Reklama

Jak upadał Dele Alli?

Patryk Fabisiak

Autor:Patryk Fabisiak

10 stycznia 2023, 17:12 • 10 min czytania 27 komentarzy

Po pierwszych stu meczach w Premier League miał na swoim koncie więcej goli i asyst niż Steven Gerrard czy Paul Scholes. Był idolem kibiców Tottenhamu i wzorem dla dzieciaków kopiących piłkę w klubowej akademii. Miał być gwiazdą angielskiej piłki na lata. Dziś, zaledwie kilka lat po tym, gdy otarł się o szczyt, jest na marginesie wielkiej piłki. Dele Alli, bo o nim mowa, dołączył właśnie do zacnego grona piłkarzy, którzy spektakularnie zmarnowali swój talent i których nigdzie już nie chcą.

Jak upadał Dele Alli?

Pewnego dnia będziesz żałował, jeśli nie osiągniesz tego, co możesz osiągnąć – jakże prorocze okazały się te słowa wypowiedziane przez Jose Mourinho w kierunku Allego podczas jednej z rozmów w cztery oczy. Cała konwersacja została pokazana w serialu „All or Nothing: Tottenham Hotspur” i dziś brzmi dość złowrogo. Portugalczyk wiedział już wtedy, że Anglik zmierza donikąd i jeżeli nie zmieni swojego postępowania, to zmarnuje cały swój potencjał.

Niestety, wychowawcza rozmowa nie przyniosła efektu i Dele Alli rzeczywiście po kilku latach znalazł się w miejscu, w którym pewnie nigdy znaleźć się nie chciał.

Zmarnowana kariera Dele Allego

Złoty chłopiec

Łatka „złotego chłopca” przylgnęła do Allego już na samym początku jego przygody z piłką. Pierwsze kroki na boisku, pierwsze strzały, pierwsze podania – wszystko to pokazywało, że ma w sobie coś wyjątkowego. Chłopak ciężko doświadczony przez życie postanowił położyć wszystko na jedną kartę, takich historii znamy wiele. Ojciec Delego wyjechał do pracy do Stanów Zjednoczonych zaledwie tydzień po jego narodzinach, więc powiedzieć, że mieli utrudniony kontakt, to jakby nie powiedzieć nic. Przez to był zmuszony przez pierwsze lata życia mieszkać tylko z matką i trójką jej dzieci z innego małżeństwa.

Reklama

W domu się nie przelewało, matka miała problemy z alkoholem, więc w wieku 13 lat Alli trafi do rodziny zastępczej. Później, już w trakcie kariery będzie grał w koszulce z przydomkiem „Dele” na koszulce, ponieważ ze swoją rodziną nie będzie chciał mieć nic wspólnego. Mieszkał w najgorszej części Milton Keynes, z której mało kto wychodził na ludzi. Jemu jednak się udało i wylądował w końcu w MK Dons.

Reszta jest już piękną historią, ale bez happy-endu…

Trenerzy w dopiero rozwijającym się klubie, który w 2004 roku zastąpił słynny Wimbledon F.C., od razu wiedzieli, że trafiła im się prawdziwa perełka. Alli błyskawicznie przeszedł przez wszystkie szczeble tego malutkiego klubu i już w 2012 roku, mając zaledwie 16 lat, zadebiutował w pierwszej drużynie w spotkaniu pierwszej rundy Pucharu Anglii z Cambridge City. Dele zmienił wtedy w 64. minucie Jaya O’Shea.

Trenerem MK Dons był wtedy Karl Robinson, który przepracował tam w sumie siedem lat, początkowo jako asystent Martina Allena. To on wprowadzał do drużyny Allego i to właśnie pod jego czujnym okiem wyrosła przyszła gwiazda. Obecny szkoleniowiec Oxford United zawsze broni swojego byłego podopiecznego, bo od samego początku jest zmuszany przez dziennikarzy do komentowania jego obecnych problemów. I zawsze wraca do tego samego…

Kręcidło: Uzależnieni od Lewandowskiego. Kto uratuje Barcelonę pod nieobecność RL9?

