiosną często jest trudniej. Chcemy uniknąć walki o utrzymanie do ostatniej kolejki. Naszym głównym celem jest jak najszybsze zapewnienie sobie ligowego bytu.

Reklama

Okoliczności są dla was bardziej sprzyjające. Co prawda też straciliście podstawowego napastnika, ale tym razem od razu macie jego następcę w osobie Rauno Sappinena. Pojawiają się doniesienia, że do klubu wrócić mają Maksymilian Sitek i Koki Hinokio. A Mateusz Mak nie ma już żadnych problemów zdrowotnych. 

O tych powrotach słyszę teraz od ciebie, a jeśli chodzi o napastników – Said dużo nam pomógł i fajnie, że klub odrobił wcześniejszą lekcję i od razu wypełnił lukę po jego odejściu, sprowadzając zawodnika, który natychmiastowo może wejść do składu. Na ten moment nasza kadra nie jest szczególnie mocno rozbudowana, ale myślę, że i tak wygląda ona lepiej niż wiosną ubiegłego roku.

Stal gra też inaczej niż wcześniej, mimo że znów była jednym z głównych kandydatów do spadku i latem przeszła kadrową rewolucję. Więcej jest rozgrywania od tyłu, dłuższego konstruowania akcji, posiadania piłki. 

Zdecydowanie dostrzegam tę różnicę, zwłaszcza gdy porównam sobie mój pierwszy sezon w Stali i styl, który wtedy prezentowała po awansie. Mówimy wręcz o przepaści. Liczyliśmy bardziej na szczęście i to, co się uda, niż na jakąś fajną, złożoną koncepcję gry. U trenera Majewskiego ten pomysł jest już od bramkarza. Im dłużej z nim pracujemy, tym lepiej to wygląda. Patrząc przez pryzmat całej ligi, nie mamy się czego wstydzić pod względem piłkarskim. Być może nazwisk nie mamy wielkich, ale na boisku pokazujemy wysoką jakość. Z tygodnia na tydzień ten zespół się rozwija. Myślę, że nasz styl może podobać się kibicom.

Na początku nie mieliście obaw, że te założenia są zbyt odważne?

Nie wiem, czy mogliśmy je postrzegać jako zbyt odważne. Trener Majewski podchodzi do tego na luzie. Nie nakłada jakiejś niesamowitej presji, że jeśli nawet coś nam nie wyjdzie, to zaraz będzie bura w szatni. Wie, że błędy mogą się zdarzyć i będą się zdarzać, bo nie jesteśmy nieomylni, ale to nie znaczy, że zmienimy koncepcję. Trener pozwala nam złapać luz na boisku, za to wcześniej podczas zajęć wszystko jest wytłumaczone i przećwiczone. Nie jest tak, jak dawniej, że co tam nam się udawało, to wpadało. Gramy w sposób dużo bardziej przemyślany, każdy wie, gdzie w danym momencie ma się znajdować, do kogo może podać. No i wie, że może zaufać partnerowi. To się sprawdza.

Reklama

Latem długo nie było wiadomo, jaka będzie twoja przyszłość. Początkowo zdecydowałeś, że nie przedłużysz wygasającego w czerwcu kontraktu.

Wszyscy w klubie wiedzieli, że chciałbym sprawdzić się za granicą i czekam na oferty. Umowy nie przedłużyłem, ale byłem umówiony, że jeśli coś pójdzie w innym kierunku, to Stal będzie moim pierwszym wyborem. I tak też się stało.

Podobno jakieś zagraniczne możliwości się pojawiły. Nie były wystarczająco atrakcyjne?

Niektóre pod względem finansowym były. Mam tu na myśli oferty z Uzbekistanu i Chin. Najpierw zgłosił się Pakhtakor Taszkient, złożył chyba trzy propozycje. Po namyśle wszystkie odrzuciłem. Później, już w sierpniu, odezwał się Dalian Professional z chińskiej ekstraklasy. Szybki i niespodziewany temat, ale zachęcający. Pracował tam Rafa Benitez, grał Marek Hamsik. Wybudowano akademię i centrum treningowe za jakieś 300 mln dolarów. Miasto, klub, perspektywy – wszystko wyglądało fajnie.

