Reklama

Real w ramionach narracji, czyli Ancelotti odnalazł bohaterów. Na jak długo?

Jakub Kręcidło

Autor:Jakub Kręcidło

21 stycznia 2023, 11:11 • 6 min czytania 3 komentarze

Rezerwowi dali Realowi drugie życie. Ale triumf nad Villarrealem tylko pudruje problemy. A gdy wszyscy zwalniali Ancelottiego, Real przypomniał, dlaczego jest Realem.

Real w ramionach narracji, czyli Ancelotti odnalazł bohaterów. Na jak długo?

W przerwie meczu z Villarrealem, kibice Realu zastanawiali się, kto może zastąpić Carlo Ancelottiego. Godzinę później, chwalili go za zmiany, które pomogły drużynie w dokonaniu remontady. Ot, życie fana Królewskich. W Hiszpanii często mówi się, że Copa del Rey jest „balsamiczna” – pomaga łagodzić rany. I właśnie do tego przydała się teraz madrytczykom.

Narracja to słowo klucz w hiszpańskim futbolu. Superpuchar i Puchar Króla mogą być dla kibiców Realu mniej ważnymi trofeami… Ale tylko do czasu, gdy w ciągu tygodnia tracisz szanse na oba. Odpadnięcie z Copa del Rey wzbudziłoby najpoważniejszy kryzys w erze Carlo Ancelottiego. W przypadku odpadnięcia, Włoch pewnie byłby zwalniany w domach wielu kibiców czy dziennikarzy, ale Real zraniony to Real najgroźniejszy. Wiedział to Quique Setién, ale nie wiedzieli jego zawodnicy. W drugiej połowie, w dużej mierze dzięki zmianom w obu ekipach, madrytczycy pokazali nam swoją specjalność: remontadę. Po raz pierwszy od września odwrócili losy rywalizacji, uratowali szansę na trofeum, ale też zapewnili spokój Ancelottiemu. Przynajmniej do czasu kolejnej wpadki.

Brawa za remontadę, krytyka za grę do przerwy

Pokonany w Superpucharze Real na Estadio de la Cerámica w pierwszej połowie wyglądał tak samo jak w Rijadzie – bardzo źle. Ancelotti, trener konserwatywny, nie lubi mieszać w jedenastce. Na grę w podstawowym składzie trzeba zasłużyć. To nie zawsze dobrze wpływa na zespół. Ci sami piłkarze, którzy zawodzili w Arabii Saudyjskiej, zawodzili też w meczu pucharowym, a Włoch przegrywał rywalizację ze szkoleniowcem, który jeszcze trzy miesiące temu wypasał krowy w rodzinnej Kantabrii. Konia z rzędem temu, kto w przerwie wierzył w odmianę rezultatu, bo z przebiegu rywalizacji łatwiej było uwierzyć w trzecią bramkę dla Villarrealu niż w gola kontaktowego dla madrytczyków.

Tym razem Włoch szybko zdecydował się jednak na zmiany. Wpuszczenie na boisko Daniego Ceballosa i Marco Asensio oraz opuszczenie murawy przez Juana Foytha oraz Raula Albiola dały drużynie nowe życie. – W drugiej połowie odpowiedzieliśmy spektakularnie – zachwycał się Ancelotti, który chwilę później tonował jednak nastroje: – Nie może być tak, że reagujemy dopiero, gdy jesteśmy o włos od bycia na dnie. To nieakceptowalne.

Reklama

Pudrowanie problemów

Czy remontada będzie punktem zwrotnym dla drużyny, która w ostatnich tygodniach była w mentalnym i fizycznym dołku? Trudno stwierdzić. Jedno zwycięstwo może odmienić narrację wokół Realu, ale problemy, co najwyżej, tylko przypudruje. Ancelotti ma powody, by narzekać na każdą z formacji. Jego ekipa źle broniła. Przegrywała mnóstwo drugich piłek. Grała bez energii. Pod formą byli praktycznie wszyscy liderzy, na czele z Luką Modriciem, Tonim Kroosem, Karimem Benzemą czy Fede Valverde.

Ich futbol w ostatnim czasie był jednostajny, nudny, bez błysku. Chwilowy dołek formy można próbować tłumaczyć to mikrocyklami, z których słynie trener przygotowania fizycznego Antonio Pintus, ale dziś jedno jest pewne: Los Blancos potrzebują więcej dynamiki, szybkości, wertykalności. Gry prostszej, bardziej bezpośredniej. Tę widzieliśmy w drugiej połowie starcia z Villarrealem. – Wnieśliśmy to, czego potrzebował zespół: energię i żądzę wygrywania – podkreślał bohater rywalizacji, Dani Ceballos. Królewscy, w dużej mierze dzięki młodemu i agresywnemu środkowi pola, regularnie odbierali piłkę na połowie rywala i funkcjonowali znacznie lepiej, gdy gra była prostsza. To było najlepszych 30 minut madrytczyków od dłuższego czasu.