Reklama

Ofiara własnego talentu

Robinson jest przekonany, że Alli nie jest całkowicie winny tego, że jego kariera nie potoczyła się tak, jak powinna. Za każdym razem wskazuje na problemy zdrowotne, do których doprowadziło szybkie wejście do dorosłej piłki. Według niego 26-latek jest ofiarą tego, jak dobrze grał w piłkę. – Nasi młodzi piłkarze są wykańczani przez to, jak intensywna jest Premier League. To najbardziej intensywna liga na świecie, a do tego dochodzą mecze europejskich pucharów. Myślę, że problem jest głęboko zakorzeniony. Nie jest to tylko problem z Delem – tłumaczył w jednym z wywiadów.

Faktycznie, Dele Alli wskoczył na najwyższe obroty wyjątkowo szybko, bo o ile ten pierwszy sezon, w którym zadebiutował, obfitował tylko w siedem występów w pierwszym zespole, to już w kolejnym Anglik był największą gwiazdą drużyny występującej w League One. 37 spotkań, siedem bramek i cztery asysty, a to wszystko w wieku 17 lat. Wieść o wielkim talencie z Milton Keynes rozeszła się po całej Anglii błyskawicznie i to właśnie wtedy w Tottenhamie podjęto decyzję o zgarnięciu go za wszelką cenę.

Na to trzeba było jednak jeszcze trochę poczekać, przynajmniej jeden sezon. Ten kolejny, to był już prawdziwy gwiazdorski popis Allego. Zaledwie 18-letni chłopak całkowicie podporządkował sobie zespół MK Dons i na poziomie League One robił, co chciał. W internecie pojawiało się sporo nagrań z jego boiskowymi popisami. Już wtedy Dele wyrósł na główną, młodą gwiazdę w Anglii. Już wtedy była też więc obawa, że jego kariera może się skończyć podobnie, jak wielu innych młodych chłopaków, którzy zostali ochrzczeni mianem „nowego Messiego”, czy nowego innego dowolnego gwiazdora piłki.

Stało się zupełnie inaczej.

Imperia, nad którymi nie zachodzi słońce. Piłkarskie sieci klubowe oplatają świat

Szczyt

Alli trafił do Tottenhamu, gdy miał zaledwie 19 lat, ale już w chwale. Koguty zapłaciły za niego jeszcze wtedy zaledwie 5 milionów funtów, co dziś jest już raczej nie do pomyślenia. Transfer przeprowadzono jeszcze w styczniu, ale do końca sezonu Dele grał w MK Dons. Zawsze był kibicem Liverpoolu, więc trudno powiedzieć, żeby akurat White Hart Lane było jego wymarzonym miejscem, ale sama perspektywa gry w Premier League dodała mu skrzydeł.

Pochettino miał na niego plan, ale wydawało się, że początek będzie spokojny i nikt nie będzie rzucał Allego na głęboką wodę. Jednak oczy kibiców były zwrócone na nowy nabytek klubu i wszyscy chcieli wiedzieć, na co stać tego „złotego chłopca”. On sam dawał tyle na treningach, że argentyński szkoleniowiec nie mógł go wstrzymywać.

Efekt był więc taki, że Dele był w pełni gotowy i zadebiutował już w pierwszym możliwym meczu przeciwko Manchesterowi United. Wszedł na boisko w samej końcówce, ale zbyt wiele nie pokazał. Złapał jedynie zółtą kartkę. Tydzień później w meczu ze Stoke nie zagrał w ogóle, ale już w kolejnym przeciwko przyszłym mistrzom Anglii – Leicester City zdobył debiutancką bramkę. Pierwszą z dziesięciu, które strzelił w tamtym sezonie i do których dołoży jeszcze jedenaście asyst. Dla nastolatka, który dopiero co debiutuje w Premier League, był to wymarzony wynik. Początek pięknej przygody, która zakończyła się równie ekspresowo i spektakularnie, jak się rozpoczęła.

Kolejny sezon? Majstersztyk. Jeszcze przed jego rozpoczęciem wyjazd na mistrzostwa Europy z reprezentacją Anglii, a później – 22 bramki i 13 asyst w barwach Tottenhamu. Do tego debiut w Lidze Mistrzów. Wszystkie marzenia spełnione w zaledwie kilkanaście miesięcy. Do tego Alli grał w zasadzie wszystko. Problemy zdrowotne go omijały, więc w sezonie 2016/17 zaliczył dokładnie 50 występów w klubie.

