Reklama

„To nie była pora na Anglię, a na Feyenoord musielibyśmy czekać”. Piątkowski w Gent – kulisy

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

20 stycznia 2023, 14:14 • 11 min czytania 7 komentarzy

Kamil Piątkowski to nadal, obok Jakuba Kiwiora i Sebastiana Walukiewicza, jedna z naszych głównych nadziei co do zmiany stylu gry obrony reprezentacji Polski. Z tego względu śledzimy jego losy z dużą uwagą, a skoro w ostatnich dniach odszedł z Salzburga do KAA Gent, postanowiliśmy przyjrzeć się temu ruchowi trochę bliżej. Wygląda na to, że perspektywy w Belgii ma ciekawe, skoro natychmiastowo zadebiutował w wyjściowym składzie.

„To nie była pora na Anglię, a na Feyenoord musielibyśmy czekać”. Piątkowski w Gent – kulisy

Piątkowski znalazł się w podstawowej jedenastce w czwartkowym meczu ligowym z Charleroi. Bezbramkowy remis w wymiarze drużynowym nie zachwyca, jednak nasz rodak debiut może uznać za udany. Rozegrał 75 minut, dostał żółtą kartkę i zebrał dobre recenzje. „Korzystne pierwsze wrażenie. Trudny do przedryblowania, dobry z piłką przy nodze” – ocenił na Twitterze profil KAA Gent Nieuws.

22-latek z Jasła otrzymał też dużo pochwał na oficjalnej stronie klubu. „Przez 75 minut widzieliśmy w defensywie pewnego siebie, mocnego niedźwiedzia, który nie boi się ostrych pojedynków” – napisano.

Tak, jestem z siebie dumny. Co to był za tydzień: we wtorek przeszedłem badania lekarskie, w środę odbyłem mój pierwszy trening, a dzisiaj rozegrałem już swój pierwszy mecz. To wspaniałe, że trener i drużyna dali mi taką szansę – komentował sam zainteresowany.

Byłem trochę zdenerwowany przez pierwsze dziesięć minut, ale potem z minuty na minutę było coraz lepiej. Wychodzenie z piłką przy nodze to jedna z moich mocnych stron. Nie brakuje mi pewności siebie. Oczywiście warunki fizyczne i umiejętności są ważne w piłce nożnej, ale dobrej głowy nie należy lekceważyć. Nie było źle, ale stać mnie na znacznie więcej. Daję sobie pięć lub sześć w 10-stopniowej skali. Z każdym meczem będę stawał się coraz lepszy, ale start z czystym kontem jest całkiem w porządku – mówił Piątkowski, wyrażając też swój zachwyt nad stadionem, panującą na nim atmosferą i przyjęciem przez kolegów w zespołu. Oby tak dalej.

Reklama

Kamil Piątkowski w KAA Gent – kulisy przenosin do Belgii

Transfer Piątkowskiego do Salzburga za 6 mln euro latem 2021 był sporym wydarzeniem w naszej piłce. Niedoceniony w Zagłębiu Lubin chłopak w ciągu dwóch sezonów w Ekstraklasie zapracował sobie na dużą zagraniczną szansę, a Raków Częstochowa zdecydowanie pobił swój rekord sprzedażowy.

Szef skautów Gent: Kamil Piątkowski to dla nas obrońca kompletny, idealnie tu pasuje [WYWIAD]

Początki były bardzo zachęcające. Polak już po kilku tygodniach wskoczył do wyjściowego składu „Byków”. Rozegrał cztery mecze w austriackiej ekstraklasie i pokazał się w Lidze Mistrzów przeciwko Sevilli. Niestety, pod koniec września złamał kostkę i wypadł z obiegu na dwa miesiące. Od tego momentu był już stałym elementem rotacji, na dłużej swojej pozycji nie udało mu się umocnić.

W nowy sezon Piątkowski wchodził z dużymi nadziejami. – Kamil był trzecim stoperem w hierarchii, ale miało się to zmienić latem wraz z odejściem Oumara Soleta. Nie dość jednak, że do niego nie doszło, to dodatkowo do klubu został sprowadzony Strahinja Pavlović, dziś pewniak do gry – zauważa ekspert od austriackiej piłki Mieszko Pugowski.

