Reklama

Kolejna bolesna lekcja Franka Lamparda

Patryk Fabisiak

Autor:Patryk Fabisiak

26 stycznia 2023, 12:53 • 6 min czytania 7 komentarzy

Nie każdy dobry piłkarz musi być równie dobrym trenerem – boleśnie przekonują się o tym kolejni pracodawcy Franka Lamparda. Legendarny piłkarz wydawał się człowiekiem stworzonym do osiągania wielkich rzeczy w pracy szkoleniowej, podobnie jak kilku innych zawodników z jego pokolenia. Niestety, dziś coraz mniej na to wskazuje. Dziś nikt już tak nie myśli. Dziś każdy zastanawia się, czy Lamps w ogóle nadaje się do tej pracy. Zapewne zastanawia się także on sam…

Kolejna bolesna lekcja Franka Lamparda

Ta historia ma w sobie coś wyjątkowo bolesnego. Frank Lampard jako piłkarz osiągnął niemal wszystko, ale tylko na gruncie klubowym. Jego pokolenie nie potrafiło bowiem dokonać niczego wielkiego z reprezentacją Anglii. Do dziś zapewne siedzi to w głowie tych piłkarzy, ale panowało przekonanie, że być może będą w stanie to sobie odbić w pracy trenerskiej. Niestety na razie nic nie wskazuje na to, żeby choćby Lamps mógł kiedykolwiek zbliżyć się do stanowiska selekcjonera Synów Albionu.

Nieodpowiednie miejsce, nieodpowiedni czas

Niebieska część Liverpoolu to zdecydowanie nie był dobry wybór.

Lampard usilnie starał się znaleźć nową pracę po tym, jak zwolniono go z Chelsea. Bał się, że przerwa w takim momencie, po klęsce w klubie, dla którego miał być stworzony, sprawi, że wypadnie z obiegu i trudno mu będzie wrócić. Propozycje się jednak nie pojawiały albo jeżeli się pojawiały, to tylko z niższych lig. To już go nie interesowało. Dlatego przez rok musiał czekać na swoją szansę. Czekał na klub z Premier League, ale skoro tyle to trwało, to wydawało się, że Lamps wybierze rozsądnie. Nie weźmie się za projekt bez ładu i składu, który w dodatku będzie wymagał tylko strażaka, a nie wizjonera.

Niestety, wybrał zupełnie inaczej.

Reklama

Legenda angielskiej piłki wpakowała się w paszczę lwa, jaką jest Everton pod wodzą Farhada Moshiriego. Odkąd irański biznesmen jest królem Goodison Park, jego oczekiwań nie potrafili spełnić już więksi trenerzy od nieopierzonego Lamparda. Ronald Koeman, Sam Allardyce, a przede wszystkim Carlo Ancelotti i Rafa Benitez – to nazwiska, które próbowały z lepszymi i gorszymi skutkami, ale nigdy wystarczająco dobrze. Tylko Włoch względnie dawał radę, ale i tak oczekiwano od niego znacznie więcej. Brakowało mu jednak odpowiedniego wsparcia i siły przebicia, więc zawinął się do Realu Madryt, z którym niedługo później sięgnął po podwójną koronę.

Nie do końca realne ambicje właściciela doprowadzają klub na skraj upadku. Nieprzemyślane transfery, połączone z wygórowanymi oczekiwaniami są czymś, z czym raczej nikt by sobie nie poradził.

Nie poradził sobie także Lampard. Tylko po co on w ogóle się tam pchał?

Kaoru Mitoma, czyli magister dryblingu

„Tylko” strażak

Paradoksalnie Lampard zdołał się wywiązać tylko z tego teoretycznie najtrudniejszego zadania, którego wydawało się, że nie powinien się podejmować. W rolę strażaka wszedł idealnie, choć z dzisiejszej perspektywy trudno nie odnieść wrażenia, że miał po prostu sporo szczęścia.