Pierwotnie tę ofertę przyjąłem. Dosłownie na kilka dni przed planowanym wylotem zrezygnowałem z niej, ponieważ okazało się, że żona jest w ciąży. Zaskakująca, ale niezwykle radosna wiadomość, bo już od dłuższego czasu staraliśmy się o dziecko. Postanowiłem więc, że na razie zostaję w kraju i za jakiś czas zobaczymy, co dalej. W Chinach ciągle dawały o sobie znać covidowe obostrzenia, były problemy z wizami dla rodzin, kraj nadal mocno się odcinał. Istniałoby ryzyko, że przez rok czy półtora mieszkałbym tam sam. W takich okolicznościach nie miałoby to sensu.

Przed wiadomością o ciąży żony nawet perspektywa dłuższej rozłąki cię nie odstraszała?

Wtedy nie stanowiłoby to aż tak dużego problemu. Rozmawiałem z osobami, które już znajdowały się w Dalian. Bułgar Borisław Conew finalizował swój transfer i opowiadał, jak tam jest na miejscu. O sam klub mogłem być spokojny. Pewne wątpliwości dotyczyły jedynie sytuacji w całym kraju, ale finansowo to była naprawdę ciekawa oferta, którą trudno byłoby odrzucić.

W międzyczasie, w lipcu, ponownie rozmawiałeś ze Stalą i nie dogadałeś się ze względu podwyższenie swoich oczekiwań? Tak pisano w „Przeglądzie Sportowym”.

Dementuję te doniesienia. Wróciłem do Stali na warunkach, które ustaliłem z prezesem Klimkiem jeszcze przed wygaśnięciem poprzedniego kontraktu. Po drodze nikt nad nimi nie kombinował. W klubie super się zachowali, że w pewnym sensie poczekali na mnie. Gdy wyklarowało się, że zostaję w Polsce, wróciliśmy do tematu i dosłownie w ciągu pięciu minut go sfinalizowaliśmy. Odzywały się inne polskie kluby – na przykład Korona Kielce, w której Leszek Ojrzyński publicznie mówił, że rozmawialiśmy – ale nawet nie brałem ich pod uwagę.

Wszystko wyjaśniło się po tych Chinach. Wcześniej miałem Pakhtakor i zapytania z kierunków typu Cypr, ale one akurat w aspekcie finansowym nie były aż tak opłacalne. Wyjeżdżałbym trochę na siłę.

Czyli nie chodziło ci o sam wyjazd, ale też, mówiąc wprost, o skonsumowanie swojego dobrego momentu w karierze?

Można tak powiedzieć. Miałem za sobą dwa sezony regularnej gry w Ekstraklasie, więc liczyłem, że trafi się kontrakt atrakcyjny finansowo. Oczywiście nie czekałem na oferty z Premier League czy Bundesligi, ale wiedziałem, w jakim momencie się znajduję. Dobijam do trzydziestki i być może był to ostatni dzwonek, żeby podjąć zagraniczne wyzwanie.

Mogłem je podjąć w Chinach, ale absolutnie nie żałuję, że wyszło inaczej. Dla nas wiadomość o ciąży oznaczała wielką radość. Od tego momentu nie patrzyłem już na pieniądze, chcę być wsparciem dla żony tutaj na miejscu. Przynajmniej do porodu zostajemy w kraju.

Brzmi to trochę tak, jakbyś jeszcze wierzył, że możesz potem wyjechać.

Po ostatnim okienku niczego już nie zakładam, bo wszystko może się wydarzyć. Na razie jesteśmy szczęśliwi w Mielcu. To super miasto do życia, poznaliśmy wielu ludzi. Teraz nawet nie zmienialiśmy mieszkania. A Stal jako klub idzie w naprawdę dobrym kierunku, mamy fajny zespół. Trudno na coś narzekać.

Co masz na myśli mówiąc o dobrym kierunku? Ciągle żywe jest powiedzenie „organizacyjnie Stal Mielec”, choć od pewnego czasu wydaje się nieaktualne. 