Sezon 17/18? Kolejna „pięćdziesiątka”. Bramkowo nieco słabiej (14), ale za to asyst aż 17! To był szczyt jego kariery, z którego za chwile efektownie spadnie. Wszyscy pamiętamy fantastyczne występy przeciwko Juventusowi w 1/8 finału Ligi Mistrzów. Alli był tam główną postacią i razem z Kanem stanowili duet marzenie, który wydawał się trudny do powstrzymania. To właśnie po tamtym sezonie wartość Delego urosła do 100 milionów euro. Wydawało się, że mamy do czynienia z wybitnym zawodnikiem i wielką gwiazdą światowej piłki, która zdominuje scenę na najbliższe lata. Zapowiadano też wielki transfer, być może nawet rekordowy.

Berhalterowie kontra Reynowie. Amerykańska opera mydlana

Upadek

Szczyt zainteresowania, oczekiwań i przede wszystkim eksploatacji Allego doprowadził do nagłego zwrotu w jego karierze. Cały sezon zmagał się z kontuzjami, ale też z wieloma problemami w sferze mentalnej, na co często wskazywał trener Mauricio Pochettino. I to wszystko pomimo tego, że drużyna osiągnęła wtedy szczyt swoich możliwości i dotarła do finału Ligi Mistrzów.

Bez względu na te problemy Alli wciąż występował w podstawowym składzie drużyny. Oczywiście, jeżeli był zdrowy. 38 meczów, siedem bramek i osiem asyst, to spora różnica w porównaniu do tego, co było wcześniej, ale wydawało się, że nie ma powodów, żeby bić na alarm. Niestety wszystko wskazuje na to, że to właśnie w tamtym sezonie trzeba upatrywać przełomowego momentu w karierze Delego. Wtedy nawarstwiły się wszystkie problemy i od tamtej pory było już tylko gorzej. A co jest najgorsze w tym wszystkim? To, że zbiegło się to zaraz z kryzysem całego zespołu, który poskutkował zwolnieniem Pochettino. A to właśnie Argentyńczyk był jedyną osobą, która trzymała go w ryzach.

Nie jest też tak, że Dele Alli nie jest niczemu winien. Brytyjskie bulwarówki przyglądały mu się uważnie na każdym kroku i wielokrotnie dawał się złapać na różnych występkach. Od sekstaśmy do całonocnego imprezowania. W końcu nieprzypadkowo Taco Hemingway nawijał „znowu po tych klubach żonglerka jak Dele Alli”. Co dziś paradoksalnie również wydaje się równie złowrogie, co słowa Mourinho i pasują do Anglika jeszcze bardziej. Tym razem możnaby to jednak osadzić w innych realiach, bo tymi klubami nie będą kluby nocne, a kolejne kluby, w których 26-latek szuka zatrudnienia.

Poza krótkim odrodzeniem na początku kadencji Jose Mourinho, Allego nie było już stać na nic więcej. Portugalczyk próbował jeszcze walczyć o młodego zawodnika, ale nawet tak silna osobowość nie była w stanie na niego wpłynąć. Magik stał się kabareciarzem, bo tylko tak można podsumować to, co w pewnym momencie pokazywał na boisku. Kolejne kontuzje, a w pewnym momencie nawet całkowite odsunięcie od składu przez Mourinho. Ze starego, dobrego Delego nie pozostało nic.

Spryt, akrobacje, brutalna siła. Pamiętne gole Gianluki Viallego

Gwizdy

Nuno Espirito Santo nie był w stanie już nic wykrzesać z Allego, a ten w dodatku zaczął sprawiać coraz więcej problemów wychowawczych. W klubie zdano sobie w końcu sprawę, że trzeba pożegnać kogoś, kto miał przecież zostać legendą klubu. Ostatni gwóźdź do trumny Delego w Londynie wbił jednak dopiero Antonio Conte. O ile Santo próbował jeszcze wskrzesić jakoś 26-latka, to Włoch szybko zobaczył z kim ma do czynienia i nie miał nawet najmniejszych wątpliwości. Sprzedajemy. I to jak najszybciej.