Źle leczona kontuzja

Jakby tego było mało, piłkarz po raz drugi miał problemy zdrowotne. W tym przypadku Salzburg mógł się zachować lepiej. – Kamil miał problem z mięśniem czworogłowym uda. Naderwał go na początku letnich przygotowań i najzwyczajniej w świecie za szybko wprowadzono go w trening. W efekcie zamiast dwa tygodnie pauzował dwa miesiące, stracił resztę przygotowań i początek sezonu. W takich okolicznościach zawsze trudno wrócić do składu, zwłaszcza w Salzburgu, który w lidze wygrywa mecz za meczem i długo dobrze radził sobie w Lidze Mistrzów. Na pewno te dwie kontuzje pozwoliły Kamilowi stać się jeszcze lepszym i jeszcze bardziej świadomym sportowcem – tłumaczy nam Maciej Zieliński z agencji ProSport Manager, reprezentującej interesy zawodnika.

Reklama

Piątkowski do pełni sił wrócił dopiero w połowie października. Zdążył zaliczyć trzy występy ligowe i jeden w krajowym pucharze. – Jak wyglądał „Piona”, gdy grał w Salzburgu? Zaskakująco dobrze, przynajmniej dla mnie. Ewidentnie lubi mieć piłkę przy nodze, sporo widzi na boisku, często posyła świetne długie podania, nie boi się podejść wyżej i grać ofensywnie, jest w miarę szybki i zwinny. Nie jest to oczywiście piłkarz bez wad. Zdarzało mu się gubić krycie, czasami jego odważne podania kończyły się stratą i groźną akcją rywali, co miało miejsce chociażby w meczu Polski z San Marino. Nie uważam również, by wyróżniał się w grze głową – ocenia Pugowski.

Za wcześnie na Premier League

Teraz Polak zaczyna nowy rozdział. On i jego agenci mieli w czym wybierać. Media donosiły o poważnym zainteresowaniu Feyenoordu i Leicester. Austriackie źródła jeszcze dzień przed ogłoszeniem wypożyczenia do Belgii pisały, że przenosiny do Anglii są blisko. Ruch ten jednak wydawałby się mało logiczny, bo trudno byłoby zakładać, że Polak jako rezerwowy Salzburga zacząłby zbierać więcej minut w znacznie lepszej lidze.

Maciej Zieliński przedstawia kulisy: – Czy faktycznie braliśmy pod uwagę Leicester? I tak, i nie. Anglicy przedstawili propozycję, ale po namyśle uznaliśmy, że to nie jest pora na pójście do Premier League. Naszym zdaniem to moment na krok w bok, danie sobie szansy na regularne granie w dobrej lidze i w dobrym zespole, żeby ewentualnie latem wykonać jeden lub dwa kroki do przodu.

Potwierdza, że był także temat Feyenoordu. – Rozmawialiśmy dość długo, ale priorytetem dla klubu był transfer zawodnika na pozycję „szóstki”. My nie chcieliśmy już czekać. Gent był konkretem na tu i teraz, na Feyenoord moglibyśmy czekać może dwa dni, może pięć, a na koniec i tak nie mielibyśmy gwarancji, że sfinalizujemy temat. Gent to także klub mocny sportowo, Kamil ma w nim szanse na szybkie wejście do gry – zaznacza.

Zieliński dodaje, że możliwych kierunków było o wiele więcej, ale niektóre trzeba było odrzucać z myślą o tym, co może się wydarzyć w następnych miesiącach.

Mimo że Kamil miał dwie kontuzje i nie grał w Salzburgu tyle, ile oczekiwaliśmy, jego pozycja na rynku europejskim nadal jest mocna. Poza Leicester i Feyenoordem mieliśmy jeszcze kilka ofert na stole i kilkanaście dość konkretnych zapytań. Nie chcę podawać nazw, które nie wyszły do mediów, ale mogę zdradzić, że były konkrety z Francji, Turcji, Anglii – jeszcze jednego klubu Premier League i dwóch klubów Championship, które mają duże szanse na awans – Niemiec, Grecji i kolejne dwa z szerokiej belgijskiej czołówki. Nie ukrywam, że myśląc o drugiej części tego sezonu, kalkulowaliśmy już także, co się może wydarzyć latem. Mam tu na myśli chociażby kwestię angielską, dotyczącą otrzymania zezwolenia na pracę, które wydaje się w oparciu o specjalną punktację. Trzeba mieć przynajmniej 15 punktów przyznawanych według różnych kryteriów: liczby występów, osiąganych sukcesów, klasy ligi czy historii danego klubu w europejskich pucharach. Przez wzgląd na tę punktację kilka interesujących kierunków na wstępie odrzucaliśmy. Nie znaczy to, że Kamil zaraz wyląduje w Anglii, ale w razie czego nie chcemy sobie zamykać żadnej furtki – tłumaczy.