Od dawna powinno odejść w zapomnienie, bo przestało odnosić się do rzeczywistości. Prezes Klimek bardzo sprawnie poukładał sprawy finansowo-organizacyjne, nie ma żadnych zaległości płacowych. Stworzono nam świetne warunki do trenowania i do gry. Klub zaczął patrzeć perspektywicznie, zakontraktował już dwóch piłkarzy z myślą o kolejnym sezonie [Michała Trąbkę i Krzysztofa Wołkowicza, red.]. Myślę, że wiele klubów w Polsce jest zarządzanych gorzej niż Stal.

Okej, wróciłeś do Stali, od razu wygraliście ze Śląskiem 2:0, ale potem nadeszły porażki 0:4 z Jagiellonią i 0:3 z Widzewem. Pojawiło się zwątpienie w kontekście następnych tygodni?

Mecz w Białymstoku rzeczywiście był słaby w naszym wykonaniu, nic nam tam nie wychodziło. Widzew? Szczerze mówiąc, byliśmy zespołem lepszym, ale zabrakło przełożenia tego na bramki. Rywale oddali trzy celne strzały i strzelili trzy gole. Być może pojawiały się myśli, że będzie ciężko, na szczęście nie musieliśmy się w nie zagłębiać. Zaraz potem odnieśliśmy trzy zwycięstwa z rzędu i nabraliśmy rozpędu.

Trzeba ci oddać, że nie było widać po tobie tej przerwy. Po meczu z Widzewem zbierałeś już tylko dobre noty.

Do końca czerwca normalnie trenowałem ze Stalą. Później straciłem letni obóz przygotowawczy, ale pracowałem indywidualnie. Wiadomo, że to nie to samo, pozwoliło jednak zachować niezłą dyspozycję. Wiedziałem, że gdzie bym nie trafił, muszę być gotowy. Nie leżałem na kanapie.

Jesteś teraz w najlepszej formie w karierze?

Nie wiem, czy w najlepszej, ale na pewno dobrze się czuję. Do tego zespół jako całość fajnie wygląda, a wtedy jednostki też prezentują się lepiej. Generalnie w 2-3 ostatnich sezonach czuję się bardzo pewnie na boisku.

Rola pół-lewego stopera to twoja idealna pozycja? Byłeś rzucany również na środek obrony w dwójce, na lewą obronę czy nawet lewe wahadło.

Zdecydowanie, ta pozycja bardzo mi odpowiada. W końcu znalazłem swoje miejsce na boisku, trener mnie na nim widzi, złapałem odpowiednie nawyki. Jako stoper z klasyczną czwórką w obronie też dobrze się czułem, już trochę mniej jako lewy obrońca, choć i tak nawet ją lubiłem. Ta obecna jest jednak idealna, bo trochę łączy granie na środku i na boku defensywy.

Czyli swoją charakterystyką pasowałbyś dziś do Rakowa. Mogłeś kiedyś do niego trafić.

Miałem propozycję kontraktu z Rakowa w okresie, gdy Stal awansowała do Ekstraklasy. Nie była ona jednak na tyle atrakcyjna, żeby się nad nią mocniej pochylać. Pojechałem tam, zobaczyłem jak funkcjonuje klub, porozmawiałem z trenerem Papszunem. Powiedział, jak widziałby moją rolę w drużynie. Niezbyt mi odpowiadała, więc wolałem znaleźć miejsce, w którym będę miał większe szanse na grę i padło na Stal.

Byłbyś „do rywalizacji”?

Dokładnie, nawet trener użył tego zwrotu. Wiadomo, że jak ktoś jest „do rywalizacji”, to raczej jest uzupełnieniem składu, a taka rola by mi nie pasowała.

Patrząc na to, gdzie teraz znajduje się Raków i o jakie cele walczy, nie pojawił się lekki żal, że cię to ominęło?

Zawsze jest pole do spekulacji, że być może wskoczyłbym tam do składu i grał do tej pory, ale w ogóle nie żałuję i nie patrzę przez ten pryzmat. Różnie się życie toczy, a ja jestem zadowolony z tego, jak to wszystko się u mnie poukładało. Widocznie tak miało być.

rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK


CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:

Fot. FotoPyK/Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

8 komentarzy

Loading...