Reklama

Anglik pomyślał prawdopodobnie, że postawi wszystko na jedną kartę i spróbuje uratować Everton, choć jest to misja niemal samobójcza. I nie była to wcale misja uratowania Evertonu przed spadkiem, a raczej przed przeciętnością. W momencie, w którym Lampard pojawił się na Goodison Park, Everton zajmował 14. miejsce w tabeli z pięciopunktową przewagą nad strefą spadkową.

W drużynie rozsadzonej przez Rafę Beniteza nic się jednak nie zgadzało, a góra oczekiwała, że Lampard zdoła nie tylko to posklejać, ale jeszcze wskoczyć do górnej połowy tabeli. Dopiero sam Anglik doprowadził do sytuacji, w której The Toffees znaleźli się nad przepaścią. Jego pierwsze siedem meczów ligowych, to zaledwie sześć zdobytych punktów i spadek na 18. miejsce w tabeli, czyli do strefy spadkowej.

To była 30. kolejka. Do końca sezonu zostało zaledwie osiem i bardzo trudny terminarz, bo po drodze tacy rywale jak Manchester United, Liverpool czy Chelsea. Wydawało się więc, że wszystko jest pozamiatane. Szczególnie że gra Evertonu wołała o pomstę do nieba. Nie było w tym widać żadnego pomysłu i ręki Lamparda, a raczej chaotyczną improwizację. Jakimś cudem się jednak udało.

Udało się pokonać zarówno Chelsea, jak i Manchester United, choć kto oglądał te mecze, to wolałby o nich szybko zapomnieć. Do tego Evertonowi sprzyjała kiepska forma bezpośrednich rywali w walce o utrzymanie, czyli Watfordu, Norwich i Burnley. To wszystko sprawiło, że The Toffees skończyli sezon cztery punkty nad kreską.

Juergen Klopp i klątwa siódmego sezonu

Wielki zawód

Kluczowy w końcówce tamtego sezonu był przedostatni mecz, którym było zaległe spotkanie 33. kolejki z Crystal Palace. Porażka Evertonu oznaczałaby poważnie problemy i minimalizowała niemal szanse na utrzymanie, bo w ostatniej kolejce The Toffees czekało starcie z Arsenalem.

Drużyna Lamparda przegrywała już 0:2, ale w drugiej połowie doznała oświecenia. Udało się strzelić trzy bramki, a największą gwiazdą tamtego spotkania był Richarlison, który trafił na 2:2. To oznaczało, że Everton się utrzymuje, więc Goodison Park dosłownie wybuchło. Jest wiele zdjęć z tamtego spotkania i ogromnej radości Brazylijczyka wraz z kibicami. Kibicami, którzy zresztą po ostatnim gwizdku wbiegli na boisko. Radość była dosłownie taka, jakby świętowano co najmniej mistrzostwo Anglii.

Mało kto zwracał jednak wtedy uwagę na Lamparda, bo wszyscy widzieli, jak to wyglądało. Nikt nie odbierał go jako głównego autora tego sukcesu, a niektórzy nawet bardziej jako kogoś, kto doprowadził do tej dramatycznej sytuacji. Sam Lampard zdawał sobie z tego sprawę. Wiedział też jednak, że z materiału, który dostał, nie dało się niczego więcej zbudować. Oczekiwał więc, że latem dostanie odpowiednie środki na transfery i będzie przebudowywał zespół na swoją modłę.

Przeliczył się.

Moshiri nie tylko nie zapewnił mu środków, ale także sprzedał najważniejszego zawodnika Richarlisona. Kto przyszedł w zamian za niego? Neal Maupay, który zdobył w tym sezonie… jedną bramkę.

Pozostali zawodnicy tacy jak Dwight McNeil się nie sprawdzili. Daleko od swojej szczytowej formy są Conor Coady i James Tarkowski. Na wysokości zadania stanął w zasadzie tylko Amadou Onana, ale środek pomocy, to nie jest miejsce, w którym Everton ma największe problemy.

Lampard próbował, ale zatracił nawet to, co momentami wychodziło mu w Chelsea. Nie wprowadzał młodych zawodników, bo niespecjalnie było kogo. Udało się z Anthonym Gordonem, który prawdopodobnie da Moshiriemu sporo zarobić. Dobrym pomysłem było też przesunięcie Iwobiego na środek pomocy. Ale to wciąż było za mało.