Czterej piłkarze-widmo

Niespełna dwa tygodnie temu Real przegrał z Villarrealem (1:2) w LaLiga i był to mecz wyjątkowy, bo po raz pierwszy w historii Los Blancos w jedenastce nie wystawili ani jednego hiszpańskiego zawodnika. To zapoczątkowało dyskusję nad kształtem kadry Królewskich, która – oportunistycznie, jak to w Hiszpanii – została podkręcona przy okazji kryzysu ich formy. Krytykowano Ancelottiego za nadmierne przywiązanie do nazwisk piłkarzy, z którymi osiągał najwyższe cele, czy za tworzenie zawodników-widmo. Tak określano Mariano Díaza (25 minut w sezonie), Álvaro Odriozolę (51), Jesúsa Vallejo (56) czy zarabiającego około 15 milionów euro netto Edena Hazarda (296). Odcinając tę czwórkę, z i tak wąskiej, 23-osobowej kadry, zostaje 19 nazwisk. A gdy pojawi się jakakolwiek fala kontuzji – ostatnio urazów doznali David Alaba, Lucas Vázquez czy Aurelien Tchouameni – sytuacja staje się dramatyczna, przez co np. podczas finału Superpucharu Hiszpanii Ancelotti nie wykorzystał wszystkich zmian, choć jego zespół grał bardzo źle.

Jeden dobry mecz i do jedenastki

Ceballos i Asensio byli bohaterami rywalizacji z Villarrealem, ale w sumie w tym sezonie rozegrali nieco ponad tysiąc minut (442 i 662), gdy lider Królewskich w tej klasyfikacji, Vinicíus Junior, ma na swoim koncie już 2236 minut. – Grając w barwach Realu, musisz wykorzystywać swoje szanse – powiedział Dani, który w czwartek strzelił pierwszego gola w białej koszulce od 1390 dni.

Po jednym udanym występie pomocnika hiszpańskie media, jak zawsze oportunistyczne, zaczęły domagać się przedłużenia jego wygasającego w czerwcu kontraktu. Tomás Roncero, wicenaczelny dziennika „AS”, apeluje zresztą o to, by 26-latek i Asensio wskoczyli do podstawowej jedenastki drużyny z Chamartín. W futbolu, nikt na nikogo nie czeka. To mogła być dla Ceballosa ostatnia szansa na udowodnienie swojej przydatności dla zespołu i pomocnik w pełni ją wykorzystał, ale pozostaje kluczowe pytanie: czy będzie w stanie powtórzyć taki występ już w niedzielnym starciu z Athletikiem na San Mamés? I tydzień później, gdy na Bernabéu przyjedzie rozpędzony Real Sociedad?

Sprawdzająca się polityka

Od dłuższego czasu kadra Realu jest wyłącznie uzupełniana, a nie przebudowywana. Hasła nawołujące do rewolucji pojawiają się oportunistycznie. Gdy drużyna wygrywa, jest świetna. Gdy przegrywa, Modrić i Kroos są za starzy, Vinicíus zbyt chaotyczny, a obrońcy popełniają błędy. Florentino Pérez od nieudanego okna w 2019 roku, gdy sprowadzony został np. Hazard, prowadzi relatywnie mało ryzykowną politykę transferową. Sprowadza zawodników młodych, którzy mają uczyć się od weteranów i z czasem ich zastąpić. W niektórych przypadkach ten proces jest na bardzo dobrej drodze (vide Valverde, Vinicíus, Tchouameni, który zajął miejsce Casemiro), w innych – niekoniecznie (Asensio, Jović). Ale dziś trudno krytykować to podejście, szczególnie, że madrytczycy, mimo nieustannie zmieniającej się narracji, to najbardziej utytułowany klub ostatnich lat.

Reklama

Każdy mecz to egzamin

Przy okazji przełomowych wygranych, jak np. tej w Superpucharze, w Barcelonie zawsze mówi się o „rozpoczęcie nowego cyklu”. W Realu coś takiego nie istnieje, choć media kochają mówić o rewolucjach czy starcie nowej ery. – To ani nie koniec, ani nie początek, a proces tranzycji z jednej fantastycznej epoki do drugiej – uważa trener. Choć stołek pod Ancelottim stał się nadspodziewanie gorący, a do głów kibiców mogły wrócić wspomnienia z pierwszej ery Włocha i początku 2015 roku, triumf nad Villarrealem i podtrzymanie nadziei na Copa del Rey zapewnia mu dodatkowy kredyt zaufania. Na ile on wystarczy? Tego nie wie nikt. – Wszyscy uważają, że jesteśmy już do niczego. Ale my nigdy się nie poddamy – deklaruje Ancelotti, trener, dla którego każdy mecz to egzamin.

Czytaj więcej o hiszpańskim futbolu:

Fot. Newspix

Dziennikarz Canal+

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

3 komentarze

Loading...