Piątkowski od dwóch lat na celowniku

Do wybrania Gandawy przekonała ich determinacja klubu i fakt, że Piątkowskiego doskonale tam znano. – To był ważny argument. Z Gentem byliśmy w kontakcie już na przełomie 2020 i 2021 roku, już wtedy mieli Kamila na radarze i rozmawialiśmy konkretnie o kwestiach sportowych. Sprawy poszły potem w innym kierunku, ale jakiś kontakt pozostał. Gdy tylko stało się jasne, że Kamil jest dostępny na wypożyczenie, Belgowie natychmiast się uaktywnili i bardzo mocno, bardzo logicznie przekonywali nas do tego kierunku. Tym razem wszystko udało się poskładać – mówi Maciej Zieliński.

Na tę chwilę „Bawoły” wydają się bardzo rozsądnym wariantem. – Kamil w Rakowie grał w tym samym systemie taktycznym. Nie wchodząc w szczegóły, ta drużyna prezentuje podobny styl. Mówimy raczej o piłce wertykalnej, agresywnej, opartej na dobrym przygotowaniu fizycznym. Pół-prawy i pół-lewy stoper mają też za zadanie włączać się do akcji ofensywnych, z czym Kamil mierzył się w Rakowie. Taktycznie więc wejście do zespołu ma stosunkowo gładkie – podkreśla Zieliński.

Z kim Polakowi przyjdzie walczyć o skład? – Jordan Torunarigha i Bruno Godeau są lewonożni, więc raczej nie będą bezpośrednimi rywalami do gry. Oni między sobą walczą o jedno miejsce. Ostatnio musiał grać Godeau, bo Torunarigha doznał kontuzji. Wątpię, żeby trener Hein Vanhaezebrouck wystawiał na tej pozycji prawonożnego zawodnika, aczkolwiek całkowicie bym tego nie wykluczał. Może okaże się, że Piątkowski jest od nich dużo lepszy i nawet w takiej roli sobie poradzi. Pamiętam, że w rewanżu z Rakowem cała trójka stoperów była prawonożna. Bardziej jednak Polak walczy o miejsce zajmowane przez Josepha Okumu i Michaela Ngadeu. Jesienią był jeszcze Andreas Hanche-Olsen, ale on dopiero co został sprzedany do FSV Mainz. Jego odejście sprawia, że przyjście Piątkowskiego jest logiczne. Trener na dwa miejsca ma trzech prawonożnych zawodników – analizuje Mariusz Moński, ekspert od futbolu niderlandzkiego.

 – Ngadeu to skała, bardzo silny obrońca, chyba najsilniejszy w całej lidze. Praktycznie nie do przepchnięcia. Latem jednak kończy mu się kontrakt i klub raczej nie będzie go przedłużał. Pytanie, czy nie szykują Piątkowskiego jako następcy Kameruńczyka. Okumu z kolei jest obrońcą bardziej dynamicznym, choć siły też mu nie brakuje. Wszyscy stoperzy Gentu są silni, w miarę szybcy i dobrzy z piłką przy nodze. Piątkowski do tej charakterystyki pasuje. Na środku przeważnie gra Ngadeu i sądzę, że trudno będzie go ruszyć, dlatego Kamil chyba prędzej byłby w stanie wygryźć ze składu Okumu – dodaje.

Z Charleroi Torunarigha dopiero wrócił na ławkę i na ostatni kwadrans zmienił Piątkowskiego, który został ustawiony jako pół-prawy stoper. Na środku wystąpił oczywiście Ngadeu, a bardziej z lewej strony Okumu. Vanhaezebrouck wystawił więc trzech prawonożnych stoperów, choć dyskomfort z tego powodu bardziej mógł odczuwać Okumu, z którym docelowo nasz rodak będzie musiał wygrać rywalizację.

Stabilny klub z nielubianym trenerem

Jak Moński ocenia wybór Piątkowskiego? – Gent w porównaniu do Feyenoordu czy Leicester jest klubem słabszym, ale to nadal dość wysoki poziom, choć niemal na pewno nic w tym sezonie nie wygra. Z Feyenoordem Kamil mógłby walczyć o mistrzostwo Holandii. Hein Vanhaezebrouck jest już w Gencie żywą legendą, to najlepszy trener w historii tego klubu. Wymienia się go teraz jako kandydata do poprowadzenia reprezentacji Belgii, ale nie sądzę, żeby dostał tę posadę. Ma na pieńku z krajowym związkiem. Sędziowie też go nie lubią. Większość spornych decyzji przeważnie jest przeciwko Gandawie. Vanhaezebrouck to człowiek bardzo bezpośredni, ciągle wali prosto z mostu, za co regularnie dostaje kary. Jeżeli czuje się oszukany, od razu mówi o tym wprost, bez lukrowania. Pod względem warsztatowym to bez wątpienia jeden z największych belgijskich fachowców w ostatnich dziesięciu latach. Pozycję w Gencie ma niepodważalną, może spokojnie wprowadzać Piątkowskiego – zapewnia nasz rozmówca.