Być jak Cristiano Ronaldo. Alejandro Garnacho nową nadzieją United

Bolesna weryfikacja

Efekt jest taki, że Everton zajmuje 19. miejsce w tabeli. Sytuacja jest znacznie gorsza, niż kiedy Lampard przejmował drużynę rok temu. A on sam znalazł się na marginesie ze średnią punktową na mecz równą… jeden.

Co będzie dalej?

Marzenia o pięknej historii w Chelsea upadły już dawno i drugiego podejścia raczej nie będzie. Tym bardziej że kilka miesięcy później Thomas Tuchel z tą samą drużyną zdołał wygrać Ligę Mistrzów.

Marzenia o nowym projekcie w Premier League zakończyły się wraz ze zwolnieniem z Evertonu, więc wątpliwe, żeby Lampard dostał jeszcze w najbliższym czasie szansę na poprowadzenie drużyny z najwyższej klasy rozgrywkowej.

O marzeniach o poprowadzeniu reprezentacji Anglii nie ma co wspominać.

Lampard znalazł się w miejscu jeszcze gorszym od Stevena Gerrarda, bo został zweryfikowany już po raz drugi. W dodatku nie mogąc się równocześnie pochwalić jakimś wymiernym sukcesem. Były piłkarz Liverpoolu potknął się na Aston Villi, ale wcześniej przynajmniej przywrócił chwałę Rangersom.

Nie ma więc raczej szans na rychły powrót Lampsa do ścisłego mainstreamu. Teraz potrzebny jest raczej krok w tył, żeby móc marzyć o dwóch krokach w przód. 44-latek nie do końca przemyślał plan na swoją karierę, bo na Chelsea było zdecydowanie za wcześnie, a do Evertonu w ogóle nigdy nie powinien się pakować. Nie ma więc co skreślać legendy angielskiej piłki, bo wciąż jest to jeden z najinteligentniejszych ludzi w angielskim futbolu.

A znaleźć tam takich nie jest łatwo…

Czytaj więcej o Premier League:

Fot. Newspix

Urodzony w 1998 roku. Warszawiak z wyboru i zamiłowania, kaliszanin z urodzenia. Wierny kibic potężnego KKS-u Kalisz, który w niedalekiej przyszłości zagra w Ekstraklasie. Brytyjska dusza i fanatyk wyspiarskiego futbolu na każdym poziomie. Nieśmiało spogląda w kierunku polskiej piłki, ale to jednak nie to samo, co chłodny, deszczowy wieczór w Stoke. Nie ogranicza się jednak tylko do futbolu. Charakteryzuje go nieograniczona miłość do boksu i żużla. Sporo podróżuje, a przynajmniej bardzo by chciał. Poza sportem interesuje się w zasadzie wszystkim. Polityka go irytuje, ale i tak wciąż się jej przygląda. Fascynuje go… Polska. Kocha polskie kino, polską literaturę i polską muzykę. Kiedyś napisze powieść – długą, ale nie nudną. I oczywiście z fabułą osadzoną w polskich realiach.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Arsenal pokazał na czym polega futbol, a Chelsea udowodniła, czemu jest poza pucharami

Bartek Wylęgała
0
Arsenal pokazał na czym polega futbol, a Chelsea udowodniła, czemu jest poza pucharami
1 liga

Jeśli oglądaliście mecz tylko w ostatnich minutach, to nic nie straciliście

Piotr Rzepecki
3
Jeśli oglądaliście mecz tylko w ostatnich minutach, to nic nie straciliście

Anglia

Anglia

Arsenal pokazał na czym polega futbol, a Chelsea udowodniła, czemu jest poza pucharami

Bartek Wylęgała
0
Arsenal pokazał na czym polega futbol, a Chelsea udowodniła, czemu jest poza pucharami
1 liga

Jeśli oglądaliście mecz tylko w ostatnich minutach, to nic nie straciliście

Piotr Rzepecki
3
Jeśli oglądaliście mecz tylko w ostatnich minutach, to nic nie straciliście

Komentarze

7 komentarzy

Loading...