Na początku wydawało się jeszcze, że może w tym Evertonie uda się coś z nim zrobić, ale dość szybko zorientowano się, że nic z tego. Nie jest to już piłkarz na poziom Premier League. Wydaje się też, że nie było to dla niego odpowiednie miejsce, bo na Goodison Park trwała wtedy walka o życie, więc nie było szans na jakieś spokojnie wdrożenie się. W dodatku Alli już na wejściu wywołał aferę po tym, jak pokazał się na prezentacji przed kibicami w dość nietypowym stroju, który został ostro skrytykowany. Na boisku? 11 meczów, zero bramek, zero asyst.

A jak to wygląda teraz? Na początku sezonu dwa występy w Evertonie i… wypożyczenie do Besiktasu. Tak, Dele Alli wylądował w lidze tureckiej zaledwie cztery lata po tym, jak był wart 100 milionów euro. I nie dlatego, że się zestarzał, bo ma dopiero 26 lat.

To nie jest jednak najgorsze, bo okazuje się, że może być jeszcze gorzej. Mianowicie Allego nie chcą już nawet w Turcji. Internet obiegły w ostatnich dniach wymowne obrazki, jak obrażony Dele schodzi z boiska już w 29. minucie pucharowego spotkania z Sanliurfasporem przy akompaniamencie gwizdów kibiców. Trener tłumaczył to zmianą taktyczną, bo nie tylko on zszedł z boiska (zrobił to też Atiba Hutchinson), ale mimo wszystko jest to dość wymowne. Wcześniej przecież żalił się też, że nie potrafi dotrzeć do Anglika. Wielka nadzieja angielskiego futbolu wygwizdana przez kibiców Besiktasu po niespełna pół godziny gry w Pucharze Turcji.

Zaraz po tym pojawiły się doniesienia, że Turcy chcą się jak najszybciej pozbyć Allego. Ten znajduje się w Stambule w ramach rocznego wypożyczenia, więc należałoby je skrócić. A na to nie chce się zgodzić… Everton. Wychodzi więc na to, że Dele nigdzie nie jest mile widziany i przerzuca się go jak gorącego kartofla. Trudno przewidzieć, co będzie dalej, ale przyszłości nie ma raczej ani w Anglii, ani w Turcji. Zakończenie kariery? Trochę za wcześnie. A więc, gdzie Anglik może się jeszcze udać?

Skoro czeka go teraz żonglerka po klubach, to zapraszamy go za jakiś czas do Ekstraklasy.

Czytaj więcej o zagranicznej piłce:

Fot. Newspix

Urodzony w 1998 roku. Warszawiak z wyboru i zamiłowania, kaliszanin z urodzenia. Wierny kibic potężnego KKS-u Kalisz, który w niedalekiej przyszłości zagra w Ekstraklasie. Brytyjska dusza i fanatyk wyspiarskiego futbolu na każdym poziomie. Nieśmiało spogląda w kierunku polskiej piłki, ale to jednak nie to samo, co chłodny, deszczowy wieczór w Stoke. Nie ogranicza się jednak tylko do futbolu. Charakteryzuje go nieograniczona miłość do boksu i żużla. Sporo podróżuje, a przynajmniej bardzo by chciał. Poza sportem interesuje się w zasadzie wszystkim. Polityka go irytuje, ale i tak wciąż się jej przygląda. Fascynuje go… Polska. Kocha polskie kino, polską literaturę i polską muzykę. Kiedyś napisze powieść – długą, ale nie nudną. I oczywiście z fabułą osadzoną w polskich realiach.

Rozwiń

Najnowsze

EURO 2024

Boniek: Jechanie z nastawieniem, że niczego nie zdziałamy, to strata czasu

Antoni Figlewicz
0
Boniek: Jechanie z nastawieniem, że niczego nie zdziałamy, to strata czasu
Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
11
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Anglia

EURO 2024

Boniek: Jechanie z nastawieniem, że niczego nie zdziałamy, to strata czasu

Antoni Figlewicz
0
Boniek: Jechanie z nastawieniem, że niczego nie zdziałamy, to strata czasu
Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
11
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Komentarze

27 komentarzy

Loading...