„Bawoły” aktualnie zajmują piąte miejsce w tabeli. – To drużyna, która stwarza mnóstwo sytuacji, znajduje się w czołówce ligi pod względem kreowanych szans, ale jest strasznie nieskuteczna. Potrafi wysoko wygrać z faworytem, by zaraz potem przegrać z kimś z dołu tabeli. Specyficzna ekipa. Olbrzymim osłabieniem było wypadnięcie Tarika Tissoudaliego na początku sezonu. Doznał bardzo poważnej kontuzji kolana i jeszcze nie wrócił na boisko. To jeden z najlepszych piłkarzy całej ligi, w poprzednim sezonie strzelił 21 goli. Kontuzja zabrała mu mundial z reprezentacją Maroka. Z nim w ataku być może Marokańczycy osiągnęliby jeszcze więcej – mówi Moński.

I dodaje: – Gent generalnie trochę czyści kadrę. To klub z najlepszym stadionem w Belgii, który zarabia najwięcej na dniu meczowym. Gdy grano bez kibiców na trybunach, to Gent odnotował największe straty. Teraz klub się odbija, ale jeszcze trochę potrwa, nim w pełni wróci do równowagi. Ogólnie finansowa stabilizacja została zachowana. Do tego mamy stabilność w pionie zarządczym i szkoleniowym. Nic, tylko spokojnie się rozwijać, zwłaszcza że presja wśród kibiców nie jest tak duża jak w kilku innych miejscach. Ludzie tu zdają sobie sprawę, że nie są na poziomie Club Brugge czy Antwerpii. Gent może liczyć na grę w pucharach, ale na zdobywaniu trofeów raczej nie. Obecnie zespół zajmuje piąte miejsce, są widoki na czwarte, o ile Brugia nie wygrzebie się z dołka, w którym tkwi od listopada. Gent nie jest tu bez szans. Tissoudali pewnie w ciągu paru najbliższych tygodni wróci na boisko, choć z kolei ostatnio na dłużej wypadł Vadis, który przeszedł operację kolana.

Powrót do Salzburga niewykluczony

Piątkowski wiosną będzie mógł się pokazać na międzynarodowej arenie. Ekipa Vanhaezebroucka w fazie pucharowej Ligi Europy zmierzy się z Karabachem. – Gent bardzo słabo grał w grupie z Molde, Djurgarden i Shamrock Rovers. Wyszedł z niej na farcie, po wysokiej wygranej w ostatnim meczu. Mocno mnie rozczarował w tym względzie, na krajowym podwórku ten zespół wyglądał lepiej – Moński nie jest optymistą przed dwumeczem z Azerami.

Wspominał on, że Piątkowski może być szykowany w Gandawie na następcę Ngadeu, co zabrzmiało intrygująco, skoro w oficjalnym komunikacie nie wspomniano o opcji pierwokupu po zakończeniu sezonu. – Słyszałem, że taka klauzula ostatecznie się w umowie znalazła – tłumaczy tę wypowiedź.

Pytamy o to Macieja Zielińskiego. – Nie chciałbym wchodzić w takie szczegóły, ale Kamil już podczas konferencji powiedział, że to nie jest tak, że przychodzi na pół roku i potem na pewno definitywnie się żegna. Zobaczymy, co przyniesie przyszłość. Żadnej drogi sobie nie zamykamy.

Przyznaje, że na zimowym wypożyczeniu bardziej zależało piłkarzowi niż Salzburgowi, co nie znaczy jednak, że rozdział austriacki należy uznać za zakończony. – Kamil od wszystkich w Salzburgu słyszał, że nadal ma tam przyszłość, że czekają na niego. Już będąc w Belgii dostawał wiadomości z takim wydźwiękiem od najważniejszych ludzi w klubie. Z punktu widzenia Salzburga ten projekt z pewnością się nie kończy. Kamil nie został odpalony czy skreślony. Wszystko jeszcze możliwe – uważa Zieliński.

Na razie trzeba trzymać kciuki za to, żeby Piątkowski regularnie grał w Belgii i dał argumenty za wysłaniem mu powołania na marcowe mecze biało-czerwonych pod wodzą selekcjonera, którego nazwiska jeszcze nie znamy.

CZYTAJ WIĘCEJ O POLAKACH W LIGACH ZAGRANICZNYCH:

Fot. FotoPyK/Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Komentarze

7 komentarzy

Loading...